Tako rzecze Zaratustra/Pielgrzym

<<< Dane tekstu >>>
Autor Friedrich Nietzsche
Tytuł Pielgrzym
Pochodzenie Tako rzecze Zaratustra
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” S. A.
Wydanie nowe
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Toruń, Warszawa, Siedlce
Tłumacz Wacław Berent
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część trzecia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

PIELGRZYM

Południe było, gdy Zaratustra wstąpił na drogę, wiodącą przez górzysty grzbiet wyspy, aby wczesnym rankiem stanąć na przeciwległym wybrzeżu i na okręt się przeprawić. Dobra tam była przystań w zatoce i obce okręty chętnie zarzucały w niej kotwice; odpływając brały one na pokład tych, co z wysp szczęśliwości przez morze przeprawić się pragnęli. Gdy Zaratustra wspinał się pod górę, wspominał po drodze wiele swych wędrówek samotnych w młodości, oraz wszystkie te wzgórza, grzbiety górskie i wierzchołki, na które się niegdyś wspinał.
Pielgrzymem jestem i ochotnym po górach wędrownikiem, rzekł do swego serca; nie lubię płaszczyzn i zda mi się, że nie długo na miejscu wysiedzieć zdołam.
I wszelka dola, wszelkie wydarzenie, które mi się przytrafić może, — coś z pielgrzymki w nich będzie i z wędrowań po szczytach: przeżywa bo wszak człowiek samego siebie jedynie.
Minął już czas, kiedy przypadki napotykać mnie mogły; cóżby dziś jeszcze przytrafić mi się mogło, coby nie było już mojem!
Nawróci ona tylko, ku swej siedzibie cofnie się wreszcie — ma samość, oraz to wszystko, co z niej na obczyźnie przebywało, rozproszone pośród wszelkich rzeczy i przypadków.
I to jedno wiem jeszcze: oto staję przed swym ostatnim szczytem: przed tem, co mi najdłużej zaoszczędzone było. Och, na najtwardszą swą drogę wstępuję obecnie! Och, począłem swą najsamotniejszą wędrówkę!
Lecz kto z mego jest rodu, ten się nie umknie takiej godzinie, godzinie, która doń rzecze: „Aliści teraz dopiero idziesz drogą swej wielkości! Szczyt i przepaść — w jedno się to teraz zwarto!
Idziesz drogą swej wielkości: ostatnią twą ucieczką stało się to, coć było dotychczas największem niebezpieczeństwem!
Idziesz drogą swej wielkości: odtąd najlepszą winno ci być otuchą, iż poza tobą niema już drogi!
Idziesz drogą swej wielkości: nikt tu za tobą nie popełznie! Twa noga gasiła sama ślady drogi poza sobą, drogi, nad którą widnieje napis: niemożebność.
A gdy ci obecnie wszelkich drabin zbrakło, winieneś się rozumieć i na tem, jak się na głowę własną wspinać należy: jakżebyś ty inaczej wspinać się zdołał?
Na głowę własną i ponad własne serce! Co najłagodniejszego jest w tobie, największą tężyzną stać się to jeszcze musi.
Kto się zanadto zwykł oszczędzać, chorzeje wreszcie z oszczędzania tego. Chwała wszystkiemu, co twardym czyni! Nie sławię ja krainy w miód i mleko opływającej!
Od siebiewdal nauczyć się spoglądać, aby wiele móc widzieć: — ta tężyzna niezbędna jest dla każdego, kto się na góry wspina.
Kto zaś, jako poznający, oczyma natrętny bywa, jakżeby on mógł dojrzeć w rzeczach coś więcej nad ich powierzchowne zarysy.
Ty jednak, o Zaratustro, chcesz dojrzeć rzeczy wszelkich spody i podspody: musisz więc przeto ponad samego siebie się wspinać, — w górę, wzwyż, aż póki gwiazd własnych nie ujrzysz pod sobą!
O tak! Na dół spozierać na samego siebie i na gwiazdy własne: to niech mi dopiero szczytem moim będzie, pozostało mi to jeszcze do osiągnięcia, jako szczyt mój ostatni! —
Tak przemawiał do siebie Zaratustra, wspinając się na górę, twardemi przypowieściami krzepiąc swe serce: gdyż okaleczone było one, jako nigdy przedtem nie bywało. Gdy zaś na przełęcz wstąpił, patrzy, oto wdali widnieje rozłogiem inne morze; Zaratustra stanął i milczał długo. Noc zaś mroźna była na tej wysokości, widna i gwiaździsta.
Poznaję dolę mą, rzekł wreszcie w smutku. Niech się stanie! Jam gotów. Oto poczęła się w tej chwili ma ostatnia samotność.
Och, to czarne, smutne morze pode mną! Och, ten brzemienny ponocny smętek mój! O, dolo ma i morze! Ku wam to zstąpić muszę!
Przed najwyższą swą górą staję i przed najdłuższą pielgrzymką: przeto głębiej zstąpić muszę, niźlim kiedykolwiek zstępował:
— głębiej w ból, niźlim kiedykolwiek to czynił, w najczarniejszą zanurzać się muszę falę! Dola ma tego chce. Niech się ma wola dokona! Jam gotów.
Skąd pochodzą najwyższe góry? — pytałem się niegdyś. Nauczono mnie, że z morza one pochodzą.
Świadectwo to w głazie wypisane mają i w skalnych ścianach swych wierzchołków. Z największej głębi muszą najwyższe szczyty wydźwigać się ku swojej wyży. —

Tak mówił Zaratustra, stojąc na szczycie góry, gdzie chłód panował; gdy jednak w pobliże morza zeszedł i gdy wreszcie stanął samotny pośród skał przybrzeżnych, zdrożonym się wówczas poczuł i jeszcze bardziej roztęsknionym.
Oto wszystko we śnie jeszcze spoczywa, rzekł, i morze śpi jeszcze. Sennie i obco spoziera ku mnie jego źrenica.
Oddycha wszakże ciepło, czuję to. I to czuję jeszcze, że ono śni. Oto wije się śniące na twardem podłożu.
Słuchaj! bacz! Jak od złych wspomnień jęczy ono! Lub od złych przeczuć może?
Och, jam jest pełen smutku wraz z tobą, ciemny ty potworze; trapię się również i o ciebie.
Och, że też ma dłoń nie dość siły posiada! Chętnie, zaprawdę, wyzwoliłbym ja cię ze złych snów twoich! —

Gdy Zaratustra te słowa rzekł, zaśmiał się z samego siebie pełen smętku i goryczy. Jakżeto, Zaratustro! więc i morzu nawet chcesz śpiewać ukojenia?
Och, ty szaleńcze, z nadmiaru miłości, radosnem zaufaniem pijany! Lecz takim byłeś mi zawsze: zbliżałeś się zawsze ufnie ku wszelkim okropnościom.
Każdego potwora nawet radbyś głaskać. Jedno tchnienie ciepłego oddechu, nieco miękkich kudłów na łapie: a wnet gotów bywałeś ukochać to, i ku sobie wabić.
Miłość jest niebezpieczeństwem samotnika, miłość ku wszystkiemu, co tylko żyje! Śmiechu warte, zaprawdę, nie szaleństwo i nie umiarkowanie w miłości! —

Tak rzekł Zaratustra i zaśmiał się po raz wtóry: lecz oto wspomniał opuszczonych przyjaciół — i zdało mu się, że swemi myślami im się sprzeniewierzył, zapłonął przeto gniewem przeciw własnym myślom. I stało się niebawem, że śmiejący się płakał: — z gniewu i tęsknoty płakał gorzko Zaratustra.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Fryderyk Nietzsche i tłumacza: Wacław Berent.