[214]Umarłej
I
Wiatr porankowy wśród nocy przywiał,
Rozwiał bezładnych snów niepokoje...
Dzisiaj rozmawiam z Tobą, jak z żywą,
Usta złożywszy na serce Twoje.
Przy mnie tu jesteś — w świateł topieli
Tak dotykalna i rzeczywista,
Jakby ten właśnie dzień nas rozdzielił,
A połączyła ta noc rzęsista.
Powiedz! Czy jakiś Orfeusz nowy
Wywołał Ciebie w powiewach świtu?
Chcę Ciebie nazwać — i źródłosłowy
Plączą się w jeden wyraz zachwytu...
Chcę Ciebie nazwać — znane imiona
Znowu głoskami martwymi dźwięczą...
Radość wzbroniona, radość miniona —
Możeśmy pili ją zbyt szaleńczo?
Możeśmy byli zbyt zakochani
I świat takiego szczęścia nie zmieści?
I znowu słowa, uwięzłe w krtani,
Gasną — jedyny okrzyk boleści.
[215]II
Są naokoło piękne dziewczęta,
Oczy tęczowe, serca źródlane,
Ale Ty byłaś we mnie zaczęta,
Jak przez darń kwietną źródło przelane.
Ciebie w serdecznych umyłem wodach,
Tobą olśniłem wzrok mój na zawsze,
I byłaś moja jak mój jest oddech,
Źrenicą byłaś, przez którą patrzę.
Ciebie nie znając, do Ciebie tęskniąc,
Ciebie miłując — lotną, daleką,
Znalazłem nagle za siódmą klęską,
Za skalą bólu, za smutną rzeką.
Znalazłem — aby stracić tak prędko?
Znalazłem — aby wiekom poświęcić?
Głupiec! Myślałem, że wstrzymałem Piękno
W jego wędrówce chyżej ku śmierci!
Więc niech dla innych, doba za dobą
Wieczność upływa w złotym dosycie —
Ja tylko Tobą i tylko Tobą
Pełny i pełny, na śmierć i życie!
I Twoje oczy wodzą mnie nocy,
Jako podwójna gwiazda pomocy,
I dokąd pójdę, cokolwiek zrobię —
Rozpacz o Tobie, rozpacz o Tobie.
III
O, mogłaś wzbudzić we mnie, coś chciała,
Bom znał Twych chęci nurt kryształowy.
Ufałem ślepo w blask Twego ciała,
W rytm Twego serca, w nimb Twojej głowy.
[216]
Z Tobą związany, los swój rozstrzygłem,
W dal obracając się mglistym czołem.
Ty bohaterskim byłaś mi skrzydłem!
Ty byłaś burzą, kiedy płynąłem!
I dziś — jeżeli wśród krwawej waśni
Przyszły słoneczny czyn mi się marzy —
To na tle wizyj na moment zalśni
Promienno-smutny świt Twojej twarzy.
Nie wiem, czy padłaś, kulą trafiona,
Czy w długich mękach gasłaś jak pożar,
Czy przyciskałaś dziecko do łona,
Czy zbir je odciął od Ciebie nożem.
Nie wiem, czy dreszczem ostatnim ścięgien,
Ostatnim czuciem wołałaś ku mnie —
Ale wiem jedno — jedno przysięgam:
Że potrafiłaś umierać dumnie,
Że w oczach Twoich była pogarda,
Że w sercu Twoim była odwaga —
Że spojrzeniami deptałaś karła —
Piękna, bolesna, gniewna i naga!
IV
Za dym pożogi, za gwałt rabunku,
Za siny powróz na szyję braci,
Za każdej rany krwawy karbunkuł —
Zbir będzie płacił i zbir już płaci.
W tym Sądzie, który niebawem przyjdzie,
Ażeby zadość uczynić krzywdzie;
W tym boju, który wichurą ognia
Osacza gniazdo, gdzie wzrosła zbrodnia;
[217]
Gdy ramię zemsty tak wyolbrzymię,
Że wróg się zwali, jak zgniłe drzewo:
Wtenczas wypowiem całe Twe imię
Melodią silną, czystą i rzewną!
Post-scriptum
Miła! Jeżeli fatum pozwoli
Do nadwiślańskiej wrócić Itaki,
W kraju, wyrwanym z grobu niewoli,
Pomnik postawię Tobie nie taki!
Myślą dogłębną, pracą cierpliwą
Odtworzę Ciebie — taką jak byłaś —
Pokażę Ciebie — mówiącą, żywą —
Opowiem, jaka była ta miłość.
W rozdziałach, niby w dźwięcznych ogrodach,
Będę się błąkał w mrok — a gdy zasnę,
Zalśni mi Twoja ciemna uroda
I zagra serce — jasne, przejasne.
|