Tako rzecze Zaratustra/O tarantulach
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O tarantulach |
Pochodzenie | Tako rzecze Zaratustra |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” S. A. |
Wydanie | nowe |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Toruń, Warszawa, Siedlce |
Tłumacz | Wacław Berent |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część druga Cały tekst |
Indeks stron |
O TARANTULACH
Patrz, oto jest jaskinia tarantul! Chcesz-że samo zwierzę ujrzeć? Tu wisi jego pajęczyna: dotknij tylko, aby zadrżała.
Otóż i ona: witaj, tarantulo! Czarno tkwi na twym grzbiecie twój trójkąt i znak wróżebny; ja zaś wiem nawet, co w twej duszy tkwi.
Zemsta tkwi w twojej duszy: gdziekolwiek ugryziesz, tam wyrasta czarny strup; jadem swoim o kołowaciznę zemsty przyprawiasz duszę!
Tak mówię w przypowieści do was, którzy o kołowaciznę przyprawiacie dusze, wy kaznodzieje równości! Tarantulami jesteście wy dla mnie i ukrytymi mściwcami!
Lecz oświetlę ja wnet kryjówki wasze: i przeto rzucam wam w twarz swój śmiech z wyżyn.
I przeto szarpię tę waszą pajęczynę, aby wściekłość wywabiła was z jaskini kłamstwa, i aby zemsta wasza wyskoczyła z poza waszego słowa „sprawiedliwość“.
Gdyż wyzwolenie człowieka z zemsty: oto co mi jest mostem ku najwyższej nadziei i tęczą po długiej słocie.
Lecz tarantule pragną oczywiście inaczej. „To właśnie niech nam będzie sprawiedliwością, że świat się wypełnia burzami zemsty naszej“ — tak oto mawiają między sobą.
„Darzmy zemstą i spotwarzaniem tych wszystkich, którzy nie są nam równi“, — tak oto ślubują sobie serca tarantul.
Nadto „wola sprawiedliwości“! — ona to winna być nadal imieniem cnoty; zaś przeciw wszystkiemu, co władzę posiada, wszczynajmy swój krzyk!
Kaznodzieje wy równości, tyraństwa to obłęd w niemocy woła tak przez was o „sprawiedliwość“: wasze najskrytsze zachcianki tyraństwa kapturzą się tak oto słowami cnoty!
Utrapieńcza pycha i tłumiona zawiść, może ojców waszych pycha i zawiść: oto co z was płomieniem bucha i zemsty obłędem.
Co ojciec przemilczał, to głosi się w synu; i nieraz był mi syn tylko obnażoną tajemnicą ojca.
Zdają się pełnymi zapału: lecz nie serce zapał w nich nieci — lecz zemsta. A gdy się subtelni i zimni stają, nie duch, lecz zawiść czyni ich subtelnymi i zimnymi.
Zawiść wiedzie ich na ścieżki myślicieli; i to jest znamieniem ich zawiści: — zawsze wiedzie ich ona za daleko; aż wreszcie ich znużenie zlec musi na śniegu.
W każdej ich skardze brzmi zemsta, w każdej pochwale dokuczliwość; a być sędzią zda im się snadnie najwyższą błogością.
Aliści radzę ja wam, przyjaciele moi: nie dowierzajcie nikomu, w kim popęd do karania jest zbyt silny!
Lud to złego obyczaju i złego rodu: z twarzy jego wyziera kat i wyżeł tropiący.
Nie dowierzajcie nikomu, co o swej sprawiedliwości mawiać rad! Zaprawdę, ich duszom brak nie tylko miodu.
A gdy się sami za „dobrych a sprawiedliwych“ podają, nie zapominajcie, że, aby stać się faryzeuszami, brak im tylko — władzy!
Przyjaciele moi, ani pomieszany być z innymi, ani uchodzić za kogo innego nie pragnę.
Bywają i tacy, co głoszą mą naukę o życiu: lecz są zarazem kaznodziejami równości i tarantulami.
A że na chwałę życia przemawiają, aczkolwiek, z życia wycofani, w norach swych tkwią, pająki te jadowite! — czynią to dlatego, że chcą tem właśnie bólu przyczyniać.
Dokuczyć chcą tym, którzy teraz władzę mają: gdyż śród tych właśnie najchętniej bywają słuchane kaznodziejstwa na cześć śmierci.
Gdyby inaczej było, inaczejby też pouczały i tarantule; wszak to one właśnie były niegdyś najlepszymi oszczercami życia i podpalaczami stosów kacerskich.
Z tymi kaznodziejami równości pomieszany być nie chcę, ani za jednego z nich uchodzić nie pragnę. Gdyż tak oto mówi mi sprawiedliwość: „ludzie równi nie są“.
I stać się równymi nawet nie powinni! Czemżeby była ma miłość nadczłowieka, gdybym pouczał inaczej?
Na tysiącu mostów i po stopni tysiącu winni się tłoczyć ku przyszłości, coraz więcej wojny a nierówności niecić między nimi należy: tak mi ma wielka miłość mówić każe!
Twórcami wyobrażeń posągowych i upiornych stawać się winni w zwalczaniu się wzajemnem, i staczać niemi walki najwyższe.
Dobro i zło, bogactwo i ubóstwo, wyniosłość i gminność, oraz wszystkie imiona wartości: orężem winny być one, a zbrojnym swym poszczękiem znamionować, iż życie samo siebie ustawicznie przezwyciężać musi!
Na wysokościach w stopnie i kolumny spiętrzać się pragnie życie samo: w odległe chce spoglądać dale, ku dalekim chce wyzierać pięknościom, — przeto wyży potrzebuje!
A że wyniosłości wymaga, wymaga też i stopni oraz przeciwieństwa stopni i wstępujących! Wspinać się pragnie życie, a wspinając, przezwyciężać siebie.
I patrzcież mi, przyjaciele! Tu oto, gdzie tarantuli nora, wznoszą się ruiny starej świątyni, — spojrzyjcież mi tylko rozjaśnionemi oczyma!
Zaprawdę, kto tu niegdyś myśli swoje w kamieniu spiętrzył, ten życia tajemnicę pojmował, jako najwięksi pojmują mędrcowie!
Że walka i nierówność w pięknie nawet bywa, oraz wojna o moc, a przemoc: o tem poucza on nas w dobitnej przenośni.
Jakże się tu bosko załamują w zapasach łuki i sklepienia: jakże światłem i cieniem prą i dążą przeciw sobie, boskiemi usiłowaniami dążne!
Tako pewnie i tak pięknie bądźmyż i my wrogami sobie, przyjaciele moi! Dążmyż bosko wzajem przeciw sobie! —
Biadał ot ugryzła mnie tarantula, ma stara nieprzyjaciółka! Z boską pewnością i pięknie ugryzła mnie w palec!
„Kara być musi i sprawiedliwość, — myśli tarantula, — nie darmo będziesz mi na cześć wróżdy swe pieśni tu głosił!“
Zemściła się przecie! I biadał teraz jej jad zemsty mą duszę o kołowaciznę przyprawić gotów!
Ażebym w ów kołowrót nie wpadł, przywiążcie mnie, przyjaciele, do tego słupa! Wolę być raczej świętym u słupa, niźli wirem mściwości!
Zaprawdę, zawieruchą ani wichurą Zaratustra nie jest; a jeśli tancerzem bywa, przenigdy być nie chce tarantuli tancerzem! —
Tako rzecze Zaratustra.