Uwagi nad wyprawą jenerała Dwernickiego na Ruś/Peryod pierwszy

Dwernicki wysłany na Ruś, aby z pomocą powstań działał, w końcu kwietnia roku 1831 zszedł z linii bojowej głównego teatru wojny. Siły jego korpusu składały się z trzech batalionów piechoty mających 1,346 ludzi, z 22 szwadronów jazdy i 12 dział, co, w ogóle, wynosiło 4,226 ludzi.[1] Naturalną było rzeczą, iż jenerał wiedział, że wszedłszy na Ruś, sam jeden całości działań wojskowych miał przewodniczyć; powinien był zatem znać stan wojennego przygotowania tamtejszych mięszkańców, aby, stosownie do czasu i miejsca, wszystkiem ku ogólnemu celowi poruszyć.

Drugiego marca, pod Puławami, przeszedł on na prawy brzeg Wisły; 3go, pod Kurowem, nad tylną strażą Kreütza odniosł korzyści. Kreütz ustępuje za Wieprz, i jak sam Dwernicki przyznaje, otwiera drogę prowadzącą na Wolą. 4go nasz jenerał wchodzi do Lublina, 13go przybywa do Zamościa, czyli, inaczej mówiąc, w jedenastu dniach robi tylko szesnaście mil drogi. Zatrzymany, jak powiada, potrzebą wypoczynku i wiosenną odwilżą, stanąwszy pod Zamościem, zaczął rozmyślać nad siłami swojego korpusu, a nieodebrawszy żadnych od Skrzyneckiego posiłków, w ten sposób do siebie mówił: “Tak tedy upadły wszelkie nadzieje łatwych operacyi za Bugiem. Powstanie miało być sprzymierzeńcem korpusu; lecz Wołyń nie był jeszcze pod bronią tak jak Litwa.” Na wstępie zaś artykułu czytamy co następuje : “Roztropność doradzała (Rusinom) nic nie rozpoczynać bez zasiągnienia pierwej rady rządu polskiego; lecz nieustanne (ich) odezwy przez emissaryuszów, to dyktatorowi, to sejmującym przywożone, dostatecznie przekonywały, że niebyło zakątka na Wołyniu, Podolu i Ukrainie, gdzieby pierwsza wieść o rewolucyi listopadowej nie wznieciła najwyższego zapału i chęci wstępowania w ślady nadwislańskich braci. Odmowne atoli odpowiedzi dyktatora, który zwykle emissaryuszów z zabranych krajów odprawiał temi wyrazami: jednej skałki nie mam dla was, i groźne jego nakazy, aby się spokojnie zachowywano, zwątliły ducha nadziei, który i tak z tylą przeszkodami walczyć musiał.” Dalej, powiada jenerał, że “obywatel W W*** na granicy galicyjskiej mięszkający, ułatwiając przez długi czas wielu młodzieży przeprawę do Polski (kongressowej), sam naostatek przybył do obozu (pod Zamość) w towarzystwie kilkunastu Wołynianów. Świeżo opuściwszy Krzemieniec, byli oni w stanie dać dostateczne wyobrażenie o poczynionych już krokach w sprawie powstania tej prowincji. Krzemieniec był na Wołyniu, mówi jenerał, miejscem przedrewolucyjnych narad. Czysty zapał, i gotowość młodzieży do walczenia w sprawie kraju, dały widzieć przewodnikom, ze już nie podobna było uniknąć wstrząśnienia na Wołyniu. Należało więc jak najspieszniej korzystać z tego i pojednać różność mniemań, które rozdzielały samychże naczelników; co łatwoby nastąpiło, lecz daleko było trudniejsze ustanowienie władzy centralnej i zgodzenie się na pewne zasady wykonania dzieła. Wiara w rychły i wspólny bój ożywiała wszystkich, lecz cóż z najszlachetniejszych pojedyńczych usiłowań, kiedy były rozstrzelone i zebrać się nie mogły w pewną całość? Wiedziano, pisze jenerał z dołu, że jeszcze do tego nie przystąpiono u steru, zaręczano wszelakoż ogół, że naczelnicy weszli w ścisłe stosunki z rządem narodowym i że dadzą hasło skoro pora nadejdzie. Do czasu jednak wyjazdu z Krzemieńca nowo przybyłch, nic jeszcze nie wiedziano o obozującym korpusie pod Zamościem, z drugiej strony, siły nieprzyjacielskie ciągle wzrastały. Taki był, powiada jenerał, stan rzeczy na Wołyniu w drugiej połowie marca.” Z przytoczonych dotąd słów Dwernickiego, mamy pewność , że on za Wisłą, a nawet już w marszu swoim, dobrze wiedział, iż rząd warszawski nic dla niego nie przygotował na Rusi; dobrze wiedział, że wszystko zależało od powiązania usiłowań, to jest, od wydania hasła do wojny na którą ogól niecierpliwie czekał. Cel wyprawy, interes kraju, słabe siły korpusu, wszystko wymagało po jenerale, aby się postawił pomiędzy Rusią, a pacyfikacyjnym rządem warszawskim. Nie należałoby nawet wątpić że on tak postąpi, kiedy w artykule oświadcza, iż pierwszym jego było staraniem ustanowić kommunikacye z Wołyniem. Ale obaczemy w jaki sposób to dopełnił.

Wołyń, acz nielicznemi wojskami cara, był jednak przecinany. Przez tę prowincyą główna armjia rossyjska miała swoje kommunikacye z Kijowem. Przez nią, nie dawno, przechodziły ku Wiśle reszty wojsk nieprzyjacielskich, i koncentrowały swoje marsze w stronie zachodniej, do której właśnie nasz jenerał miał wkroczyć. Tam nakoniec, między Bugiem a Styrem, kupił się Rüdiger dla odparcia wyprawy. Przy granicy zatem królestwa kongressowego, na Wołyniu, najmniej można było przygotować się do powstania. Wewnątrz dopiero Wołynia były zmówione gotowe oddziały. Podole i Ukraina uzbrajały się spokojniej. To prawda, że oddziały wołyńskie były bez węzła pomiędzy sobą, ale niektórzy ich dowódzcy obrali sobie Wincentego Tyszkiewicza, organizatora tamtych dwóch prowincyi, za punkt, z którego mieli wziąść hasło. O tem wszystkiem powinien się był nasz jenerał wcześnie obiaśnić, zapewnić, powinien był dzień powstania oznaczyć. Nie można utrzymywać, aby w pierwszym naznaczonym dniu mogło stanąć pospolite ruszenie: rzecz materyalnie niepodobna. To jednak jest pewnem,jak się niżej przekonamy, że zmówione oddawna oddziały, na pierwszy znak, w czasie i miejscu zażądanem, byłyby się w znacznej massie postawiły. Wszystko zatem zależało od zniesienia się z Rusią, od rozporządzenia jenerała. Ale Dwernicki nie daje Rusi żadnego polecenia, nie daje nawet znać o sobie, i sam bez żadnej pewności, wchodzi na Wołyń. Tak jest, jenerał nie dal Rusinom ani rady, ani hasła, którzy, jak sam twierdzi, powinni byli na to czekać ; owszem on ich działanie wstrzymał, a tem samem, nietylko korpus swego dowództwa na oczewistą zgubę naraził, lecz co większa, całej sprawie narodowej ciężką wyrządził szkodę. Aby dowieść tej ważnej prawdy, aby ją lepiej wyjaśnić, wypiszę co do słowa, z artykułu jenerała, każde jego postanowienie, proklamacye, listy, ustne rozkazy, zgoła, to wszystko cokolwiek on przedsięwziął we względzie porozumienia się z Rusią i zawołania powstań. Poczem, całą tę czynność rozrzuconą datami, oznaczywszy porządkową liczbą, w jeden obraz zbiorę.

Zaledwie korpus stanął pod Źamościem, natychmiast obecny pod ów czas w twierdzy Kisiel, obywatel z Wołynia, oświadczył jenerałowi Dwernickiemu iż posiada zaufanie wielu obywateli za Bugiem, zaręczał, mówi artykuł, że gotowi są uzbroić się przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi, niedostawało mu wszakże, powiada jenerał, statystycznych wiadomości, co do sil spodziewanego powstania i systemu na który naczelnicy jego zgodzićby się mogli. Artykuł ani słowa więcej nie mówi o Kisielu, i ze wszystkiego co potem zaszło, przekonamy się ii ten obywatel, dla dziwnych przyczyn, to jest, że nie miał statystyki i systemu powstania, nie był do skommunikowania się z Rusią użyty. Podobne warunki nie dla każdego officera sztabu, nie dla każdego jenerała są łatwe. Poczem, 16go marca , jak artykuł donosi “Obywatel z Wołynia Dob***, przybywszy do Zamościa z nad granicy, przywiozł wiele nowin, ale znowuż zachodzi niedogodność. Jenerał mówi, że przybyły nie miał na swoje nowiny dowodów. Podawał on siły moskiewskie na 9,000 i 4 baterye artyleryi, a że takich wieści, powiada artykuł, nie mało cisnęło się do Zamościa, napisał przeto Dwernicki do wielu znakomitych osób na Wołyniu, żądając od nich dokładniejszych wiadomości, tak pod względem sił nieprzyiacielskich, jako przysposobień do powstania.” Z tą expedycyą, Dobr***, z dodanym officerem Wereszczyńskim, został na Wołyń zwrócony. Chociaż widzieć będziemy że ci posłannicy potrzebnych obiasnień nie dostarczyli, chociaż ich missya była ważności podrzędnej, dajmy jej jednak N. 1.

W tym samym prawie czasie przyjechał, takie pod Zamość, Chrościechowski , i również uwiadomił że siły Rüdigera składaią się z 9,000 ludzi. Chrościechowski mieszkaniec królestwa kongressowego, od kilku tygodni dostał się był do Galicyi, i pod tytułem emissaryusza rządu warszawskiego, znosił się z niektóremi pogranicznemi obywatelmi ziemi ruskiej. Jenerał powiada, że Chrościechowski, na dowód, kim był i z jakiemi przybywał zleceniami, okazał list podpisany przez Szefa sztabu głównej armii. Wyznaje, że urzędowość missyi majora Chrościechowskiego wzbudziła w nim ufność; lecz zarazem oświadcza że jego wiadomości uważał za uzbierane nad Bugiem; domniemywał się nawet jenerał, iż emissaryusz w głębi kraju nie był. Zwraca go więc z rozkazem, aby się o wszystkiem szczegółowo i najdokładniej dowiedział; pisze przez niego, że “jak tylko podeschną drogi i ruszyć będzie można, niezawodnie wkroczy na Wołyń, żądał, aby wcale niewątpiąc o rychlej pomocy, bezwłocznie do boju się sposobili. Żądał wreszcie, aby nad samą granicą, na przybycie korpusu czekało kilkadziesiąt koni pod działa.” Jest to N. II rozporządzeń.

Po utarczce pod Kurowem, kiedy nie można już dłużej wątpić, że Dwernicki dążył na Wołyń, Diebicz zmuszony był z głównej armii wysłać za nim część woyska pod dowództwem jenerała Toll, o czem, 12go marca, swemu carowi rapportował. Artykuł pisze że Toll, od Siedlec do Lublina, po grzęzawicach prowadzi ciężkie działa, i w jednym punkcie koncentruje do 20,000 wojska, że, przeszedłszy za Wieprz, rozciągnął się od Krasnegostawu ku Turobinowi, że 17go marca jazdą i działami zajął Skierbiszow, położony o dwie mile od Zamościa, i usiłował obsaczyć korpus polski, i ścieśnić zakres który mu żywności dostarczał.

Już koniec marca dobiegał, a jeszcze jenerał nie miał żadnej kommunikacyi z powstaniami, gdyż sam mówi: “długa wzajemna niewiadomość wypadków, na obu stronach Bugu, przekonała iż urzędowni emissaryusze najczęściej postępują opieszałej od prywatnych wysłańców i tym sposobem urzędownie obie strony zwodzą.” Kiedy jenerał tak narzeka, kiedy sama konieczność przedstawia mu potrzebę wejść w stosunki z powstaniami, w tem Chrościechowski powraca i przywiezionym listem od M. C*** wszystko zaspakaja. Niedawno i słusznie, nie poprzestawał jenerał na pogranicznych wiadomościach, jednak , zaniedbawszy tak długo zasiągnąć pewniejszych objaśnień, tą razą, nie zważał, że M. C*** o dwie mile tylko mieszkał od granicy galicyjskiej. Nie zważał, że Rüdiger tę okolicę zajmuie. Artykuł pisze, że list przywieziony był własnoręczny M. C***, że ten obywatel zaręczał o gotowości do powstania i o przysposobieniu koni pod artyleryą. M.C*** sprawiedliwie mówił o gotowości, ale do jenerała należało chcieć i umieć jej użyć tam, gdzie ona mniej krępowaną była; to jest,w głębi kraju. Poczem, Dwernicki wyrachowawszy czas swojej przeprawy przez granicę, 31 marca, po drugi raz, zwraca Chrościechowskiego aby oświadczył Wołynianinom, iż “10 kwietnia korpus niezawodnie przejdzie Bug. Z tą nowiną, jak artykuł ją nazywa, Chrościechowski miał obiedz w przeciągu dni dziesięciu Wołyń i Podole.” Z kolei dajmy temu N. III. Chrościechowski jest dotąd nie rozwiązaną tajemnicą czasu naszej wojny: ogólna w artykule wzmianka o liście szefa sztabu, który ten podrożny składał, nie objaśnia nam zakresu jego missy i niekorzystnie zaćmionej tem, co zaszło. Lecz, jenerał nie zwrócił na to uwagi, że Chrościechowski nieznany był na Rusi, że nie miał potrzebnych stosunków, nie znał miejscowości; jeżeli rozumiał że ta nowina, z którą go posyłał, była dostateczną dla powstań i działań korpusu; jeżeli nakoniec polegał na jego gorliwości, której przedtem złorzeczył, to jakaż jeszcze była pewność, że on obiegnie dwie prowincye? mógł utonąć, być schwytanym. W własnym kraju, wśród powszechnego zapału, niejednego posłańca w nieokreśloną przestrzeń, ale raczej kilku, w jedno pewne miejsce, należało było wyprawić; trzeba było posłać tam stanowcze polecenie. i ztamtąd mieć odpowiedź. Chrościechowski chociażby był obiegł w dziesięciu dniach Wołyń i Podole, jakążby ztąd korzyść dwie strony otrzymały? Ruś, na prostej słownej nowinie z ust nieznajomego, po stu na niczem już spełzłych nowinach, nie mogłaby się gruntować, jenerał, jak przedtem, nie miałby do czego stosować swoich ruchów. Kiedy jednak Dwernicki nie kazał swojemu posłannikowi dotykać Ukrainy, gdzie był organizator; kiedy nie wiedział o środkowym punkcie, z którego mógł poruszyć powstania, co być nie powinno; to przynajmniej należało oznaczyć termin zbrojnego wystąpienia. Natenczas, nie dojście tak ważnej wiadomości. w części, ciężyłoby na emissaryuszu, reszta na jenarale, alboteż cała wina spadłaby na Ruś, gdyby odebranego zawołania nie wykonała. Ale Dwernicki, mając mało mówiący list M. C***, resztę porucza swojej nowinie, która, jak się wkrótce przekonamy, razem z posłańcem zaginęła w podróży. Jenerał tak dostatecznie, tak niedbale urządzony, gotuje korpus do dalszego leniwego pochodu i ostrzega że miał jeszcze instrukcyą ścieśniającą jego ruchy. Powiada, że Skrzynecki polecał mu, aby za Bugiem trzymał się granicy austryackiej i jak najspieszniej szedł do Kamieńca. Dwernicki w swoim artykule tak o tem sądzi: “podobne instrukcye dla korpusu manewrującego o sześćdziesiąt mil, nie mogły zbawić Wołynia, Podola i Ukrainy.” Sprawiedliwa uwaga! Instrukcya, czyli rozkaz dany jenerałowi manewrującemu łącznie z armiją, kiedy naczelny wódz na wszystko patrzy, i sam o wszystkiem sądzi, gdyby nawet mówiła: stój w tem miejscu i zgiń z twoimi, alboteż dostań się na ten punkt, chociażby z największą stratą, taka mówię instrukcyą dla żołnierza obywatela jest słowem uroczystem. Natenczas polecenie wodza jest rzeczą świętą, albowiem, od wykonania onego zależeć może ocalenie większości wojska, powszechne dobro. Ale instrukcyą dana korpusowi oddzielonemu na daleką wyprawę mało co więcej może powiedzieć : idź, szkódź twojemu nieprzyjacielowi najusilniej, nie naruszaj granicy państwa, zktórem twój naród nie chce mieć wojny. Tam nie można z pewnością przewidzieć, co zajdzie; tam, jenerał przewodniczący sam wszystko waży. Napoleon twierdzi, że oddzielny jenerał nie może się instrukcyą zasłaniać; że jeźliby była zła, a on ją przyjął, i przez to naraził woysko lub interes kraju, sam za to odpowiada. Dla tego mówi, że jenerałowi należy raczej uwolnić się od służby, jak brać zły plan do wykonania. To ostatnie zdanie nie było dla Dwernickiego, on służył własnej oyczyźnie, żaden wzgląd osobisty ani odstręczać, ani zachęcać go nie powinien. Ale będąc właściwym sędzią narzuconego planu, jeśli widział jego wady, powinien go był na pierwszym marszu rozedrzeć. Nie przywiązując zatem żadnej wagi do instnikcyi, jako do rzeczy niewłaściwej, jedynie patrzeć będę na działania Dwernickiego.

O dwa marsze od Zamościa, ku wschodowi, stykają się trzy granice, które, w rozszarpanej Polsce, oddzielają królestwo kongressowe od Austryi i Rossyi, a oraz Rossyą od Austryi. Nasz jenerał, 3 kwietnia, opuszcza twierdzę, i małemi oddziałami jazdy zwiodłszy Tolla co do kierunku, bierze swoją drogę. 9go przybył on do Kryłowa położonego nad lewym brzegiem Bugu blizko zetknięcia się granicznych linii, z których jednę liniją stanowi ta rzeka. Setnia kozaków stojąca w Kryłowie została rozproszona przez polskich ochotników: Dwernicki, w tym marszu, innej przeszkody nie znalazł. Wkrótce potem, na prawym brzegu Bugu, pokazały się zwiady kozackie, a później para szwadronów huzarów achtyrskich. Dziesiątego rano most był ukończony.

Widzimy zatem, że jenerał między Wisłą a Bugiem 40 dni stracił i tylko 24 mile uszedł. Ponieważ zaś artykuł, chcąc tę oczywistą opieszałość zasłonić, mówi, że Dwernicki spiesznemi marszami nie zdołał uprzedzić wiosennej odwilży, która zaskoczyła go w Krasnymstawie, trzeba zatem szukać sposobu, aby przekonać naszego jenerała że ta przeszkoda mogła być pokonaną. Wszakże sam nas uwiadomił, że Toll po grzęzawicach prowadził ciężkie działa, że w jednym punkcie zkoncentrował do dwudziestu tysięcy wojska, i że 17 marca już zaczął korpus polski pod Zamościem osaczać. Data rapportu Diebicza (12 marca), i zebrane przezemnie wiadomości upoważniałyby mię oznaczyć czas, w którym Toll opuścił główną armiją rossyjską , ale postanowiłem nie wprowadzać innego świadectwa moim twierdzeniom nad sam artykuł Dwernickiego. Diebicz, podług pisma naszego jenerała, wysłał Tolla po utarczce kurowskiej. Lecz Diebicz oddalony od Kurowa, nie mogąc ztamtąd w chwili odbierać objaśnień, potrzebując czasu do zapewnienia się dokąd Dwernicki idzie, nie mógł natychmiast brać stanowczych środków, a więc nie zaraz wysłał szefa sztabu swojego dla ścigania wyprawy. Artykuł nawet wyznaje, że Dwernickiego w Krasnymstawie, a Tolla w Siedlcach, bezdróż zaskoczyła, albowiem, czytaliśmy już, że ten ostatni, zaraz z Siedlec po grzezawicach ciągnął. Iednakże, dla łatwiejszego przeświadczenia samego Dwernickiego, dajmy że Toll, choć tak oddalony od Kurowa, natychmiast, po pierwszym strzale, to jest 3 marca, Siedlce opuścił. Niedogodności pory roku były też same dla stron obudwóch. Toll pięć razy liczniejsze woysko prowadził, liczniejszą i cięższą miał artyleryą. Przecież, podług naykorzystniejszego przypuszczenia, które zrobiłem dla polskiego jenerała, rossyjski, po opuszczeniu Siedlec, czternastego dnia miał już swoje wojsko w Turobinie, czyli, co jedno, uszedł 24 mile, kiedy przeciwnie Dwernicki, wyszedłszy z Puław za pogody, jednaście dni stracił, nim uszedł 16 mil do Zamościa. Potem znowuż 29 dni zmarnował pod wałami twierdzy na dwa małe marsze do Kryłowa. Rüdiger, w połowie marca, koncentrował swój korpus nad Styrem. Skrzynecki nawet, któremu nikt jeszcze pospiechu nie zarzucił, wszelakoż, w końcu marca, odbywał ruchy; rozbił Rozena, był w Kałuszynie, i t. d., a zapewnie nie wszystko to na kamiennej drodze wykonał. Czyi tylko dla samego Dwernickiego, mającego cztery tysiące woyska i małe działa, odwilż położyła nieprzebyte zawady? J możeż on najleniwsze swoje poruszenia nazywać spiesznemi marszami? Nie będę wyliczał sposobów jakiemi nasz jenerał mógł prowadzić swoją artyleryą, gdyż nie potrzebnie utrudzałbym czytelnika.





  1. W liczbie dział jedno tylko było dwunasto-funtowe, reszta zaś sześcio-funtowe.