Tako rzecze Zaratustra/Pijawka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pijawka |
Pochodzenie | Tako rzecze Zaratustra |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” S. A. |
Wydanie | nowe |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Toruń, Warszawa, Siedlce |
Tłumacz | Wacław Berent |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część czwarta Cały tekst |
Indeks stron |
PIJAWKA
I Zaratustra zanurzał się w zamyśleniu coraz dalej i głębiej w lasy, mijając przydroża bagienne. Jak to się temu przytrafia, co w ciężkiej zadumie przed się na ślepo idzie, nastąpił niespodzianie na człowieka. I oto w jednej chwili parsknęły mu w twarz: okrzyk bólu, dwie klątwy i ze dwadzieścia ciężkich przekleństw: tak że Zaratustra podniósł kij i począł bić nadeptanego. Opamiętał się wszakże natychmiast i zaśmiał się w sercu z szaleństwa, które w tej chwili popełnił.
„Daruj, rzecze do nadeptanego, który podnosił się chmurnie i przysiadał, daruj i weź przedewszystkiem tę oto przypowieść.
Jak wędrowiec, o dalekich rzeczach marzący, niespodzianie na samotnej drodze śpiącego psa potrąci, psa, co się w słońcu wygrzewa:
— jak oba przerażeni rzucą się na siebie, niby wrogowie śmiertelni, ci dwaj śmiertelnie przerażeni: tak oto i nam się przytrafiło.
A jednak! Jednak — jak nie wiele brakowało do tego, aby garnęli się ku sobie, ów pies i ów samotnik! Są wszak oba — samotnikami!“
— „Kimkolwiek jesteś, odparł nadeptany wciąż jeszcze chmurny, następujesz na mnie i przypowieścią swą a nietylko nogą!
Spojrzyj, czyż psem jestem?“ — przyczem siedzący wyciągnął nagie ramię z bagna — i podniósł się. Napoczątku leżał on był na ziemi ukryty i niewidoczny, jak ktoś, na dzicz bagienną zaczajony.
„Cóżeś ty tu czynił?!“ — krzyknął Zaratustra przerażony, ujrzawszy, że nagie jego ramię spływało obficie krwią, — „cóż ci się wydarzyło? Ugryzłoż cię, nieszczęsny, jakie złe zwierzę?“
Krwawiący zaśmiał się, wciąż jeszcze zagniewany. „Cóż ciebie to obchodzi! rzekł i chciał odejść. Jestem tu w swoich obszarach. Niech mnie pyta, kto zechce: dla gamonia wszakże odpowiedzi nie mam“.
„Mylisz się, rzekł Zaratustra i zatrzymał go, mylisz się: nie u siebie tu jesteś, lecz w mojem państwie, i nikomu krzywda stać się tu nie powinna.
Zwij mnie wszakże jako chcesz, jestem, kim być muszę. Samego siebie zwę Zaratustrą.
Spójrz! Tędy górą wiedzie droga do jaskini Zaratustry: nie daleko ona stąd. Nie zechciałbyś u mnie ran twych doglądać?
Na złe ci przyszło nieszczęsny w twem życiu: naprzód ugryzło cię zwierzę, potem nadeptał cię jeszcze człowiek!“ —
Gdy nadepnięty usłyszał imię Zaratustry, przeistoczył się nagle. „Jakaż dola mnie ściga! wykrzyknął, któż bo obchodzi mnie jeszcze w życiu, prócz tego jednego człowieka, prócz Zaratustry i tego zwierzęcia, co krwią żyje: prócz pijawki?
Łowiąc pijawki, leżałem w tem oto bagnie i już zanurzone me ramię dziesięć razy ukąszone było, gdy oto wgryza się po krew moją jeszcze piękniejsza pijawka, sam Zaratustra!
O szczęście! o cudzie! Sławię dzień, który mnie w to bagno zawiódł! Sławioną niech będzie najlepsza żywa bańka z tych, co dziś żyją, sławioną największa pijawka sumienia, Zaratustra!“ —
Tak oto mówił nadeptany. Zaratustrę radowały te jego słowa, oraz słów tych swoista pokora. „Kim jesteś? pytał i podał mu dłoń; między nami wiele wyjaśnione i wypogodzone być winno: lecz, zda mi się, już się poczyna czysty, jasny dzień.“
„Jam jest sumienny z ducha, odparł zagadnięty, a w rzeczach ducha nikt chyba sumienniej, ciaśniej i twardziej sobie nie poczyna ode mnie, wyjąwszy człowieka, od któregom się tego nauczył: wyjąwszy samego Zaratustrę.
Lepiej nic nie wiedzieć, niźli wiele, a połowicznie! Lepiej być głupcem na własną rękę, niźli mędrcem według cudzego mniemania! Ja — sięgam dna:
— i cóż na tem zależy, czy jest ono wielkie, czy małe? Czy zwie się bagnem, czy też niebem? Jedna piędź podstawy wystarcza mi całkowicie: aby tylko była dnem i podstawą!
— jedna piędź podstawy: na niej utrzymać się już można. W prawej sumienności wiedzy, niemasz nic wielkiego ani małego“.
„Więc jesteś może badaczem pijawek; do ostatnich den pijawkowych sięgasz może, ty sumienny?“
„O, Zaratustro, odparł nadeptany, toby było zbyt olbrzymiem przedsięwzięciem, jakżebym na coś podobnego mógł się poważyć!
Mózg pijawki, oto w czem jestem mistrzem i znawcą: — oto świat mój!
I jest to rzeczywiście świat cały! Wybacz mi, lecz w tem miejscu duma moja wypowiedzieć się pragnie, gdyż tu nie mam równego sobie. Przetom rzekł: „tu jestem u siebie“.
Jakże długo zabiegam wokół tego jednego, wokół mózgu pijawki, aby mi ta śliska prawda się nie wyślizgnęła! Tu jest moje państwo!
— dlatego też odrzuciłem wszystko inne, dlatego wszystko inne stało mi się obojętne; i tuż obok mej wiedzy spoczywa ma czarna niewiedza.
Moje sumienie ducha wymaga ode mnie, abym jedno znał, a o wszystkiem innem nie wiedział: wstręt budzą we mnie ci wszyscy połowiczni z ducha, mgliści, bałamutni, rojący.
Gdzie ma rzetelność się kończy, tam ślepy jestem, tam też ślepym być pragnę. Gdzie zaś wiedzieć chcę, pragnę być też i rzetelnym, a mianowicie twardym, surowym, ciasnym, okrutnym i nielitościwym.
A żeś raz wyrzekł, o Zaratustro: „Duch jest życiem, co samo w życie się wrzyna“, więc te oto słowa zwiodły mnie i przywiodły do nauki twej. Bo, zaprawdę, krwią własną mnożyłem wiedzę swą!“
— „Jak o tem poucza oczywistość“ — wpadł mu Zaratustra w słowa; gdyż krew ociekała wciąż jeszcze z nagiego ramienia człowieka sumiennego. Dziesięć pijawek wpiło się w nie.
„O, człeku ty dziwaczny, jakże wiele poucza mnie ta oto oczywistość, mianowicie ty sam! A nie wszystko może wolnoby mi było wlać w twe uszy surowe!
Tak więc, — rozstańmy się! Wszakże radbym ujrzał cię raz jeszcze. Tędy górą wiedzie droga do mej jaskini: chcę, byś dzisiejszej nocy gościem był moim!
Radbym i ciału twemu wynagrodzić, że Zaratustra nogą cię nadeptał, i o tem myślę. Teraz wszakże wołanie na ratunek przynagla mnie, abym cię opuścił“.
Tako rzecze Zaratustra.