Twój bęben, doboszu, doboszu ty mój!
To radość walecznych, to rozkaz na bój!
Na znak twój od razu ślą synów, jak mur,
Chimarya, Illirya i Suli z swych gór.
Od wszystkich mężniejszy suljocki jest człek,
W tej guni włosistej, w koszuli, jak śnieg;
Już wilkom i sępom swe stado on zdał
I pędzi w doliny, jak potok ze skał.
Czyż wrogom przebaczy Chimaryi syn,
Gdy druhom zapomnieć nie może ich win?
Hej! strzelbo nie chybiasz, gdy mścić się ty chcesz,
Pierś wroga to cel jest najlepszy, więc mierz!
Macedonii dziatwa niezwalczon to huf:
Jaskinie swe rzucił i rzucił swój łów!
Na szarfach czerwonych czerwieńsza tam ciecz,
A wojny nie koniec, a w ręku drży miecz!
A korsarz pargijski, co uczy wśród mórz
Płód Franków, jak miłym zbójecki jest nóż,
Porzuca na brzegu swe wiosło i pram
I łupy zdobyte zaciąga do jam.
Rozkoszne bogactwo — nie wzdycham ja doń,
Co chłystek kupuje, zdobywa ma broń;
Zdobywa dziewicę, co długi ma włos,
Z rąk matki odbija, płaczącej na los.
Hej! kocham ja liczko urocze tych dziew:
Pieszczota ich uśpi, ugłaska ich śpiew;
Mej lubej rozkażę gęśliczkę tu znieść,
O ojca jej zgonie niech zabrzmi nam wieść.
Pomnicie Prewizę, jak upadł jej gród?
Jak szalał zwycięzca, jak jęczał tam lud?
Z pod dachów płonących braliśmy nasz łup,
Gotując raj dziewkom, bogaczom zaś grób!
Nie mówię, co litość, nie mówię, co strach!
Kto sługą Wezyra, nie kąpie się w łzach:
Od czasu, jak księżyc Proroka jest znan,
Niż Ali, nasz basza, gdzie większy był pan?
Syn Muchtar, ten czarny, nad Dunaj dziś w lot,
Giaur płowy buńczucznych przerazi się rot;
Gdy krwawi Delhowie przeprawią się w pław,
Niewierni zajęczą: ty Boże, nas zbaw!
Wyciągnij kord baszy, mieczniku ty mój!
Doboszu, twój bęben to rozkaz na bój:
Wy góry, skąd śpieszym ku brzegom tych mórz,
Ujrzycie zwycięzców, lub nie wrócim już!