Ulicznica
Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Ulicznica |
Pochodzenie | Wiadomości Literackie, 1932, nr 15 |
Redaktor | Mieczysław Grydzewski |
Wydawca | Antoni Borman i Mieczysław Grydzewski |
Data wyd. | 1932 |
Druk | Drukarnia „Współczesna“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron |
Pusty placyk — rozchyla się wolno czarna krepowa zasłona — na widowni i na scenie ciemnica zupełna.
Trochę śniegu na ziemi.
Na środku sceny zapalona latarnia uliczna — zgniłe miejskie światło — oparta o latarnię stoi nieruchomo Ulicznica.
Niech przypomina charakteryzacją twarzy i ogólnym rysem „Mors Syphilitica“ Ropsa. Rozfryzowane pióro kapelusza zwisa na włosach. Suknia — zwykła liberja prostytutek guldenowych — pod spodem halka z pomarańczowego jedwabiu — pończochy bawełniane ażurowe czarne — trzewiki wycięte, ubrane wielkiemi kokardami pomarańczowej barwy. Suknia czarna wycięta głęboko na karku i piersiach — rękawy krótkie — rękawiczki pół-długie odsłaniają piszczele i łokcie. Szal gazowy zniszczony szarej barwy.
Długa chwila milczenia, wreszcie z zapadłej piersi kobiety odzywa się w takt muzyki pół-śpiew — pół-parlando:
Ja jestem tylko ulicznica,
Czarna książeczka herbem mym,
Uszminkowane mam podle lica,
Aby nie straszyć wyglądem złym.
Gdy okna miasta światłem zapłoną,
Stoję oparta o zimny słup.
I za przechodniem moje ramiona
Wysyłam drżąca — ja! żywy trup!
A ten przechodzień za szóstek parę
Ma prawo hańbić — ba, zabić mnie.
A czy wymierzą mu za to karę? —
Gówno! — bo jestem ścierwo złe.
Wszakże jam tylko ulicznicą,
Legitymuję się książką tą!
A gdy latarnie blaskiem zaświecą,
Spadam na miasto zarazy ćmą.
Dziewczynką małą już na ulicy
Rozwlokły mnie chłopaki złe,
I wtedy miano ulicznicy
Do dziecka skroni przylepło się.
Łżą gdzieś, że dzieci od złego strzeże
Jakiś przejrzysty anioł-stróż,
A mnie po krzakach pjani żołnierze
Młodą dziewczyną hańbili już.
Więc dzisiaj jestem ulicznicą,
Dawno mi dano z rozpustą ślub,
Oddech mój wionie straszną gruźlicą,
A cała jestem pół-zgniły trup!...
Śnieg zaczyna wolno padać, czepia się włosów — topnieje na zapadłej piersi Ulicznicy. Ona nie zwraca na to uwagi. Głos jej coraz bardziej schrypnięty. Od czasu do czasu pluje przez zęby w przestrzeń.
A kiedy śmierci przyjdzie godzina,
Szpital mi będzie agonji tłem.
Rzekną — uliczna zdycha dziewczyna,
Co siała zgrozę życiem swem!
Zamiast latarni światło gromnicy
Obleje trupa jasnością swą,
A koleżanki moje z ulicy
Zawyją requiem nad trumną mą.
Zjawia się woddali Przechodzień, mężczyzna tęgi, niski, ubrany w ciepłe palto z podniesionym kołnierzem. W nasuniętym na oczy kapeluszu z laską w kieszeni palta — przechodzi mimo Ulicznicy i robi ku niej nieznaczny gest — idzie dalej — Ulicznica odrywa się powoli od słupa i chrypiąc ostatni kuplet — idzie za nim dużemi krokami, podniósłszy wysoko suknię i ukazując jaskrawą, ohydną halkę i kokardy trzewików.
Lecz jestem dotąd ulicznicą,
A że codziennie muszę jeść,
Pójdę tą śnieżną czarną ulicą,
Aby na miasto zarazę nieść!
Powtarzając coraz ciszej tę zwrotkę, Ulicznica wyciąga wślad za Przechodniem jedną swą kościstą rękę — śnieg pada coraz gęstszy — oboje nikną w ciemnej dali — ona wślad za nim, jak upiór.
Zasłona krepowa powoli zasuwa się.
- ↑ Utwór niniejszy, tu po raz pierwszy ogłoszony drukiem, napisała Zapolska w r. 1907 dla mającego powstać we Lwowie kabaretu literackiego „Hades“, który ze względów finansowych zmarł przed narodzeniem. Rękopis pochodzi ze zbiorów Kornela Makuszyńskiego, który łaskawie użyczył go redakcji „Wiadomości Literackich“.