[75]TRZY POLONEZY.
1.
CHRZEST.
Do kościoła co wśród sioła
Nad drzew cienie dach rozwiesza,
Lud się zbiega dookoła,
I ksiądz proboszcz już pospiesza.
Tam kumowie — otulone
Z szczerą prostych serc rozkoszą
Dziecię nowo-narodzone
Do świętego chrztu przynoszą.
Ksiądz przystąpił do obrzędu,
Zgiął kolana lud pobożny,
Wtem jak piorun, wśród chmur pędu,
Zagrzmiał zewsząd okrzyk trwożny.
— „Spieszcie, spieszcie! tłum pogański
Pędzi ku nam, ot z tej strony,“
I ksiądz ujął za krzyż pański,
Lud się rzucił do obrony.
Po za siołem, w kole chyżem,
Stoją zbrojni; czem kto może,
A na czele kapłan z krzyżem,
Błogosławi w imię boże!
I z zasadzki tak natarli
Na pohańców dzielnie, śmiele,
[76]
Że szczęśliwie ich odparli,
Położywszy trupa wiele.
I z odsieczą tejże chwili
Niosąc wrogów sztandar zmięty,
Do kościoła powrócili
Na Te Deum i chrzest święty.
Kumem była cała gmina,
A na krzyżmo dziecku dano
Krwawy sztandar poganina,
Jak zesłane z niebios wiano!
2.
ŚLUB.
W białym dworze dookoła
Ruch biesiadny wre w zawody,
Orszak ślubny już z kościoła
Na weselne wrócił gody.
Grzmi kapela, jak przystało,
Toast krąży z krańca w kraniec,
Grono dziewic z miejsc powstało,
Młódź w poważny spieszy taniec.
Wtem się ozwie wśród hałasu
Okrzyk groźny: — „Horda blizka,
Patrzcie jeno tam z za lasu,
To pożaru łuna błyska“.
Nagle ustał brzęk kapeli,
Grono niewiast spojrzy dumnie —
Blask dobytych karabeli,
W piorunowej lśni kolumnie!
Aż pan domu rzekł do gości:
— „Otóż, bracie! nam pohaniec
Zagrał mordem naszych włości
I w rycerski zowie taniec“.
„Bóg me lata cieszy stare
I snadź ród mój ma w pamięci,
[77]
Że przez świętą krwi ofiarę
Jedynaczki mej ślub święci!“
I weselny orszak śmiele
Biegł na boje, jak na gody,
Szlak zatętniał, a na czele
Był pan domu i pan młody.
Każda z niewiast do modlitwy
Klękła kornie w onej dobie
Za pomyślność świętej bitwy
I za żywot blizkich sobie.
3.
ZGON.
Na skalistej, stromej górze,
Stał warowny zamek stary;
Szczyty wieżyc lśniły w chmurze,
Jak przewidzeń sennych mary.
Lecz choć wkoło broń połyska,
Cicho było jak w klasztorze,
Bo rycerski pan zamczyska
Na śmiertelne upadł łoże.
Konający, wśród modlitwy,
Na przedwczesny zgon nie skarżył,
Lecz o śmierci w gwarze bitwy
Jak w młodzieńczych latach marzył.
Wtem na wałach dano hasło,
Zamek zawrzał jak głąb morza
I z źrenicą pół zagasłą
Konający powstał z łoża.
Z dziwną siłą przywdział zbroję,
Ujął szablę, dosiadł konia
I swe hufce wiódł na boje,
Na przyległe biegłszy błonie.
Jak wśród burzy chmura z chmurą,
Z pędem dwa się zwarły szyki —
[78]
Szwed ustąpił, nasi górą,
Pędzą pierzchłe najezdniki.
Pośród wrzawy, na uboczu
Konał we krwi pan zamczyska;
W mgle gasnących jego oczu
Sen zwycięztwa ogniem błyska.
I przemawiać zdał się dumnie:
— „Konam w boju, jak przystało,
Cienie przodków spieszą ku mnie,
A ziomkowie wspomną z chwałą.“
Żytomierz.Jan Prusinowski.