Uwagi nad wyprawą jenerała Dwernickiego na Ruś/Peryod drugi

Dnia 11 kwietnia rano, korpus polski, bez najmniejszej przeszkody, dokonał swoiej przeprawy na Bugu. Artykuł nas uwiadamia, że przednie straże rossyjskie jeszcze 10go wieczorem cofnęły się do Włodzimierza; że 11go główna kwatera Rüdigera była w Chobółtowej. Aż nadto Dwernicki wiedział, dla czego nieprzyjaciel dopuścił mu tak spokojnie przebyć granicę, albowiem pisze że “Kreütz, i Diebicz nawet, mieli korpus polski za kilkonasto-tysięczny, że ostatni do tej mylnej opinii stosował poruszenia głównej armii, że Rüdiger był w tym samym błędzie, gdyż nie śmiał bronić przeprawy i potwierdzał tę opiniją cofaniem się na Chobółtowę i trzymaniem się pozycyi leśnych.” Nasz jenerał, zastanawiając się nad tem, co mu wypadało przedsięwziąść, takie sobie porobił uwagi: “Rzucić się na mocniejszego przed sobą Rüdigera po przeprawie Bugu, byłoby to stawić na kartę całą wyprawę. Po przegranej bitwie w cóżby, powiada, obróciła się była insurrekcya, którą protegować przybyliśmy, i której wspóldziałanie z korpusem było zasadą jego postępów. Trzeba więc było unikać bitwy, a że wielkie składy moskiewskie i zamożniejsze przysposobienia znajdowały się za Styrem, najważniejszą przeto było rzeczą ubiedz, mówi, Rüdigera u przeprawy Styru.” Naostatek dodaje: “Podług instrukcyi korpus miał opuścić bliższe i dogodne dla siebie okolice Dubna, Zasławia, Konstantynowa i Żytomierza, a przemykając się tylko pod Kamieniec, wywołanych po drodze obywateli zostawić na pastwę kozactwa bez żadnego użytku dla sprawy publicznej. Bez piechoty zaś, z sześcio-funtowemi działami, wzięcie Kamieńca było, powiada, przytrudne; jeszcze więc raz oświadcza, że instrukcya naczelnego wodza nie była zastosowana do możności korpusu ani do interesu wyprawy.

Kto tak rozumował jak Dwernicki, kto jak on mniej więcej, widział dogodności i złe oczewiste, ten robił nadzieję, że to obierze, co było lepszem. Gdyby jenerał był jeszcze wyrzekł, że Kamieniec, w żaden sposób, nie mógł być dla niego punktem dążenia, gdyby był inny główny punkt wykazał, na ten czas zbliżyłby się do tego, na czem miał się gruntować dobry plan jego wyprawy. Jednak, z tego co dotąd powiedział, nie możnaby wątpić, że po przejściu Bugu całą myśl swoją zwróci ku przeprawie Styru, ku środkowi kraju; że szybkiemi ruchami będzie usiłował nagrodzić czas stracony, że o instrukcyi zapomni. Ale Dwernicki, obok tych słabych uwag, takie położył sobie trudności: ubiedz Rüdgera u przeprawy Styru było, mówi, rzeczą niepodobną, gdyż Rüdiger zawsze był o dwa marsze naprzód i miał żołnierza niepotrzebującego wypoczynku. Dążyć ku środkowi Rusi, również, powiada, niepodobnem było, gdyż Rüdiger z całym swojm korpusem był w Włodzimierzu o dwie mile od przeprawy i na swojej prawej stronie miał: pays des chicanes. A więc w jednej i tejże samej chwili Rüdiger znajdował się o dwa marsze i o dwie mile. Ta ważna sprzeczność obejmuje jeszcze jedną: od Kryłowa, czyli od punktu przeprawy Dwernickiego, do Włodzimirza, jest istotnie mil cztery nie zaś dwie, jak artykuł utrzymuje, nie sądźmy jednak, że w tym rachunku zaszła omyłka drukarska: liczba literami wyciśnięta. Dwernicki, schodząc z mostu, natychmiast zwrócił czoło kolumny na prawo i granicą austryacką ciągnął na południe. Dla tego więc artykuł, we wstępie, chcąc wykazać, że trudno było dostać się do Styru, mówi, iż, Rüdiger był zawsze o dwa marsze naprzód; ponieważ zaś, jak się wyraża, starał się dowieść także, że Dwernicki został zmuszony iść granicą, a zatem, w zakończeniu swojem, cofnął napowrót nieprzyjaciela i korpus jego, razem z miastem Włodzimierzem, o dwie mile ku Kryłowu przybliżył. Wnoszę, że nasz jenerał nie zwrócił ścisłej uwagi na ogól artykułu swego adjutanta, gdyż podobnych manewrów każda stronnica tego pisma dostarcza.

Wartość powyższych kwestyi nieco niżej da się dostateczniej ocenić, tu zaś należałoby mówić o tej korzyści, którą polski jenerał nad sobą Rüdigerowi przyznawał, to jest, że ten ostatni miał żołnierza niepotrzebującego odpoczynku, lecz rozumiem, że za całą odpowiedź dość będzie Dwernickiemu przypomnieć jego trudy między Puławami a Kryłowem poniesione.

Czuje jednak Dwernicki, że jego kierunek nie może być usprawiedliwiony powodami, jakie dotąd z artykułu wypisałem, i powiada, że zbliżenie się ku granicy austryackiej było dopełnieniem instrukcyi. Zapomina więc wstrętu, który po dwa kroć do niej oświadczył. Zapomina co sam sprawiedliwie przedtem powiedział, że ona nie mogła zbawić Wołynia, Podola i Ukrainy, że nie była zastosowana do sił korpusu, ani do interessu wyprawy; a zamiast wyrzucić hamulec, którym go nieroztropnie czy złośliwie kiełznano, naucza nas w swojem piśmie, iż należy rozkazu dopełniać, nie wchodząc w rozbiór co polem nastąpi. Psie dość, jenerał, sprzeczny z sobą samym, pochwala nawet plan Skrzyneckiego, mówi; że naczelny wódz przewidywał, że korpus będzie powinien trzymać się granicy, i twierdzi: że Kamieniec nieodzownie był potrzebny.

Nim przeto Rüdiger zbierze się błędny ruch ukarać, temczasem Dwernicki, po przeprawie, idzie i tego samego dnia pod Poryckiem, niespodzianie zchodzi pułk kawaleryi rossyjskiej, który zaledwie zdążył wsiąść na koń, rozprasza go dwoma swojemi szwadronami, zabiera ciągnione za nim bagaże i w Porycku nocuje. Artykuł pisze, że ten pułk wysłany był przez Rüdigera z rozkazem zbliżenia się oś do przeprawy polskiego korpusu. Lecz jeśliby tak być miało, dla czegożby ón szedł z Włodzimierza do Porycka o cztery mile w lewo Kryłowa ku austryackiej, nie zaś ku polskiej granicy? dla czegoby ciągnął za sobą bagaże i dal się podejść? Rüdiger wiedział, że tego dnia wojsko polskie było już na prawym brzegu Bugu, ustępując więc całym korpusem nie chciałby był narażać jednego odzielnie pułku, a przynajmniej nie posyłałby go był w stronę zupełnie przeciwną od punktu przeprawy. Jenerał rossyjski stojąc nad Bugiem nie zapomniał, że miał dwa obowiązki do spełnienia: zajmować jak można najwięcej kraju, aby wstrzymać powstanie, i zarazem opierać się postępowi wyprawy. Do ostatniej zatem chwili, o ile można było, miał niektóre części wojska w oddaleniu. Pułk więc kargopolski. o którym tu jest mowa, nie ku przeprawie był wysłany, ale szedł połączyć się ze swoim korpusem.

Dnia 12 rano, zwiady polskie, jak artykuł pisze, wysłane ku linii nieprzyjacielskiej, widziały ciągnące kolumny od Markostaw ku Skurczom i pretenduje że do tej wioski miała się przenieść główna kwatera Rüdigera. Dwernicki opuszcza Poryck, uchodzi dwie mile do Lachowca, i tam stanąwszy na noc, taką, powiada, napisał proklamacyą : “Już za Bozką pomocą, na ziemi waszej, udało się nam pobić nieprzyjaciela. Pułk kargopolski dragonów, dwoma szwadronami naszej jazdy rozbity, w połowie jest w naszych ręku. Ufni w świętość sprawy powstawajcie wszyscy i razem! Korona i Litwa walczą i zwyciężają. Przynoszę wam narodowość i dawne swobody. N IV.”

Trzynastego po dostatecznem, jak mówi artykuł, rozpoznaniu pozycyi nieprzyjacielskiej, korpus polski, uszedłszy znowuż dwie mile, stanął w Drużkopolu, gdzie przeszło 36 godzin odpoczywał. Drużkopol równie jak Lachowce, leży od Skurczów o półtrzeci mile: między Drużkopolem a Skórczami na punkcie środkowym, w Horochowie, cały ten czas stał podpułkownik Wierzchlejski z oddziałem wynoszącym czwartą część sił Dwernickiego. O tem położeniu dwóch wojsk przeciwnych mówić będę w swojem miejscu, nateraz zaś zanotujmy tylko sobie tak blizkie ich sąsiedztwo. Powiada nasz jenerał, że w Drużkopolu zastawszy zgromadzonych obywateli miał się z nieci mi porozumieć względem insurrekcyi, utworzenia najdogodniejszej dla kraju organizacyi, słowem, względem energicznego rozwinięcia zasad rewolucyinych i zapytał ich w jakim stanie jest insurrekcya; dla czego nie zastał koni pod artyleryą. Na co odebrał odpowiedź, że bynajmniej nie wiedziano o jego wkroczeniu; odpowiedź nie małego znaczenia. Jednak Dwernicki na tem zakończył swoją rozmowę i tylko zawołał gdzież jest Chrościechowski? Wszelakoż, jenerał miał jeszcze list od M. C*** odebrany pod Zamościem, który po Chrościechowskim, całą resztę jego zniesienia się z Rusią stanowił; jeżeli przeto Dwernicki na tym liście opierał swoje kombinacye, czemuż więc nie obwinił M. C*** za nieuwiadomienie tak blizkich sąsiadów, za niedostarczenie koni pod artyleryą? Lecz, aby się obiaśnić w tym względzie czytajmy następujący wyjątek z artykułu:

Czternastego “ustanowił Dwernicki, w imieniu rządu narodowego, władzę krajową wołyńską. Obywatela M. C*** mianował Regimentarzom województwa wołyńskiego, inni odebrali rozkaz udania się do przeznaczonych sobie okręgów dla sprawowania władzy administracyjnej, organizowania na wszystkich punktach powstań, z prawem nakazywania obywatelom dostawy koni, żywności i t d. Te rozporządzenia, pisze jenerał, miały być uzupełnione po stoczonej bitwie.” Nr V. Widzimy zatem, że nasz jenerał nie tylko nie zakładał żadnej pretensyi do M. C***, ale owszem obdarzył go zaszczytnym urzędem. Jeżeliby zaś Dwernicki głównie gruntował działania swoje na skutku nowiny posłanej przez Chrościechowskiego, dla czegóż, przekonawszy się, że emissaryusza korpusem wyprzedził, że o kilka mil od Kryłowa nikt o wyprawie nie wiedział, dla czegoż mówię, kogo innego natychmiast wgłąb kraju nie wysłał, aby zastąpić Chrościechowskiego, uwiadomić o wkroczeniu wyprawy i dać polecenia? Lecz napróżnobym chciał przywiązywać ważność do zatraconej nowiny; Dwernicki nie dbał o nią, kiedy nowym emissaryuszem nie chciał dawniejszego zastąpić: nie obwiniał M. C***i tem dowiódł, że na wysłannictwie pierwszego tak, jak na liście drugiego, nie polegał.

Zgoła, żaden jenerał, któryby chciał najechać kraj cudzy, nie mógłby lepiej od naszego jenerała ukryć przed mięszkańcami swojego wtargnienia. Kiedy jednak inne było przeznaczenie Dwernickiego, z którem przybywał do Rusi, zapytajmy dla czego on, przywdziawszy tak ważnym obowiązkiem M. C***, zatrzymał go w swojej głównej kwaterze? dla czego nie kazał powstawać aż sam stoczy bitwę? Nie byłożto nieograniczone odroczenie wojny insurekcyjnej, w cóż obrócił swoją przedwczorajszą proklamacyą mówiącą powstawajcie wszyscy i razem? co miało być z powstaniem kowelskiem wywołanem, jak artykuł twierdzi, przez tę proklamacyą? Naostatek, co się miało stać z korpusem po przegranej? Lecz sama sprawiedliwość nakazuje uniewinnić Dwernickiego z zarzutu, który tu sobie zrobił. Mówi on, że rozesłał urzędników w różne okręgi dla organizowania insurrekcyi, nakazywania potrzebnych dostaw i że im kazał to uzupełniać aż dopiero po stoczonej bitwie. Byłoby to zatem rozsyłać wyraźny zakaz powstawania: gdyż widzieć będziemy, że nie pomyślny wypadek walki, która w pięć dni potem zaszła, wszystko przeciął. Nasz jenerał, ze swojej linii, nie dotknął ani jednego powiatowego miasta, nie rozburzył żadnej władzy administracyjnej rossyjskiej, nie mógł przeto rozsyłać swojch urzędników, a tem samem nie popełnił winy, którą sobie przypisał. Wszelakoż, szkodliwe drużkopolskie postanowienie bynajmniej nie traci na swojej głównej treści i dowodzi, że Dwernicki nie chciał, aby mieszkańcy powstawali przed bitwa, której się on spodziewał.

Piętnastego nasz jenerał wychodzi z Drużkopola i pisze, że ztamtąd ruszy już przeciw nieprzyjacielowi. Trzebaby zatem wnosić, że pojdzie wlewo ku Skurczom. Nie, Dwernicki wprost popod słupy idzie i w Łobaczówce nocuje. Ta ostatnia wioska leży o półtory mile od Beresteczka, gdzie wbród można Styr przebywać, gdzie, jak artykuł mówi, stał pułk piechoty rossyjskiej, pułk kawaleryi i baterya artyleryi.

Szesnastego dodnia, Dwernicki z Łabaczowki bierze się w lewo dla obserwacji oddziału nieprzyjacielskiego, zajmującego Beresteczko, zostawia Wierzchlejskiego z 5 szwadronami, jednym batalionem i dwoma działami w Rudce a sam, z korpusem, posuwa się do Boremla i dostaje się tam przededniem. Boremel leży nad samym brzegiem Styru. Na przeciwnym brzegu rzeki ciągnie się grobla do trzechset sążni długa: most na rzece był zebrany. Rüdiger, jak artykuł donosi, zajmował Łęcznę położoną na prawym brzegu Styru o półtory mili od Boremla, na przecięciu dróg prowadzących do Dubna, Łucka i Krzemieńca. O godzinie 4 po południu dwie kompanije piechoty polskiej przeszły na prawy brzeg rzeki, po kładkach ustawionych na palach mostowych, i zajęły lasek za groblą wypędziwszy z niego kozaków: na noc posiano tam trzecią kompaniją.

Siedmnastego rano, jak pisze artykuł “nadbiegło do głównej kwatery dwóch obywateli godnych wiary, którzy się z obozu nieprzyjacielskiego przede dniem wyrwali. Oznajmili oni Dwernickiemu, że Rüdiger z siłą do trzynastu tysięcy wynoszącą zaczął w nocy zajmować pozycye równoległe od rzeki, a oddalone od niej blizko o trzy mile.” Tym sposobem, siły nieprzyjacielskie musiałyby wynosić najmniej 15,000 ludzi, albowiem, oprócz tej liczby, którą przybylcy podali, w Beresteczku ciągle obserwowanem, artykuł rachował pułk kawaleryi, pułk piechoty i bateryą artyleryi. Nie możnaby zaprzeczać dobrej wiary tym dwom nieznajomym co do wiadomości, jaką o Rüdigerze przywieźli. Ale artykuł 13go dostatecznie rozpoznał pozycye Rüdigera w Skurczu na lewym brzegu Styru; 16go widział go w Łęcznej o półtory mili od Boremla, na prawym brzegu, a oni 17go przede dniem wydobyli się od niego o trzy blizko mile. Chcąc im jednak wierzyć, trzebaby także nie wątpić, że rossyjski jenerał stanął na pretendowanej pozycyi najmniej 16go wieczorem, kiedy miał czas przedstawić się tym panom równolegle do rzeki. Bo jakże wnosić, aby obywatele rozpoczętą tylko formacyą, w nocy, nie wprawnem okiem, ocenili, aby tak dobrze obrachowali jego siły? rzecz, o tej porze, dla przytrzymanych, jak oni byli, niełatwa. Nie do pojęcia jest także, dla czegoby Rüdiger, będąc raz o półtory mile od mostu na ważnem rozdrożu, odsuwał się na drugą taką odległość; byłobyto równie sprzeczne z jego interesem jak ze wszelkiem wyobrażeniem o wojnie. Trzeba tylko żałować, że artykuł nie oznaczył tego nowego stanowiska nieprzyjacielskiego, a nawet nie wskazał strony, w której się to działo. Łęczna i ten punkt niewyjaśniony jest to zadanie do którego znajdziemy klucz w samymże artykule, idźmy tylko dalej.

Tego samego dnia, to jest 17 kwietnia przed południem, ukończono most i natychmiast polskie zwiady wyszły za rzekę w rozmaitych kierunkach. Piechota polska stojąca na przeciwnym brzegu została wzmocniona. O pierwszej po południu Dwernicki wysłał dywizyon kawaleryi, kompaniją piechoty i dwa działa na rozpoznanie ku Jarosławicom, wiosce leżącej na wielkim trakcie między Dubnem a Łuckiem. Około dziesiątej w wieczór, po dziesięciogodzinnym ruchu, oddział rozpoznawczy powrócił i ani on ani zwiady, tak długo biegające w rozmaitych kierunkach, nie mogły wynaleść Rüdigera. Nic przywieziono nawet żadnej o nim wiadomości. To systemu zaczajenia pisze nasz jenerał, komplikowało nader położenie korpusu polskiego. Nie można więc nie wnosić, że artykuł przez omyłkę postawił był Rüdigera w Łącznej. Gdyby bowiem rossyjski jenerał tę wioskę zajmował dla czegożby oddział rozpoznawczy, w marszu swoim ku Jarosławicóm, nie dowiedział się był dokąd on ztamtąd poszedł? Rozumiem, że nowej pozycyi Rüdigera nie zakrywanoby przed officerem wysłanym na rozpoznanie, tak jak ją przed nami zakryto: rozpoznający miał dość czasu, nie było żadnej przeszkody, niezawodnie więc byłby tam doszedł. A jeśliby i na tem nowem miejscu nie zastał nieprzyjaciela, to przynajmniej potrafiłby i nie zaniedbałby zebrać potrzebne w tym względzie szczegóły. Wreszcie, zwiady tak zwinne jak nasze, w przeciągu dziesięciu godzin, byłyby jakkolwiek nieprzyjaciela dotropiły. Słowem, nie na temby się skończyło, że Rüdiger gdzieś był zaczajony. Rozpoznający, czy zwiady, w własnym kraju nabyliby waźniejszego objaśnienia, ze swego wysłannictwa lepsząby zdali sprawę. Przed oczami ruskich dzieci, podczas narodowej wojny, nie tylko korpus, ale jeden Doniec się nie skryje: oniby byli wszystko swoim braciom powiedzieli. Wolę przeto oprzeć się na rapporcie zwiad, na doniesieniu rozpoznającego officera, jak na zeznaniu dwóch przybylców, jaka bądź była ich wiara. Rüdiger nie był tam, gdzie go oni równoległe do Styru rozwijali, tak jak w Łęcznej nie był. Podług artykułu jenerała, 12go widziano kolumny nieprzyjacielskie ciągnące od Markostaw czyli Łokaczów ku Skurczom; 13go pod tą ostatnią wsią nieprzyjacielską pozycyą rozpoznano. Wiemy zaś już, że Dwernicki, opuściwszy Poryck, przez 12 i 13 uszedł tylko mil 4, że 14go w Drużkopolu odpoczywał, i że przez czas odpoczynku o pięć ćwierci mili od Skurczów, w Horochowie, miał oddział swojego korpusu. Przyczem karta nam pokazuje, że drogi, z Porycka do Drużkopla i z Łokaczów do Skurczów prowadzące, są względem siebie równoległe i tylko o półtrzeci mili jedna od drugiej oddalone. Gdyby więc, jak artykuł pretenduje, Rüdiger wziął ten kierunek, byłby albo nad Styrem korpus polski z największą łatwością uprzedził, albo go frontem ku granicy atakował, albo nakoniec, starałby się Dwernickiego podpędzić i wrzucić w matnią między rzekę i granicę. Wreszcie, jeślibyśmy przypuścili, że rossyjski jenerał, zbliżywszy się tak znacznie do korpusu polskiego jeszcze się nie przekonał o małej i jego sile, i nie mogąc się zdecydować co ma począć, stal pod Skurczami nieruchomie, to nie można wątpić, iż przynajmniej byłby się odważył spędzić mały oddział Dwernickiego przed jego frontem w Horochowie postawiony. Temczasem, ani czaty , ani zwiady obudwóch woysk od 11 aż do 17 jednego nawet naboju niezużyły. Nakoniec, gdyby Rüdiger stał pod Skurczami, dla czegoż Dwernicki, oświadczywszy że idzie przeciw nieprzyjacielowi, nie poszedł 15 z Drużkopola ku Skurczom ale do Łobaczówki? Te powolne i spokojne marsze w tak małym promieniu Skurczów, ten nie zakłócony odpoczynek i dyrekcya do Łobaczówki, dość silnie nas zapewniają, że pod Skurczami korpus Rüdigera nie był. Jeżeli 12go widziano wojsko rossyjskie od Łokacz w stronę Skurczów ciągnące, był to zapewnie oddział maskujący odwrót Rüdigera. Nieśmiały przeciwnik Dwernickiego dawno poszedł krążyć prawym brzegiem Styru, i dla tego nie było go tak długo. Nie chciał nasz jenerał wierzyć że jego przeciwnik słyszał o Stoczku. Taka awangarda w wojnie bardzo jest usłużna: ona korpus polski przeprowadziła przez Bug, ona mu ważną jego ścieszkę na Wołyniu długo oczyszczała. Wszak artykuł, wsród tylu swoich sprzeczności, najpodobniejszą doniósł prawdę mówiąc: że Rüdiger, zaraz po przeprawie Dwernickiego, naprzód znacznie się odsunął. Robił on zatem łuk od Włodzimierza po za Styrem, którego cięciwą była droga Dwernickiego. Niespodziana była to chwila odkuć się od granicy i bez kosztu drugą rzekę przebyć. Ale polski jenerał bynajmniej nie spieszył na prawy brzeg Styru. Dwernicki nawet pisze, że do Boremla po to tylko przyszedł, aby zwrócił całą uwagę Rüdigera na ten punkt, którym nigdy przemknąć się na drugą stronę rzeki nie zamierzał. Tak przeto, nasz jenerał zgubiwszy się z oczu Rüdigera, uznał za potrzebę robić najniepotrzebniejszą demonstracyjną ceremoniją. Ta chytrość wojskowa, często w przeprawach rzek konieczna, jeśliby miała przydać się na co Dwernickiemu, to lepiej było jej użyć częścią sił ze średniego punktu, z Łobaczówki; gdyż ztamtąd, w równym czasie, można się dostać do Beresteczka lub Boremla, i to przynajmniej byłoby podobniejszem do demonstracyi. Ale na jego zgubnej dyrekcyi, raz zbliżywszy się do brodu, opuszczać go , opuszczać sposobność uderzenia na małą garść tam stojącą, kazać ją obserwować a główną siłą iść zwodzić nieprzyjaciela którego nie było, iść ze spadem Styru do Boremla, gdzie ta rzeka rozszerzona dwoma innemi rzekami, gdzie, na przeciwnym brzegu ciągnie się długa grobla, i tam stać bez końca tak jak robił nasz jenerał, nie wiem do czego to było potrzebne i do czego jest podobne.

Zamiast dokładnie rozpoznawać pozycyą Rüdigera w Skurczu, zamiast stawiać go 16go w Łęcznej, a potem przenosić na pozycyą równoległą dotąd nikomu nieznaną, zamiast pomnażać jego numeryczną siłę, wolałby był artykuł nam powiedzieć, gdzie się podział rossyjski jenerał z lewego brzegu Styru, to jest, gdzie się przeprawił przez tę rzekę, kiedy w pięć dni dopiero, pokaże się z zaczajenia na prawym jej brzegu, i musi znowu na lewy brzeg powracać do nieruchomego Dwernickiego? Lecz artykuł miał ostrożność choćby najmniej nadmienić kiedy i w którem miejscu nieprzyjaciel na prawy brzeg Styru przeszedł. A jednak, jest to rzecz bez porównania ważniejsza od ilości krzyżów, o które on ze Skrzyneckim spór prowadzi, od imiennej wiadomości o jeńcach, o lekko rannych i wielu podobnych drobnostkach o jakich nie lenił się artykuł pisać. Zresztą, dośćby był pan adjutant zrobił, gdyby był powiedział: nasz przeciwnik nie potrzebnie przeszedł na prawy brzeg Styru, my, w Boremlu, na rzece nie mającej trzydziestu sążni szerokości, na gotowych palach, budowaliśmy most pomału, nie chcieliśmy za Styr przechodzić, robiliśmy demonstracyą. Tak mówiąc dałby świadectwo prawdzie, której sam jenerał nie mógłby z artykułu wykreślić. Ze wszystkiego zaś najlepiejby było, gdyby całkowicie zamilczał. Nie wystawiłby był dokumentu, z którego obcy pisarze źle o Rusi sądzą, i mnieby był uwolnił od najnieznośniejszej w życiu mojem pracy. Nakoniec, milcząc nie miałby potrzeby przywoływać zdanie woyskowe o przeprawach znacznych korpusów przez wielkie rzeki. Nie skrzywiłby był tego zdania i nie stosowałby go do garstki wojska. Nie zmieszałby w jedno znaczenie, dwóch różnych wojskowych nazwań: bok i skrzydło. Nie naruszałby znaczenia linii matematycznych, i z tego wszystkiego nie ułożyłby był dla jenerała nieprzyjacielskiego niepojętej nauki[1]. Zgoła nasz jenerał, nie mając za mostem nieprzyjaciela, uznał swoje położenie za nader skomplikowane, i nowe wysłał zwiady aby koniecznie wyszukały Rüdigera. Wśród tego kłopotu, na jaki żaden jeszcze jenerał nie narzekał, Dwernicki prawdziwie zastraszającą odbiera wiadomość. Artykuł pisze że l7go “o drugiej po południu przybył niespodziewanie dymissyonowany pułkownik M***, obywatel z Polesia, stary żołnierz, ozdobiony krzyżami, dobrze znany jenerałowi i rzekł: zebrałem pewną liczbę strzelców; przychodzę zapytać jenerała czyli mam z nimi do korpusu przymaszerować; bo co się tyczy ogólnego powstania, to zupełnie sparaliżowane zostało. Pułkownik P*** (Prażmowski) odebrał wczoraj własnoręczne pismo od wodza naczelnego aby obywatele Wołynia nie powstawali. W tej chwili rozstałem się z pułkownikiem P*** który mi to oświaczył i już zupełnie rzecz opuścił: pismo to przywiozł gońcem z Warszawy Michał W***. Dla prawych obywateli, odpowiedział Dwernicki , kiedy idzie o ojczyznę, zakazy wodza naczelnego są niczem. Masz przed sobą cztery tysiące Polaków, których już znają Moskale, i którzy tu za was, na waszej ziemi, umrzeć przyszli. Wróć pan i powiedz to tym którzy usłuchają tego zakazu, ale wątpię, żebyś takich znalazł.” Dalej w artykule czytamy że władza miejscowa została wezwana, aby natychmiast dostawiła do głównej kwatery Michała W***, że tę okoliczność starannie w głównej kwaterze ukryto, że ją objaśnią wspomniane osoby, pisarz zaś artykułu oświadcza, iż winien zdać sprawę, i zdaje ją z tego tylko, czego sam był świadkiem. Nie widzimy więcej w artykule żadnej wzmianki o tym ważnym wypadku. Jako mieszkaniec ziemi ruskiej, wiem, iż Prażmowski, w okolicach Włodzimierza i Łucka, był przez niektórych tamtejszych obywateli wezwany na oddziałowego dowódzcę powstania. Mówiłem już, że w tej części Wołynia, z przyczyny obecności sił nieprzyjacielskich, nie mógł Dwernicki żądać po mięszkańcach zbrojnego wystąpienia. Lecz kiedy naczelny wódz, w Warszawie mógł wiedzieć o wziętości Prażmowskiego i trafił do niego ze swojem kontr-rewolucyjnem pismem, dla czegoż Dwernicki stojąc pod Zamościem, wreszcie, w kroczywszy już na Wołyń, nie zniosł się z nim, nie dal mu żadnego polecenia. Prażmowski, raz wszedłszy w stosunki z jenerałem wyprawy, chociaż natychmiast nie mógł być czynnym, chociażby czynnym być nie chciał, to przynajmniej byłby się widział obowiązanym zakommunikować Dwernickiemu pismo naczelnego wodza, byłby się nie poważył rozgłaszać go przed innemi. Daleki jestem myśli, abym miał usprawiedliwiać występny krok tego obywatela, ale pytam się, czyli czynny jenerał wyprawy, pod bokiem swego korpusu, byłby go zostawił samemu sobie? Trzebaby jednak wnosić, że rapport pułkownika M*** o piśmie Skrzyneckiego, stanie się dotkliwszym dla naszego jenerała, jak dla wodza francuzkiego rapport odebrany nad Nilem o spaleniu jego floty. Albowiem jenerał polski powinien był widzieć, iż interes jego Ojczyzny w samym gruncie podkopywano, francuzki zaś, odcięty wprawdzie za morzem, ale miał tylko myśleć o losie trzydziestu tysięcy wojska. Jednak, ten ostatni, spieszył zmierzyć całe swoje położenie, przybierał środki stosowne, a pierwszy poprzestał na słabej tylko odezwie, której treść ogólną artykuł nam zachował w następnych słowach: “Dwernicki tego dnia rozesłał, mówi, w rozmaite strony kraju proklamacye zapewniające każdemu mięszkańcowi równy udział w swobodach i wzywał do posług dla odradzającej się Ojczyzny” Nr. VI. Widać do jakiego stopnia jenerał wyprawy zaniedbał zbadać ducha panującego wówczas na Rusi. Nie wiedział, że znaczniejsza ilość posiadaczów ziemi zrobiła była postanowienie uwolnić nieszczęśliwych mięszkańców od poddaństwa. Nie wiedział i w swoich odezwach do tego nawet małego stopnia nie śmiał podnieść nadziei ludu. W pierwszej proklamacyi obiecywał dawne swobody, a w drugiej nie mówił nawet co przynosił i czego żądał[2]. Bonaparte, nad Nilem, mógł rachować na negocyacye stambulskie, gdyż mu Dyrektoryat przyrzekł był je rozpocząć i on nie wiedział, że ambassador nie ruszył z Paryża, a przecież, przedewszystkiem, rachował na bagnety, resztki majtków w batalijony szykował; w pustyni nowego rodzaju utworzył jazdę. Dwernicki zaś, zaczynając od negocyacyi, w krainie jezdzców i koni, we własnej Ojczyźnie, ani jednego szwadronu nieuformował. Mara dyplomatyczna opanowała była wszystkie prawie umysły, tych, co w czasie naszej wojny, wyżej byli postawieni. Nasz jenerał, zamiast wysyłać z Zamościa do rozkwaterowanej, że tak powiem, kawaleryi, zamiast kazać jej stanąć w pułki, w dywizye, posyła ambassadorów do Stambułu, i cieszy się, że tym pomysłem uprzedził dyplomatycznie znarowiony rząd warszawski[3]. Tak więc jenerał, zamieniwszy burkę na togę, zapomniał o powstaniach i z pól tylko dobytą szablą, pól krokiem postępował. Jakkolwiek przeto szkodliwy był rozkaz naszego wodza, napróżno jednak mówiłbym tu o nim dłużej, wszak on bynajmniej jak się w krótce przekonamy, nie był sprzeczny ze skutkiem dekretu drużkopolskiego: Skrzynecki zakazał Rusinom powstawać, Dwernicki kazał im wstrzymać się z powstaniem. Wróćmy zatem raczej do obozu wyprawy.

Nowe zwiady, z 17 na 18 w nocy, na prawym brzegu Styru zetknęły się z kozakami. Rano 18 piechota rossyjska atakuje batalion Dwernickiego stojący za Styrem. Dowódzca tego batalionu miał rozkaz, aby się cofnął za nadejściem nieprzyjaciela, ale przeciwnie było: jeszcze dwie kompanije piechoty samowolnie rzuciły się na tamtą stronę za długę groblą; miało to być, jak artykuł mówi, w chęci osłonienia odwrótu. Bagnety polskie, po kilka razy, odpierały w trop idące za sobą bataliony nieprzyjacielskie, i ostatecznie odparły je dopiero działa na przeciwnym brzegu ustawione. Poczem Dwernicki kazał most rozebrać. Jednak, mały korpus polski 170 ludzi ugracie. Pózniej, trwał tylko ogień artyleryi, ale w porównaniu koniecznej oszczędności pocisków, ze strony naszego jenerała, trwał zbyt długo; do pół do trzeciej po południu strzelano. W opisie tej działowej batalii, która się zakończyła, jak artykuł maluje, piękną ruiną pałacu boremelskiego, te słowa czytamy: “Moskale zataczają nową bateryą dwudziesto-cztero-funtową i silny ogień miotają na pałac. Pęknięty granat w sali gdzie się znajdował sztab korpusu, ranił lekko majora Szymanowskiego.” Nie od rzeczy może będzie uwiadomić czytelnika, że Szymanowski był szefem naszego jenerała. Rüdiger, zabawiając Dwernickiego ogniem artyleryi, niewiele miał trudności, aby go oszukać co do prawdziwego swego zamiaru. O południu przypadł do polskiego jenerała mieszkaniec i doniosł, że kozacy wpadli do Chrynik o małą pół-milę niżej Boremla i spędzają ludzi do stawiania mostu ; na co on rzekł do otaczających go officerów: po jutrze przejdziemy Styr. Wysłane zwiady, nietylko potwierdziły tę wiadomość, ale nadto doniosły, iż nieprzyjaciel w części wykonał przeprawę.

Dnia 19 o szóstej rano Rüdiger był już gotów na lewym brzegu Styrii. Widzimy przeto, że rossyjski jenerał, chociaż z większym korpusem, chociaż także opieszały, a przecież nie potrzebował długiego czasu do przejścia tej niewielkiej rzeki. Dwernicki, który się nieco był odsunął od Boremla, cofa się napowrót i zwabia nieprzyjaciela na dogodniejsze dla siebie pole. Piechota polska jedną połową swej siły, pilnowała zebranego mostu, a drugą osadziła smętarz i rogatki miasteczka; jazda w dwóch linijach, z artyleryą została zatrzymana na odkrytej równinie. Rüdiger ośmielony idzie; wieś Nowosiołkę leżącą na swojej lewej stronie dywizyą piechoty zajmuje; na prawo wyciąga dwie linije kawaleryi, artyleryą zaś po froncie rozrzuca. Rezerwa jego złożona z dwóch pułków huzarów, z dwóch pułków kozaków i jednej bateryi uszykowała się z tyłu pod lasem[4]. Dwernicki do nadchodzącej kawaleryi otwiera działowy ogień, narusza jej porządek i swoją pierwszą liniją uderza. Kawalerya rossyjka złamana, ale polska, w pogoni, dostaje się pod kartacze rezerwy nieprzyjacielskiej. Wtem dwa pułki rezerwowe i niektóre części pułków rozbitych, prędko sformowane uderzają ze wszystkich stron na rozerwane polskie szwadrony. Widząc to Dwernicki porusza drugą swoje liniją przyjmuje pierwszą, rzuca się na nieprzyjaciela, uścieła pole trupami i ośm dział zdobywa. Lecz koń pada pod dowodzcą, jego szwadrony zostawiają uciekającego nieprzyjaciela, i stają w porządku na swojej pozycyi. Od początku bitwy, baterya nieprzyjacielska ukryta za browarem na przeciwnym brzegu rzeki, na nowo do nieszczęśliwego pałacu posyłała pociski i niekiedy prawemu skrzydłu polskiemu szkodziła. Po drugim zaś ataku kawaleryi z tego samego ukrycia wyszła, jak mówi artykuł, brygada strzelców pieszych i zaczęła się zbliżać ku palom zebranego mostu; ale ogień polskiego batalionu i dwóch dział tam wysłanych zmusił ją usunąć się z nad brzegu. Wtenczas dopiero Dwernickiemu dała się uczuć potrzeba skupienia małych sił swoich; posłał więc rozkaz, aby Wierzchlejski , który oddawna obserwował Beresteczko jak najspieszniej przybywał. Nowosiołka służyła kawaleryi nieprzyjacielskiej za punkt skupienia : trzeci raz ona na wysokość tej wioski powraca, trzeci raz idzie do ataku i jak przedtem, złamana ucieka. Ostatnią tę czynność wykonywały już obie razem linije polskie, i nanowo, zapędziwszy kawaleryą rossyjska pod las, powróciły sformować się na plac boju. Rüdiger w całej tej rozprawie zapomniał o swojej piechocie; aż w ostatnim ataku wyciągnął ją ku Boremlowi. Ale zaledwie jeden batalion wyszedł z Nowosiołki, Dwernicki uderza dwoma diwizyonami jazdy i wpędza go na powrót. Dzień już był na schyłku, kiedy Wierzchlejski nadciągnął. Rüdiger spostrzegłszy tę część świeżego wojska stracił chęć zaczepną i uszykowawszy się pod lasem nie ruszył już naprzód. Nasza piechota, oprócz krótkiego zatrudnienia przy moście, równie jak nieprzyjacielska była nieczynną. Na tem zakończył dzień 19 kwietnia, piękny dla polskiej broni, ale w Boremlu, ze swoją wiliją, nieużyteczny dla sprawy naszej Ojczyzny : nie tam powinny były być groby tylu naszych walecznych!![5].

Po bitwie, dwa wojska rozkładają się wobec siebie i spokojnie, jak w czasie rozejmu, albo jak z obustronnem postanowieniem stoczenia nowej bitwy, nocują. Korpus polski, po przejściu Rüdigera na lewy brzeg Styru, był zamknięty między granicą, a rzeką w trójkącie mającym za trzeci bok przestrzeli dwu-milową na której stał nieprzyjaciel. Stać nie ruchomie i dać się scisnąć na tak małem polu było to zbyt niebezpiecznem. Przechodzi zaś wszelkie pojęcie dla czego nasz jenerał, po bitwie przynajmniej, w nocy, nie usiłował wydobyć się ztamtąd. Czekać w tem miejscu nowego ataku, byłoto narażać resztę tak, aby ani jednego niepozostało żołnierza, któryby nam czyny korpusu opowiedział. Artykuł pisze, “przebywając noc z 19 na 20, w oczekiwaniu ataku ze strony moskiewskiej każdy był tylko gotów umrzeć z chwałą. Całym więc, mówi, tryumfem Dwernickiego było jak sam przepowiedział przejście Styru nazajutrz i uprowadzenie szczątków korpusu na drogę do Kamieńca. Sam nawet Dwernicki zadziwia się że go Rüdiger z pod Boremla wypuścił, gdyż pisze, że 20 rano kawaleryja rossyjska ruszyła już była ku niemu na plac boju, ale on dał rozkaz, aby tył obozu ruszył do Beresteczka drogą, którą górzyste położenie zakrywało marsz przeto nie mógł być spostrzeżony od nieprzyjaciela. Dywizyony 1 i 2 ułanów zasłaniały powiada ruch korpusu, a diwizyon 3 ułanów dobrze widziany z Boremla postępował ukośnie ku drodze do Włodzimierza. Ztąd więc wnosi, że nieprzyjaciel zwiedziony co do kierunku nie wiedział gdzie miał uderzyć, gdyż inaczej nie da się, mówi, pojąć i wytłumaczyć niedołężna nieczynność Rüdigera.” Niech nie wierzy nasz jenerał, że nieprzyjaciel był zwiedziony. Korpus i górzyste położenie, na obszernej przestrzeni, mogą ukryć ruch armii; brygada i miejscowość podobnąż usługę mogą oddać korpusowi, mogą dać odejść głównemu wojsku. Ale w obecności przemożniejszgo korpusu nieprzyjacielskiego, na brzegu rzeki na tak ściśniętem polu, jak było pod Boremlem, trzy słabe diwizyony, przy najbieglejszych manewrach, przy wszelkiej dogodności gruntowej, której właśnie tam brakuje, nie zakryją ruchu, nie zwiodą nieprzyjaciela. Nie ta błaha przyczyna wyprowadziła ztamtąd naszego jenerała. W nocy, wśród bezsenności, człowiek słabego serca może samotnie rozprawiać nad tem co go rumieni, może skupiać przychylne dla siebie pozory, ale w dzień musi się na nowo biedzić i lękać. Tak właśnie było z przeciwnikiem Dwernickiego. Nazajutrz po bitwie, wstyd popychał go na opuszczony plac boju ale słońce 19 kwietnia jeszcze raz odbiło się o groty resztek polskich szwadronów. Rüdiger więc ze swoją numeryczną siłą jak spętany stanął, a garstka walecznych odeszła. Lecz tak wiele polegać na tej chlubnej przewadze, tak nizko kłaść przeciwnika, kiedy wiemy, że sami jesteśmy w krytycznem położeniu, nie wolno jest żadnemu jenerałowi. Nadewszystko zaś nie wolno mu jest w tenczas nie myśleć o przyzwoitych środkach uratowania powierzonego sobie wojska, aby potem sam nie wiedział, nie pojmował, jakim sposobem z fałszywego kroku zresztą woja wyszedł; a właśnie tak się stało pod Boremlem.

Dnia 20 Kwietnia, samo tylko szczęście uwolniło naszego jenerała z placu, na którym ostateczna czekała go zguba. Dwernicki powraca na opuszczoną dyrekcyą i bez przeszkody, w Beresteczku, w bród przebywa rzekę. Gdyby jednak Rüdiger rozpatrzył się był 20 rano, i tyle tylko nabrał odwagi, aby piechotę i działa, które miał pod Boremlem na prawym brzegu, posuwał równolegle z Dwernickim ku Beresteczkowi, a sam, choćby na dwa strzały za nim postępował, czy natenczas jenerał polski spełniłby był swoją niepotrzebną wyrocznią, przeszedłżeby był rzekę? Musimy sobie tu przypomnieć, że nasz jenerał mając jeszcze cały swój korpus, uznał, iż opanowanie Kamieńca było dla niego przytrudne. Po bitwie zaś boremelskiej, kiedy sam nietai, że straty bardzo wielkie poniosł, że kul i granatów bardzo mało zostało, powiada nam, że szedł do Kamieńca. Jakoż, z Beresteczka, opuścił on drogę lewą prowadzącą ku środkowi kraju, a zwrócił się w prawo ku granicy. W artykule jenerała czytamy, że 20go korpus uszedł werst 48 czyli mil 6 i 6/7, istotnie zaś tego dnia z Boremla Dwernicki uszedł tylko trzy mile, gdyż nocował w Chocimiu i tam krzyże rozdawał. Artykuł mówi że Dwernicki wyszedłszy z krytycznego położenia przejściem Styru prawe skrzydło korpusu zabezpieczył, to jest, oparł się o granice, że dla niego, za Styrem, Kamieniec był głównym przedmiotem; przyczem dodaje, iż może komu zdawać się będzie że na Wołyniu Krzemieniec koncentrując siły powstania powinien był pociągnąć ku sobie Dwernickiego Lecz podług zdania artykułu Dwernicki nie mogł z Beresteczka zwracać się na Krzemieniec, albowiem powiada, że Rüdiger będący w Boremlu na prostej i o połowę bliższej drodze do Krzemieńca byłby ubiegł u punktu korpus polski, lub w flankowym jego marszu, najkorzystniej uderzył. Nadto jeszcze powiada, że utrzymanie Krzemieńca leżącego jak gniazdo między górami, przeciw nierównie liczniejszej artyleryi, było niepodobieństwem, gdyż Rüdiger postępując tu i za nami w dwóch kolumnach, od Podbereżec i Wiszniowca, zostawiłby najtrudniejszą przeprawę dla kawaleryi. Czcze pytania, które tu Dwernicki sobie porobił, są rozwiązane najbezzasadniejszą odpowiedzią.

Krzemieniec nie z gruntowego, ale ze względnego położenia, dla powstań, ani nawet dla wojsk najregularniejszych, nie mógł być w tamtym czasie punktem koncentrycznym. To miasto leży o trzy mile od granicy austryackiej, o dobry marsz od niego, w Boremlu, był nieprzyiaciel; żaden więc jenerał, chcąc skupić swoje siły i nie narazić ich na cząstkową zgubę, nie przeznaczałby go za miejsce zbioru. Inna jest przyczyna tej rozprawy. Z Boremla, gdzie był Rüdiger, naybliższą drogą jest mil 6 3/4 do Krzemieńca; z Beresteczka, przez który przechodził Dwernicki, najdalszą drogą do Krzemieńca, jest mil 6 niespełna. Rüdiger miał nad Styrem wszystkie swoje siły skupione. Obadwaj przeciwnicy zbliżali się od północy do Krzemieńca za którym o pół trzeci mile, ku południowi, na prostej linii leżał Wiszniowiec: jakimże sposobem Rüdiger miał następować tuż za Dwernickim jedną kolumną od Wiszniowca? Mógł przeto nasz jenerał aż nadto uprzedzić swego przeciwnika w Krzemieńcu i nie broniąc go bynajmniej iść w środek kraju. Ale idąc drogą krzemieniecką trzeba było rozstać się z granicą. Dla tego to artykuł chcąc okazać niemożność wzięcia tej dyrekcyi nie wahał się nanowo zarzucić fałsz jeografom, nanowo poprzybliżał lub pooddalał punkta stałe, i jenerałowi nieprzyjacielskiemu nadał moc magiczną przerzucania kolumnami. Nasz jenerał sam powiada, że idąc na Krzemieniec miałby najtrudniejszą przeprawę, gdyby mu Rüdiger zastąpił od Podbereżec i Wiszniowca. A więc Dwernicki o przeprawie w tył, to jest o granicy, nie zaś o pochodzie naprzód, nie o Rusi, myślił. Silne wrażenia, nad któremi nie umiemy panować, nieprędko się zacierają: artykuł naszego jenerała wparę lat po wyprawie pisany, a jednak wszystkie jego litery ku austryackiej granicy są pochylone chociaż je w inną stronę prostowano. Nie tu przecież koniec wyszukanych trudności. Pisarz artykułu, jakeśmy widzieli, chciał jeszcze zastraszyć czytelnika marszem flankowym który groził, powiada , na drodze krzemienieckiej. Postanowiłem, ile możności, omijać widoczne tego pisma mielizny, i nie mało ich ominę; ale nad chęć, nad zakres mojej pracy, nie mogę nie dotknąć tego co w prostej sprzeczności postawiono z rzeczą, o której mówię. Techniczne nazwania sztuki militarnej są najpowabniejszą bronią, którą rad walczy artykuł. Marsz flankowy czyli boczny staje się istotnie niebezpiecznym, jeśli go wykonywamy przed frontem nieprzyjaciela stojącego na pozycyi. Albowiem, odkrywa boki oddziałów w jakie złamiemy nasze linije, powiększa głębokość dla pocisków działowych, daje przeciwnikowi korzyść uderzenia, może nas sprowadzić z linii operacyjnej którą powinniśmy starannie zasłaniać. Wszelakoż, niezawsze można manewrować przez rozwijanie; zrzekać się zaś ruchów bocznych kiedy nieprzyjaciel nas nie widzi, kiedy innych warunków sztuki nie naruszamy, byłoby to zniewładniać się w woynie, pozbawiać się nie jednej korzyści. Przytem nasz jenerał zapomniał, że nie armiją dowodził, i pozwolił wszystko to zastosować do nielicznego swego korpusu, lam, gdzie nic podobnego do zastosowania nie było. Dwernicki, który się odważył wykonywać prawdziwie szkodliwy marsz boczny z Kryłowa, za Styrem wymawia się pozorem, gdyż mu istotnej przyczyny nie stało. Kto idąc z Beresteczka do Kamieńca, ma nieprzyjaciela w Boremlu, i zwróci się ku Krzemieńcowi ten nie zmienia natury swojego marszu, gdyż zaledwie przybiera kierunek w lewo. Dwernicki ze swego nawet noclegu, z Chocimia, miał tylko pięć mil do Krzemieńca; gdyby więc chciał, miał dość czasu przejść to miasto. Ale zaraz obaczemy że on wolał, z Krupca, zwrócić się w prawo do celnej komory. Marsz przeto flankowy, równie jak rachunek odległości punktów nieruchomych stały się w artykule grą nieprzebaczonej lekkości. Jednak dla własnej mojej nauki, chciałbym wiedzieć jakie znaczenie, względem ruchów Rüdigera, nadal nasz jenerał ogółowi swego marszu; gdyż przyznaje się, że dotąd wierzę, ii zacząwszy od Kryłowa, aż do upadku korpusu, marsz jego uważam za boczny. Gdyby nam własna miłość nie stawała na przeszkodzie w sprawach naszego życia prywatnych czy publicznych, po Bogu, bylibyśmy najsprawiedliwszymi naszymi sędziami. Jeszcze raz mówię, że Dwernicki czuje, że błędną wziął drogę, lecz nie chce się do tego przyznać. Owszem, do nagromadzonych powyższych przyczyn wyszukał on nowe, i mówi, że kierunek po nad granicą austryacką był koniecznym wypadkiem bitwy boremelskiej, że nic mógł paraliżować powstania, które wprzód stłumionem już było. A nie poprzestając na tem usprawiedliwieniu, chce nawet wykazać zalety swojego kierunku i powiada, że gdyby był dopadł Kamieńca, marsz po nad granicą stałby się pamiętny w dziejach militarnych. Na później zostawiam sobie wolność mówienia o Kamieńcu. Tu tylko zapytam jenerała, dlaczego wziął ten kierunek zaraz po przejściu Bugu, kiedy utrzymuje, że dopiero bitwa boremelska zmusiła go do tej konieczności? Powtóre dla czego dobrowolnie, tak długo, czekał w Boremlu na tę bitwę? Nakoniec kto za jego bytności stłumił powstanie? Goniec warszawski, postępowanie Dwernickiego i jego spuścizna, którą nas obdarzył, której swoją powagą nadal był jakąś wartość, ten nieznajomy u nas Chrościechowski wszystko to mówię wtrąciło było powstania w otrętwienie, w zamęt, lecz go nie stłumiło; wszakże nie prędko po bitwie boremelskiej, po skonaniu wyprawy, część mieszkańców Rusi zbrojnie wystąpiła.

Dwudziestego pierwszego Dwernicki uchodzi mil 2 i 1/2, a z wróciwszy się w tym marszu przykro na prawo, nocuje w komorze celnej, to jest w Radziwiłowie. Dwudziestego drugiego. Jenerał przeniósł się do Podlesiec o 3 1/2 mile dalej w zdłuż granicy, i tam dopiero odebrał wiadomość że awangarda Rüdigera zajęła Wiszniowiec. W Podlescach dopiero objaśnia jenerał kwestyą o Chrościechowskim, którą jeszcze w Drużkopolu był sobie zrobił. W trzynaście dni od wkroczenia korpusu na Wołyń dowiedział się Dwernicki, że jego wysłannik, już po bitwie boremelskiej, ukazał się w pewnem miejscu nad granicą galicyjską i stamtąd ruszył na Podole. Aż w Podlescach, jak kiedyś pod Zamościem, zaczyna jenerał narzekać, że nie wie gdzie jest Chrościechowski, co zrobił jakie są siły nieprzyjaciela na Podolu, jakie na Ukrainie, gdzie mocniejsze oddziały powstania? Smutny jest stan tego dowodzcy wojska, który w wojnie nie wie, co się dzieje za czatami jego obozu. I szanować trzeba jego nieszczęście jeśli niewyszedł na podboje, jeśli go doznawał w cudzej krainie. Dwernicki, dopiero w Podlescach rozmyśla nieco nad tem co robił i mówił: wybór Chrościechowskiego musiał paść pod najfatalniejszą gwiazdą dla Polski!! Nakoniec zmordowany, jak pisze, temi zawodami, wysyła z Podlesiec Stefna Zapolskiego na Ukrainę z odezwą, obowiązując go nadewszystko do ciągłych z korpusem korrespondencyi. Tą razą wybór posłańca był dobry, gdyż Zapolski mięszkaniec Ukrainy, znal miejsce i ludzi i sam był znany; od kilku dopiero tygodni wszedł on był do wojska. Lecz to już było za późno dla działań naszego jenerała, albowiem przybycie swojego emissaryusza na Ukrainę uprzedził złożeniem broni. Artykuł o odezwie posłanej przez Zapolskiego ogólnie tylko wspomniał; my się zaś dowiemy niżej, że ona była dwuznaczna. Artykuł nieumieścił takie instrukcyi, którą Dwernicki dał Zapolskiemu; posiadani ją jednak w niewątpliwej kopii, i tem śmielej tu kładę, że jej brzmienie zgadza się z dwuznacznością odezwy; treść tej instrukcyi była następująca: “Pan Zapolski officer mego sztabu uda się na Ukrainę, aby z dobrze myslącemi obywatelmi porozumieć się, i wskaże mi powiaty, w których powstanie najpierwej wybuchnie, ażebym powstającym jak najrychlej mógł przynieść pomoc. Zaleci przygotowanie koni pod kawaleryą, niemniej przysposobienie lanc przy największej ostrożności jednak.” Przyczem jenerał robił przestrogę, aby skompromitowani ukrywali się przed okiem władz rządowych, N. VII.

Dnia 23 Dwernicki uchodzi półczwartej mili i dostaje się do Kołodna. Artykuł powiada, że jak tylko jenerał tam przybył, natychmiast mu doniesiono, że nowe nieprzyjacielskie siły ku niemu idą, to jest: od Kamieńca zbliża się część korpusu Rotha, a od Staregokonstantynowa Kajzarów, z sześcią pułkami piechoty i z pułkiem Kiryssyerów, dąży. Kajzarów, jak pretenduje artykuł, był już tylko o trzy mile od Kołodna i dla pośpiechu miał piechotę na wozach. Tak przeto, z trzech stron byłby nieprzyjaciel, a z czwartej jak zawsze, tuż leżała granica. Mówi nasz jenerał, że w ten czas chciał usunąć przeszkodę do spiesznych marszów i dał rozkaz, ażeby w nocy przewieziono rannych za granicę: co zdawało się zapowiadać że Dwernicki przybierze jakiś skuteczniejszy zamiar. Nie. Ranni stali się smutną jego awangardą. Jenerał nocuje na miejscu, a dowiedziawszy się, że władze austryackie chętnie jego lazaret przyjęły, postanawia dłużej sobie odpocząć.

Dnia 24 rano, pierwszy raz od czasu boremelskiej bitwy, pokazał się nieprzyjaciel: kawalerya Rüdigera nadciągnęła z tylu za korpusem polskim i wobec niego w kolumnach stanęła, położenie coraz się bardziej pogorsza. Jednak, wśród tego wszystkiego, nasz jenerał uznał za potrzebę wezwać obywateli obecnych w Kołodnem, aby podpisali akt narodowego powstania, lecz jak mówi, to myśl zadziwiła upadłych na duchu, gdyż porównywając siły numeryczne dwóch wojsk, policzono prawie na godziny byt korpusu polskiego. Było to w ten czas właśnie, pisze jenerał, kiedy on zamierzywszy dostać się na Podole, w opuszczonym Wołyniu, chciał przez ten sposób, zostawić rewolucyą i wojnę. Nie wymienia artykuł żadnego z obecnych na ów czas obywateli. My Polacy wiemy dobrze do kogo wyłącznie w tej epoce tytuł obywatelstwa należał: czas Kościuszki dawno już przeminął, aby wieśniak, mieszczanin, albo nawet szlachcic nie osiadły podobnie był nazywany. Wolno jest przeto wnosić, że w Kołodnem zbyt nie liczne miał jenerał zgromadzenie. Ta wioska leży na samej granicy: okoliczności były nie zachęcające; jeżeli więc który obywatel wyjrzał z za słupów austryackich ku kwaterze Dwernickiego, to zapewne nie w celu spisywania aktu wojny, gdyż on właśnie wyjechał był do Galicyi, aby tam razem z Prażmowskim przeżył czas burzliwy. Nie należy zatem z ducha kilku zbiegów sprawy narodowej brać miarę o duchu mieszkańców Rusi. Nadto, akt najmocniej napisany nie poprawiłby był zaniedbanego stanu rzeczy: była to raczej przedostatnia chwila, w której można jeszcze było i należało myśleć o ocaleniu reszty korpusu. Ale nasz jenerał przeszło 24 godzin w Kołodnem traci i dopiero wieczorem, zostawiwszy w miejscu spokojnego przeciwnika, wyrusza. Dwernicki szedł noc całą lecz zapewnie niepotrzebował przewodnika, gdyż słupy, jak wytycznie, były rozstawione na jego dyrekcyi. Pierwszy to i ostatni był wielki marsz korpusu za cały czas wyprawy. Jenerał nie ścigany, bez strzału, gubi po drodze swoję piechotę.

Rano 25go, o pół-siodmy mile od Kołodna, przeszedłszy wioskę Koślaki, zatrzymuje się przy Lulinieckich karczmach, dokąd niespełna 600 ludzi ze swoich 3 batalionów doprowadził. Artykuł mówi: “zaledwie stanęliśmy, pułk kozaków zjawił się na drodze naszej od Koślak i atakował tylną straż; w tymże samym czasie na naszem lewem skrzydle, pokazały się liczne kolumny nieprzyjaciela spiesznie postępujące do małej wioski o werstę od nas odległej. Jenerał Dwernicki dal rozkaz do marszu, sam zaś szybko przebiegłszy dębinę postrzegł dogodną pozycją i sformował się na niej do przyjęcia bitwy. Uważać należy, pisze artykuł, iż o parę werst od tego miejsca rzeka Zbrucz bierze początek i obszernemi błotami oddziela Galicyą od Podola, pół godziny przeto marszu naprzód skompromitowałoby prawe skrzydło korpusu i odwrót. Wybór tej pozycyi, jakto pismo utrzymuje, był szczęśliwy i trafny. Lasek dębowy będący jej kluczem zajęła piechota, lewe skrzydło kawaleryi dotykało dębiny, prawe otaczały małe wzgórza. Równo z naszemi rozwijały się kolumny moskiewskie, lecz odcięte od nas parowem zaginającym się w łuk blizko na pół wersty, niemogły na prost poił stępować. Jedna tylko droga wychodząca z dębiny dawała nam przystęp do nieprzyjaciela, który, kawaleryą znajdującą się na swojem lewem skrzydle, pod dębinę przysunął. O szczęście pozycyi nie pytajmy, skutek nam je okaże. Ale przypatrzmy się na karcie trafności wyboru, którą artykuł zaleca. Widzimy, że Dwernicki przeszedłszy Koślaki, miał na swojej lewej stronie podwójny łańcuch jezior, które, powiązane w sobie z osobna, zlewają się potem w jedno jezioro i zasilają rzekę (Podhorce czyli) Zbrucz, stanowiącą odtąd liniją graniczną. Widzimy, że nasz jenerał wolał naostate porzucić drogę kamieniecką,i wtłoczyć się pomiędzy koniec suchej granicy i bagna, niż być oddzielonym rzeką od Austryi. Tym sposobem w prowadził on korpus, że tak powiem, na półwysep krótki i wązki, którego powierzchnia poprzecinana jest parowami i laskami, Gdyby więc kiedy być mogło, iżby najbieglejszy wódz zabłądził tam z kawaleryą to jeszcze nie wierzmy, aby mógł nadać wartość wojskową tej przestrzeni. W potrzebie, to miejsce mogłoby być obronne dla piechoty przeciw kawaleryi, ale nigdy w żadnym przypadku nie może służyć za pole dla jazdy. Nadto nasz jenerał, na ogólnie odpornym gruncie, szukał jeszcze odpornego frontu i do reszty znieczynnił lancowe szeregi. Nie lasek tej pozycyii był kluczem, jak nas artykuł uczy: kilkadziesiąt granatów dobrze rzuconych, aż nadto wystarczyłyby oczyścić ją dla kozaków; Rüdiger z resztą wojska mógł pozostać prostym widzem, mógłby nawet nie psuć prochu i poprzestać na blokadzie. Jakoż, jenerał rossyjski, postawiwszy się w Koślakach, zajął jedyny otwór za korpusem polskim pozostały, a pewny swojej ofiary, którą jeszcze szanował, nie spieszył rzucić się na nią; miał czas: Dwernicki stał nieruchomie, a on kupił siły i lepiej go zamykał. Było wprawdzie jeszcze ciasne przejście, przez Orzechówce, w stronę południową prowadzące, ale wyszedłszy tamtędy trzeba było oddzielić się od Austryi rzeką, czego właśnie nasz jenerał sobie nic życzył. Artykuł, opisawszy niepojęte manewra które nieprzyjaciel przez dzień 25 wykonał, cofnął go nareszcie z przed siebie i przystąpił do obrachowania sił jego. “Nie z jednym, powiada, Rüdigerem mieliśmy do czynienia w tej chwili; Kajzarów i Roth już się z nim połączyli.” Wszystkie te siły, podług artykułu, wynosiły 24 bataliony, 72 szwadronów jazdy i do 80 sztuk armat; co wszystko uszykowane było do boju. Dalej pismo naszego jenerała tak mówi: “O położeniu nieprzyjaciela na obu naszych skrzydłach patrole nocne z 25go przekonały się; droga zaś do Moskalówki była zupełnie wolna. Korpus środkowy odchodząc zatarł prawie ślady po sobie. Cofnienie się te nieprzyjaciela i manewra jego ukryte na linii od Koślak do Moskalówki przez cały 26, miały na celu wywabienie Dwernickiego z pozycyi i odsunięcia go od Podstawy. Marzył się, mówi, tryumf nadzwyczajny jenerałom moskiewskim; myśl złowienia Dwernickiego widocznie exaltowała radę w Moskalówce.”

Dwernicki 26go zwołuje radę wojenną. Dowódzcy oddziałów nietają niedostatku i nędzy, której korpus na tym półwyspie doznawał; ale wszystkie projekta, robią oświadczenie godne polskich wojowników: mówią ii są golowi do pełnienia wszelkich rozkazów: to jest, że chcą na nieprzyjaciela uderzyć. Jedyny to był sposób, gdyż w podobnych wypadkach nieczynność zawsze kończy się zgubą. “Jenerał ze swej strony oświadczył im wdzięczność za gotowość do bitwy której się na dzień jutrzejszy spodziewał.” Widzimy przeto, że Dwernicki miał uległych podwładnych. Widzimy z tego co nam artykuł mówi, iż dowódzcy oddziałowi byli gotowi do bitwy. Lecz sam jenerał obrał stan bierny, gdyż spodziewał się tylko bitwy, to jest: czekał aż go nieprzyjaciel zaatakuje, nie zaś przejścia szukał. Nie można nawet inaczej wnosić, albowiem, jeszcze przed złożeniem rady, uznał jenerał za rzecz niebezpieczną dać się wywabić z pozycyi odsunąć się od granicy którą on podstawą nazywa, i narazić się na złowienie. Postanowił więc bądź co bądź stać pod ostatnim słupem suchej granicy. Wiem z kąd innąd, i to jest rzecz niewątpliwa, że mężny Lewiński należał do tej liczby członków rady wojennej którzy najuporczywiej wołali aby iść na przebój. Artykuł, chcąc tę trudną materyą rozwiązać tak ją powikłał. Powiada że » Podpułkownik Lewiński odebrał zaraz (tojest po radzie) rozkaz udania się pod Moskalówkę dla dokładnego rozpoznania pozycyi nieprzyjacielskiej. Jakiż w tej chwili mógł mieć zamiar dowódzca korpusu? Opuścić pozycyą i rzucić się to głąb kraju, byłoto, mówi pójść tam właśnie gdzie go wabił nieprzyjaciel. Marsz po nad Zbruczą był już niepodobnym. Jedna więc tylko pozostała droga do Kołodna na Koślaki zajęte już przez dywizyą kawaleryi i brygadę piechoty moskiewskiej. Ten ruch, podług zdania artykułu, mógłby się udać o tyle o ile był oddalony środek, aby na czas bitwy nadbiedz nie mógł. W tym właśnie celu wysłany był pod Moskalówkę Lewiński, który przed północą wróciwszy, już, cofał się przed awangardą moskiewską spiesznie następującą, cały więc, mówi, środek zmierzał nazad ku Lulińcom!!! Ten ruch nieprzyjaciela zdecydował położenie nasze; pozostał więc jenerał Dwernicki na pozycyi i na niej, jak artykuł donosi, nieprzyjaciela przyjąć postanowił. Na zapytanie artykułu: jaki miał zamiar dowódzca korpusu wysyłając Lewińskiego, odpowiadam: stać na miejscu i nie dać się odciągnąć od granicy. Wierzę, że byłby się wrócił do Kołodna, to jest, chciałby jeszcze przejść się po pod słupy, ale iść na przebój, dla tego tylko aby zmienić punkt wejścia do Austryi, niewarto było jednego nawet drzewca polskiej lancy. Sam artykuł przyznaje że w tej chwili jenerał zrzekł się już był myśli o środku kraju, chociaż istotnie nigdy jej nie miał. Powtarzam przeto że Lewiński wysłany był bez żadnego nowego zamiaru: wysłany został, gdyż koniecznie chciał być czynnym. Tak więc, świetny korpus polski, zamknięty nad topielą polityczną, której brzegi usuwały się pod jego nogami, w opłakanym był stanie. Zaraz 25go doświadczał on głodu. Artykuł pisze: Nie było gdzie furażować. Korpus był w oblężeniu; głód, i cholera uderzyły na nas pod Lulińcami; konie we froncie padały; wysłany do Zamościa po amunicyą jeszcze był nie wrócił.

Dwudziestego siódmego rano, w czas mglisty, dawniejsze widmo dyplomatyczne w łachmany wojskowe przywdziane, jeszcze raz, przed samym zgonem wyprawy, pokazało się dowódzcy. Po powrocie Lewińskiego ledwie upłynęło kilka godzin a zaszła nowa okoliczność zmieniająca, jak artykuł pisze, zupełnie postać rzeczy. Strażnicy nadgraniczni i posłaniec od R***, obywatela z Galicyi, przybiegli z oznajmieniem , iż znaczne oddziały kawaleryi moskiewskiej przeszły granicę austryacką po obu skrzydłach korpusu i kilkunastu kossynierów (austryackich) broniących im przejścia, ubito. Stwierdzili to równie, artykuł powiada, tuż za niemi przybyli major od piechoty austryackiej i kapitan od huzarów z wyrzutami, iż oparcie się o granicę korpusu polskiego, zniewoliwszy już Moskali, do przejścia granicy, stać się jeszcze może powodem do wojny Austryi z Rossyą. Artykuł uwiadamia, że jenerał Dwernicki niczego więcej nie życząc, jak aby owe przepowiedzenia majora sprawdzić się mogły, oświadczył, że z miejsca nie ruszy jakiebykolwiek stąd nieporozumienia między dwoma dworami mogły nastąpić. Dalej znowuż pismo jenerała donosi, że to była godzina 6 rano, że zaledwie mgła opadła, już cała okolica za parowem zajęta była przez nieprzyjaciela, że piechota moskiewska na pół strzału działowego znajdowała się przed dębiną, którą nie dawno kluczem nazywał, że skrzydła korpusu były mocno zagrożone, nakoniec że dębina przedstawiała punkt oporu ledwie na kilka minut; a dywizya strzelców moskiewskich ruszyła do ataku na dębinę. Wszystko cokolwiek nieprzyjaciel robił dość długo i szczegółowie zostało wystawione w artykule z którego wziąłem skrócony wyciąg. Lecz żałujmy że środki, ze strony naszego jenerała przedsięwzięte, tak mało w tem piśmie miejsca potrzebowały : miłoby nam było czytać o nich choćby najobszerniejszy opis. Tymczasem, piszący , zapomniawszy że stał na pozycji szczęśliwie i trafnie wybranej, obok słów: dywizya strzelców moskiewskich ruszyła do ataku na dębinę, to tylko mówi: “odwrót był zagrożony, Dwernicki rozkazał odwrót i przejście granicy galicyjskiej, Cofnienie odbyło się w porządku i bez żadnej Straty, tylko tylną straż naszą dopadłszy dywizya huzarów moskiewskich, już na ziemi galicyjskiej, kilkudziesięciu ludzi zrąbała. Natychmiast więc jenerał Dwernicki sformował kawaleryą na wzgórzach i lancami kazał odeprzeć nieprzyjaciela. Nareszcie nadbiegł, powiada, pułkownik austryacki Fakh z szwadronem jazdy węgierskiej i wstrzymał kolumny moskiewskie.” Tak przeminął korpus polski; lecz nie na tem jest koniec złych skutków z postępowania dowódzcy wyprawy wynikłych. Nim zrobię krótkie uwagi nad ogółem działań wojskowych Dwernickiego, rozumiem, że tu jest miejsce skupić wszystkie jego rozporządzenia we względzie powstań przedsięwzięte. Poczem, choć na chwilę zwrócimy się ku samej Rusi.

I. Z pod Zamościa pisał jenerał do wielu obywateli znakomitych na Wołyniu żądając aby mu doniesiono o siłach nieprzyjaciela, i o przygotowaniu do powstań. Te listy posłane przez Dob... i officera Wereszczyńskiego, lecz artykuł nie wspomina czyli jenerał miał odpowiedź.

II. Takie z pod Zamościa pisał przez Chrościechowskiego że wejdzie na Wołyń jak drogi podeschną i żądał aby się tymczasem sposobiono do boju; żądał raz aby kilkadziesiąt koni przygotowano pod działa na granicy. Na to odebrał wiadomą nam odpowiedź od M. C***; i wiemy takie jaki był tego koniec.

III. Również z pod Zamościa Chrościechowski wysłany był; nowiną że korpus 10go kwietnia przejdzie granicę; ale wiemy że nowina zaginęła; wiemy wreszcie że jenerał nie dbał o nią kiedy jej nie chciał z Drużkopola powtórzyć.

IV. Dnia dwunastego kwietnia w Lachówcach napisał proklamacyą, aby wszyscy i razem powstawali. Pierwszy raz wymówił słowo powstawać.

V. Dnia czternastego kwietnia w Drużkopolu, stanowi Regimentarza, którego, jak wszystkim wiadomo, zatrzymał w swojej głównej kwaterze w Boremlu. Stanowi tegoż dnia organizatorów powstania, lecz zakazuje uzupełniać tę czynność przed stoczeniem bitwy którą zamierzył. Odwołał zatem powyższą proklamacyą i bez ograniczenia wojnę insurekcyjną zawieszał.

VI. Dnia siedmnastego kwietnia, po odebranej wiadomości o gońcu warszawskim zakazującym powstawać, Dwernicki powiada, że przez drugą proklamacją wzywał obywateli do posług dla odradzającej się ojczyzny. Nie znosił jednak postanowienia w dniu 14m zrobionego; nie puścił z kwatery swojej Regimentarza, nie stoczył był jeszcze bitwy a zatem nie kazał powstawać.

VII. Dnia dwudziestego drugiego kwietnia z Podlesiec wysyła Zapolskiego na Ukrainę aby się porozumiał z obywatelami. Zaleca mieszkańcom tamtejszym największą ostrożność. Radzi nawet aby się skompromitowani ukrywali. W Podlescach dopiero spostrzegł że nie wiedział co się w kraju dzieje, jakie są siły nieprzyjacielskie na Podolu jakie na Ukrainie. Po to wyjechał Zapolski, lecz dopiero dwudziestego dziewiątego kwietnia, tojest we dwa dni po w kroczeniu korpusu do Galicyi, stanął na miejscu.

Oto jest wszystko co tylko Dwernicki, pod względem skommunikowania się z Rusią i pod względem zawołania powstań, przedsięwziął. Wiemy z jaką trudnością przebiegają pisma w czasie wojny, pod bokiem nieprzyjaciela wydawane, szczególnie, jeśli do tego nie są starannie przybrane środki. I w samej rzeczy, któż w głębi Wołynia czytał którą proklamacyą Dwernickiego? Lecz przypuśćmy nawet, że to wszystko, oprócz nowiny przez Chrościechowskiego posłanej, doszło do wiadomości każdego mięszkańca, czy możnaby było odgadnąć czego chciał nasz jenerał? Przypuśćmy więcej, naprzykład: że na naszem miejscu stał korpus organizowanego wojska i, skutkiem nieokreślonego rozejmu, był rozrzucony na takiej przestrzeni i tak względem wojsk nieprzyjacielskich jak my byli. Dajmy, że dowódzca tego korpusu, odebrał od swego naczelnika rozkazy tej samej osnowy jak te co Dwernicki pisał i stanowił, czy wiedziałby co robić? Nie, bez wątpienia nie. Wojska wśród pokoju rozsypane, otrzymawszy podobne polecenia musiałyby stać gdyż idąc nie wiedziałyby dokąd idą.

Dwernicki, dobry Polak, odważny żołnierz, gdyby był szedł za własnem natchnieniem, gdyby był nakazał milczenie natrętnym barakowym doradzcom, niezawodnie byłby wytrwał w tem zaufaniu w powstania, które w początkach swojej wyprawy żywił. Byłby nie zaniedbał najłatwiejszych sposobów do zawołania powstań. Ruś jest także jego rodzinną krainą; z nad brzegów Wisły patrzył on jeszcze na nią własnemi oczami, miarą własnego uczucia ją cenił: widział w niej kość kości polskiej, "z jednym żołnierzem pójdę" odpowiedział on szatanowi, który mu nad Wisłą przedstawiał, że insurekcya może się nie udać na Rusi. Lecz wkrótce potem artykuł dodaje że z pod Zamościa Wołyń zwracał już na siebie uwagę wszystkich, że przysposobienia do insurekcyi w tej prowincyi były przedmiotem rozmów całego korpusu; że po przejściu Bugu przewidywany stan rzeczy nastąpił, czyli, co jedno, że trafnie zły duch przepowiedział, ii się insurekcya nie uda. Tak jest nie mogła się udać, kiedy nieszczęściem, poruczywszy się jenerałowi, była przedmiotem uwag żołnierzy, a jenerał o niej zapomniał. Nadto jeszcze, w artykule czytamy fatalne zdanie, mówi on, że życie insurekcyi było chwilowe. Tu jest początek złego: Dwernicki wcześnie dał wyziębić swoją wiarę w powstanie. Nie miał serca kompromitować mięszkańców: niechciał kompromitować siebie; wynalazł sobie agenta z cudzym patentem; sam nie zawołał do broni; nie śmiał też ani na chwilę zwrócić swoich usiłowań ku środkowi Rusi. Na swojej zaś dyrekcyi sam on widział niepodobieństwo rozwinięcia wojny narodowej. Za cala kommunikacyą z krajem, za hasło i cały system powstania, mówią, że z nad brzegu Bugu jednastego kwietnia kazał rzucić trzy strzały działowe, ale te strzały nie mogły przedrzeć powietrza szerokiej i długiej Rusi; i jak myśl jenerała, rozwiały się przy granicy.





  1. Kiedy dwóch przybylców doniosło o pozycyi Rüdigera, naówczas artykuł taką widział przyczynę niemożności przeprawienia Styru: “Wiadomo, mówi on, ile przy przeprawie niebezpiecznie jest rozwijać front bojowy mając rzekę z tyłu; lepiej ją mieć na skrzydle i liniją operacyjną, a przynajmniej pierwsze marsze rozpocząć do rzeki prostopadle Rüdiger podług widzenia artykułu powinien byt czekać na ten pierwszy wypadek." Dalej znowu pisze, że Wierzchlejski obserwujący Beresteczko uwiadomił, iż dwa bataliony piechoty moskiewskiej, 17 nad wieczorem, wzmocniły załogę miasta. Artykuł więc wnosi, że przemagającą silą piechoty Rüdiger mógł ubezpieczyć te dwie ważne pozycye i że “Dwernicki w tym razie musiałby uderzyć na jedną z nich, lub szukać średniego punktu przeprawy i narazić oba skrzydła. Nie postrzegł jednak, Rüdiger tych korzyści.”
    Wiemy, że każdy korpus wojska ustawiony w szyk bojowy, ma skrzydła i boki; pierwsze są na przedłużeniu a drugie na końcach jego szeregów, artykuł więc mówiąc o skrzydle, chciał zapewnie mówić o boku. Lecz, aby po wykonanej przeprawie mieć rzekę z boku, trzeba równolegle od niej maszerować, albowiem maszerując prostopadle jak żąda artykuł, byłoby właśnie to samo czego on się tak obawiał, to jest miałby rzekę za plecami a więc równoległa zamieniona została na prostopadłą. Kto w wyszukanej, czy istotnej potrzebie, ma zastosowywać cudze zdanie, ten powinien naprzód dobrze je pojąc; dla tego trzeba było, aby pisarz artykułu lepiej się był przypatrzył karcie 13 Tubleau Analilique des principales combinaisons de la guerre, z której mylnie wypisał ten ustęp. Gdyby Rüdiger tak postępował, jak go artykuł naucza, to jest, gdyby był chciał, aby się Dwernicki dobrowolnie za Styr przeprawił, musiałby był długo na to czekać. Jakim zaś sposobem można nadawać ważność pozycyom niewiadomym, tego zapewnie nikt nie odgadnie: Rüdiger nie mógł być odkryty, był gdzieś zaczajony a przecież artykuł utrzymuje że on na tenczas zajmował ważne stanowisko. Co większa, artykuł mówi, że gdyby Rüdiger, oprócz Beresteczka, ubezpieczył był i tę niewiadomą pozycyą, natenczas Dwernicki musiałby był szukać średniego punktu i narazić oba skrzydła. Zostawiam próżną materyą o narażeniu skrzydeł, lecz wchodzę w ambaras naszego jenerała, jeśli istotnie myślił o wynalezieniu środka na linii niezadeterminowanej, albowiem nie miał jak tylko jeden punkt dany: Beresteczko.
  2. Chociaż artykuł pisze, że proklamacye rozesłane były w rozmaite strony kraju, widzieć jednak będziemy, że one nie daleko musiały wyjść za obóz, i niema śladu czy wyszły.
  3. Artykuł mówi że “6 kwietnia wysłał jenerał Dwernicki, ze Zwierzyńca, dwóch officerów sztabu: porucznika adjutanta Anastazego Dunina i podporucznika Jozefa Dz. - z listem do jenerała Guilleminot pełnomocnika francuzkiego w Konstantynopolu. Potrzeba skreślenia dawnemu sprzymierzeńcowi Polski rzeczywistego stanu tej wojny z Moskwą oddawna zajmowała, powiada, dowódzcę korpusu. Z Krasnegostawu jeszcze wysiał Jozefa Dz... mającego stosunki z Grekami w Czerniejowcach, dla zamówienia przeprawy. Dz.... znalazł największą łatwość. Godny wiary kupiec zobowiązał się przeprawić bezpiecznie officerów posłanych do Stambułu. We względzie tej missyi dowódzca korpusu spotkał się z myssią rządu narodowego, który w instrukcyi swojej przez Szwej kowskiego do Boremla dopiero przysłanej, wyzywał jenerała Dwernickiego, aby dwóch officerów ze sztabu swego wysłał do Konstantynopola z poleceniami, których osnowę właśnie zawierało pismo do ambassadora francuzkiego Duninowi w Zwierzyńcu wręczone. W piśmie tem jenerał Dwernicki szczegółowo wystawił siły wojska narodowego, donosił o zwycięztwach nad Diebiczem odniesionych, skreślił stan armii nieprzyjacielskiej po dniu 31 marca, dążność rewolucyi ogarniającej Litwę i prowincye poludniowe, wkroczenie na Wołyń na 10 kwietnia naznaczał. Kończył nareszcie oświadczeniem, iż ta walka o byt narodu polskiego rozpoczęła, rozwijać będzie co raz nowsze siły, i że nie rozpacz szlachetna, jak mniemano, ale przekonanie o własnych siłach nie kilku województw, ale całego narodu, tak dobrze znanego Europie, spowodowało go do wydania wojny najzaciętszemu wrogowi Sułtana i Polski. Expedycya ta nie przyszła do skutku. Officerowie wysłani wrócili i złączyli się z korpusem w Drużkopolu trzeciego dnia po przejścia jego przez Bug.”
  4. Podług artykułu siły Rüdigera w tej rozprawie obecne stanowiła diwizya piechoty cztery pułki huzarów, dwa pułki dragonów, dwa pułki kozaków i 40 dział różnego kalibru.
  5. Artykuł mówi: “ośmnastu mieliśmy rannych, 80 ludzi do 90 zabitych; straty nieprzyjaciela nic podaję. Dziewiętnastego straty nasze były bardzo znaczne, mniejsze jednak od strat nieprzyjaciela. Najwięcej utraciły ludzi dywiziony: krakusów Kościuszki, który wyszedł z bitwy w 90 ludzi. (dywizjon ten miał w ogóle ludzi 243, ubyło przeto 154); toż dywizyony drugiego i piątego strzelców i czwartego ułanów, w których zostało po kilku ludzi; (trzeba wiedzieć że pierwszy z tych dywizionów miał ludzi dwieście sześćdziesiąt siedm, drugi dwieście czterdieści cztery; a trzeci dywizyon dwieście osiemnaście). Officerów zabitych trzynaście, rannych i wziętych w niewolą dwudziestu kilku.” Nieprzyjaciel, jak artykuł pisze, miał rannych dziewięćset kilkadziesiąt ludzi, kilku wyźszych officerów; w niewolą wziętych było kilkuset i ośm dział utracił.