Tako rzecze Zaratustra/O wyzwoleniu
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O wyzwoleniu |
Pochodzenie | Tako rzecze Zaratustra |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” S. A. |
Wydanie | nowe |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Toruń, Warszawa, Siedlce |
Tłumacz | Wacław Berent |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część druga Cały tekst |
Indeks stron |
O WYZWOLENIU
Gdy Zaratustra przechodził pewnego dnia przez most, otoczyli go kalecy i żebracy, a pewien garbaty zagadnął go temi słowy:
„Spojrzyj, Zaratustro! Oto i lud uczy się od ciebie i zaczyna ufać twej nauce: lecz aby całkowicie w ciebie uwierzył, potrzeba na to jednego — winieneś przekonać i nas, kaleki wszelkie. Tu oto masz piękny dobór i sposobność do roboty z niejednym czubem! Ślepców możesz zleczyć, kulawych do biegu przysposabiać; zaś temu, co zbyt wiele na sobie dźwiga, mógłbyś ująć coś niecoś z grzbietu: — Oto, według mnie, najwłaściwsza droga, aby i kalecy uwierzyli w Zaratustrę!“
Zaratustra zaś odparł onemu w te słowa: „Gdy się garbatemu odbiera jego garb, odbiera mu się jego ducha, — tak uczy lud. Gdy się ślepemu wzrok przywraca, widzi zbyt wiele złego na świecie: tak, iż przeklina tych, co go zleczyli. Ten zaś, kto kulawemu zdolność biegu przywróci, czyni mu największą krzywdę: gdyż ledwo biegać się nauczy, a rozbiegną się wraz z nim i jego niecnoty — tak poucza lud o kalekach. I czemużby nie miał Zaratustra uczyć się od ludu, skoro lud uczy się od Zaratustry?
Jest mi to jednak rzeczą najbłahszą jeszcze, iż od czasu, gdy pośród ludzi przebywam, widzę raz po raz, że temu brakuje oka, tamtemu ucha, trzeciemu nogi; lub też, że inni stracili język, nos lub głowę.
Widuję i widywałem rzeczy gorsze, nieraz tak ohydne, że nie o każdej mówić mogę, a niejednej nawet widziećbym nie pragnął: widuję mianowicie ludzi, którym brak wszystkiego oprócz jednego członka, który jest w takich razach zwykle za wielki, ludzi, którzy niczem już więcej nie są, tylko wielkiem okiem, wielkim pyskiem, wielkim brzuchem, zgoła czembądź wielkiem, — kalekami na wywrót zwę ja takich.
Gdy, powracając z samotni, po raz pierwszy przechodziłem przez ten most: nie dowierzałem oczom własnym: spoglądam, patrzę i mówię wreszcie: „toż to jest ucho! ucho wielkości człowieka!“ Przyglądam się jeszcze lepiej: pod uchem porusza się coś żałośnie małego, ubożuchnego i mizernego. I rzeczywiście, potworne uszysko było osadzone na malutkiej, cienkiej łodyżce; łodyżka ta była — człowiekiem! Gdym szkła do oczu podniósł, mogłem dojrzeć nawet maleńką, zazdrosną twarzyczkę i to nawet, że na łodydze kiwała się nadęta duszyczka. Lud zaś pouczył mnie, że to wielkie ucho to nietylko człowiek, lecz człowiek wielki, geniusz. Lecz ja nie dowierzam nigdy ludowi, gdy o wielkich ludziach mówi — i pozostałem przy swojem przekonaniu, że to jest kaleka na wywrót, który ma wszystkiego za mało, a jednego za wiele“.
Gdy Zaratustra tak odparł garbusowi oraz tym wszystkim, których on był głosem i orędownikiem, zwrócił się pełen głębokiej goryczy do uczni swoich i rzekł:
„Zaprawdę, przyjaciele moi, obracam ja się między ludźmi, jak pośród ułomków i członków ludzkich!
To jest dla mego oka rzeczą najstraszniejszą, iż widzę człowieka podruzgotanego o porozpraszanych członkach niby na pobojowisku lub na podwórzu rzeźni.
A gdy się me oko umknie od „teraz“ ku „niegdyś“, znajduje zawsze to samo: ułomki, członki i okrutne przypadki — ludzi nie widzi!
Owo „teraz“ i „niegdyś“ na ziemi, — och! przyjaciele moi — to jest moje brzemię, najdokuczliwsze, i żyćbym przecie nie zdołał, gdybym nie był jasnowidzem tego, co przyjść musi.
Wieszczem, twórcą, człekiem chcenia i woli, sam przyszłością i sam sobie mostem ku przyszłości — i niestety! również i kaleką przy tymże moście: oto czem jest Zaratustra.
I wy zagadywaliście nieraz samych siebie: „kimże jest Zaratustra? Czemże ma być on dla nas?“ I dawaliście sobie, jako ja to czynię, w odpowiedzi — pytania.
Jestże on zwiastunem? Czy dokonawcą? Zdobywcą? Czy też dziedzicem? Jestże jesienią? Lemieszem? Lekarzem? Czy też ozdrowiałym?
Jestże on poetą? Czy też prawdomówcą? Wyzwolicielem? Czy też pogromcą? Jestże dobry? — Zły?
Błąkam się między ludźmi, jak pośród ułomków przyszłości: przyszłości, którą ja oglądam.
I tem jest ma twórczość i dążenie, iż w jedno przetwarzam i w całość skupiam, co jest ułomkiem i zagadką, i okrutnym przypadkiem.
Jakżebym ja zniósł, żem jest człowiekiem, gdyby człowiek nie był wieszczem, zagadek odgadywaczem, i wyzwolicielem przypadku!
Przeszłych wyzwolić, wszelkie „Było“ przetworzyć w „Takem ja właśnie pragnął!“ — oto cobym dopiero wyzwoleniem zwał!
Wola — tak zwie się oswobodziciel i zwiastun radosny: tak i ja was pouczam, przyjaciele moi! Douczcież się wszakże i tego jeszcze: wola sama jest jeszcze więźniem.
Chęć oswobadza: lecz jakże się to zwie, co nawet i oswobodziciela w kajdany zakuwa?
„To było“: oto zębów zgrzytanie i najsamotniejsza zgryzota woli. Bezsilna wobec wszystkiego, co już dokonane, jest wszelkiej przeszłości wrogim widzem.
Bo że wstecz wola chcieć nie może; że czasu przełamać nie zdoła, ani czasu pożądliwości, — tem jest woli zgryzota najsamotniejsza.
Wola oswobadza: cóż więc obmyśli sobie ona, aby się pozbyła własnego posępku i szydziła z własnego wiezienia?
Och, błaznem staje się każdy więzień! Szaleńczo wyzwala się też i więziona wola.
Że czas wstecz się nie cofnie, to rodzi jej gniew zawzięty. „To, co było“, — tak zwie się kamień, którego nie zdoła potoczyć.
Toczy więc kamienie zawziętości i niechęci i wywiera zemstę na wszystkiem, co wraz z nią nie odczuwa zawziętości i niechęci.
I tak oto staje się wola, oswobodzicielka, sprawczynią bólu: na wszystkiem, co cierpieć zdolne, wywiera zemstę za to, iż cofnąć się nie może.
I tem oto, wyłącznie tem tylko, jest i zemsta sama: woli niechęcią do czasu i jego „to było“.
Zaprawdę, wielkie szaleństwo tkwi w naszej woli: zaś dla wszystkiego, co ludzkie, klątwą się stało, iż to szaleństwo sobie zdobyło ducha!
Duch zemsty: przyjaciele moi, to było dotychczas najlepszem zastanowieniem się człowieka; a gdzie cierpienie było, tam kara zawsze być musiała.
„Kara“, tem słowem przezwała zemsta samą siebie: słowem kłamliwem udaje ona obłudnie czyste sumienie.
A że w chcącym jest wiele cierpienia, iż wstecz chcieć nie może, — przeto i chęć sama i życie wszelkie — winny być karą!
I oto chmura za chmurą zachodziły na ducha: aż wreszcie obłęd przemawiać zeń począł: „Wszystko zanika, przeto wszystko zaniku jest warte!“
„I tem jest sprawiedliwość sama: — owo prawo czasu, co dzieci swoje pożerać musi“: tak pouczał obłęd.
„Moralnym stoją rzeczy ładem wedle prawa i kary. Och, gdzież jest wyzwolenie z toku rzeczy i z kary „istnienia?“ Tak pouczał obłęd.
„Czyż możebne jest wyzwolenie, skoro istnieje wieczne prawo? Och, nie do dźwignięcia jest ów kamień „to było“: wieczne muszą być też i wszelkie kary!“ Tak pouczał obłęd.
Żaden czyn złagodzony być nie może: jakżeby on mógł dzięki karze stać się niedokonanym! To właśnie — jest wiecznem w karze „istnienia“, iż istnienie wiecznie — i czynem, i karą być musi!
Chyba że wola wreszcie samą siebie wyzwoli, że chcenie niechceniem się stanie —“: lecz wszak wy znacie, bracia moi, tę starą piosnkę obłędu!
Odwodziłem was od tych starych baśni, gdym uczył: „wola jest twórcą“.
Wszelkie „to było“ jest ułomkiem, zagadką, okrutnym przypadkiem, póki wola twórcza na to nie powie: „lecz tak ja właśnie chciałam!“
— Aż póki wola twórcza na to nie rzeknie: „Lecz tak chcę właśnie! Tak chcieć będę!“
Lecz czyż mówiła ona już tak? I kiedyż się to stanie? Czy wola jest już odprzęgnięta od własnego szaleństwa?
Stałaż się już wola zbawcą i zwiastunem radosnym dla samej siebie? Oduczyłaż się ona ducha zemsty i zębów zgrzytania?
I któż nauczył ją pojednania z czasem i czegoś wyższego ponad wszelkie pojednanie?
Czegoś wyższego ponad wszelkie pojednanie chcieć musi wola, która jest wolą mocy: lecz jakże jej na to przyjdzie? Któż pouczył ją nawet i o chceniu wstecz?“
— Lecz w tem miejscu przerwał Zaratustra nagle swą mowę i czynił wrażenie człowieka, którego ostateczne przerażenie ogarnia. Przestraszonemi oczyma wodził po uczniach swoich, a oczy te przebijały jak strzały ich myśli jawne i ukryte. Po chwili zaśmiał się jednak i rzekł w dobroci:
„Trudno żyć z ludźmi, ponieważ milczeć jest tak trudno. Osobliwie dla gaduły“. —
Tako rzekł Zaratustra. Garbus jednak przysłuchiwał się rozmowie, przysłoniwszy przytem twarz; gdy usłyszał śmiech Zaratustry, wejrzał ciekawie i rzekł powoli:
„Lecz dlaczegóż to Zaratustra mówi inaczej do nas, niźli do uczni swoich?“
Zaratustra odparł: „Cóż w tem dziwnego! Z koszlawym wolno i koszlawo pogadać!“
„Pięknie, odparł garbus; — zaś wobec uczni wolno bajać, jak w uczelni.
Lecz czemuż to Zaratustra mówi inaczej do swych uczni, niźli do samego siebie?“ —