Tajemniczy opiekun/List XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemniczy opiekun |
Wydawca | Bibljoteka Groszowa |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Polska Drukarnia w Białymstoku Sp. Akc. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Róża Centnerszwerowa |
Tytuł orygin. | Daddy-Long-Legs |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Najdroższy Opiekunie-Ojczulku.
Mam straszną, okropną, fatalną dla pana nowinę, ale nie chcę od niej zaczynać; postaram się wprawić pana przedtem w dobry humor.
Agata Abbott zaczęła być autorką. Poemat pod tytułem: „Z mojej wieży“ ukaże się w lutowym zeszycie naszego miesięcznika, na pierwszej stronicy, co jest wielkim zaszczytem dla Nowicjuszki. Nasza profesorka angielskiego zatrzymała mnie w drodze do kaplicy wczoraj wieczorem i powiedziała, że to bardzo ładny utwór z wyjątkiem szóstego wiersza, który ma o jedną stopę za dużo. Przepiszę go dla pana na wypadek, gdyby pan miał ochotę przeczytać.
Zaraz, zaraz, pomyślmy, co mogłabym jeszcze powiedzieć panu przyjemnego... Mam. Uczę się jeździć na łyżwach i potrafię już ślizgać się wcale przyzwoicie i zupełnie sama. Nauczyłam się też spuszczania po linie z dachu sali gimnastycznej i przeskakiwania przez trapez wysokości trzech stóp i sześciu cali — mam nadzieję, że uda mi się wkrótce dociągnąć do czterech stóp.
Wysłuchałyśmy dzisiaj z rana wielce budującego kazania, wygłoszonego przez biskupa z Alabamy. Tekstem jego było: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni“. Roztrząsał w niem konieczność przeoczania cudzych win i nie zniechęcania bliźnich zbyt surowem ich sądzeniem. Pragnęłabym, żeby pan był go wysłuchał.
Mamy najsłoneczniejsze, oślepiające, promienne zimowe popołudnie z soplami lodu, zwisającemi z drzew iglastych, z puszystą, grubą oponą śnieżną, otulającą miękko cały świat; wszystko tonie w niej, z wyjątkiem mnie jednej. Ja jedna tonę w smutku, uginam się pod ciężarem przytłaczającej troski.
A teraz, Ago, zdobądź się na odwagę — musisz wyjawić straszną nowinę. Niema co zwlekać dłużej. Ale czy już napewno udało mi się wprawić pana w dobry humor? — Ścięłam się z matematyki i z prozy łacińskiej! Mam z obu tych przedmiotów poprawkę i przystąpię do następnego egzaminu za miesiąc. Bardzo mi przykro, że pan dozna rozczarowania; po za tem nic a nic mnie cała ta sprawa nie obchodzi, bo czuję, że nauczyłam się wielu rzeczy, nieobjętych wykazem. Przeczytałam siedemnaście powieści i całe korce poezji — naprawdę potrzebnych powieści, jak: „Targowica próżności“ i „Alicja w Krainie Cudów“. Przeczytałam „Szkice“ Emersona; Lockharta: „Życie Scotta“, pierwszy tom Gibbona: „Cesarstwo Rzymskie“, pół tomu bjografji Benvemuta Cellini — prawda jaki zajmujący żywot? Wychodził na zwykłą przechadzkę i po drodze zdążał zabijać człowieka jeszcze przed śniadaniem.
Widzisz więc, Ojczulku, że więcej rozwinęłam się umysłowo i jestem inteligentniejsza, niż byłabym, gdybym wyłącznie kuła łacinę. Czy zechce mi pan wybaczyć ten jeden raz, jeśli przyrzeknę, że już nigdy się nie zetnę?
Pańska, w worku pokutnym i z głową posypaną popiołem skruchy,