Tajemnica grobowca (de Montépin, 1931)/Tom II/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnica grobowca |
Podtytuł | Powieść z życia francuskiego |
Wydawca | Redakcja Kuriera Śląskiego |
Data wyd. | 1931 |
Druk | Drukarnia Kuriera Śląskiego |
Miejsce wyd. | Katowice |
Tytuł orygin. | Simone et Marie |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Powycinane prostokąty, tworzące kratkę, przedstawiały się następująco:
Dodać należy nieodzownie, że kratka miała dwadzieścia takich podłużnych prostokątów.
Pani Rosier położyła ją na ćwiartkę papieru listowego, takiejże wielkości, na brzeg jej linijkę stalową, ażeby papier się nie ruszał, potem zaś w odcinkach kratki napisała słowa następujące:
Podróżny, ręka na temblaku, północ na kolei Północnej, wiezie sto tysięcy franków, nie trzeba, żeby je oddał pod adresem, czekaj na niego.
Napisawszy to agentka zdjęła kratkę i na ćwiartce papieru pozostały wyrazy na pozór oddzielone, bardzo zrozumiałe mające znaczenie.
Kochany przyjacielu, dziś zrana był u mnie nasz Podróżny, jego ręka. w tej chwili na temblaku, wskutek wypadku jaki się zdarzył wczoraj o północy na kolei Północnej, boję się teraz jechać tą koleją. Wiezie weksel na Dom Francuski w Paryżu. Weksel wystawiony na sto tysięcy franków, których jak sądzę nie trzeba zaraz używać na nasze interesa. Jestem zdania, żeby je bezzwłocznie oddał pod właściwym ich adresem, to jest do banku Francuskiego lub Dyskontowego. Czekaj na mnie, a nie na niego w czwartek w przyszłym tygodniu
List był skończony.
Widocznie pani Rosier nie zapomniała swego dawnego zawodu i znała sposób używania „kratek“.
Skończywszy list ten, w którym znaczenie oddzielnych wyrazów zmieniało się bardzo zręcznie, zaniosła ćwiartkę tę w raz z kratką, obiecując sobie dowieść Gibrayowi, że się nie omyliła w przpuszczeniach.
Potem zaczęła bardzo uważnie przeglądać poczynione notatki i namyślać się nad niemi.
O północy wstała z krzesła, zapaliła świeczkę, zagasiła lampę, narzuciła popiołu na ogień i wyszła z mieszkania, drzwi zamknąwszy na klucz.
O wpół do pierwszej wróciła na ulicę Victoire, położyła się spać i zasnęła, myśląc o swym ukochanym Maurycym.
Sen był niespokojny i przez widziadło odurzającej natury kilkakrotnie przerywany.
Obudziła się wcześnie, wstała natychmiast, przebrała się prędko i bardzo skromnie, napiła się czekolady, zjadła parę bułeczek i pojechała na ulicę Meslay.
Aime Joubert, znalazłszy się w mieszkaniu, przeszła wprost do pokoju z kostjumami.
Otworzyła szafę, wybrała habit zakonnicy, zaraz włożyła go na siebie, usiadła przed tualetą, umalowała sobie twarz rozmaitemi kosmetykami jak doświadczona aktorka i tak zmieniła swe rysy, że niepodobna jej było poznać.
Wkrótce po godzinie dziewiątej dzwonek u drzwi oderwał ją od roboty.
Poszła otworzyć. Na progu stał Jodelet i Martel.
Zobaczywszy siostrę z zakonu świętego Wincentego a Paulo, zupełnie im nieznaną, obaj agenci cofnęli się w tył.
— Przepraszamy cię, siostro — niezawodnie się omyliliśmy — odezwał się Jodelet zmieszany.
Agentka uśmiechnęła się.
— Nie, moi przyjaciele, — odparła.
— Nie omyliliście się. Chodźcie.
Aime Joubert zamknęła drzwi i zaprowadziła przybyłych do saloniku.
— Więc razem będziemy pracowali — rzekł Jodelet wesoło.
— Tak, mój przyjacielu. Panowie członkowie sądu i prefektury prosili mnie, ażebym wam dopomogła.
— Czy przynieśliście mi wszystkie nazwiska podróżnych, którzy wyjechali z hotelów dnia następnego po tym, kiedy zbrodnia została spełniona?