[187]W TWOJE CUDNE OCZY...
[189]I
W twoje cudne, cudne, cudne oczy
Kiedy patrzy: wstrzymuje się słońce,
I dziwuje im się kwiat na łące
I czar idzie z niebieskich roztoczy
W twoje cudne, cudne, cudne oczy.
W twoje cudne, cudne, cudne oczy
Kiedy patrzę, chciałbym w łzę zaklęty
Po twej twarzy spłynąć, bogom wziętej,
I z twej piersi patrzeć się uroczej
W twoje cudne, cudne, cudne oczy.
[190]II.
A jednak jestem tak daleko,
W takiem pustkowiu precz odbitem;
Sine skał pasma gdzieś się wleką
W zaświeciu lśniąc najdalszym szczytem.
A wkoło puszcza szumi ciemna,
Pachną olbrzymie, świetne kwiaty,
Wstała potężna bujność ziemna
I stwarza nowych jestestw światy.
Jakieś rośliny-cudotwory,
Na pół rośliny, pół zwierzęta;
Oczy z zielonej błyszczą kory,
Jak skrzydło, gałęź wieje zgięta.
Zaczarowany las, przedziwów
I cudów pełny, wonny spieką — —
I od upojeń, żądz, porywów,
Od oczu twych — — tu tak daleko...
[191]III.
I smutny uśmiech zjawia się na twarzy,
Ten smutny uśmiech popatrzenia wstecz:
Co się kochało, co się śni i marzy,
To tak odchodzi, tak odbiega precz...
W te twoje cudne, cudne, cudne oczy
Nowych pokoleń będzie patrzał ciąg,
Wieczna jasności wśród życiowych zmroczy,
Wieczyste bóstwo dla błagalnych rąk.
A my — odeszli... Jeszcze odwracamy
Tęskniące oczy, jeszcze uśmiech ślem...
Bądź zdrowa! Żegnaj!... W kute z bronzu bramy
Wchodzimy cisi, spokojni — za dniem.