Tajemniczy opiekun/List XXVII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jean Webster
Tytuł Tajemniczy opiekun
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1928
Druk Polska Drukarnia w Białymstoku Sp. Akc.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Róża Centnerszwerowa
Tytuł orygin. Daddy-Long-Legs
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Folwark „Wierzbinki“.
Sobota, wieczorem.

Najdroższy Ojczulku-Tatuńciu-Pajączku!
Dopiero co przyjechałam, nie wypakowałam jeszcze rzeczy, nie chcę jednak zwlekać ani chwili z powiedzeniem ci, jak bardzo ubóstwiam wieś. „Wierzbinki“ są rajskim zakątkiem. Dom jest czworoboczny, stary, stoi sto lat już, albo coś około tego. Ma z boku werendę i śliczny, słodki ganeczek od frontu. Dokoła pełno klonów, a po obu stronach drogi stoją dwoma szeregami sosny. Dom położony jest na szczycie pagórka, dzięki czemu mamy z okien rozległy widok na zielone łąki aż do szczytu następnego pagórka.
Cały Stan Connectitut przedstawia rzędy linji falistych, a nasze „Wierzbinki“ usadowiły się na grzbiecie jednej z takich fal. Stodoły stały dawniej z drugiej strony gościńca i w ten sposób tarasowały widok; na szczęście, dobroczynny piorun spadł z nieba i spalił je doszczętnie.
Jedynymi mieszkańcami domu są oboje państwo Semplowie, dziewczyna do posług i dwaj parobcy. Parobcy i dziewczyna jadają w kuchni, a państwo Semplowie i Aga — w jadalni. Na kolację mieliśmy: szynkę, jaja, sucharki, miód, piernik z konfiturami, pasztet, marynowane pikle, ser i herbatę — i ożywioną rozmowę. Nigdy w życiu jeszcze nie bawiła tak moja rozmowa nikogo; wszystko, co mówię, wydaje się tutaj bardzo zabawnem. Prawdopodobnie dlatego, że dotychczas nie znałam wcale wsi i pytania moje dyktuje wszechobejmująca ignorancja.
Posyłam panu fotografję domku; okna oznaczone krzyżykiem, nie oznaczają, jak w powieściach kryminalnych, miejsca popełnienia zbrodni, ale po prostu okna mojego pokoju. Jest on duży, kwadratowy i pusty, ginie w nim bowiem kilka prześlicznych antycznych sztuk, stanowiących całe umeblowanie. Okna otwierać można tylko przez podpieranie ich drągami; od słońca chronią zabawne zielone żaluzje ze złoconymi brzeżkami; żaluzje te same opadają, jak się ich tylko dotknąć. W środku pokoju stoi wielki kwadratowy stół — mam zamiar spędzić przy nim lato na pisaniu powieści.
Ach, Ojczulku, taka jestem zachwycona. Nie mogę doczekać się rana, aby obejrzeć wszystko. W tej chwili jest 8.30; zgaszę zaraz świecę i postaram się usnąć. Wstajemy o 5-ej. Słyszał pan kiedy o czemś równie zabawnem? Nie mogę uwierzyć, abym tutaj była naprawdę ja, Aga. Ty, Ojczulku, i dobry Bóg, dajecie mi więcej, niż na to zasługuję. Muszę starać się być bardzo, bardzo, ale to bardzo, a bardzo dobrą, aby się wam za to wywdzięczyć. Będę nią. Przekona się pan.

Dobranoc.
Aga.

P. S. Jaka szkoda, że pan nie może słyszeć rechotania żab i krząkania małych prosiaczków — i że pan nie może widzieć księżyca na nowiu! Widzę go nad mojem prawem ramieniem.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jean Webster i tłumacza: Róża Centnerszwerowa.