<<< Dane tekstu >>>
Autor Gaston Leroux
Tytuł Upiór opery
Wydawca E. Wende i S-ka
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Leona Nowaka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le fantôme de l'Opéra
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVI
CZY NACISNĄĆ JASZCZURKĘ? CZY TEŻ NACISNĄĆ WĘŻA?
(KONIEC OPOWIADANIA PERSA)

A więc było tak, jak przewidywałem; groźby Eryka nie były pozbawione prawdy. Stojąc po za ludzkością, wybudował sobie zdała od ludzi schronisko, godne dzikiego zwierza, zdecydowany na wysadzenie wraz z sobą w powietrze, „wielu z tej przeklętej ludzkiej rasy“, którzyby ośmielili się go prześladować. Odkrycie to poruszyło nas do tego stopnia, iż zapomnieliśmy o sobie, o własnem niebezpieczeństwie i o ocaleniu Krystyny, myśląc o setkach tych nieszczęśliwych, którzy zginą niewinnie z ręki tego oszalałego fanatyka.
Przypomniały nam się słowa Eryka: „jutro wieczorem o godzinie jedenastej...“
„A któraż teraz była godzina“. Na miłość boską, która była godzina? bo może to jutro, to już może dziś — już zaraz... Może za parę sekund gruzy tylko pozostaną z całego olbrzymiego gmachu Opery, grzebiąc setki ciał pod sobą? Ah! co to! trzask tu w tym kącie — zgrzyt mechanizmu? Wicehrabia krzyczeć zaczął jak szalony, wtórowałem mu w najlepsze. Paniczny strach ogarniał nas. Weszliśmy na schody, by po chwili stoczyć się nadół. A może zapadnia zawarła się już nad nami? Ta ciemność! ta ciemność straszna, żeby choć trochę światła! iskierkę!
Dostaliśmy się nareszcie na górę. Ciemno tam teraz, tak samo jak i na dole! wychodzimy na powierzchnię, czołgamy się po pokoju tortur. Która godzina! Która godzina! Gdyby choć mieć zapałkę — mamy przecież zegarki. Wicehrabia usiłuje strzaskać szkiełko i palcami wyczuć pozycję wskazówek.
Nagle dochodzi nas odgłos kroków z po za ścian. Oh! tak! nie pomyliliśmy się. Ktoś puka w ścianę i głos Krystyny woła słaby i drżący:
„Raulu! Raulu!“
Krzyczymy w niebogłosy i walimy pięściami w lustrzane szyby. Krystyna wybucha płaczem. Nie spodziewała się zastać nas przy życiu. Eryk był w niebywałym paroksyzmie szału i zawziętości.
„Która godzina! Krystyno! — pytamy.
„Jedenasta — parę minut do jedenastej“.
„Lecz powiedz, która jedenasta?“
„Ta godzina, która zaważyć ma o życiu lub śmierci nas wszystkich. Eryk szaleje! Wstręt i lęk budzi we mnie. Zerwał maskę z twarzy, a jego okropne oczy miotają błyskawice. I śmieje się... tak strasznie się śmieje!.. powiedział mi: jeszcze pięć minut zostawiam cię samą, nie chcę ci przeszkadzać. Masz tu kluczyk, którym otworzysz szkatułki hebanowe, znajdujące się na kominku. Znajdziesz w jednej jaszczurkę, w drugiej węża — pięknie. cyzelowane w bronzie japońskim. Te zwierzątka za ciebie powiedzą „tak“ lub „nie“. Jeżeli dotkniesz się jaszczurki i przekręcisz ją na osi dokoła — znaczyć to będzie dla mnie „tak“ i wejdę do naszego pokoju weselnego. Jeżeli zaś uczynisz to samo z wężem, którego znajdziesz w drugiej szkatułce, będzie to znaczyć „nie“ i wejdą do pokoju umarłych. I śmiał się wówczas jak pijany szatan! Błagałam go na kolanach, by mi dał klucz od pokoju tortur, lecz odpowiedział, że klucz ten potrzebnym już nie będzie i że pójdzie go wrzucić na dno jeziora. Gdy wychodził, wołał jak wściekły: „pamiętaj, nie dotykaj węża — on djabelnie umie skakać w górę — pamiętaj!...“
Zrozumiałem dokładnie słowa Krystyny: wiedziałem, że za dotknięciem fatalnego węża, wylecimy wszyscy w powietrze... Wicehrabia wzruszonym, przerywanym głosem oznajmiał Krystynie o planie potwora, o planie, któryby tyle niewinnych ofiar pociągnął za sobą.
Nie było rady! Krystyna musiała dotknąć się „jaszczurki“.
„Uczyń to Krystyno! moja najdroższa!“ — wyrzekł Raul.
Zapanowało milczenie.
„Krystyno! — zawołałem nagle, — gdzie pani jest?“
„Przy jaszczurce...“
Przebiegła mnie myśl, że może Eryk postanowił jeszcze oszukać nieszczęśliwą dziewczynę. Może właśnie było przeciwnie? Poruszenie jaszczurki mogło sprowadzić straszną katastrofę. Boże! co robić! Gdzie się mógł w tej chwili znajdować ten potwór?...
„Idzie!... słyszę go.“ — zawołała Krystyna, Słyszałem wyraźnie, jak wszedł do pokoju, nie mówiąc ani słowa.
„Eryku! — zawołałem wtedy donośnym głosem, — to ja! poznajesz mnie?...“
„Żyjecie więc jeszcze?... — odpowiedział spokojnie, — no to starajcie się nie robić wiele hałasu. Ani słowa więcej, — dodał ostro, — bo wylecicie w powietrze“...
Poczem zwrócił się do Krystyny.
„Oh! jak widzę, kochanie, nie dotknęłaś ani jednej z tych ładniutkich zabaweczek, ale nigdy, nigdy nie jest zapóźno na rzecz dobrą. Daj mi kluczyk! Nie chcesz?... To otwrorzę bez klucza, wiesz że dla mnie niema zamków, ani żadnych trudności. A więc otwieram obydwa kufereczki. Ładne zwierzątka są tu, prawda? wydają się takie spokojne, ładniutkie. Ale pod stopami naszemi dosyć jest prochu, wystarczy, aby nasz domek wysadzić w powietrze. Dziś wieczór naszych zaślubin Krystyno. Musimy je obejść godnie. No dalej, dalej, — dotknij swoją rączką tej zgrabnej jaszczurki.
Jeżeli za dwie minuty nie uczynisz tego, — mówił po chwili milczenia Eryk, — wyręczę cię i przekręcę węża“...
Przeżywaliśmy wszyscy straszne chwile. Wicehrabia upadł na kolana i łkał cicho, ja zaś walczyłem ze strasznym atakiem nerwów.
Po chwili łagodny, prawie słodki głos Eryka zadźwięczał znowu.
„Ostatnie dwie minuty upłynęły, Krystyno, żegnaj mi kochana!..“
„Eryku, — krzyknęła przeraźliwie Krystyna, — czy przysięgniesz mi na miłość twoją, że naprawdę jaszczurki dotknąć należy?..“
„Tak, jeżeli to ma być weselna nasza noc. Ale dosyć już, odsuń się“...
„Eryku!...
„Dosyć — puść mnie“!...
„Eryku! dotknęłam jaszczurki...“


∗             ∗

Ah! te sekundy, te straszne sekundy, upływające w agonji oczekiwania.
Szmei jakiś dziwny wznosił się koło nas, wzrastał, potężniał. Szmer ten szedł od zapadni, z ciemnego wnętrza otchłannej piwnicy.
Plusk! szmer wody i świeży powiew uderzył do góry.
Woda! woda! woda, z cichym upajającym śpiewem, szła ku nam, odświeżając nasze spalone gardła!...
Zalewa piwnice czarne, zalewa szereg potwornych beczek z prochem! Oh! tyle prochu, tyle zmarnowanego prochu! Co wody! Oh! nie brak wody w podziemnem jeziorze. Idzie, płynie i niewiadomo, kiedy bieg jej ustanie. Eryku! Eryku! Dosyć, już dosyć, proch przecież zalany już został. Co chcesz uczynić? Eryku!... zakręć kurek! przekręć fatalną jaszczurkę.
W przyległym pokoju cisza.
„Krystyno! — woła Raul, — woda już sięga nam kolan!...
Ale Krystyna nie odpowiada i słychać tylko szum wzbierającej wody.
Tracimy już równowagę i prąd unosi nas wgórę, rzuca o tafle lustrzane.
Czy mamy umrzeć zatopieni wodą, w pokoju tortur? Nie przypuszczałem, żeby Eryk chował dla nas taką niespodziankę... „Eryku! przypomnij sobie, że ci uratowałem życie.“ Silniejszy prąd rzuca nas o żelazne drzewo, chwytamy się go rozpaczliwie. Nie zdaję sobie sprawy, jakiej wysokości dosięgła już woda, lecz czuję, że powietrze staje się z każdą chwilą cięższe... Znajdujemy się pod sufitem, nad nami noc czarna i duszna! Straszne uczucie ogarnia nas... teraz to już koniec! Eryku, ty szatanie! Siły nas opuszczają, gałęzie drzew wysuwają się nam z rąk, idziemy na dno, by znowu wypłynąć i w szalonym pędzie wirować w pieniących się nurtach. Palce moje spotykają oślizgłą, lustrzaną szybę i zsuwają się z niej bezwładnie! Kręcimy się dalej. Kręcimy do zawrotu głowy! do zapomnienia! Ale jeszcze jeden ostateczny wysiłek! Wznoszę głowę... „Eryku! Eryku! Krystyno!“ W uszach dziwna muzyka, bulgotanie straszne i monotonne i zdaje mi się, że w dźwiękach tych słyszę słowa: „Beczki! beczki! czy macie beczki na sprzedaż“...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gaston Leroux i tłumacza: anonimowy.