Ucieczka (Mickiewicz)

On wojuje — rok upłynął,
On nie wraca — może zginął.
Panno, szkoda młodych lat,
Od książęcia jedzie swat.

Książę ucztuje we dworze,
A panna płacze w komorze.

Jej źrenice, błyskawice,
Dziś jak dwie mętne krynice;
Jej lica, pełnia księżyca,
Dziś nikną jak księżyc w nowiu;
Biada wdziękom, biada zdrowiu!

Matka troszczy się i biedzi;
Książę dał na zapowiedzi.

Swadźba jedzie szumnie, tłumnie.
»Nie powiozą do ołtarza,
Powiozą mnie do cmentarza,
A pościelą chyba w trumnie!
Ja umrę, gdy on nie żyje,
Ciebie, matko, żal zabije«.

Ksiądz w konfesyonale siedzi:
»Czas, o córko, do spowiedzi«.

Przyszła kuma, wiedźma stara:
»Wypędź księdza, wypędź klechę!
Bóg i wiara — sen i mara!
Kuma w biedzie ma pociechę,
Kuma stara umie wiele,
Ma kwiat-paproć i car-ziele[2],
A ty masz kochanka dary,
Przyszłam zrobić możne czary!

»Włosy jego w węża splącz,
Dwie obrączki razem złącz,
Z lewej ręki krwi usącz,
A na węża będziem kląć,
W dwie obrączki będziem dąć;
Musi przyjść i ciebie wziąć«.

Panna grzeszy — jeździec śpieszy,
Klęto ducha — klątwy słucha;
Już odemknął zimny gmach:
Panno, panno, czy nie strach?

Ucichł, usnął dzwon zamkowy;
Panna czuwa. Na zegarze
Bije północ, milczą straże.
Panna słyszy — dźwięk podkowy;
Brytan, jakby głosu nie miał,
Zawył z cicha i oniemiał.

Skrzypnęły dolne podwoje,
Stąpa ktoś w przysionkach długich,
I otwiera się drzwi troje,
Troje drzwi jedne po drugich.
Wchodzi jeździec cały w bieli
I usiada na pościeli.

Słodko, prędko czas ucieka.
Wtem koń zarżał, jękła sowa,
Zegar wybił: »Bywaj zdrowa,
Koń mój zarżał, koń mój czeka;
Albo wstawaj, na koń siądź
I na wieki moją bądź«.

Miesiąc świeci, jeździec leci
Po zaroślach i po krzach:
Panno, panno, czy nie strach?

Rumak polem jak wiatr niesie,
Niesie lasem. Głucho w lesie;
Tu i owdzie wystraszona
W suchej jodle kracze wrona,
Po łozach wilcze źrenice
Migają się jako świéce.

»W cwał, mój koniu, w cwał!
Miesiąc na dół schodzi z chmur:
A nim zejdzie miesiąc z chmur
Mamy sadzić dziesięć skał,
Dziesięć rzek i dziewięć gór;
Za godzinę pieje kur«.

»Gdzie mnie wieziesz?« — »Gdzie? do domu!
Dom mój na górze Mendoga[3],
W dzień otwarta wszystkim droga,
W nocy jeździm pokryjomu«.
— »Czy masz zamek?« — »Tak jest, zamek,
I zamczysty, choć bez klamek...«

— »Mój kochanku, konia wstrzymaj,
Ledwie dosiedzę na łęku«.
— »Moja luba, siodła imaj
Prawą ręką... co masz w ręku?
Czy to worek do roboty?«
— »Nie, to jest Ołtarzyk Złoty...«

— »Nie czas wstrzymać! Pogoń bieży.
Słyszysz pogoń? tętnią błonia;
Już przed koniem przepaść leży;
Rzucaj książkę, puszczam konia!...«

Koń, jak gdyby zbył ciężaru,
Przemknął dziesięć sążni jaru.

Lecą bagnem przez manowiec,
Pusto wkoło. Błędny ognik
Tuż przed nimi, jak przewodnik,
Od grobowca na grobowiec
Przelatuje; gdzie przeleci,
Ślad błękitny za nim świeci,
A tym śladem jeździec leci.

— »Mój kochanku, co za droga!
Tu nie znać śladu człowieka...«
— »Dobra droga, kiedy trwoga,
Krzywo jedzie, kto ucieka!
Śladów niemasz do mych włości,
Bo nie wpuszczam pieszych gości.
Bogatego wiozą cugi,
Ubogiego niosą sługi.

»W cwał, mój koniu, koniu w cwał!
Błyska zorza z wschodnich stron,
Za godzinę bije dzwon:
Nim uderzy ranny dzwon,
Mamy sadzić parę skał,
Parę rzek i parę gór;
Za godzinę drugi kur«.

— »Mój kochanku, wstrzymaj wodze!
Koń się lęka, bokiem sadzi,
Pełno skał i drzew na drodze,
Koń o drzewo się zawadzi«.
— »Moja luba, jakie sznurki
Jakie wiszą tam kieszonki?...«
— »Mój kochanku, to paciorki,
To szkaplerze i koronki...«

— »Sznur przeklęty, sznur znienacka
Rumakowi miga w oczy!
Patrz, jak zadrżał, bokiem skoczy...
Moja luba, rzuć te cacka!«

Koń, jak gdyby pozbył trwogi,
Ubiegł prosto pięć mil drogi.

— »Co tu za cmentarz, mój miły?«
— »To mur, co mych zamków strzeże«.
— »A te krzyże, te mogiły?«
— »To nie krzyże, to są wieże...
Mur przeskoczym, przejdziem progi:
Tu na wieki koniec drogi«.

— »Stój, mój koniu, koniu stój,
Przebyłeś, nim zapiał kur,
Tyle rzek i skał i gór:
A tuś zadrżał, koniu mój?
Wiem ja, koniu, czego drżysz:
Mnie i tobie boli krzyż«.

— »Czegoś stanął, mój kochanku?
Zimna rosa mię spłukała,
Zimno wieje wiatr poranku,
Okryj płaszczem, bo drżę cała«.
— »Moja luba, przytul skronie,
Na twych piersiach głowę złożę,
Głowa moja ogniem płonie
I kamienie ogrzać może...

— »Jaki masz tam ćwiek ze stali?«
— »To krzyżyk, co matka dała«.
— »Ten krzyżyk ostry jak strzała!
Twarz mi rani, skronie pali!
Precz mi z tym ćwiekiem ze stali!«

Krzyż na ziemię padł i zniknął...
Jeździec pannę w poły ścisnął,
Z oczu i ust ogniem błysnął;
Rumak ludzkim śmiechem ryknął.
Przeskoczyli cwałem mury,
Biją dzwony, pieją kury,
Nim ksiądz przyszedł na mszę ranną,
Zniknął koń z jeźdźcem i panną.

Na cmentarzu cisza była,
Stoją krzyże, głazy leżą:
Jedna bez krzyża mogiła
I ziemia ruszona świeżo.

Ksiądz nad grobem długo stał,
I mszę za dwie dusze miał.





  1. Ta powieść znajoma jest ludom wszystkich krajów chrześcijańskich. Poeci rozmaicie ją przerabiali; Bürger ułożył z niej sławną swoją Lenorę. Nie znając piosnki gminnej niemieckiej, nie można wiedzieć, o ile Bürger rzecz i styl odmienił. Niniejszą balladę ułożyłem podług piosnki, którą niegdyś słyszałem na Litwie śpiewaną po polsku. Treść i układ zachowałem wiernie, ale wierszy gminnych ledwie kilka zostało mi się w pamięci, i te służyły mi za wzór stylu.
  2. Ma kwiat-paproć i car-ziele. — Zioła używane do gusłów na Litwie.
  3. Góra Mendoga pod Nowogródkiem, obrócona na cmentarz; stąd w tamtych okolicach Litwy »pójść na Mendogową górę«, znaczy umrzeć.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Mickiewicz.