Minąwszy Gołkowice na żyznéj równinie
I na wzgórzach stojące dworki i świątynie,
Zatrzymujemy kroki w Kadczy przed kaplicą
I uchylamy czoła przed Bogarodzicą,
Któréj tu są obrazy ustrojone w kwiaty,
I ołtarzyk z skarboną, lecz go strzegą kraty.
Z boku wchodząc po schodach do izby rażącéj
Ciemnością, wita Chrystus u słupa stojący,
Skrępowany łańcuchem, rózgami sieczony,
I samotnie w potokach krwi swojéj zbroczony. —
Jestto skromna budowa, ale osobliwa,
Swoją malowniczością i myślą szczęśliwa.... Ledwie rozchmurzyliśmy czoła trudów troską,
Witamy za Dunajcem leżące Jazosko;
Jestto wiejska osada u stóp gór lesistych,
Ponurych, prostopadłych, nawet przepaścistych.
Na pagórku dwór biały mile wzrok zajmuje,
A na nim malowniczo kościółek panuje,
Który ksiądz Jan Owsiński, z uczoności znany,
Wzniósł ze składek, i stoi często odwiedzany;
A we dworze oglądać można dawne szczątki,
Jako naszych praojców wymowne pamiątki:
Miecz, niegdyś używany w krwawéj wojny wirze,
Ma na ostrzu wyryte dwa komturskie krzyże:
Znak maltańskich rycerzy dumnego zakonu,
Który cnotę i czystość poślubił do zgonu,
Aby nawracać ludy w Chrystusa niewierne,
A czynił zbrodnie i miał dostatki niezmierne,
Zamiast swego ubóstwa i pogardy świata,
W szalonéj rozwiozłości trawił swoje lata!
Bylito najstraszniejsi, zagorzali Niemcy,
I Prusacy i inni z nimi cudzoziemcy,
Którzy sępiemi szpony na nasz kraj czychali,
Starając się zuchwale by w nim panowali!
Aż król polski Kazimierz Jagielończyk zwany,
Stoczywszy bitwę walną z owémi Giermany,
Zuchwałą ich potęgę przełamał i skruszył,
A co trupem nie padło, na wieki rozprószył!....
Po mieczu ujrzysz kielich ozdobny, kwartowy,
Chociaż srebrny, zawracał najwytrwalsze głowy:
Bo gdy w dni uroczyste Szlachta się zjechała,
Za zdrowie gospodarza kolejno pijała;
A kto nie mógł od razu kielicha wychylić,
Dolewano mu wina i musiał się silić,
Bo mu drugich przymówki nie dały spokoju,
Dopóki jednym ciągiem nie wypił napoju.
Ztąd urosło przysłowie za Augusta Sasa:
„Baw się, jedz i popijaj, a popuszczaj pasa!”
I Szlachta więc pijała, a pan Król tymczasem
O sobie dobrze myślał i sobie był Sasem.
Pochlebiał możnym panom, miło z nimi gadał,
A język swój wprowadzał podatki nakładał;
Zaszczycał orderami, różnemi honory,
Rozweselał, zajmował, a korzystał z pory! — Gościniec w malowniczym kierunku się wije,
I łamie i prostuje i znowu się kryje;
Albo też wychylony, z swemi poręczami
Przeraża cię z wysoka nad rzeki wodami;
To przez most nad parowem głębokim przechodzi,
I spokój twemu oku i twéj duszy rodzi,
I znowu swoją wstęgą prosto się rozkłada,
Albo pnie się na górę, lub w dolinę spada. — W Jazowsku jest jaskinia pomiędzy skałami,
Zasłoniona w około gęstemi jodłami,
W któréj Józef Baczyński przesiadywał dawno,
I trwożył okolicę swoją ręką sławną;
Z nim okrutny Łazarczyk, rodem z Tylmanowy,
Rabował i przestraszał bluźnierczemi słowy;
Którego gdy w Lewoczy na Spiżu ujęto,
Przeczytano mu wyrok i głowę ucięto! — Już pojawia się Łącko w średniém oddaleniu,
Wabiące po utrudach odpoczynkiem w cieniu;
Widać sady przy chatach i wierzby wyniosłe,
I góry bukowemi drzewami porosłe,
Co za wodą nad wioską Zarzeczem się jawią,
A pagórki i pola piękném zbożem bawią,
Które wiater nagina i podnosi wdali,
Że podobieństwo wodnych przedstawiają fali.
Tym pięknościom nie mało powabu przyczynia
Stojąca na pagórku poważna świątynia,
W któréj łonie białemi ozdobna ścianami,
Słynie Bogarodzica licznymi cudami;
Na dowód tych, świątynia dwa razy przetrwała
Pożar, jaki wznieciła oziębłość zuchwała!
Tutaj Michał z Lipnicy był proboszczem dawnym,
A po nim Jan Boczkowski był następcą sławnym;
Mateusz z Sieciechowa i inni kapłani
Żyli tutaj przykładnie dla ludzi wylani. —
Tu Dorota Byliczka szpital wystawiła,
A sama dni zakonne w Sączu prowadziła. —
W téj włości, gdzie nie jedna dolina zaklęsła,
Powiedzą ci mieszkańcy: że się ziemia trzęsła,
Że wszystko niespodzianie drżało jak na wiatrach,
Aż zlękli się górale mieszkający w Tatrach! — Wyszedłszy z granic Czerńca, widzimy zdumieni,
Wielkie mnóstwo w Zabrzeziu i skał i kamieni;
Przy których zapieniona woda krążąc młyńcem,
Wieczne spory prowadzi z upartym gościńcem,
Który tu pokazuje jak przemysłu siła,
Wytrwale przez czas długi z naturą walczyła:
Było wiele trudności, było pracy wiele,
Nim człowiek wswym zawodzie osięgnął swe cele.
A teraz te wybrzeża przystępne każdemu,
Jadącemu powozem, albo idącemu,
Zajmując wźrok ciekawy swemi widokami,
Równają się wspaniałe z Renu wybrzeżami! Po prawéj stronie w głębi wioska Kamienica,
Chociaż nie okazałym domem się zaszczyca,
Lecz tam różne obrazy, i książek dobory,
Uprzyjemniają chwile w zimowe wieczory;
A gościnność szanowna tak się tutaj święci
Że wiecznie ci zostanie w sercu i w pamięci!
A jeżeli tu w lecie wźrok wodząc obszernie,
Zwiedzisz z czynną hamernią, obfitą papiernię;
To pomyślisz z radością: że w naszéj krainie
Już przemysł, acz powoli, wznosi się i słynie! Opuściwszy Zabrzezia skaliste doliny,
I w Wietrznicy głuszące tartaki i młyny,
Witamy Tylmanowy wspaniałą posadę:
Ciemne lasy i krzaki i opoki blade,
Przez które droga wiodąc nad wodą zwieszona,
Mocnemi poręczami jest ubezpieczona.
A wszędzie widok miły, chociaż niedaleki,
Odkrywa chaty, pola, sady i pasieki.
Na wyższym zaś pagórku zasiadł dwór przyjemny,
Wystając biało na tle odległości ciemnéj;
Otacza się wysmukłych topoli strażnicą,
I kwiatów ogrodowych szacowną skarbnicą,
A Luboń nad wszystkiemi wyższy jest górami,
Dziwi na swoim szczycie cichemi wodami,
Przy których wędrujące spoczywają ptaki,
Dając owym mieszkańcom niepogody znaki.
Tu gdy słońce przy wschodzie zapala obłoki
I rzuca promień złoty na owe widoki:
Myśl twoja uniesie cię najwyższą radością,
A w dolinach, gdy rosa ranna lśni świeżością,
Nie zdołasz twoich wrażeń ująć w żadne słowa,
Tak mocno cię uderzy piękna Tylmanowa! Z Kłody do Ligaszówki postępując cieniem,
Znów droga nad Dunajca zwiesza się strumieniem,
A kryjąc się pomiędzy wyniosłemi góry,
Obudza twe natchnienie na cześć téj natury. — Zostawiwszy za sobą gór smutnych obniża,
Gdy podróżny nad brzegi Dunajca się zbliża.
Boki gór prostopadłych groźnie wystające,
Ledwie po wązkiéj drodze przejechać dające,
Która nad przepaściami z poręczą nie cienką
Łamie się i odkrywa miasteczko Krościenko
Na wybrzeżu téj rzeki domami zasiane,
Z poczciwości mieszkańców i ubóstwa znane;
Ma z wysoką dzwonicą obszerną świątynię,
A przez rynek umyślnie bystry strumień płynie,
Którego czyste wody góralki czerpają,
I ciekawe urody, w nich się przeglądają.
Tu podanie zapewnia: „że laty dawnemi
„Zginęło mnóstwo ludzi przy gościńcu w ziemi;
„W karczmie, gdy do chorego szedł ksiądz, wrzawa była,
„Starzy pili za stołem, a młodzież tańczyła;
„Nikt nie wyszedł do sieni uklęknąć na progu
„I w skruszonéj pokorze oddać pokłon Bogu;
„Wkrótce czarna powłoka zakrywszy ustronie,
„A ziemia się pod karczma zamieniła w tonie;
„Ogarnął wszystkich postrach i widok ponury,
„Zamieniwszy tę przepaść w obrzydłe jaszczury;
„A teraz na przestrogę, jako znak przygody,
„Widać martwo stojący ciemny strumień wody!”
Tu pełnych zabobonu wiele krąży wieści,
Jedna z nich osobliwsza, jest następnéj treści:
„Gdy święta Kunegunda z Sącza biegnąc skora
„Przed najazdem Tatarów — piękna była pora:
„Góral siejąc przenicę na swojéj zagrodzie,
„Ujrzał grono dziewicze, a jednę w urodzie
„Okazalszą nad inne, która przystąpiła
„Do niego, i zwyczajem: Boga pochwaliła,
„Oznajmiając, że jutro drogą w téj ustroni
„Tatarzyn zapalczywie za niemi pogoni;
„I pytać się go będzie: czy nie widział okiem
„Niewiasty, śpiesznym wczoraj uchodzącąuchodzące krokiem? —
„By powiedział: że widział wtenczas, gdy pszenicę
„Siał w tém miejscu. — I zaraz odbiegły dziewice.
„Nazajutrz dzika horda pośpiesznie jechała,
„I przed chatą górala swe konie wstrzymała,
„Pytając się surowo: czy nie widział wczora
„Pań, ze Sącza-Starego biegnących z klasztora?
„A góral odpowiedział: — „Widziałem dziewice
„Przechodzące tą drogą, gdy siałem pszenicę;
„A teraz oto pięknym kłosem już dojrzywa,
„Nachyla się dorodna i już bliska żniwa!”
Zdumiał się wódz Tatarów i zawołał głośno:
„Ha! gdy tędy niewiasty przeszły jeszcze wiosną,
„To szatan nam przeszkadza chmurą swego dymu,
„Musimy bez niewolnic powrócić do Krymu;
„Niech przepadną giaury!” — Tłumy swoje zwrócił
„I gęstym pyłem drogi powietrze zakłócił;
„Uciekając przez Węgry w dalekie swe strony,
„Górala niepocieszną wieścią przerażony”...