<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Tomko Prawdzic
Podtytuł Wierutna bajka
Wydawca Karol Wild
Data wyd. 1866
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XIV.

Drzwi były otwarte, sala prawie pusta, a w przyćmionym kątku cichy, powolny głos nauczyciela odzywał się do ławek. Wszystko do koła drzymać się zdawało snem bardzo logicznym. Kilku odważnych professorów in potentia, z głowami podniesionemi do góry i usty wypukłemi od myślenia, zdawali się słuchać szczerze, ale myśl ich była podobno gdzieindziej.
Nauczyciel spojrzał z ukosa na Tomka i jego towarzysza i tak ciągnął dalej:
— Dwie są tedy wśród wielu główne methody — in analytica ex veritate particulari nota, ad alias quæ pertinent ad rem aliquam singularem progredimur. In synthetica vero methodo, generales quasdam veritates proponimus, ex quibus veritates singulares deducimus.
— Przepysznie, rzekł Baron, słuchajmy rozwinienia.
— Methoda synthetyczna, którą także zgadującą zowią, panującą była od najdawniejszych czasów do XVII wieku. Bakonowi przeznaczonem było uzyskać nieśmiertelną sławę twórcy Analyzy i zakładcy nowego gmachu...
— Za pozwoleniem, przerwał German, jeśli Nauczyciel pozwoli, uczynim objekcją. Bakon dotąd jest źle zrozumiany a Analyza i Syntheza źle pojęte — Jeźli wolno ja z ławki naszej postaram się rzucić na to wejrzenie bezstronne.
— Prosimy, rzekł powolny nauczyciel logiki; a na to niespodziane dictum, uczniowie oczy przetarli, pająki prząść przestały i mysz uczęszczająca na ciche lekcje logiki, z wielkim przestrachem w drobną dziurkę się zaszyła, poglądając co to się stało. Baron z okiem zaiskrzonem, zażywszy tabaki tak mówił:
— Scholastyczna umiejętność opierała się cała na synthetycznej metodzie. Czem ona była w głębi? Oto sądem syllogistycznym z małej liczby prawd ogólnych o szczegółach, właśnie jak pan professor powiadał. Cała rzecz więc na tem, że na małej liczbie danych, opierała się cała pewność. Z tej szczupłej garstki pewników, siliły się umysły na subtelne wywody często nadaremne, a zawsze fałszywe. Budowano genetycznie światy na wzór Timaea platonowego, wyrywając kawałki Platonowi, które on (nieprzemawiając) zapożyczył sobie także cichaczem od Pythagoresa, Demokryta, Protagora i wielu innych. Kruche to były budowy zaiste! Opierając się na posadach nie licznych prawd, nie mogły idąc w górę się rozszerzyć, gdy w dole tak wązko miały założone fundamenta. Umiejętność cała na wnioskowaniu leżąc; gdy szczupła ilość danych do wnioskowania nie dostarczała materjału; — umiejętnicy bawili się ze światem jak kot z kłębkiem poplątanych nici.
Powstał Bakon, krzyknął na synthetyczną methodę scholastyki, a że scholastyka jak Aristides dojadła była ludziom nieustannie im od wieków zachodząc drogę; przepędzono ją zaraz, ogłaszając panowanie analyzy.
Odtąd źle pojmujący Bakona i methodę jego wołać poczęli: Mnóżcie fakta i doświadczajcie, w empirji zbawienie, umiejętności!
Głos to był nierozumny, namiętny!
Empirja bez spekulacji, spekulacja bez empirji obejść się nie mogą — są to dwie ostateczności i jako ostateczności są to dwa fałsze, so to prawie adæquata, są jednem co do skutków swych. W spojeniu umiejętnem dwóch method leży przyszłość naukowa ludzkości. Wszelka ostateczność jest granicą umysłową, jest rębem za którym ciemności; między temi rębami — prawda.
— A przecież! rzekł Tomko.
— Prawda jest rzeczywistością —
— To znowu co innego! dodał smutnie nasz uczeń.
— Prawda jest rzeczywistością, kończył Baron, a w ostatecznościach niema rzeczywistości — ostateczności są jej określeniem, obmurowaniem. W gruncie zaś Syntheza i Analyza są prawie jednem.
— Horrendum et absurdum! zawołali uczniowie.
— Cała rzecz że w Synthezie rządzicie się jednym, dwoma, niewielką ilością faktów, a w analyzie wielą. Sprawa miedzy ilościami tylko; sprawa więc właściwie o to: czy z małej ilości faktów, na wielką ilość wnosić się godzi? Tu Analyza odpowiada że u niej większa ilość faktów daje lepszą rękojmię pewności.
Idzie więc o godziwość wnioskowania tylko, o samą naturę wniosku. — Syntheza jest także aposteriorycznością, bo i ona bez pewnych faktów choćby niewielu nic nie zrobi. Spekulacja musi mieć też jakąś posadę. Powtarżam że tu cały interes w ilości faktów; a gdy tu nie ilość, ale ważność i znaczenie faktów stanowią, chodzi więc znowu o rozgmatwanie, które fakta są ważne a które obojętne, zatem o ważność faktów.
Dla tych co pod obłoki wynoszą samą analyzę czystą, spojrzmy cóż ona tak mądrego bez synthezy potrafi? Spojrzmy na stan umiejętności opartych na samem doświadczeniu: na Chemją; na Fizykę. Dzieła dzisiejsze w tym przedmiocie, są ogromen faktów odrębnych, bez związku, bez solidarności, bez kleju, bez nici coby je z sobą spoiła, są ową platonową massą chaotyczną materji, której Demiargos ma dopiero kształt nadać.
Idąc samą analytyczną drogą do niczego się nie dojdzie: sposobi się i gromadzi materjały, zsypuje kamienie na kupę, rozdziela wielkie od małych, małe od drobnych, cement na jedną kupę, cegłę na drugą, ale syntheza dopiero przyjdzie, i z tego zbuduje gmach. Analyza przysposabia materjał, nic więcej. Związku żadnego między faktami ona nie utworzy. Syntheza tylko twierdzi a priori, czego a posteriori jest pewna, a że swą prawdę ogólną rozdziela po troszę i zastosowuje, toć słuszna; wierzy w prawdę ogólną.
Analyza i Syntheza absolutne są chymerami urojonemi. W każdej analyzie są aprioryczne jakieś założenia z których nawet empiryczne doświadczenie płynąć musi, chceli nie na los i wypadek tylko się spuszczać. — Spuścić się na wypadek, to rzecz już nie myślącej istoty, i przypadek nawet kopalni solnych u nas odkryć nie mógł, choć go o to posądzają. Piękna to rzecz, kłaniać się i czekać wypadku, trafu! Tak więc i analyza w głębi jest czemś synthetycznem.
Syntheza znowu także sama przez się nie exystuje, bo we wszelkiej synthezie są pewne fakta zdobyte wprzódy, na których się ona opiera. Zresztą idźmy po wyrok do waszego Bakona, którego, powtarzam, podobno rozumieć niechcecie. W methodzie jego, nie idzie o to wcale, żeby wygnać synthezę, ale żeby ją pod pewne podciągnąć prawa. U niego najważniejszą gra rolę powolne, stopniowe uogólnianie i wnioskowanie.
Bakon zarzuca dawnej methodzie zbyt tylko porywczą synthetyczność i nazbyt pospieszny wniosek, naprzykład z obiegu planet po drogach krzywych, wniosek o sferycznych kręgach. Ale tu nieborak choć pozornie miał słuszność, niezastanowił się nad naturą ludzką. Omyłki tego rodzaju są obfite w wypadki, są matką prawd późniejszych — Ze sferycznych kręgów przyszliśmy do ellipsy, do której od razu przystęp był niepodobny.
W błąd podobny może popaść i analyza.
Bakon zaleca postrzeganie, doświadczanie, wątpienie, i wyłączanie bez końca; idzie przez fenomen do numenalności i wszelką nadzieję w fenomenie pokłada. Klassyfikacya więc fenomenów jest tu największej wagi i ich zbieranie stanowi rzecz całą; ale niemniej tenże sam Bakon zaraz żąda użytkowania z analyzy przez synthezę powściągliwą, zaraz zaleca spoić fakta i daje tego arcypocieszną próbę w swojej rozprawie o wiatrach.
Bakonaście panowie niezrozumieli, a sam Bakon jakkolwiek wielki zapomniał że historja błędów ludzkich, jest razem historją pogoni za prawdą. —
Tomek się zżymnął.
— Tak; przez błąd idziemy do prawdy na drodze rozumowej, przez omyłki uczemy się jej. Potykamy się i podnosim, innej drogi na nieszczęście niema. Ani Analyza ani Syntheza, ani nawet obie razem spojone, nie uchronią nas od błędów i fałszów, przez które przechodzić musimy.
Dosłyszawszy tych wyrazów, Tomko zatknął uszy i uciekł, w chwili gdy nauczyciel ruszywszy tylko ramionami, odzywał się bez najmniejszego wzruszenia kończąc swą lekcję:
— Methodi analyticæ leges — 1° Conservanda est evidentia......
Baron goniąc za swym towarzyszem, w korytarzu już krzyknąwszy, dodał:
— Ciekawy jestem, czy nie sprobuje dać definicji ewidencji! !


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.