W sprawie szkół ludowych na Szlązku/Życiorys autora

<<< Dane tekstu >>>
Autor Feliks Kozubowski
Tytuł Życiorys autora
Pochodzenie W sprawie szkół ludowych na Szlązku
Wydawca Jerzy Kotula
Data wyd. 1879
Druk Karol Prochaska
Miejsce wyd. Cieszyn
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Kto ręką nie pracuje — temu ręka niezdatna usycha; kto duchem nie działa — od tego duch Boży odstąpi.
Dwa Światy. T. I.
Praca goi najboleśniejsze rany i znośnem czyni co jest najnieznośniejsze.
Kochajmy się.

Pięćdziesiat lat pracy — pracy nader mozolnéj — często połączonéj z walką o byt, często pełnéj gorzkich zawodów, ale podtrzymywanéj niesłychaną siłą woli — niewidzianą dotąd potęgą genjuszu i bezgranicznem przywiązaniem do rodzinnéj ziemi... oto, w kilku słowach, cały dotychczasowy żywot męża, którego imię dziś w ustach każdego wykształconego człowieka, a w sercach wszystkich synów polskiéj ziemi.
Pięćdziesiąt lat mrówczego trudu dla dobra braci — marzeń o lepszéj dla nich doli!
Kto z nas, oddawszy na posługi ogółu, choćby tylko trzecią część tak chlubnie przepracowanego półwiecza — niewymagałby już brązu i marmuru — nieśniłby (choć wewnętrznie, skrycie), aby przed nim cały naród uderzył czołem, — aby imię jego przeszło w laurowych wieńcach do potomności?
Tymczasem Józef Ignacy Kraszewski, (który jeden przedstawił nam w pracach swych prozą, wszystko to prawie, na co aż trzech wielkich wieszczów było trzeba[1]), — gdy od lat kilku świat cały, a głównie polski naród, przygotowują się do złożenia mu swych dziękczynień i uczczenia tak olbrzymiéj pracy i tak olbrzymiego dla naszéj biednéj ziemi poświęcenia, odpowiada spokojnie: niezawstydzajcie mię, bo uczyniłem tylko to, co Polak uczynić winien — spełniłem mój obowiązek, nic więcéj!
A piszący niniejszy artykuł, ma zaszczyt znać go osobiście i śmiało twierdzić może, iż w słowach tu przytoczonych, żadna fałszywa skromność się nie ukrywa.
Kraszewski jest człowiekiem i Polakiem w tak ścisłem tego słowa znaczeniu, iż rzeczywiście nie pojmuje, aby można było postępować inaczéj, aby mając talent, niepoświęcić go zupełnie dla dobra kraju — mając pięćdziesiąt lat nadprzyrodzonéj prawie siły twórczéj — nie pisać przez dwanaście godzin dziennie.
Kraszewski nierozumie inaczéj życia.
„Człowiek stworzony jest do pracy, a praca jest rodzajem modlitwy Bogu miłej“ powiada w jednem ze swych dzieł; w drugiem zaś: „Życie chorobą — lekarstwem praca.“
I tak też sam postępuje.
Leczy się z życia pracą — pracą dla... narodu.
Kto zaś wie jakie Tantalowe naród nasz przeniósł boleści; kto wie ile kielichów goryczy spełniliśmy od wieku i do dziś jeszcze spełniamy — ile tam jęków rozpaczy błądzi między ziemią lodów i szarem nad nią niebem północy; kto nareszcie pojąć zdolny, że w istocie rzeczy, brakowi tylko oświaty upadek nasz i stuletnią kaźnię zawdzięczamy — ten dopiero zrozumieć może co zrobił Mąż, o którym mówię.
Kościuszko pióra — jak ów rycerz zeszłego stulecia wołający „do broni narodzie“, Józef Ignacy Kraszewski zawołał: „do pracy w imię poćwiertowanéj!....“
I swem ciepłem rozgrzał piersi nasze — swem światłem oświecił całe tłumy — swą odwaga i w jutro wiarą, ożywił naszą odwagę i wiarę.
Tak postępując — on jeden śmiało powiedzieć może, iż nieprzyjaciół wcale nieposiada, a Polska dumna jest, że w gronie jéj zacnych dzieci, niema ani jednego, któreby nieuchyliło czoła przed wielkością takiego człowieka.
W życiu prywatnem skromny i cichy, ma zawsze czas, gdy chodzi o danie rady, lub udzielenie wsparcia.
Przewyższa wielkich swą powagą i trafnością sadu, a umie razem zniżyć się do małych i nigdy, nikogo nieodtrącił od siebie.
Ma zaś jeszcze wiele w swym charakterze z Mickiewicza: nim zbada człowieka — pyta go prosto: „możeś niejadł dziś jeszcze?... możeś nieszczęśliwy?“
Niepotępia nikogo — a gdy potępić musi koniecznie — trzy razy tyle słów, ile na to potępienie, używa aby uwzględnić okoliczności, które popychają ludzi ku przepaści.
Jest w nim wiele z ziemi ale, może jeszcze więcéj — z nieba!
W końcu — nie wątpił i nigdy nie wątpi w złote jutro narodu.
Ufność tę, uczucie zresztą naturalne w sercu każdego Polaka, podnoszę tu dla tego, iż od lat już wielu niemieckie i moskiewskie wychowanie, wyrodziło u nas całe tłumy ludzi, łamiących ręce gdy o przyszłości kraju mowa — witających zawsze i wszędzie, każdy silniejszy objaw życia, złowrogą pieśnią zwątpienia — wiecznie jednemi słowy: „na co się to wszystko zdało?“
Wiara ta głęboką w słuszność naszéj sprawy, jest mu przewodną gwiazdą w życiu; opromieniony jéj światłem, idzie naprzód krokiem pewnym, i w każdéj jego pracy odgadnąć można Chrystusowe: czemu wątpicie?
To też gdy kiedyś (oby to jak najpóźniéj nastąpiło) — pójdzie ledz na Wawelu, między starymi Polski królami, on, król pisanego słowa — obok Kazimierzów i Tadeuszów — genjusze rozumu i miecza, przyjmą ochotnie w swe grono ten genjusz pracy i pokoju!

∗             ∗

Józef Ignacy Kraszewski, — urodzony d. 28. lipca 1812 r. w Warszawie, z Jana Chorążego Prużańskiego i Zofji z Malskich, małżonków Kraszewskich — rozpoczął nauki w szkołach Biały Radziwiłowskiéj, na Podlasiu, zkąd następnie przeszedł do Lublina, a nareszcie, w r. 1829 do Świsłoczy, potem zaś na uniwersytet Wileński, gdzie został do wydziału literackiego wpisany. W tymże roku rozpoczął swój chlubny zawód, którego pięćdziesiąty rok teraz upływa.
W ciągu tego długiego lat szeregu, napisał Kraszewski przeszło sześćset tomów powieści polskich, z których każdą i każdy, nawet mniéj wykształcony, z zajęciem i pożytkiem czytać może.
Dzieła tego pisarza, przeważnie powieści, zrobiły rzeczywisty przewrót w naszéj literaturze.
Do czasu ukazania się ich, pole powieściowe, zarośnięte było kąkolem, z którego zaledwie kilka kłosów tu i owdzie się wykazywało. Ludzie klasy średniéj rozchwytywali romansidła, których tłumaczeń dostarczały pewne spekulacyjne, przeważnie żydowskie firmy w kraju; zaś tak zwane wyższe stany, pożerały obcą śmieć w oryginałach.
Korzeniowski, utalentowany pisarz, zaczął wielu ze swych bohaterów stroić w moskiewskie mundury, innych zaś zabijać na Kaukazie; Bogucki i Bogusławski naśladowali to Sanda, to Balzaka, to nawet Dumasa; Wolski i Niewiarowski ograniczali się na szkicowaniu życia Warszawy; Dierzkowski kąsał z talentem sobie właściwym i rzeczywiście, wtedy, jeden tylko Kaczkowski pracami jak: Bracia ślubni, Murdelio, Ostatni z Nieczujów, Dziwożona, Uniwersał Hetmański i t. d. zaczął budzić u nas zamiłowanie w czytaniu.
Dopiero jednak Kraszewski, jak Tyrteusz wobec pognębionych Spartańczyków, uderzył we właściwe struny narodu, bogacąc naszą literaturę całym szeregiem dzieł, które dziś, są naszą dumą narodową.
Dzieła te, barwną, poprawną, słowem prześliczną polszczyzną pisane, są po większéj części przystępne dla każdego; uderzają bowiem swojskością i podnosząc a wyświecając zawsze najpiękniejsze strony narodu, pełne są rad i uwag zdrowych, opartych na gorącem przywiązaniu do rodzinnéj ziemi.
Kraszewskiemu to kraj zawdzięcza, iż dając mu tak znakomite polskie prace, wypędził z pod strzech téj ziemi nędzne, niesmaczne przekłady, nędznych i niesmacznych obcych romansideł.
Zaznajamiając ojczyznę naszą z wielką jéj przeszłością, obudził w niéj poczucie swojskości i rzucił promienie oświaty w najdalsze jéj zakątki nawet.
I powiedzieć, że pół wieku pracuje tak dla naszego dobra!
Z tych lat — siedmnaście już przebywa na tułaczce, na obcéj ziemi, pracując dnie i noce dla kraju. To też dziś doczekał się chwili, że świat cały go podziwia a rodzinna ziemia, wieki szczycić się będzie, iż takiego syna wydała.
Kraszewski nareszcie, nietylko jest rzeczywistym twórca polskiéj powieści.
Niezmordowany ten pracownik — we wszystkich prawie gałęziach wiedzy, znakomite daje nam utwory, i stał się prawdziwym świecznikiem narodu.
Tomy jego prac, włączając w to nieprzeliczone korespondencye, do kilkudziesięciu pism peryodycznych, liczbą swą zdumiewają wszystkie narody; i rzeczywiście, najzdrowszy umysł ludzki i najbujniejsza wyobraźnia poety, daremnie siliłyby się zgłębić tę tajemnicę... pracy.
Niema on współpracownika i wszystko co tworzy, własną ręką pisze a często jeszcze i przepisuje.
Miasto więc wysilać się na pochwały, po nad któremi stoi nasz Jubilat sędziwy, zakończymy natchnionemi słowy poety:

„Na znak twój — przeszłość uśmiechnięta wstała
„I kipi życiem rycerskiéj drużyny —
„W bojowym szyku proporce rozwiała,
„Znów na orężne gotując się czyny.
„Wszystko powstało i wszystko ożyło!
„Bo śmierć jest kłamstwem, w które nikt nie wierzy...
„Natchnione serca, znajdą pod mogiłą
„Gotowych w szranki wystąpić rycerzy.“

Pisałem w sierpniu 1879 r.

Feliks Kozubowski.








  1. Mickiewicz, Słowacki i Krasiński.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Feliks Kozubowski.