Tako rzecze Zaratustra/O hołocie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O hołocie |
Pochodzenie | Tako rzecze Zaratustra |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” S. A. |
Wydanie | nowe |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Toruń, Warszawa, Siedlce |
Tłumacz | Wacław Berent |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część druga Cały tekst |
Indeks stron |
O HOŁOCIE
Życie jest krynicą rozkoszy; lecz gdzie i hołota pija, tam wszystkie studnie są zatrute.
Sprzyjam wszystkiemu, co schludne; ale tych wyszczerzonych pysków ścierpieć nie mogę, nie znoszę pragnienia niechlujnych.
Rzucili spojrzenie w głąb studni: i oto wyziera mi ze studni ich przemierzły chichot.
Świętą wodę zatruli swą lubieżnością; a gdy swe brudne sny rozkoszą nazwali, zatruli nawet i słowa.
Niechętnym staje się i płomień, gdy oni swe wilgłe serca do ognia znoszą. Nawet duch dymi i swąd dawać poczyna, gdzie się hołota do ognia tłoczy.
Mierźle slodkawym i omiękłym staje się w ich dłoniach każdy owoc: spojrzenie ich czyni każde drzewo owocne uschłem na wierzchołku i wywrotnem od lada wiatru.
A niejeden, co się z życia wycofał, wycofał się tylko od hołoty: nie chciał z nią wspólności przy studni, ognisku i owocach.
A niejeden, co na pustynię poszedł i z drapieżnemi zwierzęty pragnienie cierpiał, nie chciał tylko wraz z niechlujnymi poganiaczami wielbłądów zasiadać u cysterny.
A niejeden, co jako burzyciel przychodził, jako gradobicie pola uprawne nawiedzał, chciał tylko hołocie nogę wetknąć w paszczę i tak oto gardziel jej zatkać.
Owym kęsem, przy którym namordowałem się najbardziej, nie była wątpliwość, zali życie potrzebuje koniecznie wróżdy, śmierci i krzyżów męczeńskich: —
Lecz, żem się pytał samego siebie i dusił nieomal tem pytaniem: czyżby? czyżby życie potrzebowało nawet i hołoty?
Są-że konieczne studnie zatrute, ogniska cuchnące, marzenia skalane i czerwie w chlebie życia?
Nie nienawiść moja, lecz mój wstręt żerował głodny na życiu! Och, i ducha sobie obmierziłem, gdym spostrzegł, że i hołota miewa błyskotliwego ducha!
I do panujących tyłem się odwróciłem, gdym ujrzał, co oni zwą panowaniem: szacherkę i targi o władzę — z hołotą!
Wśród ludów obcej mowy mieszkałem z przysłoniętemi uszami: aby mi język ich szacherki obcym pozostawał, oraz ich targi o władzę.
Nos sobie zatykając, mijałem niechętny wszelkie wczoraj i dziś: zaprawdę, wszelkie dziś i wczoraj cuchnie piszącą hołotą!
Niczem kaleka, — głuchy, niemy i ślepy: tale oto przeżywałem długie czasy, abym nie potrzebował żyć pośród hołoty rządzącej, piszącej i używającej.
Mozolnie wspinał się duch mój na stopnie i ostrożnie przytem; liche jałmużny rozkoszy orzeźwieniem mi były; przy kiju spełzło ślepcowi życie.
I cóż się stało ze mną? Jakżem się ja wyzwolił ze swego wstrętu? Jakżem odmłodził swe oko? Jakżem się ja wzbił na te wyżyny, gdzie żadna hołota u studzien nie zasiada?
Obdarzył-że mnie wstręt skrzydłami? oraz siłą, która wyczuwa źródliska? Zaprawdę, na najwyższe szczyty wzlecieć musiałem, aby odnaleźć krynicę rozkoszy!
O, znalazłem ja ją, bracia moi! Tu na wyniosłościach najwyższych tryska mi krynica rozkoszy! — Jest więc życie, do którego nie ciśnie się spragniona hołota!
Zbyt gwałtownie bijesz ty mi, rozkoszy źródło! I często kielich opróżniasz dlatego tylko, że go ponownie napełnić pragniesz!
I uczyć się jeszcze muszę z większą skromnością zbliżać się do ciebie: zbyt gwałtownie rwie się nie serce ku tobie: —
To serce moje, na którem lato w słońcu płonie, lato krótkie, gorące i posępne, a tak ogromnie szczęśliwe: jakże me serce latowe pożąda twojej ochłody!
Minął ociągający się smętek mej wiosny! Minęła złośliwość płatów śniegu czerwcowych! Latem stałem się na wskroś i letniem południem!
Latem na wzniesieniach najwyższych z chłodnemi źródły i błogą ciszą: o, chodźcież, przyjaciele moi, aby się ta cisza jeszcze bardziej błogą stała!
Gdyż to jest nasza wyżyna i nasza ojczyzna: za wysoko i zbyt stromo mieszkamy dla wszystkich niechlujnych, oraz dla ich pragnienia.
Czyste oczy wasze, przyjaciele, niechże wejrzą w krynicę mojej rozkoszy! Jakżeby się ona tem zmącić miała! Odeśmieje się ona wam własną swą czystością.
Na drzewie przyszłości zbudujemy swe gniazdo; orły niech samotnikom pokarm w dziobach znoszą!
Zaprawdę, nie jest to strawa, którąby i niechlujni spożywać z nami mogli! Zdawałoby się im, że ogień żrą i pyski popalić sobie gotowi!
Zaprawdę, niemasz tu u nas przytułku dla niechlujnych. Lodową jaskinią zda się nasze szczęście ich ciałom i duchom!
I jako wichry ponad nimi przebywać będziemy, sąsiedzi orłów, sąsiedzi śniegu, sąsiedzi słońca: tak żyją wichry.
I jako wicher wionę ja kiedyś między nich, a własnym duchem odbiorę tchnienie ich ludowi: przyszłość ma łaknie tego.
Zaprawdę, wichrem jest Zaratustra dla wszelkich nizin; i tą radą radzę wrogom swoim, oraz wszystkiemu, co tam pluje i śliną miota: „strzeżcie się plucia pod wiatr!“ —
Tako rzecze Zaratustra.