Długo Waluś pieniędzy ocenić nie umiał,
Co mu dano, to przeszumiał,
A chociaż nieraz pieniądz dostał mu się wielki,
Poszedł zaraz na ciastka, pierniki, karmelki.
Raz z ojcem na przechadzkę wychodzi wieczorem;
Zgięty z ciężkim na plecach idzie starzec worem. „Kupcie piasku!“ głośno krzyczy. Nikt sobie nabyć nie życzy. Pot starcowi płynie z czoła, Coraz głośniej z płaczem woła: „Tanio sprzedam to się przyda. Ach widzicie jaka bieda! Ledwie dźwigam, sił nie staje, Wszak za marną cenę daję.“ Biada nieszczęsnemu! biada! Nikt do niego nie zagada,
W niczyjem sercu czucie się nie wzbudzi,
Jakby nie człowiek przemawiał do ludzi.
„Kupmy, rzekł Waluś, choć nam nie potrzeba;
Będzie miał biedny starzec na kawałek chleba: Wszak on pracuje poczciwie? Jakże się tym ludziom dziwię, Co jakby byli bez serca, bez duszy, Los ich bliźniego nie wzruszy!“ Kupili. Wtedy ojciec uwagę mu zwraca: Jak na pieniądz ciężka praca, Jakiej ceny kilka groszy, Co zbytek w chwili rozproszy.
Odtychczas Waluś dobrze używał pieniędzy,
Wspomagał jęczących w nędzy,
I gdy miał kilka groszy wydać na łakocie,
Wspominał, jak ciężki pieniądz i co winien cnocie.