Tajemnica grobowca (de Montépin, 1931)/Tom III/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnica grobowca |
Podtytuł | Powieść z życia francuskiego |
Wydawca | Redakcja Kuriera Śląskiego |
Data wyd. | 1931 |
Druk | Drukarnia Kuriera Śląskiego |
Miejsce wyd. | Katowice |
Tytuł orygin. | Simone et Marie |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Miesiąc upłynął od sceny, którą przedstawiliśmy naszym czytelnikom. Na żądanie sędziego śledczego Pawła de Gibray ciało pięknej Oktawji poddane zostało sekcji. Igła złota, znaleziona w głowie, świadczyła o zbrodni.
Zbrodnia ta łączyła się niezawodnie z poprzedniemi i poniekąd jakby z nich wynikała — nowego jednak światła nie dostarczyła policji. Lokaj aresztowany — uwolniony był dla braku dowodów. W prefekturze panowało jak największe zamieszanie. Pomimo tylu niepowodzeń Aime Joubert nie traciła ani energii, ani nadziei. Teraz, kiedy Maurycy wiedział o wszystkiem, nie potrzebowała przedsiębrać żadnych przed nim ostrożności, ażeby prawdę ukrywać i często też całemi godzinami przebywała po za domem, ku wielkiemu zmartwieniu wiernej służącej Magdaleny.
W pałacyku Bressolów nie wszystko szło pomyślnie. Marja chociaż niebezpieczeństwo skutkiem ukąszenia żmiji już nie groziło, czuła się jednak bardzo osłabiona, co nawet dziwiło i niepokoiło lekarza domowego, pana Duffrin. Walentyna tyle była okrutna, że bez litości mówiła swej córce, iż Albert skazany jest na śmierć przez doktorów i że lada dzień umrze. Usta Marji milczały, ale myśl jej odpowiadała:
— Jeżeli umrze, to i ja pójdę za nim, rozłączeni tutaj na ziemi, połączymy się w niebie.
Jednego z ostatnich dni zimowych, które bywają czasem niezwykle ciepłe, tak, że podobne są do dni wiosennych, trzech ludzi rozmawiało przechadzając się na słońcu w małym ogródku za pałacykiem przy ulicy Surenne, obok dużego ogrodu pensji, pani Dubief. Ludźmi tymi byli Piotr Lartigues, Verdier i Maurycy.
— Miesiąc już — mówił Verdier — jak policja bardzo się kręci, ale napróżno. Zabójstwo Oktawji połączyła ze zdarzeniem na cmentarzu Pere Lachaise i na ulicy Montorgueil, lecz sprawcy nie znalazła i nie znajdzie. Podjąłeś się uwolnić nas od Marji Bressoles, a ta spadkobierczyni po Armandzie Dharville jeszcze żyje.
— Ale umiera.
— Tak, lecz z osłabienia, które pociągnąć się może jeszcze tydzień, miesiąc, a może i rok, a my tak długo nie możemy czekać.
— Cóż więc czynić?
— Skończmy już raz.
— Ale w jaki sposób?—
Nad tem razem się naradzimy.