Ustęp ze wstępu do powieści „Angiolina“

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest Buława
Tytuł Ustęp ze wstępu do powieści „Angiolina“
Pochodzenie Nowe poezye
Wydawca Księgarnia Seyfartha i Czajkowskiego
Data wyd. 1872
Druk Zakład nar. im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tomik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Ustęp ze wstępu do powieści
„ANGIOLINA”.


Sen miałem dziki, który mnie utrudził,
Obym się po nim raczej nie obudził,
Bo nie tak czarne Solos wczoraj skały
Widziałem — zkąd mi Styxu piany grały…
Sen miałem Izo! dziwnem ja pachole!
Sen dziki — jako twe oczy sokole,
W które nim spojrzę jeszcze raz ostatni
Powiem — i dam ci dłoni uścisk bratni —
Słuchajże dziecko. . i do mnie się drżąca
Przytul — Patrz! w morze zapada twarz słońca!..
Gór Akarnanji błękitne się czoła
Zbliżają… echo Patrasu ich woda…
Ku nim Kalawryty brzęczą strumyki
Ku nim Wosticy tam pieją słowiki
Od Kalidromu Kleftów samopały
Huczą — i echa w jaskiniach skonały…
Sen miałem Izo! o nie taki rzewny
Jak ten krajobraz!... i nieco mniej spiewny,

Sen dziki Izo!... —

∗             ∗

Burza mi się śniła
Rozobrożona wichry rozpętała
Jak gdyby piekłem w niebo grzmotnąć chciała!
I łódź mą w skałę cisnąwszy —  — rozbiła! —
Ha! i przepadłem w głębinach bez końca,
Gdzie przez zieloność mórz bezdennych fali
Ledwie docisnąć mógł się promień słońca
Na moje łoże z muszel i korali…
Na złotym piasku, na mchu co usłany
Rękami Syren, byłem kołysany,
W koło mnie śnieżną gerlandą otoczą,
W ramion alabastr splątane kołują,
Długie warkocze po falach się włóczą
Zimnemi usty z pieśnią mnie całują…
Czemu nie zbudzisz się senny młodzieńcze!...
Tu mamy spiewy, perły, tany, wieńce,
Tu nasze usta jak krzewy korali,
Tu nasze konchy pieśń grają do koła…
— O! zimne usta wasze, choć różane
Mniej zimne niż tych, którzy mnie kochali…
I jedna z Syren z Hekaty płomieniem
Wzięła mnie, niesie z dzikiem uniesieniem
Na wierzch fal morskich znowu mnie wyniosła
— I była cisza nocna — w pełnem morzu! —

Księżyc grał w falach, i gwiazdy w wód łożu.
Czasem — dochodził daleki plusk wiosła….

∗             ∗

Ujrzawszy znowu niebo moje, głosy
Dziecka krzyknąłem: Przebaczcie niebiosy!!!
Słabym jak dziecko ale kochający
Przebaczcie otom w otchłanie tonący….

∗             ∗

— Jeźli przebaczysz tym, których przekląłeś
To przebaczenie i niebiosy wziąłeś!
Nie!!; nie przebacz!!! bo nadto kochałem!
Nigdy! i w sercu jak lew zaryczałem!...

∗             ∗

Wtedy Syrena w ramiona wężowe
Znów mnie ścisnęła — i zapadła w głębie;
U zimnej piersi jej złożyłem głowę
— I śniłem lat sto!!!

∗             ∗

Czemuż nie wyziębię
Serca co gore?! ...........







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Tarnowski.