Ubadzakura
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ubadzakura |
Pochodzenie | Czerwony ślub i inne opowiadania |
Wydawca | Bibljoteka Groszowa |
Data wyd. | 1925 |
Druk | Polska Drukarnia w Białymstoku, Sp. Akc. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jerzy Bandrowski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Trzysta lat temu, we wsi, zwanej Asamimura, w okręgu Onsengori, w prowincji Ijo, żył sobie poczciwy człowiek, nazwiskiem Tokubei. Ten Tokubei był najbogatszym człowiekiem w powiecie, a zarazem muraosa, czyli wójtem w swojej wsi. W większości przedsięwzięć sprzyjało mu powodzenie, w jednem tylko nie miał szczęścia, a mianowicie, mimo iż skończył czterdzieści lat, nie zaznał rozkoszy ojcowstwa. Z tego powodu, tak on, jak i jego żona, przygnębieni swą bezdzietnością, zwracali się z modłami do bóstwa Fudo-Mijo-O, posiadającego w Asamimurze słynną świątynię, zwaną Sajhodżi.
Nareszcie modlitwy ich zostały wysłuchane: żona Tokubei powiła córeczkę. Dziecięciu, które było bardzo ładne, nadano imię Cuju, a ponieważ matka nie miała dość pokarmu, najęto dla małej mamkę, imieniem O-Sodéj.
O-Cuju wyrosła na bardzo piękne dziewczę. Ale w piętnastym roku życia ciężko się rozchorowała i doktorzy orzekli, iż musi umrzeć. Wówczas mamka jej, O-Sodéj, która kochała O-Cuju prawdziwie macierzyńską miłością, zwróciła się do świątyni Sajhodżi, gorąco modląc się do Fudo-Sama na intencję dziewczęcia. Dzień w dzień, przez dwadzieścia jeden dni, przychodziła do świątyni i modliła się, aż pod koniec O-Cuju zupełnie nagle przyszła do zdrowia.
W domu Tokubei wywołało to oczywiście wielką radość, tak, że Tokubei wydał, dla uczczenia tego szczęśliwego zdarzenia, dla wszystkich swych przyjaciół wielką ucztę. Aliści tegoż samego wieczoru, w którym uczta się odbywała, O-Sodéj rozchorowała się nagle, a doktór, zawezwany rano, oświadczył, iż ona jest konająca.
Wówczas cała rodzina, pogrążona w wielkim smutku, zebrała się dokoła jej łoża, aby ją pożegnać. A ona w ten sposób przemówiła do otaczających ją:
— Czas, abym wam powiedziała coś, o czem nie wiecie. Modlitwa moja została wysłuchana. To ja uprosiłam Fudo-Sama, aby mi wolno było umrzeć zamiast O-Cuju. I zaprawdę użyczono mi tej wielkiej łaski. Dlatego nie opłakujcie mej śmierci… muszę jednak zwrócić się do was z prośbą. Ślubowałam Fudo-Sama, że z wdzięczności i na pamiątkę zasadzę mu wiśnię w ogrodzie Sajhodżi. Teraz widzę już, że sama drzewka zasadzić nie potrafię, wobec tego muszę was prosić, abyście sami za mnie ślub mój wykonali… Bądźcie szczęśliwi, drodzy przyjaciele, i pamiętajcie, że błogo mi było umrzeć za O-Cuju.
Po pogrzebie O-Sodéj, rodzice O-Cuju zasadzili w Sajhodżi młodą wisienkę — najpiękniejsze drzewko, jakie można było znaleźć. Drzewko rosło, rozwijało się, a szesnastego dnia drugiego miesiąca — w rocznicę śmierci O-Sodéj — wspaniale zakwitło. I tak kwitło w dalszym ciągu przez dwieście pięćdziesiąt cztery lata — zawsze szesnastego dnia drugiego miesiąca. — A jego kwiaty, purpurowe i białe, były podobne do koniuszków piersi kobiecych, zroszonych mlekiem. Lud przezwał to drzewko Ubadzakura, to jest wiśnią mamki.