Wkoło mnie otoczyły moje równie senne, Pasmem jednakiem...
Ale ja sobie lecę w krainy odmienne — Umiem być ptakiem!
Błękitna przestrzeń mruga, zaprasza do siebie, Skrzydeł nie nuży...
Pędzim sobie we trójkę: ja, obłok na niebie, I listek róży.
Listek najpierwszy upadł na wioskowym kopcu Cudzej granicy,
Jak rzucone słóweczko drogiemu mi chłopcu Mdłej obietnicy...
A obłok powiał dalej... Pod słonko się stroi W biel i we złoto,
Aż u chaty ostatniej, co w kraju mym stoi, Zadrżał tęsknotą...
Wiatr szarpnął go za szatę, rozrzucił mu włosy; Toż łzami leci
Na łączkę, gdzie pod gruszą siedzi dziaduś bosy I kupka dzieci...
Nie chce odlecieć dalej! Z tej mgły urodzony, Z oparów rzeki:
Gdzież mu zwiedzać świat obcy, inne jakieś strony I kraj daleki?
Więc sama lecę... sama, choć serce mnie boli I smutno wróży...
Czemuż nie chciał obłoczek podzielić mej doli, Ni listek róży?
Z obłoczka jabym sobie wieczorem pod głowę Zwiła posłanie;
A z listka zasię róży — toć czary gotowe Na zakochanie.
Lecz sina dal pociąga i wabi i nęci, Jak cud nieznany...
Ej! ujrzę raz na oczy insze sianożęci, Insze kurhany!
Ej! posłyszę ja przecież, jakto ludzie gwarzą Obcym mi gwarem...
I wypatrzę miesiączek, z jaką wstaje twarzą Nad cudzym jarem...
I dowiem się raz wreszcie, gdzie tęcza podziewa Wstążek swych końce
I jakie tam piosenki o zmroku rozbrzmiewa Echo mdlejące.
U nas w wiosce znam wszystko... wszystkiegom już syta, Aż do znudzenia...
Codzień z za tego wzgórza słońce rankiem świta, Nic się nie zmienia.
Wiem, gdzie rosną dziewanny, a gdzie niezabudki W przydrożnym rowie;
Wiem, gdzie szary słowiczek zwił domek malutki W naszej dąbrowie;
Wiem, gdzie ojciec łan orze, gdzie matka wybiela Cieniutkie płótna;
Wiem, jak w święto wieczorem grzmi wiejska kapela, Jak fletnia smutna...
Lasek, cmentarz, kościółek, starego plebana,
Znam już z pamięci...
Tęskno mi! — Hej, pociąga dal sina, nieznana, Wabi i nęci!
II. NA DUNAJCU.
Wąziutkie nasze łodzie, przepięte łańcuchem[2],
Lekko mkną po Dunajcu sennym jakimś ruchem
I tak modrawą falę przecinają gładko,
Jakby ptastwa wodnego żeglujące stadko...
Z lewej i prawej strony dwie ściany skaliste
Wyciągają się ku nam w cienie długie, mgliste,
A Dunajec drga lekko w migotliwe skręty,
Sunąc, jako wąż w trawie piersiami wygięty.
Wiosło uderza miękko, niby pieszczotliwie,
A człowiek ledwo wierzy, że na ziemi żywie,
Bo świat tam, z drugiej strony, do skał gdzieś przyparty,
A widok tylko w niebo błękitne otwarty.
Lecz fala w węższy parów głębiej się już wkrawa,
Aż na skrytym niedźwiedziu[3] nagle dęba stawa,
Ciska pianę, jak rumak wstrzymany wędzidłem,
I jako górski orzeł, skałę bije skrzydłem
I jak tur, wściekłem czołem dno przepaści bodzie
I z stromych barków gniewnie zrzuca nasze łodzie
I w kółko się okręca i zżyma i krztusi...
Ejże! zwróci się w biegu i niedźwiedzia zdusi! —
Lecz patrz! góry cofnęły swe kamienne czoła...
Zaśmiała się nad brzegiem góralka wesoła
I kąpiąc w złotym żwirze bose swoje nóżki,
Wbród podaje pachnące groszki i ostróżki...
Zebrała je porankiem w Leśnicy na Rusi[4];
Nim zwiędną, szumnym Laszkom rozprzedać je musi.
A tuż nad nią źródełko żywej wody bije,
Więc czerpie śniadą ręką i do gości pije...
Ej, Dunajcu! rozmarszcz się, jeśli twoja łaska,
I nie mąć odbitego w twej fali obrazka,
Niechże ja się napatrzę tej bosej góralce!
Niedźwiedź już tylko z dala mruczy coś po walce...
Plusnęły wązkie wiosła w lewą, w prawą stronę;
Łodzie się przytuliły, jak ptaki spłoszone,
A cisza rozmarzona, skrzydlata, pieściwa,
Dunajec, nas i góry w swe rąbki[5] okrywa.
Fala niby się modli, jak harfa zaklęta:
To przed dziczą uchodzi nasza Kinga święta[6]
I stopy swe, znużone podróżą niezwykłą,
Myje w jasnem źródełku, co z skały wynikło...
Orzeł zerwał się z turni[7], jak tatarska strzała...
Z boku tuli się trwożnie jakaś mniszka biała...
Grzmiąca pogoń kopytem po wierchach rozbrzmiewa...
A za siewcą — łan pszenny w oczach się dojrzewa...
Jak cicho! Róg góralski echa gdzieś potrąca;
Do snu kładzie się fala u brzegów mdlejąca.
Dzwon z Grywałdu[8] roznosi uroczyste dźwięki...
Wtem na skręcie padł wystrzał, a słowa piosenki
Rozigrane, jak kozy skaczące ze skały,
Z łodzią w zieleń przybraną mimo nas leciały...
»Sława!« Rusin przewoźnik gromko się okrzyknął;
Plusk i szum się podwoił, potem mdlał, aż zniknął.
Tylko gniewny Dunajec srebrną brózdę gładzi
I długie rozhowory z echem gór prowadzi.
III. W PORANEK.
Z Jarmuty[9] mgła spada, jak rąbek z dziewczyny,
Po niebie obłoczek przewija się siny; Za chwilę wschodzące Spromieni go słońce, I tronem on będzie jutrzence...
Wcześniejszy od świtu, ciemniejszy, niż zmierzchy,
Wszedł góral w swej guni z siekierką na wierzchy; Nim dzionek rozbłyśnie, On zagrzmi, zaświśnie I echa rozbudzi w piosence.
O, cicho... o, cicho! Schylony na skale,
Utopił źrenice w powietrza krysztale
I liczy, jak skarby, Omszone te garby, Rodzinnych gór swoich przyczoła...
— Prehyba...[10] Petrańczyk[11] i Wilcze[12] zielone...
Tu moja sadyba i gniazdo rodzone... Jam z wiatrem tam latał I z orłem się bratał, Znam wszystkie smereki[13] dokoła.
Tu Kunia[14], Opołta[15], a tam Koszarisko...[16]
Ej! dalneż to wierchy, choć widzą się blizko!... Pieniażna, Czerteże[17], Gdzie skarbów złe strzeże, Gdzie rogi nie jęczą pastusze...
Ej, byłoż mi świata pod skalne te ściany,
Dopókim nie poznał wietrznicy Marany, Co miga mi w oczach Po łazach[18], uboczach[19], A śmiechem zabiera mi duszę!...
Wróżyła cyganka: »Złe dnie z Sokolicy![20]
Ej! nie chodź pod okno Marany wietrznicy,
Bo serce wyśpiewasz I Boga zagniewasz, I pójdzie twa dola na marne«.
Nie chodzić?... a także! Od świtu się włóczę,
Gdzie dziewczę zaplata warkocze swe krucze. Och! wróżby... wróżbity... Jam wesół i syty, Gdy w oczy popatrzę się czarne!
Nie będzie mnie chciała? — Ej! znam ja wąwozy,
Gdzie strzelcom z pod kulki z wichrami mkną kozy. Ot, Rogacz...[21] Homole...[22] Wybieram, co wolę... Przepaści, jak śmierć, tam głębokie!
Ej, słońce ty, słońce! pośpieszaj ze wschodem,
Bo trudnoż mi z sercem stęsknionem i młodem!... Och! ani pamięta, Ze ziemia ta święta, A nad nią — jest niebo wysokie!
IV. NOC.
Na tym kawałku ziemi Bóg położył dłonie
I odjął — i stanęła tu piękność w osłonie
Dziwnego majestatu. Smereki zielone
Zaplotły jej na skroni szmaragdów koronę,
A kształty jej przepysznie rzeźbionego ciała,
Niby grecka draperja, mgła lekka owiała.
U spodu szaty, jako taśma złotem szyta,
Mienią się górskie pólka jęczmienia i żyta,
A przepaska Dunajca, modra, falująca,
Z pod piersi, szumiąc, spada i o stopy trąca.
Nagie ramię kamienne, wyciągnione w górę,
Podtrzymuje zachodu królewską purpurę,
I jako karjatyda, strop niebieski dźwiga,
Aż blednie i w pomrokach liljowych zastyga.
Cicho! Oto jej księżyc srebrne bajki plecie
I majaczy tam dziwy niebywałe w świecie...
Rozbudza duchy białe, co w szczelinach drzemią
I rade o północy hasają nad ziemią...
Zroszonym mchom rozplata brylantowe włosy
I jako dziwożona, łechce senne wrzosy...
Halny wiatr[23] powiał chłodem... dzwonek się odzywa...
Zbłąkana, za koszarem[24] tęskni owca siwa...
Juhas[25] huknął, po turniach odhuknęły jary...
Gdzieś czujny róg się ozwał, gdzieś drugi do pary,
Okrzyknęły się wierchy, coraz słabiej — ciszej,
Aż ostatni ich odgłos przepaść chyba słyszy...
Zboczem drgnęła kozica w miesięcznej poświacie...
Pomknęła na szczerbinę, stanęła na czacie
I cicha, lekka, szyję podała w przestworze...
Hej, strzelcze! chybaj z regli! Zaskoczysz ją może...
Cisza... wioski rusińskie drzemią na siwarze...[26]
Rozbiegane świstaki wabią się po parze.
Watra[27] gdzieś resztą żaru w oddali przebłyska,
A biały dech z parowu wznosi się w kłębiska...
Dunajec szumny przez sen pluszcze się i gada;
Nad nim stoi w zadumie Sokolica blada...
I dziwnie się do jedna schodzą w nocną ciszę:
Tęsknota, co rozbudza — spokój, co kołysze.
Kamiennym snem zasnęły Tatry, a nad głową,
Zoraną w dziwne brózdy strzałą piorunową,
Na skrzydłach górskich orłów ciche sny się ważą
I stare pieśni nucą, stare dzieje gwarzą.
— Słuchaj! to szumi morze spienione i sine...
Przechyl się, jeśliś mężny, i spojrzyj w głębinę.
Czy widzisz? Tam w muszelek drobniutkich koronie
Najwyższy czub tatrzański w mętnych nurtach tonie.
Wokół skalne przyczoła obsiadły drużyną
I patrzą w błękit nieba poprzez falę siną;
A zamkniętych w więzieniu twardem, kryształowem,
Rzeki chyba pozdrowią powitania słowem
I przyniosą im wieści z dalekiego kraju
I słodkiej wody dadzą, niby korowaju...[28]
Smutno Tatrom wiek płynie! Ciężka jeńców dola!
Choćby ci się wdzięczyły pereł ząbki białe,
Choćby ci koral róże dawał skamieniałe,
Ty zawsze tęsknisz, wzdychasz i szepczesz: »niewola!«
Och! bracie!
— Stój! czy słyszysz huk burzy złowrogi?
Huragany, jak tury, wzięły się za rogi;
Fale wrą, niby lawy arterje płomienne...
Zatrzęsły się przepaści; grom leci po gromie,
Ruszyły się z swych posad wód zręby widomie;
Powięź[29] ziemi zapada w otchłanie bezdenne;
Pożar błyskawic gore... morze pianę ciska,
Cofa się, jak odyniec, ze swego łożyska,
Pęka na grzbiecie Tatrów łańcuch kryształowy,
Drżąc, pryskają im z ramion przejrzyste okowy...
Ostatnich gromów echem rozgrzmiewają brzegi,
Ostatnie bryzgi morskie lecą, jako śniegi,
I do kamiennych skroni przymarzają białe...
A jako z pękniętego pierścienia złuskany,
Podniósł się Krywań[30] siwy i otrząsnął z piany
I twardą piersią odbił pierwszą słońca strzałę... ..................
Hejnał![31] Spłonęły Tatry od posad do szczytu...
Śpią niźnie: gór przyczoła pierwsze dojrzą świtu
I w blaski spromienione, nim zmierzch pierzchnie siny,
Łuną dnia wstającego rozbudza doliny. ..................
V. NA CZORSZTYNIE.
Oj! zatęsknił Czorsztyn[32] biały Na samotnej skale;
Oj, wypuścił wzrok, jak strzały, Przez Dunajca fale.
Tam na brzegu; jak dziewica
W przeźroczystej bieli,
Pluszcze stopy swe Niedzica[33] W krysztalnej kąpieli...
Oj, zmąciła modra woda Jasne swoje łoże;
Zakipiała dusza młoda, Jako sine morze.
— Lećcie, orły, lećcie w swaty,
Przez błękitne tonie!
Niech w jutrzennych zórz szkarłaty Luba ma zapłonie...
Zwiń się, lesie, nad jej czołem
W zielony wianeczek;
Ty, Dunajcu, zwiń się kołem W złoty pierścioneczek.
Mgły niech rańtuch[34] jej uprzędą
Powiewny, bieluchny;
Sine wierchy niech jej będą Za drużby i druchny.
W organ burza niech zahuczy,
Wicher niech zaśpiewa;
Niech rozplecie włos jej kruczy Błyskawic ulewa.
Niech nam drogę umiatają
Poświstami wiatry;
Niech nam chleb i sól podają Pieniny i Tatry!
Lećcie, orły, proście gości Na weselne gody:
Mchy siwiutkie od starości,
Żywych źródeł wody,
Drobne, nikłe macierzanki
Z pod Krupiańskich stoków[35],
Mgły z Lechnicy[36], zwite w tkanki[37], I słonko z obłoków;
Górską ścieżkę — tanecznicę,
Górską dziatwę — jodły,
Jasnookie błyskawice, Coby orszak wiodły.
Gęślarz-echo się odzywa, Szumi las dokoła...
Sokolico, matko siwa! Przeżegnaj nam czoła!
VI. NA SZCZYTACH.
Tatrzańskie stoki w ziołach toną
I noszą odzież rozkwieconą,
Na mchu stawiają stopy bose
I traw oddechem piją rosę... A wyżej kamień nagi błyska, Szumiące zdroje wrą z urwiska, Lecąc ożywczą w dół kaskadą, Z jasnością świeżą, srebrną, bladą...
Szczyt zasię białe pienią śniegi,
Jak puhar, pełen aż po brzegi,
Złamanym błyskiem słońca miga
I wiecznym chłodem w lód zastyga... Wędrowiec w niźniach zrywa kwiaty I piersi krzepi świeżą wonią... Na połoninie[38] zdrój skrzydlaty, Jak ptaka w locie, chwyta dłonią...
Aż gdy lodowe gór widziadło
Tchem swym zastudzi krew na szczycie,
Wtedy się pyta z twarzą zbladłą:
»Życie! Gdzie jesteś, ciepłe życie?« Wierchy! wy wierchy zamrożone, Na dyamentową gór koronę, Posępne siostry czarnej chmury, Wy nie jesteście sercem góry!...
Prąd, co z rodzinnej bije ziemi
Tętnami młodych sił żywemi,
Wam nie przenika piersi drżeniem
I nie zajmuje krwi płomieniem... Zastygłe w bieli, nizkim stokom Ciężycie masą granitową I zimną, trupią waszą głową Dech zamrażacie tym obłokom,
Co deszcz wiosenny ziemi niosą
I plony pracy krzepią rosą...
Gdy burza siecze wasze ciało
I piorunową kryje szatą — Lodowisk waszych płachtę białą Ponad góralską widzę chatą, I drżę, i pytam przerażony: Ach! naco górom te korony?
Na białych kolumn głowice pieszczone,
Po których pająk sieć szarą rozpina...
Nie ta, co skrzypi pod twemi stopami,
Dech tłumi pyłem, rdzą surową plami,
Z rąk się wilgotna ślizga, jak gadzina...
Nie ta, gdzie straszy loch czarnemi usty,
Gdzie strop przyćmiony grobowemi chusty
Pleśni, zaledwie barwy swe wspomina...
Nie ta, gdzie wiązań osłabłe ramiona
Podźwignąć nie chcą baszty, która kona
Boleścią matki nad mogiłą syna...
Nie ta, gdzie duchy pokutne się włóczą,
Nie ta, co dziatwę wychowuje kruczą,
Nim wielka orłów wybije godzina...
Gdzie kamień zdradza i z pod nóg ucieka,
Gdzie się zniszczenie w ciało przyobleka,
— Wierz mi, mój bracie, nie ta jest ruina!
Czy widzisz tłum ten, co śmiechem znieważa
Echa, drgające w zakątach zamczyska,
Co przybiegł tutaj szukać widowiska
I z za szkieł groby obliczać cmentarza?
Ten tłum, co nędze swoje i śmieszności
Aż tu, pod słupem dziejowym przeszłości
Rozkłada nakształt miejskiego kramarza...
Z myślą, motylej i treści i wagi,
Palcem dotyka, gdzie skielet drży nagi
I dźwięki bruków w świątyni powtarza.
Ten tłum, którego piersi nie goreją
Żadnem wspomnieniem i żadną nadzieją,
Jako wygasłe ognisko nędzarza,
Niezdolen chęci rozdmuchnąć w grom czynu,
Nad gmin wzniesiony, a niższy od gminu,
Wobec tradycyi i wobec ołtarza;
Ten tłum, ze wzruszeń odarty, wyzuty,
Pusty, przeżyty, wyczerpany, struty,
Ej wy góry, sine góry, Zaklęte dokoła!
Myśl orlemi leci pióry Na wasze przyczoła
I z jaskółką skrzydła macza W srebrnej rozpadlinie,
Z dziką kozą skok zatacza, Z echem w dali ginie...
Mnieby zamek mieć kamienny, Jak Drubażka[41] szumna!
Jar pod koszar, jak Stos[42] senny, Jak Litenbar[43] — gumna!
Kwiaty rwać mi na Podskalu[44], Paprocie na Graniu[45],
W niźnie szare już nie wrócę, Z orłami polecę...
Z mgły przepaściom mosty rzucę, Wzrokiem je rozświecę,
Mchy, stóp ludzkich nieświadome, Zgniotę w srebrne ślady.
Pójdę, gdzie błyski znikome Wschód rozpala blady;
Skąd ucieka, bijąc w skały, Potok rwący, dziki,
Pójdę — będą mi śpiewały Brzęczące kamyki;
Rozbłękitni się nad wodą Widnokrąg daleki,
Górskie echa chór zawiodą, Zaszumią smereki.
W przepaść rzucę bóle ziemi, Myśl skąpię w lazurze;
Z obłokami słonecznemi Rozbłysnę się w górze.
Róg mi dajcie, róg pastuszy — Pieśnią się zabawię...
Niech połowę tęsknej duszy W górach tu zostawię!
IX. DUNAJEC.
1.
Pod moją chatą Dunajec biały
Dziwną pieśń śpiewa, bijąc ze skały.
Srebrne jej tony po żwirze pleszczą,
Mienią się w tęczę — jak w harfę wieszczą,
O siedmiu strunach wiązanych złotem.
Od brzegu fale biją z łoskotem,
A dalej płaczą — a dalej mgleją,
Aż w toń najgłębszą rozbłękitnieją.
I cicho... ciszej... wtóry pochwycą,
Patrząc się w niebo modrą źrenicą.
U mojej chaty Dunajec gada
Prastare skazki mego pradziada,
Jak jednolity szczyt ośnieżony
Burza rozdarła na Trzy Korony[46];
Jak na Gromadzkiej[47] sejmują starzy;
Jak na Krupiance[48] czart gospodarzy;
Jak Sucha góra[49] z jeziora wstaje
I słońcu białe czoło podaje;
Jak na Gęsiówce[50] w łabędzie puchy
Śniegów rok cały chronią się duchy
Zmarłych pacholąt góralskiej wioski;
Jak na Rozdzieli[51] kłótnie i troski
Szlachtowski sołtys[52] sądzi dostojnie;
Jak ponad Stosem kometa płonie,
Chodząc po niebie w ognia koronie,
I jak Cyganka, wróżąc o wojnie;
Jaką grań Księży[53] stułę z mgły bierze;
Jak się wiedźmami roją Czerteże;
Jak król poluje na Sokolicy;
Jak Zdżar[54] na pluski chodzi w przyłbicy;
Jak na Łysinach[54] niema z ziół czepca;
Jaka w Jarmucie puszcza zaklęta...
I któż tam zliczy — i kto spamięta
Te dziwne dziwy starego ślepca,
Które mi w duszę padały młodą,
A dziś z Dunajca pląsają wodą
Pod moją chatą rodzinną, nizką,
I szumem swoim, niby niechcący,
Udają złudnie głos cichy, drżący,
Co mi snuł bajki ponad kołyską.
2.
Lecz tam, gdzie w drobne zwija się krążki,
Niby przepaska z błękitnej wstążki,
Gdzie łuną wschodu krasi oblicze
W jakieś rumieńce nagłe, dziewicze,
Gdzie ciemnem okiem patrzy głęboko
W moje tęsknotą omglone oko,
Gdzie rąbkiem piany piersi zakrywa —
Tam mi Dunajec inną pieśń śpiewa.
Od niej się robi wokół błękitno,
Dzikie mchy od niej w szczelinach kwitną;
Na skrzydłach lecą w perły skroplone,
Żyzne źródełka, w skałach uśpione;
Od niej mi echo przynosi z dala
Huk spóźnionego w jarze górala,
Który stęskniony za swą jedyną,
Wiedzie rozhowor z kosodrzewiną.
Białe ramiona, ciche przyśpiewki,
Różowe usta mej czarnobrewki,
Jasne warkocze nad gładkiem czołem
W plusku Dunajca wirują kołem.
O falo szumna! o falo rwąca!
Tu mi na piersiach rozbijaj wełny...
Niech mi ochłodnie skroń pałająca,
Bom pragnień pełny — i tęsknot pełny...
Do mnie tu, do mnie, o falo pusta!
Przez mgły srebrzystej widna zasłonę,
Tu pocałunkiem ochłodź mi usta,
Tutaj mi szeptaj słówko pieszczone!...
Niema nikogo — ja, łódka cicha,
Pluszczące wiosło i wiatr, co wzdycha.
Niema nikogo! Już gwiazdy smętne
Roztlały, gdzie toń najgłębsza szklana.
Nikogo — słyszysz? O pójdź, namiętne
Rapsody swoje grać mi do rana!
3.
Lecimy!.... on mnie w swoje pochwycił ramiona
I runęliśmy w przepaść z skalistego proga...
A fala, żarem piersi mojej przenikniona,
Modrym słupem bryznęła, aż w niebo, do Boga,
Skrytego za sklepieniem swojem tajemniczem...
Za nią poleciał krzyk mój, pytaniem nabrzmiały,
I potrącił błękity ciche, jak te skały,
Które echa nie mają, i powrócił z niczem...
I runęliśmy w przepaść... Najskrytsze szczeliny
Rozdniały od strzał srebrnych, które puścił z sykiem
Dunajec przez granitów[55] zwalonych odłamy
I wszystkie przemówiły dziwacznym językiem
Jakiejś pełnej burz, wstrząśnień, przeddziejowej dramy,
I zaczęły się skarżyć cicho, jako starce,
Którym czci nie wyrządza wnucze pokolenie
I o którym niewdzięczne zapomniały syny...
Precz łódko! Precz ty wiosło! Niech w szalone harce
Pochwycą mnie tej fali stalowe pierścienie!
Jak delfin, w modrych toniach spławię grzbiet mój ślizgi,
Czołem rozbiję pianę skroploną na bryzgi,
I w powietrzu ustami zdmuchnę te opale!...
Ha, co tak wre? — Krew moja, czy Dunajca fale?...
Przylegam do wód piersią, jak strzała do łuku;
Ich pośpiechem zdyszany, ich tętnem kipiący,
Mieszam bezwiedny okrzyk do gromkiego huku,
Od którego brzeg skalny drży, jako reduta,
Ogniem podminowana i dymem zasuta.
Tajne prądy nurtują do dna potok rwący,
Jak pierś moją namiętne, tłumione porywy...
I wyciągam ramiona, jak jeździec tej fali,
I naglę ją do biegu i chwytam się grzywy
Srebrnej mego rumaka i pędzimy dalej...
O! dalej!... Chciałbym uciec od brzegów tych ciasnych
I lecieć tam, gdzie księżyc wschodzi zadumany,
I o rąbki tych chmurek, od gwiazd łuny jasnych,
Oprzeć skrzydła — i spocząć, jak orzeł ścigany!
↑Latem r. 1875 bawiła poetka w Szczawnicy, »góry« są okoliczne pasma, t. j. Pieniny i przyległy od wschodniej strony Beskid dunajecko-popradzki.
↑Do najmilszych wspomnień gości szczawnickich należy pełna wrażeń i wzruszeń przeprawa przez Pieniny Dunajcem na łodziach, a raczej czółnach z jednej kłody drzewa, spiętych parami zapomocą łańcuchów.
↑»Niedźwiedziem« nazywają górale stoczony w wodę odłam skały (P. a.).
↑Tuż za Szczawnicami (Niźnią i Wyźnią) ciągnie się ku miasteczku Piwnicznej, zachodząc od południa na Spiż, niewielki szmat kraju, zamieszkały przez ludność ruską; Leśnica jest jednak wieś polska, już poza granicą Galicyi, w hrabstwie spiskiem na Węgrzech.
↑Liczne legendy o św. Kindze, krążące w okolicach Pienin, mają historyczną podstawę. Według Długosza (Hist. Pol. t. II, 270) Bolesław Wstydliwy, wracając po nawale mongolskiej z Węgier do Polski, długi czas przebywał w zamku pienińskim (castrum Pyeniny), »niedaleko Sącza nad rzeką Dunajcem położonym«. I później jeszcze, w r. 1287, już jako wdowa, »schroniła się błog. Kinga (przed Tatarami) do zamku Pieniny, leżącego nad rzeką Dunajcem, niedaleko miasteczka Krościenka, warownego zarówno z natury, jak i sztuką umocnionego, ile że do niego wązki tylko był przystęp, i całą nawałę tatarską bezpiecznie tam przetrwała« (tamże, str. 490).
↑Turnia — ta część góry, gdzie już drzewa nie rosną.
↑Grywałd (pierwotnie Grünwald) — wioska ponad Krościenkiem, na wschodnim stoku Krośnicy, należąca niegdyś do starostwa czorsztyńskiego.
↑Jarmuta — góra nad Szczawnicą Wyźnią (773 m) już w obrębie wsi Szlachtowy.
↑Mała i Wielka Prehyba — dwa lesiste szczyty górskie (1175 i 1195 m) na północ od Szlachtowy.
↑Petrańczyk — pasmo górzyste zalesione w obrębie wsi Jaworki.
↑Wilcze — polana w lasach szczawnickich, graniczy z Szlachtową.
↑Homole lub Gomole — pasmo górskie, tworzące uroczy wąwóz między Szlachtową a Jaworkami, zwane także Małemi Pieninami.
↑Halny wiatr, odpowiadający w zupełności alpejskiemu foenowi, jest właściwością Tatr i nie dochodzi do Pienin. Przewodnik poetki mylnie użył tej nazwy, co zresztą i stąd się pokazuje, że wiatr halny jest ciepły, gdy tymczasem tu »powiał chłodem«.
↑Koszar (z rum.) — zagroda dla owiec. W odległej przeszłości gromady Rumunów (Wołochów), posuwając się ze swemi stadami od Siedmiogrodu Beskidem ku północy, dotarły aż na Morawy; później przybysze utonęli w miejscowej ludności ruskiej, polskiej i czeskiej, zostawiając w języku wyraźne ślady w postaci wyrazów pochodzenia rumuńskiego, żyjących dotąd w okolicach górskich, a nieznanych zupełnie mieszkańcom równin.
↑Powięź (wyraz, utworzony przez poetkę) — to, co powiązane, więź, budowla, gmach.
↑Krywań — południowo-zachodni narożnik Tatr wysokich (2496 m).
↑Hejnał (z węg. hajnal, jutrzenka, poranek) — pobudka poranna, pieśń pobożna poranna, wykonywana na instrumentach dętych.
↑Czorsztyn (z niem. Schornstein, a więc pierwotnie nazwa góry; por. Rabsztyn) — zamek nad Dunajcem u stóp Pienin, strzegący drogi do Węgier, siedziba niegdyś starostwa niegrodowego.
↑Niedzica — tak mylnie nazwany od wsi poblizkiej zamek Dunajec, na Spiżu naprzeciw Czorsztyna położony.
↑Rańtuch (z niem., może z Leintuch) — długa chusta biała, używana przez kobiety wiejskie za okrycie.
↑Krupiańskie stoki po stronie węgierskiej, ciągną się od wsi Niedzica ku Magurze.
↑Lechnica (po polsku Legnica) — wieś polska na Spiżu naprzeciw Sromowiec Niźnich.
↑Połonina (z rusk.) — łąka górska, pastwisko w górach, u górali tatrzańskich: hala.
↑Rabsztyn (z niem. Rabenstein) — góra nad wsią Szlachtową (899 m) w paśmie Beskidu dunajecko-popradzkiego, stanowiąca tu granicę od Spiżu. Ludność miejscowa o ruinach na Rabsztynie nic nie wie i zamku też tam nigdy nie było, do czego góra 899 m wysoka nie nadawała się wcale. Podanie o ruinach przynieśli widać goście szczawniccy, pomieszawszy Rabsztyn, ruiny zamku pod Olkuszem, z górą tejże nazwy w pobliżu Szczawnicy.
↑Jaworki — wieś ruska w dolinie Ruskiego potoku, na wschód od Szczawnicy.
↑Drubażka — pasmo górskie między Homolami a Rabsztynem.
↑Stos — część skały wybuchowej w pobliżu Bryjarki nad Szczawnicą.
↑Litenbar, na mapie sztabu gen. austr. Litembark, po pol. Niterbok — przysiółek, należący do Szczawnicy i szczyt górski tamże.
↑Podskale — pasmo górskie pomiędzy Szczawnicą a Jaworkami od strony południowej, węgierskiej.
↑Grań (z rum. gruiu) — lesiste pasmo górskie wzdłuż potoka Ruskiego w Szczawnicy; grań (lub gron), granik jest także imieniem pospolitem i znaczy: góra, pagórek.
↑Trzy Korony — najwyższy szczyt w Pieninach (982 m).
↑Gromadzka, czyli Skrudza gromadzka — pastwiska i polana, własność Szczawnicy Niźniej.
↑Krupianka — pasmo górskie, biegnie od Jaworek ku Rabsztynowi.
↑Sucha góra — pasmo górskie (do 1080 m wys.) w obrębie wsi Szlachtowej, ciągnie się równolegle do Homol ku Prehybie.
↑Gęsiówka — pasmo górskie na zachód od Jaworek od strony granicy węgierskiej.
↑Rozdziela — część Rohacza, stanowiąca granicę między lasami szczawnickimi a Rytrem i Piwniczną.
↑Szlachtowski sołtys — Szlachtowa, wieś ruska, o trzy klm. oddalona od Szczawnicy.
↑Grań Księży — pasmo górskie w stronie północno-zachodniej od Krupianki.
↑ 54,054,1Żdżar i Łysiny — wysokie szczyty, stanowiące przedłużenie Pieniażny.
↑Granity mogłyby być chyba w łożysku Dunajca, przyniesione tu prądem wody z Tatr; Pieniny są, jak wiadomo, skały wapienne.