Przepływałem tęsknoty jeziora bezkreśne,
spożywałem rozpusty i żalów objaty;
spotykałem w mej drodze ciche bogi leśne,
co sennemi oczyma patrzyły w zaświaty.
Tańczyły w snach mych nieraz wizye chaotyczne,
kręgi błędnych świetlaków, piejąc ciemne pieśni;
a na jawie wciąż linie gięły się wytyczne
ścieżek moich, aż zdałem je śmiertelnej pleśni...
Tęsknot moich jeziora są dziś jako morza,
jako rytmem powrotnym drżące oceany;
po ich fali bezmiernej sieje blask swój zorza,
i okręty bajeczne wiodą na niej tany.
I objaty te same dziś, co były wczora,
jeno co dnia goryczą mocniejszą zaprawne;
i ta sama widziadeł chaotycznych sfora,
jeno bardziej dziś mroczna, niźli owe dawne.
Ale myślom mym ścieżek dziś już nie wytyczam:
niechaj lecą jak ptactwo przez pochmurne szlaki!
Ani strat mych, ni błahych korzyści nie zliczam,
bo i po co: czyż liczą stratne pióra ptaki?...