[439]CLXXXVI
TRÓJKA KONI
Z poetów Litwy jeden tylko bard Antoni
Miał trójkę koni.
Pamięć ich na ówczesnym została Parnasie
Tak żywa, że dziś mógłbym zrobić ich rysopis.
Nie dziw tedy, że gdy się wczoraj rozgadało
O dawnych rzeczach i o owym czasie,
Zapytałem: «Co się też z temi końmi stało?» —
Na to mi odpowiedział w te słowa bajkopis:
W przeznaczeniach tych koni była jakaś tajnia
Postawiono je razem na obroku:
A po roku
Jeden drugiego nie mógł znieść ani widoku.
Chociaż żłób długi i przestronna stajnia,
Wszędzie im ciasno, wieczne parskania i bitki.
Musiałem wkońcu przedać każdego z osobna.
Ale cóż stąd? Wyroku zmienić niepodobna:
Znowu je kacap jakiś sprzągł do swej kibitki!
Ledwie z miejsca, natychmiast wszystkie się ofukły.
«Ej wy chochołskorodzie! — rżał Lezgin wysmukły —
Nie buszuj! Wiedz, że sobie nie dam plwać w wędzidło!»
A Mazur: «Wej ciarachy! Dyć i my nie bydło;
Nie targajta, bo żgniema, że będzieta chramać!» —
Na to Kozak, pieniąc się: «Ciszej, ty lachska mać!
I ty mużyku! Niechno staniemy przy żłobie,
Oj, dam ja wam!» — A oni: «Oj, damyż my tobie!»
[440]
Nuż wierzgać jak w najlepsze. A kacap do bicza,
Jak utnie z całej ręki w bok Chochołowicza,
Potem zkolei raz wraz po Lezgu, po Chłopie:
Nie było czasu brykać. Rwą w pełnym galopie
Trzy mile ukraińskie ku pocztowej szopie,
Szczęśliwe, że tam wreszcie zatrzymawszy sanki,
Kacap dał im odetchnąć i wsypał trzęsianki.
Jadły razem, o kłótniach nie było i wzmianki.
I tak sekret tych koni odkrył się przed światem:
Kłócą się nad obrokiem, godzą się pod batem.
1832.