Wesele (Wyspiański)/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Wyspiański
Tytuł Wesele
Wydawca nakład autora
Data wyd. 1901
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło skany na Commons
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii

WESELE
DRAMAT W 3 AKTACH
NAPISAŁ STANISŁAW WYSPIAŃSKI
ODBITO W DRUKARNI UNIW. JAG.
NAKŁADEM AUTORA · KRAKÓW 1901
SKŁAD GŁ. W KSIĘG. GEBETHNERA.
OSOBY:

GOSPODARZ
PAN MŁODY
MARYSIA
OJCIEC
JASIEK
POETA
NOS
MARYNA
RADCZYNI
CZEPIEC
KLIMINA
STASZEK
ŻYD
MUZYKANT

GOSPODYNI
PANNA MŁODA
WOJTEK
DZIAD
KASPER
DZIENNIKARZ
KSIĄDZ
ZOSIA
HANECZKA
CZEPCOWA
KASIA
KUBA
RACHEL
ISIA


OSOBY DRAMATU:

CHOCHOŁ
WIDMO
STAŃCZYK
HETMAN
RYCERZ CZARNY
UPIÓR
WERNYHORA

DEKORACYA:

Noc Listopadowa; w chacie, w świetlicy. Izba wybielona siwo, prawie błękitna, jednym szarawym tonem pół-błękitu obejmująca i sprzęty i ludzi, którzy się przez nią przesuną.
Przezedrzwi otwarte z boku, ku sieni, słychać huczne weselisko, buczące basy, piskanie skrzypiec, niesforny klarnet, hukania chłopów i bab i, przygłuszający wszystką nutę, jeden melodyjny szum i rumot tupotających tancerzy, co się tam kręcą w zbitej masie w takt jakiejś ginącej we wrzawie piosenki...,
I cała uwaga osób, które przez tę izbę-scenę przejdą, zwrócona jest tam, ciągle tam; zasłuchani, zapatrzeni ustawicznie w ten tan, na polską nutę,... wirujący dookoła, w półświetle kuchennej lampy, taniec kolorów, krasych wstążek, pawich piór, kierezyj, barwnych kaftanów, nasza dzisiejsza wiejska Polska.
A na ścianie głębnej: drzwi do alkierzyka, gdzie łóżka gospodarstwa i kołyska i pośpione na łóżkach dzieci, a górą zszeregowani Święci obrazkowi. Na drugiej bocznej ścianie izby: okienko, przysłonione białą muślinową firaneczką; nad oknem wieniec dożynkowy z kłosów; — za oknem ciemno, mrok, — za oknem sad, a na deszczu i słocie krzew otulony w słomę, w zimową ochronę okryty.
Na środku izby stół okrągły, pod białym, sutym obrusem, gdzie przy jarzących brązowych świecznikach żydowskich suta zastawa, talerze, poniechane tak, jak dopiero co od nich cała weselna drużba wstała, w nieładzie, gdzie nikt o sprzątaniu nie myśli. Około stołu prosie drewniane stołki kuchenne z białego drzewa; przytem na izbie biórko, zarzucone mnóstwem papierów; ponad biórkiem fotografia matejkowskiego Wernyhory i litograficzne odbicie matejkowskich Racławic. Przy ścianie w głębi sofa wyszarzana; ponad nią złożone w krzyż szable, flinty, pasy podróżne, torba skórzana. W innym kącie piec bielony, do maści z izbą; obok pieca stolik empire, zdobny świecącemi resztami brązów, na którym zegar stary, alabastrowemi kolumienkami dźwigający złocony krąg godzin; nad zegarem portret pięknej damy w stroju z lat 1840 w lekkim muślinowym zawoju przy twarzy młodej w lokach i na ciemnej sukni.
U boku drzwi weselnych skrzynia ogromna wyprawna wiejska, malowana w kwiatki pstre i pstre desenie; wytarta już i wyblakła. Pod oknem stary grat, fotel z wysokim oparciem.
Nad drzwiami weselnymi ogromny obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej z jej sukienką srebrną i złotym otokiem promieni na tle głębokiego szafiru; a nad drzwiami alkierza takiż ogromny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, w utkanej wzorzystej szacie w koralach i koronie polskiej Królowej, z dzieciątkiem, które rączkę ku błogosławieniu wzniosło.
Strop drewniany w długie belki proste z wypisanym na nich Słowem Bożym i rokiem pobudowania.


RZECZ DZIEJE SIĘ W ROKU TYSIĄC DZIEWIĘĆSETNYM.
SCENA 1. CZEPIEC, DZIENNIKARZ.
CZEPIEC
Cóż tam panie w polityce?
Chińczyki trzymają się mocno!
DZIENNIKARZ
A, mój miły gospodarzu,
mam przez cały dzień dosyć Chińczyków
CZEPIEC
Pan polityk!
DZIENNIKARZ

otóż właśnie polityków

mam dość, po uszy, dzień cały
CZEPIEC
kiedy to ciekawe sprawy
DZIENNIKARZ
A to czytaj, kto ciekawy; —
wiecie choć, gdzie Chiny leżą
CZEPIEC
No daleko, kajsi gdzieś daleko;
a panowie to nijak nie wiedzą,
że chłop chłopskim rozumem trafi,
choćby było i daleko.
A i my tu cytomy gazety
i syćko wiemy
DZIENNIKARZ

A po co — ?

CZEPIEC
Sami się do światu garniemy
DZIENNIKARZ
Ja myślę, że na waszej parafii
świat dla was aż dosyć szeroki
CZEPIEC
A tu ano i u nas bywają,
co byli aże dwa roki
w Japonii; jak była wojna
DZIENNIKARZ
ale tu wieś spokojna, —
niech na całym świecie wojna,
byle polska wieś zaciszna,
byle polska wieś spokojna
CZEPIEC
Pon się boją we wsi ruchu,
Pon nos obśmiwajom w duchu. —
A jak my, to my się rwiemy
ino do jakiej bijacki.
Z takich jak my był Głowacki.
A jak myślę, że panowie
duza by już mogli mieć,
ino oni nie chcom chcieć!


SCENA 2. DZIENNIKARZ, ZOSIA.
DZIENNIKARZ
Pani to taki kozaczek:
jak zesiądzie z konika, jest smutny,
ZOSIA
A pan zawsze bałamutny
DZIENNIKARZ
to nie komplement, to czuję
i tego bynajmniej nie tłumię
ZOSIA
Dobrze, że przynajmniej pan umie
zmiarkować kiedy uczucie
a kiedy salonowa zabawka, —
ale w tym razie
DZIENNIKARZ
to sprawka
pani wdzięku, pani jest bardzo miła,
pani tak główkę schyliła
ZOSIA
Prawda? tak jakbym się dziwiła,
że mnie tyle honoru spotyka,
pan redaktor dużego dziennika
przypatruje się i oczy przymyka
na mnie, jako na obrazek
DZIENNIKARZ
A obrazek malowny, bez skazek,
farby świeże, naturalne,
rysunek ogromnie prawdziwy,
wszystko aż do ram idealne
ZOSIA
widzę, znawca osobliwy
DZIENNIKARZ
I czemuż pani się gniewa
ZOSIA
że pan jak Lohengrin śpiewa
nademną, jak nad łabędziem,
że my dla siebie nie będziem
i pocóż tyle śpiewności?
DZIENNIKARZ
oto tak, tak z rozlewności
towarzyskiej.


SCENA 3.
RADCZYNI, HANECZKA, ZOSIA.
HANECZKA
ach cioteczko, ciotusieńko!
RADCZYNI
co serdeńko?
HANECZKA
tamci tańczą, my stoimy;
chcemy tańczyć także i my
RADCZYNI
Może który z panów zechce
ZOSIA
z nikim z panów tańczyć nie chce
RADCZYNI
potańcujcie trochę same
ZOSIA
mybyśmy chciały z drużbami,
z tymi, co pawiemi piórami
zamiatają pułap izby
RADCZYNI
poszłybyście tam do ciżby
HANECZKA
to tak miło, miło w ścisku
RADCZYNI
Oni się tam gniotą, tłoczą
i ni ztąd, ni zowąd naraz
trzask, prask, biją się po pysku
to nie dla was
ZOSIA
My wrócimy zaraz
RADCZYNI
Cóżeś ty tak dziś wesoła
odgarnij se włosy z czoła.
ZOSIA
Raz dokoła, raz dokoła
HANECZKA
Ciotusieńka zła okropnie,
zła okrótnie, — a przelotnie, —
zaraz buzie pocałuję
RADCZYNI
Hanka zawsze swego dopnie, —
niech się panna wytańcuje


SCENA 4. RADCZYNI, KLIMINA.
KLIMINA
Pochwalony, dobry wieczór państwu
RADCZYNI
Pochwalony, — gospodyni
KLIMINA
tu wsiosko od maleńkości, Klimina,
po wójcie wdowa
RADCZYNI
Radczyni
jestem z Krakowa
KLIMINA
macie syna
RADCZYNI
tańcuje tam,
KLIMINA
niech się bawi;
som ta dziwki, niech nie stoją
RADCZYNI
jakoś mu nie idzie skoro,
bo się ino pogapuje
KLIMINA
panowie dziwek się boją;
zaraz która co przyniesie,
ino roz sie przetańcuje
RADCZYNI
wyście sobie, a my sobie.
Każden sobie rzepkę skrobie
KLIMINA
myślałam, pomówię z matusią,
toby wnuczka kołysała
RADCZYNI
a toście wy skora kumosiu;
ledwo że w koło spojrzała,
jużby mi synów swatała
KLIMINA
hej, josie bawiła wprzódzi,
terozbym lo inszych chciała.
Coraz więcej potrza ludzi.
Żeniłabym, wydawała!


SCENA 5. ZOSIA, KASPER.
ZOSIA
drużba tańczy, proszę ze mną
KASPER
panienka obcesem wpada
ZOSIA
a w kółeczko
KASPER
do okoła.
Panienka se ta wesoła.
Ano Kaśka będzie rada,
jak przestoi
ZOSIA
Kaśka, jaka?
KASPER
ano ta, co w kącie taka
ZOSIA
druchna?
KASPER
juści, druchna pirso,
co mi ją na żone rają
ZOSIA
raz dokoła, raz dokoła
KASPER
panienka się nie zgniwają,
że ją lepiej gabne w pasie,
ano Kaśka w sobie syrso
ZOSIA
pewno drużba kocha Kasie
KASPER
Panienka se ta wesoła
ZOSIA
raz dokoła, raz dokoła


SCENA 6. HANECZKA, JASIEK.
HANECZKA
Jakby Jasiek chciał tańcować,
tobym z Jaśkiem tańcowała
JASIEK
a mogę sie ofiarować,
by ino panienka chciała
HANECZKA
Proszę, proszę, chwilkę w koło,
jak wesoło, to wesoło.
Jasiek dzisiaj pierwszy drużba
JASIEK
najmilso mi tako służba

SCENA 7. RADCZYNI, KLIMINA.
RADCZYNI
cóżta gosposiu na roli,
czyście sobie już posiali
KLIMINA
tym ta casem sie nie siwo
RADCZYNI
a mieliście dobre żniwo
KLIMINA
Dzięka Bogu, tak ta bywo
RADCZYNI
jak złe żniwo, to was boli,
żeście się napracowali
KLIMINA
zawszeć sie co przecie zgarnie
RADCZYNI
dobrze sobie wyglądacie
KLIMINA
i pani ta tyz nie marnie
RADCZYNI
jeszcze się widzicie młoda
KLIMINA
jak po Marcinie jagoda
RADCZYNI
może jeszcze się wydacie
KLIMINA
a cóz sie ta tak pytacie


SCENA 8.
KSIĄDZ, PANNA MŁODA, PAN MŁODY.
PAN MŁODY
Ksiądz dobrodziej łaskaw bardzo.
Proszę nas niezapominać
KSIĄDZ
Są i tacy co mną gardzą,
żem jest ze wsi, bom jest z chłopa.
Patrzą koso, — zbędą prędko,
a tu mi na sercu lentko.
Sami swoi, polska szopa
i ja z chłopa i wy z chłopa
PAN MŁODY
ksiądz dobrodziej już niebawem
będzie nosić pelerynkę
KSIĄDZ
może i należy mi się;
lecz pewnego nic nie wi się.
Inni także robią ślinkę;
może sprawię pelerynkę, —
PAN MŁODY
może z konsystorza przecie
popatrzą okiem łaskawem,
życzę bardzo
PANNA MŁODA
choć co dadzą;
ino te ciarachy tworde,
trzaby stoć i walić w morde
PAN MŁODY
moja duszko, tu sie mówi
o kościelnej dostojności,
którą mają przyznać Jegomości
PANNA MŁODA
jo myślała, że co inne
KSIĄDZ
naiwne to i niewinne


SCENA 9.
PAN MŁODY, PANNA MŁODA.
PANNA MŁODA
cięgiem ino radbyś godać.
Jakie to kochanie bedzie
PAN MŁODY
a ty wolisz całowanie, —
będziesz kochać a powiedz-że
PANNA MŁODA
Przeciem ci już wygodała.
Przecież ci mnie nikt nie wydrze
PAN MŁODY
serce do kochania radsze;
Toś już moja! Radość, szczęście;
nie myślałem, że tak wiele
PANNA MŁODA
ano chciałeś, masz wesele
PAN MŁODY
ach, nie patrzę, jak całuję;
nie całuję, kiedy patrzę,
a lica masz coraz gładsze
PANNA MŁODA
A krew sie tak resumuje
PAN MŁODY
Pocałujże, jeszcze, jeszcze,
niechże tobą się napieszczę:
usta, oczy, czoło, wieniec
PANNA MŁODA
takiś ta nienasyceniec
PAN MŁODY
nigdy syty, nigdy zadość;
taka to już dla mnie radość;
całowałbym cię bez końca
PANNA MŁODA
a to męcąco robota;
nie dziwota, nie dziwota,
żeś tak zbladnoł, taki wrzący
PAN MŁODY
nie chwalący, nie chwalący,
spokoju mi nie dawały
PANNA MŁODA
abo chciałeś
PAN MŁODY
same chciały
PANNA MŁODA
Cóz-ta za śkaradne śtuki
PAN MŁODY
myśmy takie samouki;
kochałem się po różnemu
a ciebie chcę po swojemu,
po naszemu,
PANNA MŁODA
a no z duszy,
jak ci dobrze, niech ta bedzie
PAN MŁODY
teraz ci mnie nic nie zwiedzie.
Takem pragnął, zboża, słońca...
PANNA MŁODA
Mos wesele! — podź do tońca!


SCENA 10. POETA, MARYNA.
POETA
Żeby mi tak rzekła która,
sercem już dysponująca,
tak po prostu, no chcę ciebie,
jak jaka wiejska dziewczyna
MARYNA
to niby ja ta dziewczyna,
ja oświadczyć się mająca?
Skądże taka pewna mina?
POETA
wcale insze miałem plany,
jeźlim plany miał w ogóle, —
chciałem coś powiedzieć czule,
chciałem zapukać w serduszko,
coś usłyszeć, coś podsłuchać:
jak się to tam musi ruchać,
jak się to tam musi palić
MARYNA
muszę panu się pożalić,
w serduszku nie napalone;
jak kto weźmie mnie za żone,
będzie sobie ciepło chwalić;
muszę panu się pożalić:
choć zimno, można się sparzyć
POETA
Amor mógłby gospodarzyć
MARYNA
Amor ślepy, może zdradzić
POETA
Amor: duch skrzydlaty, gończy
MARYNA
Pretensyi do skrzydeł wiele
POETA
więc się na pretensyach kończy
MARYNA
a nie kończy się w kościele.
POETA
byłby to już Amor w klatce
MARYNA
lis w pułapce
POETA
motyl w siatce
MARYNA
Paź królowej na usługach
POETA
ślub po zapłaconych długach.
Miłość nęci rozmaita
MARYNA
a to z nami kwita
POETA
kwita, —
nie myślałem, że coś świta,
pani prawie obrażona
MARYNA
Czegoż to pan jeszcze szuka
POETA
że nie poszła w las nauka
MARYNA
któż się uczył?
POETA
tak wzajemnie:
ja od pani, pani ze mnie
MARYNA
a na cóż mnie tej nauki?
POETA
Na nic
MARYNA
więc?
POETA
sztuka dla sztuki
MARYNA
zawrót głowy, wielka chwała;
niech pan sztuki płata różne,
bylebym ja spokój miała
POETA
rozmowa z panienką młodą,
jak ją zwykle młodzi wiodą
w takim stylu skrzydełkowym,
rozmowa z panną upartą
o miłości, o Amorze,
o kochaniu, co w tym, owym
z nagła się przejawić może; —
szepty z panną czarującą
przez pół seryo, przez pół drwiąco, —
zawsze jeszcze studyum warto
MARYNA
przez pół drwiąco, przez pół seryo
bawi się pan galanteryą
POETA
ale gdzieta, ale gdzieta
MARYNA
Pan poeta, pan poeta.
Coś jak liryzm struna brzękła;
ja o pana się przelękła,
że ta strzała niespodziana
może trafić, ale pana.
Słucham co to za wymowa
POETA
Słowa, słowa, słowa, słowa
MARYNA
ale gdzieta, ale gdzieta
POETA
bawię panią galanteryą
przez pół drwiąco, przez pół seryo;
stąd się styl osobny stwarza:
nikt nikogo nie dosięga,
nikt nikogo nie obraża, —
na łokcie różowa wstęga, —
nie prowadzi do ołtarza —
tajemnicą jest kobieta
MARYNA
Pan poeta, pan poeta


SCENA 11.
KSIĄDZ, PAN MŁODY, PANNA MŁODA.
KSIĄDZ
zwracam się do panny młody,
pijąc do pana młodego
PANNA MŁODA
cóz takiego, cóz takiego,
KSIĄDZ
może, hm, po pewnym czasie,
bo to człowiek jest człowiekiem,
ot przykładem tylu ludzi, —
bo to człowiek jest człowiekiem,
usiada się tylko z wiekiem
PANNA MŁODA
niby jak to kwaśne mliko
KSIĄDZ
wyście młodzi, wyście młodzi,
choć się dzisiaj wszystko godzi,
przyjdzie czas, co was ochłodzi
PAN MŁODY
Dzięki, niech się ksiądz nie trudzi,
niech nie trudzi się dobrodziej,
wdał się Pan Bóg już w tę sprawę
i ten wszystko załagodzi;
byliśmy rano w kościele,
braliśmy ślub u ołtarza
KSIĄDZ
no, ale to tak się zdarza;
ogromnie przypadków wiele
i przypomnieć pożytecznie
PAN MŁODY
Podziękujże za obawę
PANNA MŁODA
Zdarłabym jej łeb, jak krosna
PAN MŁODY
a kocha, bo jest zazdrosna
KSIĄDZ
ach, kolorowa bajecznie!


SCENA 12.
PAN MŁODY, PANNA MŁODA.
PAN MŁODY
Kochasz ty mnie
PANNA MŁODA
moze, moze, —
cięgiem ino godos o tem
PAN MŁODY
bo mi serce wali młotem,
bo mi w głowie huczy, szumi,...
moja Jaguś, toś ty moja
PANNA MŁODA
twoja, jak trza, juści twoja;
bo cóż cie ta znów tak dumi,
cięgiem ino godos o tem
PAN MŁODY
a ty z twoim sercem złotem
nie zgadniesz dziewczyno-żono,
jak mi serce wali młotem,
jak cie widzę z tą koroną,
z tą koroną świecidełek,
w tym rozmaitym gorsecie,
jak lalkę dobytą z pudełek
w Sukiennicach, w gabilotce:
zapaseczka, gors, spódnica,
warkocze we wstążek splotce;
że to moje, że to własne,
że tak światłem gorą lica
PANNA MŁODA
buciki mom troche ciasne
PAN MŁODY
a to zezuj, moja złota
PANNA MŁODA
ze sewcem tako robota
PAN MŁODY
tańcuj boso
PANNA MŁODA
panna młodo?!
Cóz ta znowu, to nimozno
PAN MŁODY
co się męczyć? w jakim celu?
PANNA MŁODA
trza być w butach na weselu


SCENA 13. KSIĄDZ, PAN MŁODY.
PAN MŁODY
któż komu czego zabroni
KSIĄDZ
zależy za czem kto goni
PAN MŁODY
tak cudzego pilnujecie
KSIĄDZ
nie każdy ma jedno na świecie
a każdy ma swoje osobne,
co go trzyma, — a te drobne
rzeczki, małe, niepozorne
składają się na jedną wielką rzecz
PAN MŁODY
ksiądz sobie, jako chcesz, przecz. —
Szczęście każdy ma przed nosem
a jak ma, to trzeba brać, —
trzeba iść za serdecznym głosem
i nic pozwolić się kpać
KSIĄDZ
no mój panie,
nie każdemu jednakie wołanie.
A jak kto ręką sięgnie po co, a nie dostanie.


SCENA 14. RADCZYNI, MARYNA.
RADCZYNI
A panny już bez pamięci,
widzę, hulają
MARYNA
do smaku
jak mnie Czepiec chwycił w pół,
jak zawinął i obleciał w kółko,
tom w oczach zobaczyła gwiazdy,
jakby jakieś napowietrzne jazdy,
kręcące się zawrotem kół
RADCZYNI
pot oblewa całe czółko;
możesz się zaziębić wnet
MARYNA
a tak — teraz to sobie myślę:
co insze złoto, a co insze miedź
RADCZYNI
nie pleć, spocznij, cicho siedź
MARYNA
a myśl moja het, het, het....


SCENA 15. MARYNA, POETA.
POETA
Elektryczność z oczu bije
MARYNA
zgrzałam się przy tańcowaniu
POETA
Pani marzy o kochaniu, —
co tam pani serce czyje
MARYNA
Może pańskie serce zatem, — —
POETA
Umie pani strzelać batem — —?
MARYNA
Jakto, co to, — tak przez kogo?
POETA
Tak w powietrze, a szeroko
MARYNA
Co tam panu serce czyje; —
a umie pan kopnąć nogą — —?
POETA
tak przez kogo
MARYNA
Nie tak srogo, —
tak w powietrze, a wysoko
POETA
Na, co, po co
MARYNA
dla niczego
POETA
to nic złego
MARYNA
I nic z tego
POETA
to zagadka
MARYNA
Sfinx
POETA
Meduza.
MARYNA
Może z tego pan odgadnie
nowoczesny styl harbuza;
tak, jak ja odgadłam snadnie:
próżność na wysokiej skale,
w swojej własnej śpiącą chwale
POETA
Zeus i Pan Bóg mieszka w niebie,
przedsię obaj są u siebie.
Psyche to najczulej pieści. —
O tem, gdzie kto śpi wysoko,
pani wie coś z głuchych wieści;
nie dosięgło jeszcze oko.
MARYNA
Rozumiem coś z wielką biedą;
nie dosięgło jeszcze oko,
nie zawlokłam się na turnie;
tak tam dumnie, szumnie, chmurnie.
Bałamuctwa w wielkim stylu,
które już przeżyło tylu,
różni więksi, mniejsi, nizcy;
wszystko bardzo wyjątkowe,
bardzo dziwne, bardzo nowe,
tylko że tak robią wszyscy
POETA
Słucham, co to za wymowa
MARYNA
Słowa, słowa, słowa, słowa
POETA
ale gdzieta, ale gdzieta,
to uczucia tak się garną;
szkoda, żeby szły na marno
MARYNA
pan poeta, pan poeta;
pan myśli, że ja zajęta
POETA
widzę, że pani pamięta,
jaka komu etykieta
przylepiona i przypięta
MARYNA
Szkoda, żeby szły na marno
te uczucia, co się garną:
Pan poeta, pan poeta
POETA
otóż to, to etykieta


SCENA 16. ZOSIA, HANECZKA.
ZOSIA
Chciałabym kochać, ale bardzo,
ale tak bardzo, bardzo, mocno
HANECZKA
to ta muzyka gra tak skoczno
i pewno serce tobie skacze.
Jeszcze się dosyć, dość napłacze,
nim go kochanie ułagodzi.
Pociesz się serce, pociesz miła,
jeszcze niejedna łza, mogiła
od tej miłości ciebie grodzi
ZOSIA
że to tak losy szczęściem gardzą,
że tak nie sypią szczęściem w oczy,
tylko tak zaraz błyski gasną,
ledwo się w oczach świt roztoczy
HANECZKA
musi przyjść wprzódy cierpień koło;
przejść musi wprzódy, nędzę, bole,
a potem kiedyś będzie wesoło,
jak ci ból serce dość nakole
ZOSIA
ja gdybym była losów panią,
naprzykład taką, wiesz: Fortuną,
tobym odarła złote runo,
żeby dać wszystko ludziom tanio;
żeby się tak nie umęczali,
w takiem gonieniu ciężkiem, długiem:
każden jak więzień za swym pługiem;
żeby się syto nakochali,
żeby się wszystko im kręciło:
jakby się złote nitki wiło
HANECZKA
A tu są takie Parki stare,
co nożycami tną przędziwo
ZOSIA
A chyba to za jaką karę
Miłość jest taką nieszczęśliwą.
Za czyjąż winę, czyjąż karę
rwać chcą przędziwo Parki stare,...
Ach tak bym chciała, kochać bardzo
HANECZKA
musisz się wprzódy dość naszlochać,
napłakać, zbeczeć, razy wiele,
aże postawią cię w kościele
a potem sobie możesz kochać
ZOSIA
Ach, tem uczucia moje gardzą, —
nie to, nie jeszcze miałam w myśli:
chciałabym, żeby się kto zjawił,
ktoby mi nagle się spodobał,
żebym się jemu też udała
i byśmy równo na to przyśli.
Widzisz, takiegobym kochała
i to tak bardzo, bardzo, bardzo
HANECZKA
Ach, tem uczucia moje gardzą;
przecie trza wprzódy wypróbować,
trza coś przecierpieć, coś przeboleć,
żeby módz miłość uszanować
ZOSIA
już ja tam swoje będę woleć.


SCENA 17. PAN MŁODY, ŻYD.

PAN MŁODY.

Przyszedł Mosiek na wesele
ŻYD
Nu ja tu przyszedł nieśmiele
PAN MŁODY
no, jesteśmy przyjaciele
ŻYD
no, tylko, że my jesteśmy
tacy przyjaciele, co się nie lubią
PAN MŁODY
a tak, jak są tacy, co skubią,
to i są tacy, co się boczą
ŻYD
niech się boczą, a jak oni potrzebują,
to ich u mnie jest bardzo wiele
PAN MŁODY
w zastawie
ŻYD
no, to tak, jak w kieszeni; —
pan dzisiaj w kolorach się mieni;
pan to przecie jutro zruci
PAN MŁODY
Narodowy chłopski strój
ŻYD
no, pan się narodowo bałamuci,
panu wolno, — a to ładny krój, —
to już było.
PAN MŁODY
no, to jeszcze wróci
ŻYD
jak będzie każdy patrzeć przed nos swój,
może co z tego będzie na inkszy raz
PAN MŁODY
oto właśnie teraz taki czas
ŻYD
No, ja to gram na skrzypce, a pan na bas
PAN MŁODY
Przyszedł Mosiek na wesele, to mu basuje
ŻYD
no, już ja wiem od mojej córki,
że pan młody muzykę czuje
PAN MŁODY
pragnąłem widzieć pannę Rachele
ŻYD
Ona przyjdzie sama tu;
mówiła, że zamiast snu
woli widok panów i wesele, —
wykształcona
PAN MŁODY
nawet wierze
ŻYD
mówi, że ją muzyka bierze,
za mąż jej nie biorą jeszcze;
może ją przy poczcie umieszcze;
moja córka, to kobita,
a jest panna modern całkiem,
jak gwiazda.
PAN MŁODY
więc satelita
ŻYD
jakie tylko książki są, to czyta
a i ciasto gniecie wałkiem,
była w Wiedniu na operze,
w domu sama sobie pierze, —
no, zna cały Przybyszewski
a włosy nosi w półkole,
jak włoscy w obrazach anieli
ala,
PAN MŁODY
a là Botticelli
ŻYD
żeby pan był przecie kiedy
chciał z nią gadać
PAN MŁODY
chciałem, chciałem
raz byłem, to nie zastałem
ŻYD
ona lubi te poety;
ona nawet chłopy lubi;
ona chłopom kredyt daje,
to mi się aż serce kraje,
bo to rzecz drażniąca wielce
i nieraz jestem w rozterce:
tu interes — a tu serce. —
Po co się pan z chłopką żeni,
są panny inteligentne
POETA
one mnie się wydają przeciętne.
Kocham te z Botticellego,
lecz nie chcę zapychać niemi
każdej piędzi naszej ziemi


SCENA 18. PAN MŁODY, ŻYD, RACHEL.
RACHEL
Ach, bon soir
ŻYD
moja córka
RACHEL
jedna mnie tu zwiodła chmurka,
jedna mgła, opary nocy;
ta chałupa rozświecona,
zdaleka, jak arka w powodzi,
błoto naokoło, potopy,
hukają pijane chłopy;
ta chałupa rozświecona,
grająca muzyką w noc ciemną,
wydała mi się arcyprzyjemną,
jako arka, nakształt czarów łodzi,
i przyszłam, — — tate pozwoli
ŻYD
no, niech sobie Rachel poswywoli,
no, pan się mną żydem brzydzi
a ją to pan musi uszanować:
ona się ojca nie wstydzi
PAN MŁODY
przyszła pani z nami potańcować;
jeśli pani szuka parki,
przygarniemy ją w noc ciemną.
Tam są tańce, — tam są grajki
a tu zastaw gospodarski


SCENA 19. PAN MŁODY, RACHEL.
RACHEL
ensemble, jak z feerji, z bajki,
ach ta chata rozśpiewana,
jakby w niej słowiki dźwięczą
i te stroje ukąpane tęczą.
PAN MŁODY
ma pani słuszność, ćmy brzęczą
najwięcej wokoło świec;
gdzie błyska, muszą się zbiedz
RACHEL
zlatują się w dobrej wierze,
na oślep, serdecznie, szczerze;
nie domyślają się wcale,
że ich tam czeka ogarek,
co im będzie skrzydła piec
PAN MŁODY
na skrzydłach pani tu przyszła
RACHEL
na skrzydłach myśl moja zwisła:
szłam przez błoto po kolana
od karczmy aż tu do dworu; —
ach ta chata rozśpiewana,
ta roztańczona gromada,
zobaczy pan, proszę pana,
że się do poezyi nada,
jak pan trochę zmieni, doda
PAN MŁODY
Tak to czuję, tak to słyszę:
i ten spokój, i tę ciszę,
sady, strzechy, łąki, gaje,
orki, żniwa, słoty, maje.
Żyłem dotąd w takiej cieśni,
pośród murów szarej pleśni:
wszystko było szare, stare
a tu naraz wszystko młode,
znalazłem żywą urodę,
więc wdecham to życie młode;
teraz patrzę się i patrzę
w ten lud krasy, kolorowy,
taki rzeźki, taki zdrowy, —
choćby szorstki, choć surowy.
Wszystko dawne coraz bladsze,
ja to czuję, ja to słyszę,
kiedyś wszystko to napiszę;
teraz tak w powietrzu wiszę
w tej urodzie, w tem weselu;
lecę, jak mnie konie niosą, —
od miesiąca chodzę boso,
odrazu się czuję zdrowo
chadzam boso, z gołą głową;
pod spód więcej nic nie wdziewam,
odrazu się lepiej miewam.

SCENA 20.
PAN MŁODY, RACHEL, POETA.
POETA
Panna młoda jakieś słówko
ma do ciebie
PAN MŁODY
rzucam damę,
muszę służyć mojej pani
RACHEL
Może słóweczko z wymówką,
bo coś na mnie kiwa główką
POETA
takie tam drobnostki same


SCENA 21. RACHEL, POETA.
RACHEL
A pan mi zostawia siebie
POETA
pani mnie interesuje
RACHEL
ja się patrzę i miarkuję
POETA
tak od pierwszego spojrzenia
RACHEL
ach myśli pan, tak zniechcenia
POETA
trzask gromu
RACHEL
spudłować można
POETA
Otóż panienko wielmożna:
miłość, Amor, strzała złota
RACHEL
Amor, Amor, bóg bożyszcze
rzuca się na pastwę oślep
i woła:
i zapalę i zniszczę
POETA
Bellerofon leci oklep.
Pani poezyą przesiąkła;
Ledwo słówek parę brząkła
Muza pani, — a już błyski
RACHEL
pan sądzi, że koniec bliski;
że mnie porwie Amor-bożek
POETA
oto od stóp główy do nożek
Galatea
RACHEL
co, ja nimfa?
Tosamo mi właśnie powtarza
pewien koncypient jurysta
POETA
więc go pani zaniedbuje,
że to człowiek pracy
RACHEL
limfa:
to jest taki, jak się zdarza
zbyt często, co tylko powtarza,
co kto drugi gdzie umieści
w poezyi albo w powieści;
nie indywidualista
POETA
Pani żąda z pierwszej ręki
RACHEL
jak od kwiatów, od jabłoni,
od chmur, słońca, żabek, gadu,
jak od kwitnącego sadu; —
cała ta poezya co goni
w powietrzu, którą wichr miata,
która co dnia świeża wzlata,
z wszystkiego fosforyzuje, — —
pan to pisze, ja to czuję,
więc
POETA
i czegóż pani życzy
RACHEL
miodu, rozkoszy, słodyczy
miłości, roznamiętnienia
i szczęścia
POETA
a miłość wolna?...
RACHEL
Ach marzyłam o tem zawsze
POETA
a gdyby tak szczęście łaskawsze
pożaliło się jej biedy
RACHEL
przestałabym marzyć wtedy


SCENA 22. RADCZYNI, PAN MŁODY.
PAN MŁODY
Jak się żenić, to się żenić
RADCZYNI
komu dzwonią lat południe,
niech się spieszy użyć wczasu
PAN MŁODY
tak się pić chce przy źródełku;
ożenić się w tem pragnieniu,
to tak, jakby w uniesieniu....
RADCZYNI
w równe nogi wskoczyć w studnie
PAN MŁODY
nie utonę, nie utonę
RADCZYNI
topi się, kto bierze żonę
PAN MŁODY
Niech się stopi, niech się spali,
byle ładnie grajcy grali,
byle grali na wesele.
Jak się tak muzyka miele,
jak na żarnach, hula, dzwończy,
niech se huka, stuka, puka,
pląsa, bije, przybasuje,
piska skrzypiec struną cienką,
tak podskocznie, tak mileńko;
niech się miele jak młyn wodny
w noc miesięczną, w czas pogodny;
szumiejąca, niech się snuje
a niech w dźwiękach się nie kończy,
choćby usnąć w tańcowaniu
przy mieleniu, przy hukaniu,
w zapomnieniu, w kołysaniu;
światy czarów, — czar za światem! —
jestem wtedy wszystkim bratem
i wszystko jest moim swatem
w tém weselu, w tej radości:
Bóg mi gości pozazdrości.
Granie miłe, spanie miłe,
życie było zbyt zawiłe,
miło snami uciec z życia,
sen, muzyka, granie, bajka, —
zakupiłbym sobie grajka, —
spać, bo życie zbyt zawiłe,
trzaby mieć ogromną siłę,
siłę jakąś tytaniczną,
żeby być czemś na tej wadze,
gdzie się wszystko niańczy w bladze, —
to już tak po uszy sięga,
Los: fatyga, czas: mitręga.
Spać, muzyka, granie, bajka,
zakupiłbym sobie grajka,
to mi się do duszy nada
RADCZYNI
Ach, pan gada, gada, gada

SCENA 23. PAN MŁODY, POETA.
PAN MŁODY
Jakże ci tu na weselu
POETA
zdaje mi się, żem pan młody
PAN MŁODY
a mnie się widzi, że patrzę
na piękno i szczęście cudze,
że nie moje, to, co moje
POETA
to są takie niepokoje —
a co mnie tam szczęście moje
czy nie moje, a bierz licho
PAN MŁODY
tylko cicho, tylko cicho,
bo jak najdziesz twoje,
to tak jakbyś nalazł nutę
POETA
Wiersze?
PAN MŁODY
wrażenia, wrażenia najszczersze,
śpiewnik serdeczny, kantyczki,
całość w książce, komplet serca
i te wszystkie spotkania najpiersze,
i te wszystkie rozmowy u pola,
i w ogródku i we dworze,
w sieni, na przysionku, w komorze,
aż do ślubu, aże do kobierca:
komplet serca
POETA
to ciekawe,
że, co my rozumiemy przez prozę,
przetapia się na dźwięk, rymy
i że potem z tego idą dymy
po całej literaturze
PAN MŁODY
zupełnie tak jak w naturze:
kwiat w swoim zapachu się lotni
i przychodzą różni markotni
tesame wąchać róże
POETA
a gdyby tak ustroić się w róże
i wejść na ogromny stos
drzewa
i pokazać: jak śpiewa
człowiek, co w różach na czole
umiera
PAN MŁODY
trzebaby lutni Homera
POETA
A Los, a Atmosfera,
a ogień, a płomieni góra,
a czarna obłoków chmura,
coby się ze stosu wzbiła
PAN MŁODY
Śmierć!?
POETA
A to byłaby Siła!


SCENA 24. POETA, GOSPODARZ.
POETA
taki mi się snuje dramat
groźny, szumny, posuwisty,
jak polonez, gdzieś z kazamat,
jęk i zgrzyt, i wichrów świsty. —
Możę przy tem wichrów graniu, — —
O jakiemś wielkim kochaniu.
Bohater w zbrojej, skalisty,
ktoś, jakoby złom granitu,
rycerz z czoła, ktoś ze szczytu
w grze uczucia, chłop »qui amat«,
przytem historya wesoła
a ogromnie przez to smutna
GOSPODARZ
to tak w każdym z nas coś woła:
jakaś historya wesoła
a ogromnie przez to smutna
POETA
A wszystko bajka wierutna.
Wyraźnie się w oczy wciska,
zbroją świeci, zbroją łyska
postać dawna, coraz bliska,
dawny rycerz w pełnej zbroi,
co niczego się nie lęka,
chyba widma zbrodni swojej
a serce mu z bolów pęka
a on z takiem sercem w zbroi
zaklęty u źródła stoi
i do mętów studni patrzy
i przegląda się we studni
a gdy wody czerpnie ręką,
to mu woda się zabrudni
a pragnienie zdroju męką,
więc mętów czerpa ze studni;
u źródła, jakby zaklęty:
taki jakiś polski święty
GOSPODARZ
dramatyczne, bardzo pięknie, —
u nas wszystko dramatyczne,
w wielkiej skali, niebotyczne, —
a jak taki heros jęknie,
to po całej Polsce jęczy,
to po wszystkich borach szumi,
to po wszystkich górach brzęczy,
ale kto tam to zrozumi,
POETA
dramatyczny, rycerz błędny,
ale pan, pan pierwszorzędny:
w zamczysku sam osmętniały
a zamek opustoszały
i ten lud nasz taki prosty
u stóp zamku, u stóp dworu
i ten pan, pełen poloru
i ten lud prosty rubaszny
i ten hart rycerski, śmiały
i gniew boski gromki, straszny
GOSPODARZ
tak się w każdym z nas coś burzy,
na taką się burzę zbiera,
tak w nas ciska piorunami,
dziwnemi wre postaciami
dawnym strojem, dawnym krojem
a ze sercem zawsze swojem;
to dawność tak z nami walczy.
Coraz pamięć się zaciera, — — —
tak się w każdym z nas coś zbiera
POETA
Duch się w każdym poniewiera,
że czasami dech zapiera;
takby gdzieś het gnało, gnało,
takby się nam serce śmiało
do ogromnych wielkich rzeczy
a tu pospolitość skrzeczy
a tu pospolitość tłoczy,
włazi w usta, w uszy, oczy;
duch się w każdym poniewiera
i chciałby się wydrzeć, skoczyć,
ręce po pas w krwi ubroczyć,
ramię rozpostrzeć szeroko,
wielkie skrzydła porozwijać,
lecieć, a nie dać się mijać;
a tu pospolitość niska
włazi w usta, ucho, oko; — —
daleko, co było z bliska, —
serce zaryte głęboko,
gdzieś pod czwartą głębną skibą,
że swego serca nie dostać.
GOSPODARZ
Tak się orze, tak się zwala
rok w rok, w każdem pokoleniu:
raz w raz dusza się odsłania,
raz w raz wielkość się wyłania
i raz w raz grąży się w cieniu.
Raz w raz wstaje wielka postać,
że ino jej skrzydeł dostać,
rok w rok w każdem pokoleniu,
i raz wraz przepada, gaśnie,
jakby czas jej przepaść właśnie; —
Każden ogień swój zapala,
każden swoją świętość święci...
POETA
My jesteśmy jak przeklęci,
że nas mara, dziwo nęci,
wytwór tęsknej wyobraźni
serce bierze, zmysły draźni,
że nam oczy zaszły mgłami;
pieścimy się jeno snami
a to, co tu nas otacza,
zdolność nasza przeinacza:
w oczach naszych chłop urasta
do potęgi króla Piasta
GOSPODARZ
A bo chłop i ma coś z Piasta,
coś z tych królów Piastów, — wiele!
— już lat dziesięć pośród siedzę,
sąsiadujemy o miedze,
kiedy sieje, orze, miele,
taka godność, takie wzięcie;
co czyni, to czyni święcie;
godność, rozwaga, pojęcie.
A jak modli się w kościele,
taka godność, to przejęcie;
bardzo wiele, wiele z Piasta;
chłop potęgą jest i basta.


SCENA 25.
POETA, GOSPODARZ, CZEPIEC, OJCIEC.
CZEPIEC
Szczęść wam Boże
OJCIEC
pochwalony
GOSPODARZ
pochwalony, ojcze, kumie, —
tyle gości od Krakowa
OJCIEC
a bo lo nich to rzecz nowa,
co jest lo nos rzeczą starą,
inszom sie ta rzondzom wiarą,
przypatrujom sie, jak czarom.
GOSPODARZ
A to dla nich nowe rzeczy,
to ich z ospałości leczy
CZEPIEC
pan brat, — z miasta, — do nas znowu;
jak się panu na wsi widzi
POETA
jak u siebie za pazuchą
CZEPIEC
tu ta ładniej, tam to brzydzij;
z miastowymi to dziś krucho;
ino na wsi jesce dusa,
co się z fantazyją rusa
GOSPODARZ
gdyby wam tak...
CZEPIEC
nie powtórzyć; —
jakby kiedy, co, do czego,
myśmy, — wi sie, nie od tego; —
ino ktoby nas chcioł użyć, —
kosy wissom nad boiskiem
OJCIEC
toście zawdy mocny pyskiem
CZEPIEC
ino sie napatrzcie pięści,
niechno ino kaj-gdzie świsnę,
to słychać jak w ziobrach chrzęści
GOSPODARZ
jak z tym żydem
CZEPIEC
tego zyda,
było, jak go hukne w pysk, —
juzem myśloł, że sie stocył,
on sie tylko krwiom zamrocył
a nie upod, bo był ścisk
a to było przy wyborze,
w sali w tym sokolskim dworze: —
po co sie bestyjo darła
a to tak z całygo garła; —
było, jak go hukne w pysk,
myślołem juz, że sie stocył,
on sie ino krwiom zamrocył,
a nie upod, bo był ścisk.
GOSPODARZ
Toście Ptaka wybierali?
CZEPIEC
A kiedy ptak, niechta leci
POETA
macie ta skrzydlate ptaki?
CZEPIEC
Ptok ptakowi nie jednaki,
człek człekowi nie dorówna,
dusa dusy zajrzy w oczy,
nie polezie orzeł w gówna, —
pon jest taki, a ja taki;
jakby przyszło co, do czego,
wisz pon, to my tu gotowi,
my som swoi, my som zdrowi.
POETA
pokłońcie się byle komu,
poszukajcie króla Piasta.
CZEPIEC
Pan mi razy dwa nie powi,
bo jo orze gront i basta,
znom, co kruk, a co pędraki,
bo jo orze grunt i basta.
GOSPODARZ
brat mój wiele podróżuje
CZEPIEC
Szkoda, że pon nie lubuje,
u nas wschodzi pikne żyto,
pon pszenice odlazuje;
pojon by sie pon z kobitą,
swoja rola, swoja wola,
swoje trocha, dobre i to.
POETA
mnie to tak coś gna po świecie
CZEPIEC
kaj ta znów
OJCIEC
nie rozumiecie;
panu trza powietrza dużo
POETA
jestem sobie pan, żórawiec;
zlatam, jak sie ma na lato;
buduje se gniazdo z róż,
ciułam słomę z waszych strzech,
przysiadam na kalenice,
rozpatruję okolice:
daleko, czy blisko burz. —
Rośnie wtedy wszystko u mnie,
jak na próchnie, jak na trumnie,
pełno wszelakiego ziela,
które słońca żar aż spopiela, —
przytem ta ogromna skala:
jak w cmentarzu Ruisdala.
A jak mnie kto w serce rani,
ostrz się tępy w biedrze złomi,
tego ani leczyć, ani
ustrzedz się i zażyć hartu;
człowiek się na ból łakomi,
że ból swój, że to są swoi, — — —
ucieka wtedy za morze.
Jak tak sercem co zatarga,
to ostanie w sercu skarga;
chce mieć wtedy szumne łoże
fal, gdzie szuka snu w głębinie,
snu w topieli, gnać w przestworze!
Taki grot się ze mną włóczy;
myślę, że ten ból jest siłą
CZEPIEC
weź pan sobie żonę z prosta
duza scęścia, małe kosta.
GOSPODARZ
Cie, cie, cie, panie starosta
wybyście ino swatali
CZEPIEC
Jo chce, by sie ludzie brali,
zeby sie jako garnęli,
zeby sie tak w kupe wzięli,
toby sie przecie nie dali
GOSPODARZ
A to sie wam chwali, chwali
OJCIEC
czegóż wy tak prosto z mosta
na panaście nastawali, —
pon pedzieli, że żórawiec.
POETA
Ptak powrotny
CZEPIEC
Pon latawiec!


SCENA 26. OJCIEC, DZIAD.
DZIAD
Patrzcie kumie, patrzcie kumie,
jak sie wam to przydarzyło
OJCIEC
Pan Bóg daje, Pan Bóg bierze;
ani mi sie o tem śniło
DZIAD
piekne pany, szumne pany
i cóż wy na to mówicie,
że to niby różne stany
OJCIEC
co tam po kim szukać stanu.
Ot spodobała się panu.
Jednakowo wszyscy ludzie.
Ot pany się nudzą sami,
to sie pieknie bawiom z nami
DZIAD
Bawiom, bawiom, moiściewy
a toć były dawniej gniewy;
nawet była krew, rzezańce
i splamiła krew sukmany
OJCIEC
byli ta tacy pohańce.
Jo nic nie wiem, jestem czysty.
To tam pewnie swoje robi
Czart i ogień wiekuisty.
Nie wódź nas na pokuszenie
Panie Jezusie najsłodszy...
Wyście znali
DZIAD
byłeś młodszy
a ja bywał blisko, bywał,
widziałem, patrzały oczy,
jak topniał śnieg i krew spłukiwał
a potem Widziadło kroczy,
wielką czarną chustą wieje
i Śmierć sieje...
OJCIEC
strasno podobno cholera
DZIAD
tylo sta luda zabiera; —
padali jak bąki rażone,
byle ka, pod płot, na gnoju,
OJCIEC
wieczyste odpocznienie
DZIAD
hań kreślicie krzyż daremno!
Na czołach, jakby znaczone
plamy czarne i plamy czerwone. —
Dopust Boski — i rzeź dopust.
Odbywało się w czas zapust
OJCIEC
ot wy, dziadu, jakby kruk,
włóczycie się przy weselu
DZIAD
hej, hej, stary przyjacielu,
będzie pan twój wnuk.


SCENA 27. DZIAD, ŻYD.
DZIAD
Tu tańcują, tam hulają
ŻYD
w karczmie trza podmiatać izbę,
kręcicie się tu po weselu.
DZIAD
Lepiej się im tańczy w błocie,
tu wcale nie zamiatają, —
akurat żyd o nich dbo.
ŻYD
Co godocie, co godocie,
córka wam robotę do,
nie kręćcie się tu, tam służba.
DZIAD
Mosiek ta tyz tu nie drużba,
ŻYD
ja, tom tu po interesie,
DZIAD
ciągnąć do swojego szynkwasu.
ŻYD
Z weselem tyle hałasu,
że wszystko się gniecie tu.
DZIAD
On z miasta pan, ona chłopka,
z miasta het poprzyjezdzali,
z chłopami się przywitali
jak się patrzy,
ŻYD
taka szopka,
bo to nie kosztuje nic,
potańcować sobie raz:
jeden Sas, a drugi w las.


SCENA 28. ŻYD, KSIĄDZ.
KSIĄDZ
ano, panie arendarzu,
jutro!
ŻYD
termin, ja to wim
KSIĄDZ
A Mosiek jest akuratny,
to dlatego trzymam z nim.
ŻYD
Co do czego żyd jest nieprzydatny,
to do takich rzeczy z groszem
zawsze się przyda.
KSIĄDZ
Po chłopach jednaka biéda;
nic nie sprzedam z pustym koszem
ŻYD
biere, płacę
KSIĄDZ
daje, biere
ŻYD
moje, twoje
KSIĄDZ
twoje, moje,
chłopską biédą nie obstoje.
ŻYD
Patrz dobrodzij, co się dzieje,
przy stołach się chłopy biją,
Czepiec Maćka gruchnoł w łeb.
KSIĄDZ
Maciek ta ma mocną głowe,
ŻYD
może mu i nic nie zrobił,
może rozbił na połowe.
KSIĄDZ
A niech się ta chłopy biją,
to Mosiek w nich wódkę leje,
żyd, chłop, wódka, stare dzieje.
ŻYD
A sprzedaję, bo mam sklep; —
Czepiec jutro ma mnie płacić,
to dziś w koło bije w pysk,
KSIĄDZ
na chłopach się chcesz bogacić,
drzesz podwójny zysk.
ŻYD
Chce dobrodzij na nich stracić,
karczmę oddam,
KSIĄDZ
jeszcze czas,
ŻYD
czas to pieniądz,
KSIĄDZ
dług rzecz święta,
jutro termin,
ŻYD
żyd pamięta,
KSIĄDZ
pomów z Czepcem,
ŻYD
chamy piją,
ktoby zadarł z tą bestyją.


SCENA 29. ŻYD, KSIĄDZ, CZEPIEC.
CZEPIEC
O mnie mowa, — jestem ci jo,
KSIĄDZ
panie Czepiec, znów coś było!
CZEPIEC
Obmył sie juz, nic nie bedzie,
szyćko przeńdzie, wylicy-sie.
KSIĄDZ
A Wam to cosi patrzysie
za te bitki, zwady, kłótnie,
CZEPIEC
zawzięty jestem okrótnie,
po co mi sie pies sprzeciwio.
ŻYD
Panie Czepiec, wyście winni,
wyście zapłacić powinni
za mój konic.
CZEPIEC
ty psie-ścirwo,
konic twój? łżesz! z nas się żywią,
ssają naszą krew, — grosz łudzą,
nasze szyćko świństwem brudzą.
KSIĄDZ
Panie Czepiec macie dług,
CZEPIEC
nawet konic nie był wart
te trzy kopki, raił czart,
nie dam nic.
KSIĄDZ (do żyda)
pozwijcie sądem
CZEPIEC (do Księdza)
ciewy, ciewy, z kiepskim rządem,
toć to z waszej łaski ino
Mosiek w karczmie sie rozpiro.
KSIĄDZ
A bo wy nie chcecie płacić,
CZEPIEC
bo drzecie skóre aż miło.
ŻYD
Prawda jest, za duży czynsz,
spuści z czynszu ksiądz dobrodzij.
CZEPIEC (wskazując Żyda)
A, bo trzeba drzyć takiego,
KSIĄDZ
jaka taksa słuszna, muszę.
ŻYD (wskazując Czepca)
Nie dam księdzu, aż zapłaci
swój dług!
KSIĄDZ (do Czepca)
płaćcie dług!!
CZEPIEC
Cy kaci,
to któż moich groszy złodzij,
czy żyd jucha, cy dobrodzij?!
KSIĄDZ
wódka, —
ŻYD
weź skąd chcesz!
CZEPIEC
psie dusze!!
Niech jegomość sie nie gniewa,
ale takim w gorącości,
żebym, psiakrew, potłukł kości,
nawet rodzonemu bratu.


SCENA 30. PAN MŁODY, GOSPODARZ.
PAN MŁODY
Jak się kłócą, jak się łają!
GOSPODARZ
ha! temperamenta grają!
Temperament gra, zwycięża;
tylko im przystawić oręża,
zapalni jak sucha słoma;
tylko im zabłysnąć nożem
a zapomną o Imieniu Bożem, —
taki rok czterdziesty szósty, —
przecież to chłop polski także
PAN MŁODY
a jakże to okropne, jakże
GOSPODARZ
Do dziś chwalą sobie te zapusty
PAN MŁODY
znam to tylko z opowiadań,
ale strzegę się tych badań,
bo mi trują myśl o polskiej wsi:
to byli jacyś psi,
co wody oddechem zatruli
a krew im przyrosła do koszuli.
Patrzę się na chłopów dziś....
GOSPODARZ
To co było może przyjś —
PAN MŁODY
myśmy wszystko zapomnieli:
mego dziadka piłą rżnęli...
Myśmy wszystko zapomnieli
GOSPODARZ
mego ojca gdzieś zadźgali,
gdzieś zatłukli, spopychali;
kijakami, motykami,
krwawiącego przez lód gnali...
Myśmy wszystko zapomnieli
PAN MŁODY
Jak sie to zmieniają ludzie,
jak sie wszystko dziwnie plecie;
myśmy wszystko zapomnieli:
o tych mękach, nędzach, brudzie;
stroimy sie w pawie pióra
GOSPODARZ
at odmienia nas natura;
wiara, co jest jeszcze w ludzie,
że coś z tego przecie będzie;
rok w rok idziem po kolędzie
i szukamy i patrzymy:
czy co kiedy z tego będzie.
Ot odmienia nas natura:
wicher, co nad łanem wionie;
drżenie, gdzieś aż w ziemi łonie; —
par, który się wsiąka, wdycha,
że się tak w tych zbożach tonie;
chocia gleba może licha,
nie trza ustępować z drogi:
były bogi, będą bogi;
wiara jeszcze jakaś w ludzie
PAN MŁODY
jak się wszystko dziwnie plecie
GOSPODARZ
jak się wszystko plecie dziwno.


SCENA 31. GOSPODARZ, KSIĄDZ.
GOSPODARZ
Ksiądz dobrodziej chce się spieszyć,
chce odjechać, zaraz konie....
KSIĄDZ
bardzo mile czas tu schodzi;
tak sie w swoim gruncie brodzi;
ciekawi ci państwo młodzi
GOSPODARZ
ciekawe, wszystko ciekawe.
Strzemiennego!
KSIĄDZ
strzemiennego!
GOSPODARZ
Kurdesz!!
KSIĄDZ
coś staropolskiego — —
GOSPODARZ
kurdesz nad kurdeszami!!!


SCENA 32. HANECZKA, JASIEK.
HANECZKA
A, dziękuję Jaśku,
JASIEK
dobrze?
HANECZKA
dobrze, dobrze, — później jeszcze,
JASIEK
Ja bo się panienką pieszcze,
jak jakim świętym obrazkiem,
jak pisanką, malowanką
HANECZKA
Jeszcze będę tańczyć z Jaśkiem


SCENA 33. KASPER, JASIEK.
KASPER
Jasiek, drużba, słuchaj bratku,
co ci powiem na ostatku,
zgadnij co —
JASIEK
nie wiem co,
KASPER
że te panny, to nos chcom
JASIEK
może, jo tak myśle som.
Kasper, drużba, słuchaj bratku:
co co powiem na ostatku;
zgadnij co
KASPER
nie wiem, no?
JASIEK
że tak one ino kpiom.
KASPER
co ta o to, druchny som,
jesceśmy nie ladajacy.
JASIEK, KASPER
albośmy to jacy, tacy.
.........


SCENA 34. JASIEK.
JASIEK

 I Zdobyłem se pawich piór,
nastroiłem pawich piór:
pawie pióra ładne,
pawie pióra kradne:
postawie se pański dwór


II Zdobęde se pański dwór,
wywleke se złoty wór:
złoty wór wysypie
ludziskom przed ślipie:
nakupie se pawich piór.


SCENA 35. PAN MŁODY, RADCZYNI.
PAN MŁODY
jaki taki, niech se szczeka.
Czy dziwota, czy dziwota:
zamiast wody, że chcę mleka;
że nie gonię, kto ucieka;
na konkury lat nie trwonię,
jak ci, co lat kwarantanne
czekają, nim zgarną panne
RADCZYNI
mego zdania to nie zmienia
PAN MŁODY
punkt widzenia, kąt widzenia.
O ten kredens, o tę szafę
rozbiją się, jak o rafę
i najbardziej zakochani; —
znałem takich, prosze pani,
pięć lat byli zaręczeni, —
naraz szafa wszystko zmieni
RADCZYNI
mego zdania to nie zmienia.


SCENA 36. POETA, RACHEL.
POETA
pani się kiedy zakocha
w chłopie
RACHEL
pan może wywróży.
Mam do chłopców pociąg duży,
lecz być musi ładny chłopiec.
Powrót, powrót do natury
POETA
nie tak trudno tego dociec:
nie trafia się inszy który;
skarżył się już pani ociec
na ten literacki ton
RACHEL
na wszystko dla mnie pozwala;
nawet sobie mnie zachwala.
Interesujące, co?,
wyzysk, handel, ja i on
POETA
wszystko się w poezyi topi
u pani, ojciec i chłopi
RACHEL
ogromnie dużo wierszy czytałam
POETA
pisała pani kiedy?
RACHEL
nie chciałam.
Gust ten właśnie wielki miałam,
żeby nie pisać, — lichą formą się brzydzę;
ale za to, kędy spojrzę, to widzę
poezję żywą zaklętą,
tę świętą
i tym jestem szczęśliwa:
że święta i dla mnie żywa
POETA
ze świętymi pani przestaje;
za pan brat z różami w ogrodzie;
za pan brat z obłokami
a ku swojej wygodzie
chce pani za pan brat z poetami
RACHEL
Ach, pan ciągle mnie łaje, —
cała ta przyroda tajemna
przestała mi być ciemna
POETA
choć oko wykol, noc na dworze, —
to pannie serce żądzą gorze
i wolałaby gdzie w komorze
nie sama
RACHEL
przyszłam na chwilę,
gdzie ta chata rozśpiewana,
przybiegłam jak ćmy, jak motyle,
co biegą, — gdzie zapalona
lampa, — ale odejdę w pokorze
do dom
i będę sobie wyobrażać pana
zdaleka
a jak będę zakochana
przyślę panu list i klucz
POETA
A włócz się poezjo, włócz,
od komory, do komory,
od ogrodu róż
do sadu tych śpiących drzew:
widać je tu z okienka;
więc, jak pójdzie panienka
a muśnie jej szal który krzew,
to jej tęsknota i żal
udzieli się przyciętej słomie
a z krzaka smutek i cień
udzieli się nieświadomie
panience
RACHEL
a tak, a tak
POETA
a jak się drużba przydarzy,
serduszko się drużbą pocieszy
i zgrzeszy
RACHEL
a tak, a tak:
przez ogród pójdę, przez sad
a pan niech tu w oknie stoi
POETA
ujrzę panią rad,
błądzącą przez mroczny sad,
niby zakochaną i błędną,
pół dziewicą, pół aniołem,
pochyloną nad chochołem,
jakby z obrazu Bern-dżonsa, —
gdy ja będę w cieple stać
RACHEL
no, nie trza się o mnie bać;
nie przeziębi najgorszy mróz,
jeźli kto ma zapach róż;
owiną go w słomę zbóż,
a na wiosnę go odwiążą
i sam odkwitnie.
POETA
to szczytnie; —
ach pani się trochę dąsa
RACHEL
patrz pan różę na ogrodzie
owitą w chochoł ze słomy;
przed tą pałubą słomianą
poskarżę się mej poezyi;
wyznam, jakich się herezyi
nasłuchałam;
jak się jęto kąsać, gryźć
mnie, com przyszła zakochana! —
Zmówię chochoł, każę przyść
do izb, na wesele, tu, —
może uwierzycie mu,
że prawda, co mówi Rachela
POETA
pani na imię Rachela
RACHEL
czy to postać rzeczy zmienia?
POETA
Ach, pani się zarumienia; —
cieszę się pani imieniem, —
sproś pani jakich chcesz gości, —
imię pani tak liryczne
RACHEL
prawda, śliczne, — —
a teraz proszę Miłości
wysłuchać, —
Chcę poetyczności
dla was i chcę ją rozdmuchać;
zaproście tu na Wesele
wszystkie dziwy, kwiaty, krzewy,
pioruny, brzęczenia, śpiewy,
POETA
i chochoła!
RACHEL
już pan wierzy?!
Już to pana zajęło:
słoma, zwiędła róża, noc,
ta nadprzyrodzona Moc
POETA
może być weselna feta
na wielką skalę!
RACHEL
A! teraz pana pochwalę.
Adje, — ta jedyna chwilka, —
pan mnie zajął, pan teraz poeta
POETA
otula się panna w szal, —
więc już adje? —
RACHEL
Nie dorosłam do wielkich skal;
bawię się
Pour passer le temps tylko

SCENA 37. POETA, PANNA MŁODA.
POETA
panno młoda myślę sobie,
że, co zechcesz, to się stanie:
miłość płonie z lic,
PANNA MŁODA
jako, — jo nie umiem nic;
niby na moje zawołanie
POETA
na prośbę i rozkaz twój:
żeś to dzisiaj panna młoda,
jak jaśminy, jak jagoda
PANNA MŁODA
i o cóż się to rozchodzi,
że pon tylo się spodziwo
po mnie
POETA
ty dzisiaj jesteś szczęśliwą
panno młoda, — zaproś gości
tych, którym gdzie złe wciórności
dopiekają, — którym źle, —
których bieda, Piekło dręczy,
których duch się strachem męczy
a do wyzwoleństwa się rwie
PANNA MŁODA
i pocóż te z Piekła duchy
POETA
niechaj przyjdą na podsłuchy,
na Wesele, gdzie muzyka
PANNA MŁODA
a to mi pon zabił ćwika;
kaz się tylo luda zmieści
POETA
muzyka ich chwilę popieści;
duch taki chwilę przystanie
a potem jako dym znika
PANNA MŁODA
pon cosi trzy po trzy bają;
może się inksi poznają
o co chodzi, — ot mój mąż


SCENA 38.
POETA, PANNA MŁODA, PAN MŁODY.
POETA
Ach! pan młody! — ty pan młody!
słuchaj, przecie ty poeta
i ty dzisiaj sprawiasz Gody
PAN MŁODY
ja szczęśliwy, do gospody
sprosiłbym tu cały świat:
takim rad, takim rad
POETA
zaproś-że tego chochoła;
tam za oknem skrył się w sad
PAN MŁODY
cha, cha, cha, — cha, cha, cha,
przyjdź chochole
na Wesele,
zapraszam cię ja, pan młody,
wraz na gody
do gospody
PANNA MŁODA
jest na tyle jeść i pić,
możesz sobie z nami kpić
PAN MŁODY
dla nas samych dość za wiele;
przyjdź chochole
na Wesele
PANNA MŁODA
przyjdze, przyjdze, jak mos wole
POETA
Cha, cha, cha
PANNA MŁODA
cha, cha, cha!
Skoro północ zacznie bić,
do nas tu na izbę przydź
PAN MŁODY
Cha, cha, cha,
POETA
cha, cha, cha
PANNA MŁODA
cy on nos tyz posłucha,
bo to głucho psiajucha
PAN MŁODY
sprowadź jeszcze kogo chcesz,
ciesz się z nami,
ciesz Godami
PANNA MŁODA
ciesz się, ciesz
PAN MŁODY
cha, cha, cha,
czy on nas też posłucha (Świeczniki pogaszone; na stole mała lampka kuchenna).

SCENA 1. GOSPODYNI, ISIA.
GOSPODYNI
Trza rozbirać dzieci spać,
już północno godzina
ISIA
mnie sie nie chce spać,
pokil bedom grać
a tamte dziecka śpiom,
niechse lezom tak jak som
GOSPODYNI
chodź tu zaraz
ISIA
matusiu,
jesce ino w kółko raz;
przyjrze im sie z komina
GOSPODYNI
Nie bedzies kcieć jutro wstać;
z łózka trzeba wyganiać
a do łózka trzeba gnać
ISIA
nie, nie póde, matusiu,
zaroz bedom cepiny,
muse widzieć cepiny,
matusieńku, matusiu,
ino dziś, ino dziś

GOSPODYNI
ocy ci sie przymykają,
ślipki ci sie mruzom
ISIA
chciałabym być duzom:
jak cepiny przypinają,
jak druchny słuzom
GOSPODYNI
a przynieś tu lampe haw,
pozakołysz dziecko,
dobrze mi sie spraw,
to pódzies w kółecko.


SCENA 2. GOSPODYNI, ISIA, KLIMINA.
KLIMINA (w drugiej izbie)
juz cepiny, juz cepiny,
podciez tam, podciez juz,
na męzatki szyćkie mus.


(Obiedwie zaświecają małe łojówki i z płonącemi świeczkami w rękach idą ku Weselu, gdzie się odbywają czepiny. Po ich odejściu chwilę Isia sama bawi się rozkręcaniem i przykręcaniem lampki i patrzy we światło. Północ bije na zegarze w izbie).

SCENA 3. ISIA, CHOCHOŁ.
CHOCHOŁ

I Kto mnie wołał,

czego chciał, —
zebrałem sie
w com ta miał:
jestem, jestem
na Wesele,
przyjedzie tu
gości wiele,
żeby ino wicher wiał.

II Co się w duszy komu gra,

co kto w swoich widzi snach:
czy to grzech,
czy to śmiech,
czy to kapcan, czy to pan,
na Wesele przyjdzie w tan.
ISIA
Aj, aj, aj — aj, aj, aj
a cóz to za śmieć
CHOCHOŁ
tatusiowi powiadaj,
że tu gości będzie miał,
jako chciał, jako chciał.
ISIA
A ty mi się przepadaj,
śmieciu jakiś, chochole,
huś ha, na pole
CHOCHOŁ
tatusiowi powiadaj
ISIA
huś ha, na pole,
głupi śmieciu, chochole

CHOCHOŁ
szepnij w ucho mamusie
ISIA
wynocha paralusie
CHOCHOŁ
kto mnie wołał,
czego chciał.....
ISIA
a słomiany nygusie,
wynocha paralusie
CHOCHOŁ
ubrałem się w com ta miał,
sam twój tatuś na mnie wdział,
bo się bał, bo się bał,
jak jesienny wicher dął,
zaśbym zwiądł, róży krzak,
a tak, tak, a tak, tak
skądżebym ja sam to wziął
ISIA
Idź precz, idź precz na pole,
huś ha, hulaj, chochole
CHOCHOŁ
kto mnie wołał,
czego chciał,
.......


SCENA 4. MARYSIA, WOJTEK.
MARYSIA
odpocznijze haw Wojtecku,
bo i jo tańcem zmęcona
WOJTEK
o mojaś ty, serce, zona,
moja duszo, tak mi smutno
o ciebie, — idź ta ku muzyce,
hulaj
MARYSIA
tak se ta znów nie zyce,
żebym wystoć nie mogła
przy tobie
WOJTEK
Nagle mi się zawróciło w głowie,
jakby twoje to wesele było,
(nuci) ale nie nase Marysiu,
ale nie nase
MARYSIA
podź hań, przy dzieciach se siądź,
pośpij, zaśpisz bolenie
WOJTEK
w głowie mi sie zamrocyło,
inom ku muzyce wszed,
i tak mi sie uwidziło,
że lazom kolo nos cienie
MARYSIA
czarno figura po ścienie
ze światła, — o patrzaj-że sie,
widzis, jak po wszyćkiem goni
WOJTEK
(nuci) »pilnuj parobku koni,
pon ci dziewuche zgoni...«
Przystaw gęby żonisiu
MARYSIA
smęcisz czego — ?
WOJTEK
Marysiu!


(gdy oboje idą do alkierza w głębi, Marysia zabiera lampkę ze stołu. Izba pozostaje ciemna, — tylko alkierz oświetlony i od weselnych drzwi smuga światła).

SCENA 5. MARYSIA, WIDMO.
WIDMO
miałem ci być poślubiony,
moja ślubna ty
MARYSIA
bywałeś mój narzeczony,
przyrzekałeś mi
WIDMO
byłaś dla mnie słońce złote,
w moim domku zimno mnie
MARYSIA
Mróz jakisi od wos wionie,
zimnem ubiór dmie
WIDMO
ogniem, żarem lico płonie,
zaś krew w tobie wre
MARYSIA
miałam ci być poślubiona
i mój ślubny ty

WIDMO
Maryś, Maryś, narzeczona,
długie moje sny
MARYSIA
ka ty mieszkasz, kaś ty jest,
jechałeś do obcych miest,
czekałam cie długo, długo
i nie doczekałam sie.
Kaś ty jest, kajś ty jest,
gdzie ty mieszkasz, gdzie?
WIDMO
goniłem do różnych miest,
rozhulaniec, pędziwiatr,
ażem gdziesi w ziemię wpad,
gdzie mnie toczy gad.
MARYSIA
O mój Boze, Boze mój,
to juz ciebie tocy gad
WIDMO
Zwabiło mnie echo z Tatr,
otom jest, otom jest,
zwabiły mnie głosy z chat,
do myśli mi przyszedł gest,
przypomnieć się z dawnych lat;
domek mój, podobnoś grób,
nie jestem wymagający,
przeszedłem niejedną z prób,
ale, żebym ja był trup,
nie wierz Maryś, bo to kłam;
żywie Duch, żywie Duch,
wytężyłem cały słuch,
zwabiły mnie głosy z chat
MARYSIA
ka twój grób, ka twój grób,
pono gdziesi zadaleko,
nie dobiegnie, nie doleci....
WIDMO
łzy mnie palą, łzy mnie pieką,
licho bierz grób mój,
otom jest, otom twój;
czy pamiętasz jeszcze dzień,
jak nas gruszy cienił cień,
tu w tym sadzie, na zieleni,
śród połednia, śród promieni,
przy mnie stałaś: w dłoni dłoń
MARYSIA
dawno, dawno, tyle lat
WIDMO
skłoń-że ku mnie główkę, skłoń
MARYSIA
hańśmy stoli w dłoni dłoń, —
szedł od ciebie swat
WIDMO
dawno, dawno, tyle lat
MARYSIA
miałabym tylo wesele,
co, jak dziś, jak to dziś

WIDMO
potańcujmy raz dokoła,
potem zaś znów mus mnie iść
MARYSIA
som tu twoi przyjaciele,
ostań chwile
WIDMO
raz dokoła,
— — — — — — — —
potem to już mus mnie iść:
mus mnie woła, mus mnie woła
MARYSIA
ano dziś nasze wesele;
raz dokoła, raz dokoła
WIDMO
taki smutek idzie z czoła
MARYSIA
takie zimno wieje z ust
WIDMO
przytul mnie do twoich chust,
przytul mnie do piersi, rąk
MARYSIA
nie chytaj sie moich wstąg,
taki wieje trupi ciąg
WIDMO
kochaj
MARYSIA
precz, nie sięgaj lic

WIDMO
nie broń mi się, — nic to, nic
MARYSIA
zimnem dołu wieje strój,
ty nie mój, ty nie mój
WIDMO
mus mnie woła, mus mnie woła,
raz dokoła....
MARYSIA
stój, ach, stój!


SCENA 6. MARYSIA, WOJTEK.
WOJTEK
Maryś — jakoześ ty blado
MARYSIA
to światła sie takie kładą
po twarzy
WOJTEK
trzęsiesz się cała.
MARYSIA
uchyliłam drzwi i stamtąd powiała
jakaś zawieja, — to nic
WOJTEK
a to znów czerwoność do lic
przyszła, —
MARYSIA
z twojego patrzenia;
przytul mnie Wojtecku do siebie,
wole ciebie, wole ciebie
WOJTEK
(nuci) »pójdze Maryś po niewoli
na mój jeden zagon roli«.


SCENA 7. STAŃCZYK, DZIENNIKARZ.
STAŃCZYK (idąc)
ktoś się za mną włóczy wciąż
DZIENNIKARZ
ktoś przedemną ciągle stąpa
STAŃCZYK (już był usiadł)
domek mały, chata skąpa:
Polska, swoi, własne łzy,
własne trwogi, zbrodnie, sny,
własne brudy, podłość, kłam;
znam, zanadto dobrze znam
DZIENNIKARZ
Zacz kto? —
STAŃCZYK
błazen
DZIENNIKARZ (poznając)
wielki mąż!
STAŃCZYK
wielki, bo w błazeńskiej szacie;
wielki, bo wam z oczu zszedł,
błaznów coraz więcej macie,
nieomal błazeńskie wiece;
Salve bracie!
DZIENNIKARZ
Ojcze, Salve!
Szereg dobrych błaznów zrzedł,
przywdziewamy szarą barwę;
koncept narodowy gaśnie;
Gasną coraz te pochodnie,
które do hajduków ręku
przywiązane, żarem płoną.
Skapały, zżarły się świece
a że do rąk przytroczone,
więc jeszcze palą się ręce,
w tęsamą zaklęte stronę. —
Trzebaby do służby narodu
błaznów całego zastępu;
palą się hajduki w męce,
z własnego bolu się śmieją;
gasną świece narodowe,
okropne rzeczy się dzieją,
śmiechem i szyderstwem biegu
obudzić, ośmielić zdolne
serce spodlone, niewolne,
które naszą krew zaprawia
STAŃCZYK
A wolicie spać
DZIENNIKARZ
to jedno!
Usypiam duszę mą biedną
i usypiam brata mego;
wszystko jedno, wszystko jedno,
tyle złego, co dobrego,
okropne rzeczy się dzieją.
Patrzeć na przebiegi zdarzeń —
dalekie, dalekie od marzeń,
tak odległe od wszystkiego,
co było wielkie w kraju;
że wszystko, co było, przepadło,
bezpowrotnie w mroku zbladło:
to bajki o trzecim Maju!
Matkę do trumny się kładło,
siostry i rodzinę całą;
ksiądz pokropił i poświęcił,
grabarze gruz przywalili;
epigonów, co zostało,
na stypie się weselili
wesołością, co przeklina;
w pijaństwie duszę zabili
a nie mogli zabić serca.
Zostało serce co woła,
spłakane u bram kościoła,
skrwawione u wrót świątyni
i jeszcze w męce okrutnej,
w czułej litości rozrzutnej
samo siebie wini
STAŃCZYK
Asan, jako spowiedź czyni,
spowiedź, widzę, cudzych grzechów;
Acan się zalewa łzami,
duszę krwawi, serce krwawi;
ale znać z Acana mowy,
że jest, — tak — przeciętnie zdrowy;
jutro humor się naprawi. —
Gotów mi płakać najrzewniej,
rozczulać się cudzych grzechów,
u bliskiego widzieć tramy,
zbrodnie, brudy, grzechy, plamy
i za swojego bliskiego
uczynić publiczną spowiedź, —
A! doprawdy! warte śmiechów, —
może jeszcze rozgrzeszenie
wziąć kapłańskie z cudzych zbrodni
DZIENNIKARZ
Wina ojca idzie w syna;
niegodnych synowie niegodni;
ten przeklina, ów przeklina, —
ród pamięta, brat pamięta,
kto te pozakładał pęta
i że ręka, co przeklęta,
była swoja. — Rozbrat wieczny
duszy z ciałem, ciała z duszą;
w nim się słabi kruszą, —
miecz do walki obosieczny, —
my som słabi. — Wielkość gniecie,
przekleństwo nosi na grzbiecie:
zbrodnie nosi, czarne kiry,
szatę krwawą Dejaniry;
Wielkość: Zbrodnia; Małość: podła; —
Jakaż nasza dzisiaj Wola?!
czarodziejska dłoń ogrodła
nasze pola
STAŃCZYK
Łzy ze źrodła! —
Tyle żalów o nieswoje
A cóż tobie niepokoje
tych, co w grobach leżą?
Myślisz, — że się trupy odświeżą
strojem i nową odzieżą, —
a ty z trupami pod rękę
będziesz szedł na Ucztę-mękę
i jako potrawy żuł,
czym się tylko kiejś kto truł;
wsączał w siebie i pił
czym tylko kto gdzie gnił;
czy to ma być twoja krew?!
DZIENNIKARZ
Moja krew, moja krew, —
czy ja wiem, — okrzyk mew,
gdy gonią ponad skały,
okrzyk mew osmętniały,
żałośliwy, straszny,
gdy od brzegu odbiegły daleko.
Morze ciche, strop się chmurzy
ale burza i orkan daleko.
Tylko głuchość i pustka bezmierna, —
a tu skrzydła rozchwiane do lotu,
nie pragną, nie pragną powrotu
i wiedzą, że tam, gdzie dążą,
wylądu szukać daremno;
przekleństwu swojemu wierne,
lecą, — i nie śmieją ustać,
aż krew do ust pocznie chlustać
ze znużenia, — wtedy padną,
łzą nie pożegnane żadną,
bo śmierć ulga, ulga zgon
STAŃCZYK
Zaśpiewałeś kruczy ton;
tobież tylko dzwoni w głuszy
pogrzebowych jęków dzwon
— — — — — — — —
A słyszał-żeś kiedy, z wieży
jak dźwięczy i śpiewa On.
DZIENNIKARZ
Zygmunt, Zygmunt
STAŃCZYK
Dzwon królewski: —
Siedziałem u królewskich stóp,
królewski za mną dwór:
synaczek i kilka cór,
Włoszka, — a wielki chór
kleru zawodził hymny; —
a dzwon wschodził.
Patrzali wszyscy w górę
a dzwon wschodził, —
zawisnął u szczytów
i z wyżyn się rozdzwonił:
głos leciał, polatał,
kołysał się górnie,
wysoko, podchmurnie, —
a tłum się wielki pokłonił;
pojrzałem na króla
a król się zapłonił,...
dzwon dzwonił
— — — — — —
DZIENNIKARZ
A toć on nam tętni dziś,
jak grzebiemy, kto nam drogi;
zwołuje nas, każąc iść
posłuchać kościelnych szumów,
w wielkim zamęcie rozumów,
w wielkim modlitew rozjęku,
On pan, ten dzwon królewski
nieustający w brzęku,
o pękniętem sercu,
nasz ton. — Nad przepaścią stoję
i nie znam, gdzie drogi moje
STAŃCZYK
Byś serce moje rozkroił,
nic w nim nie najdziesz inszego,
jako te niepokoje:
Sromota, sromota, wstyd,
palący wstyd;
jakoweś Fata nas pędzą
w przepaść, —
DZIENNIKARZ
ty Wid!
STAŃCZYK
ja Wstyd!!
Piekło wiem gorsze niż Dante,
piekło żywe
DZIENNIKARZ
żyję w Piekle!
STAŃCZYK
Społem w przepaść!
DZIENNIKARZ
Społeczeństwo!
Oto tortury najsroższe,
śmiech, błazeństwo, —
to my duchy najuboższe, —
»Społem« to jest malowanka,
»społem« to duma panka,
»społem« to jest chłopskie »w pysk«
»społem« to papuzia kochanka,
próżność, nadczłowieczeństwo, —
i przytym to maleństwo
serce pęknione, co krwawi.
STAŃCZYK
Asan prawi —
jako najwalniejsi gębacze,
odrośl od tych samych pni
z moich dni
DZIENNIKARZ
wolałbym już stokroć razy
policzone dni,
niż ten bieg, bieg, pęd, gonitwa
ku przepaści, otchłani, zawrotom!
Ach kresu, ach-kresu lotom!
Stacza się sercowa bitwa,
opadam coraz na głazy,
mrze na ustach modlitwa,
ach kresu, ach kresu lotom, —
Niechby się raz wszystko spali,
zetrze się, na proch się zsypie,
jak kolumny, na gruz się rozwali,
byśmy padli potruci
jadami w pogrzebowej stypie;
niechajby się raz wszystko spali!
I te nasze polskie posty
dusz do polskich świętych
i te nasze tęczowe mosty
czułości nad pustką rozpiętych,
malowanki Częstochowskie
w koronach, — i wszystkie Wiary! —
Nieszczęścia wołam!!
STAŃCZYK
puszczyku
DZIENNIKARZ
Możeby Nieszczęście nareście
dobyło nam z piersi krzyku,
krzyku, co by był nasz,
z tego pokolenia. —
Ach Sumienia, Sumienia!
Już było tych prawd bez liku
dla nas — Prawdy czy Fraszki??
Stoimy u polskich granic,
a mamy obecność za nic,
od talentów zawisłe igraszki
STAŃCZYK
puszczyku!
zgrałeś się przy zielonym stoliku,
czy z kobietami w gorączce
opętałeś duszę mdłością
i w tej momentu palączce
oślep gnasz we własne próchno.
A gdy na nie wichry dmuchną,
rozleci się zgasłe próchno,
zamurują się otchłanie
i krzyk i jęk i wołanie
zda ci się błazeństwem duszy,
które nikogo nie skruszy,
które zeżre siebie samo
a trzewia mu gniciem cuchną. —
Znam ja, co jest serce targać
gwoźdźmi, co się w serce wbiły,
biczem własne smagać ciało,
plwać na zbrodnie, lżyć złej woli,
ale Świętości nie szargać,
bo trza, żeby święte były,
ale świętości nie szargać:
to boli
DZIENNIKARZ
Tragediante
STAŃCZYK
commediante,
dla ciebie błazeńska laska
DZIENNIKARZ
piastujesz ją, piastun stary,
znasz tylko: status quo ante;
błazeństwo z tobą się zrosło
STAŃCZYK
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w obłędów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
DZIENNIKARZ
Fatum nas w obłędy wodzi:
u rozstajnych dróg, zły Duch!
Tu moje rozstajne drogi;
ty mój Duch-zły — demon, Szatan
błazeństwem ja z tobą zbratan,
byłem ci duszą poswatan,
nim dusza stała się trup; —
a teraz mi pachnie grób,
czuję trąd.
STAŃCZYK
Naści; rządź!
Masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć
DZIENNIKARZ
Nie chcę żadnych więcej prób.
Serce miałem kiedyś młode,
porwałeś mi serce młode,
wlałeś jad goryczny w krew,
Nie widzę, nie widzę dróg,
zaćmił mi się Bóg
STAŃCZYK
Fata pędzą, pędzą Fata, —
Wielkość, — Nicość, — pusty dzwon,
serce strute, —
uderzyłeś błazna ton:
moją nutę.
Kłam sercu, nikt nie zrozumie,
hasaj w tłumie!
Masz tu kaduceus, chwyć!
Rządź!
Mąć nim wodę, mąć!
Na Wesele! Na Wesele!
Idź!
Mąć tę narodową kadź,
serce truj, głowę trać!
Na Wesele! Na Wesele!
Staj na czele!!!


SCENA 8. DZIENNIKARZ, POETA.
DZIENNIKARZ
Może z mętów się dobędzie człowieka;
może minie polączka i głód;
ot kaleka ja, ot ja kaleka:
każdy dzień piekielny trud.
Młodości! wyrwi mię z cieśni,
oplatają mnie grzyby i pleśni;
o Młodości, jakożeś daleko
a to jeszcze wczora, prawie wczora
POETA
Cóżeś tak się rozżalił, rozpalił,
czy cię jakie przemieniły cuda?
DZIENNIKARZ
a przeszedł tu koło mnie cień,
cień goryczy pełen wielkoluda
i ostawił mi laseczkę kaduczą
POETA
Nie przeczę, że rozmyślania uczą,
ale cóż tak sobie żalisz serce
DZIENNIKARZ
Och, w okropnej jestem poniewierce;
po torturach mię duchowych włóczą,
więżą mnie konwenansowe szpangi:
oto droga utarta do rangi
a ja gardzę, ja gardzę, ja plwam
na to wszystko, ze serca szczerego —
i nie zdołam rozerwać obroży
a wstrętów coraz się mnoży
i cokolwiek słyszę, to mnie draźni.
Przyjaźń farsą, Litość: kłam
a słyszę, że gadają o przyjaźni.
Miłość farsą, —
słyszę w koło półszepty miłości.
Kłamstwo Szczerość,
a widzę tu gości
i muzyki słyszę swoje, polskie, nasze
i po ścianach złożone pałasze,
obrazeczki, sceny narodowe.
To mnie draźni i męczy, i boli:
Czy my mamy prawo do czego?!!
Czy my mamy jakie prawo żyć...
My motyle i świerszcze w niewoli,
puchnąć poczniemy i tyć
z trucizny, którą nas leczą.
I tę naszą dolę kaleczą
widzieć i trupem gnić....
POETA
rozżaliłeś się, działa muzyka,
to się koło widzeń zamyka
i działa na nerwy
DZIENNIKARZ
na nerwy!?
Na nerwy działa te, na te sieci,
które mają duszę w uwięzi,
że, gdy tak mi grają bez przerwy,
zdało mi się, że moja dusza
ze mnie wyszła i koło mnie świeci
POETA
Zdawało ci się, — sam mówisz przez to
że o jedno złudzenie więcej
DZIENNIKARZ
Poezyo! — tyś to jest spokojną siestą;
chcesz mnie uśpić, znieczulić, zniewolić,
byle słówka nie wyrzec goręcej.
Ach, nie ukrywaj, — nie udawaj,
ty sameś w ogniu! — to maska
ten pozorny spokój, — to kłam.
A! ta muzyka tak brzęczy,
jak z ula dzwonienie pszczół, —
a my jak szerszenie:
to mi się rzuca do garła
ta duża wesołość narodowa,
to mi się rozszerza głowa
szumem, gwarnością, zawrotem
i nawet mi jest wstrętny ból
POETA
Daj rękę
DZIENNIKARZ
ech, daj mi pokój, —
wyjdę za próg, — jak wieje od pól....
powietrza, powietrza!....
POETA
daj dłoń
DZIENNIKARZ
daj mi spokój!

SCENA 9. POETA, RYCERZ.
POETA
Otwarła się toń!
Upomina się o swoje Umarła.
Szumem, gwarnością, zawrotem
idzie ku nam z powrotem,
jakaś Przemoc wrotom grobu się wydarła,
oto słyszę, woła:
RYCERZ
daj dłoń!!
POETA
Puszczaj!
RYCERZ
ty mój!
POETA
Puszczaj!
RYCERZ
ty mój!!
POETA
żelazem owita ręka,
żelazem zakryta skroń
RYCERZ
Zbieraj się skrzydlaty ptaku,
nędzarzu, na koń, na koń,
przepadnie przekleństwo, męka!
POETA
Co mówisz, okropne widziadło,
na koń? — gdzie? — jak?
Żelazna twoja dzwoni szczęka,
żelazna więzi mnie ręka.
RYCERZ
na koń, zbudź się, ty żak,
ty lecieć masz jak ptak!
Bioręć w pętle
POETA
na arkan mnie wiąże
RYCERZ
Poznasz ktom jest, gdy zaciążę, —
ty więzień mój, mnie służ;
biorę przemocą, Ja Moc:
za mną, przedemną
ognia kurz;
po drogach, po których lece,
drzewa się palą jak świece,
ciskają się błyskawice,
jak lecę Duch:
wytężaj, wytężaj słuch!
POETA
Puszczaj, przepadaj w Noc, —
o ręce, ręce martwieją
RYCERZ
ty mój!
POETA
Precz. —
RYCERZ
słysz grom...
POETA
zatrząsnął się cały dom
RYCERZ
A czy wiesz, czem ty masz być,
o czem tobie marzyć, śnić
POETA
Sen, marzenie, mara, wid
RYCERZ
Jutro dzień! przededniem świt!
Wiesz ty, czem ty mogłeś być?
POETA
Słowo, Widmo gończe!
RYCERZ
Zwiastun!!
POETA
Głos, jak marzeń moich piastun;
Rycerz, Widmo, urojenie
przyoblekło szatę żywą
RYCERZ
Krwi, krwi pragnę, krwawe żniwo!
Wracam do dom w noc szczęśliwą,
w noc ponurnych wichrów łkań
Niosę dań, orężną dań
POETA
wracasz do dom, ze snów, z dali
RYCERZ
Z dali, hen z zaświatów, z prochów, —
Przeszedłem ogień co pali,
przeszedłem zapady lochów.
Ścigam, gonię, moc roztrwonię.
niosę dań, orężną dań
POETA
w noc ponurnych wichrów łkań
wstajesz z lochów, z prochów, skał
RYCERZ
Na głos mój, ty będziesz drżał:
Grunwald, miecze, król Jagiełło!
hajno się po zbrojach cięło
a wichr wył i dął i wiał;
stosy trupów, stosy ciał,
a krew rzeką płynie, rzeką!
Tam to jest!! Olbrzymów dzieło:
Witołd, Zawisza, Jagiełło,
tam to jest!! — Z pobojowiska
zbroica się w skibach przebłyska,
żelezce, połamane groty,
drzewce powbijane do ciał,
z trupów zapora, z trupów wał,
rycerski zgotowiony stos:
Ofiarnica, —
tam leć, — tam, chodź, tam leć!!!
brać z tej zbrojowni zbroje,
kopije, miecz, i szczyt
i stać tam wśród krwi,
aż na ogromny głos
bladością się powlecze świt
a ciała wstaną
a zbroje wzejdą
i pochwycą kopije i przejdą!!!
Spiesz, tam leżą stosy ciał;
przeparłem trumniska wieko,
czas bym wstał, czas bym wstał
POETA
łzy mnie pieką, łzy mnie pieką,
czymże bym ja tam być miał
RYCERZ
Niosę dań, orężny szał
POETA
Dech twój zimny, dech grobowy
RYCERZ
patrzaj w twarz, patrz mi w twarz,
ślubuj duszę, duszę dasz
POETA
Za przyłbicą, pustość, proch;
w oczach twoich czarny loch,
za przyłbicą Noc;
zbroja głuchym jękiem brzękła
RYCERZ
Miecz, miecz, siła nieulękła;
patrzaj w twarz, patrzaj w twarz;
ty mnie znasz.
POETA
ktoś jest?
RYCERZ
Moc.
POETA
— — przyłbicę wznieś
RYCERZ
rękę daj
POETA
duszę weź
RYCERZ
Patrz!!
POETA
Śmierć, — — — Noc!


SCENA 10. POETA, PAN MŁODY.
POETA
Potęga, wieczysta Potęga,
Moc nieprzeparta!!
PAN MŁODY
o czem mówisz — ?
POETA
niedołęga
byłem, — a dzieła to mitręga
próżna, — mgła nic nie warta.
Teraz naraz się koło mnie zapaliło
i gore, — i piersi się palą;
zdaje mi się, że słyszę gdzieś górą,
jak skały się padają
i w otchłań z łoskotem się walą
PAN MŁODY
będziesz sonet pisać czy oktawę?
POETA
Nie, — przewiduję inszą zabawę;
poczułem na szyi arkan, —
Polska to jest wielka rzecz:
podłość odrzucić precz,
wypisać świętą sprawę
na tarczy, jako ideę, godło
i orle skrzydła przyprawić,
husarskie skrzydlate szelki
założyć
a już wstanie któryś wielki,
już wstanie jakiś polski święty
PAN MŁODY
zajmujące
POETA
ty tematem zajęty
PAN MŁODY
myślałżeś ty co więcej,
niż poemat
POETA
może ja to myślę goręcej
i w tej chwili to jeszcze się pali, —
jeszcze, — a jutro się zawali
w gruz ten pożarny gmach.
A! chciałbym wstąpić w to Piekło
Ach!
PAN MŁODY
Rozpalony.
POETA
Piekło żywe
w tej chacie, w zaklętym dworze
Piekło gorze
PAN MŁODY
A to coże?!
SCENA 11.
PAN MŁODY, HETMAN, CHÓR.
CHÓR
Hej, panie, panie Branecki,
nie żałuj grosika nie żałuj,
pocałuj się z nami, pocałuj,
nie żałuj dukacika nie żałuj,
dajże go nam z tej kieski
HETMAN
ha szatańce, sztab moskieski,
znajcie pana, bierzcie złoto,
nie stoję ja pan o złoto;
piekielna mnie dziś gospoda:
hulaj dusza, z wami zgoda
CHÓR
hulaj dusza, z nami w zgodzie,
potańcujemy w gospodzie;
pocałuj się z nami, pocałuj,
nie żałujta hetmanie kieski,
braliśta pieniążek moskieski,
hej hetmanie, hetmanie Branecki
HETMAN
bierzcie złoto, pali złoto
CHÓR
pali pieniążek moskieski
HETMAN
piekielna mnie dziś gospoda:
diabły moją piją krew;
szarpają mi pierś, plecyska,
psy zjawiska, łby ogniska;
szarpają, sięgają trzew
PAN MŁODY
Wojewoda! Wojewoda!
HETMAN
puszczajcie, litości!
PAN MŁODY
Jezu!!


SCENA 12. PAN MŁODY, HETMAN.
HETMAN
ha, przepadli kędyś dyabli,
ktoś się doli ulitował;
rana jeno straszna boli, — —
puste żale, mnie nie szkoda,
bo ja pan, piekielny pan,
drwię z serdecznych ran.
Setkę lat przez puszcze gnam,
przez bór gonię, gęsty las,
przez ugory, łąki, błoń, —
upałami bije skroń,
młotami serce wali,
ogień wnętrzności pali, — — —
każ muzyce dla mnie grać,
mnie na Piekło stać.
Ja pan, ćwierć kraju mam w ręku
a jak kto po cichuteńku
powie »Jezus« — ja wolny na chwilę
powietrzem się zasilę:
odetchnąłem piersią całą;
bierz ty, — ile złota zostało,
patrz, oto niecki,
dyabli mi to kazali nieść;
co noc tak świeżych nasypią
a sztabowi, czerńcy przeklęci
krzyczą za mną: panie Branecki
nie żałuj — krew moją chlipią, —
masz!
PAN MŁODY
Hetmaniłeś ty hetmanie,
chocia byłeś łotr
i sam król był tobie kmotr;
przewodziłeś, przewodziłeś
a my dzisiaj w psiej niewoli:
nie hetmany, strzęp, łachmany, gruz;
duszę ziębi mróz; —
ciebie ogień, ogień pali, —
przecz już nic nas nie ocali,
ani król, ani ból,
ani żale, ni płakanie,
hej hetmanie, hej hetmanie,
dzisiaj to mój dzień miłości
HETMAN
czepiłeś się hamskiej dziewki?!
Polska to wszystko chołota,
tylko im złota;
trza było do bękartów Carycy
iść smalić cholewki:
byłać ta we mnie cnota.
Asan mi tu Polski nie żałuj,
jesteś szlachcic, to się z nami pocałuj,
jesteś wolny!
PAN MŁODY
bierz cię dyabli!
HETMAN
gębuj, widzęś nie przy szabli


SCENA 13.
PAN MŁODY, HETMAN, CHÓR.
HETMAN
ścigają psy, kąsają psy
CHÓR
Przeklęty ty, przeklęty ty
HETMAN
sursum corda, serce żreją, —
serce mi wyjmują z trzew
CHÓR
Zaprzedałeś kraj, ty lew;
złotem pysk ci zaleją!
Złoty pan, weselny pan,
pójdź-że w tan, pójdź-że w tan
HETMAN
złoto pali, złoto war;
sursum corda, wiwat Car
CHÓR
lejcie mu do pyska żar,
sięgajcie mu dłońmi trzew
HETMAN
piją krew, żłopają krew,
cielsko drą po kawale
CHÓR
złoty pan, weselny pan
pójdź-że w tan, dalej w tan:
na Weselu hula Śmierć,
garniec pereł, złota ćwierć,
zaprzedałeś Czortu kraj
HETMAN
żłopią krew Czarty Moskale,
sursum corda, wiwat Car!
CHÓR
huś ha, huś, — haj go, haj!
pójdź-że w tan, dalej w tan!
Złoty pan! weselny pan!!


SCENA 14. PAN MŁODY, DZIAD.
PAN MŁODY
tyle się przewlekło mar
z okropnym śmiechem Piekła
DZIAD
cóż wam to? cóż wam to?
czy was panna młoda urzekła
PAN MŁODY
oj tu Dyabły ze samego Piekła
włóczyły przedemną człowieka,
ach powietrza, tchu
DZIAD
cóż pon ucieka


SCENA 15. DZIAD, UPIÓR.
DZIAD (za panem młodym)
miałem rzec, cosi miałem rzec:
Szczęść Boże przy weselu
UPIOR
Przyjacielu, przyjacielu
DZIAD
kto! ty we krwi! precz piekielny!
UPIOR
ja weselny, ja weselny,
dajcie bracie kubeł wody:
ręce myć, gębe myć,
chce mi się tu na Weselu
żyć, hulać, pić
DZIAD
precz przeklęty, precz przeklęty
UPIOR
dajcie bracie kubeł wody:
gębe myć, ręce myć
DZIAD
krew na sukniach, krew na włosach
UPIÓR
nie pyskuj, nie powtarzaj, —
Już, już wiedzą o tem w Niebiosach
(nuci) »a stało się to w Zapusty«
DZIAD
Precz przeklęty, precz przeklęty
UPIOR
jeno ty nie przeklinaj usty,
boś brat, — drżyj! ja Szela!!
Przyszedłem tu do Wesela,
bo byłem ich ojcom kat,
a dzisiaj ja jestem swat!!
Umyje się, wystroje się.
Dajcie bracie kubeł wody,
ręce myć, gębe myć,
suknie prać, — nie będzie znać,
chce mi się tu na Weselu
żyć, hulać, pić — —
jeno ta plama na czole
DZIAD
cholera!
UPIOR
zaraza, grób.
DZIAD
precz, precz, ty trup
UPIOR
widzisz w orderach chodzę
DZIAD
o! plamy na podłodze od nóg
UPIOR
to krew, obmyję próg,
dajcie ino bracie wody,
kubeł wody, — gębe myć,
suknie prać, — nie bedzie znać
DZIAD
Przeklęty! Maryo strać!
UPIÓR
gadu, gadu, stary dziadu,
trza się do roboty brać
kubeł wody, gębe myć,
nie bede próżno stać,
na Wesele, na Wesele,
podź tańcować, bośma brać
...........

SCENA 16. KASPER, KASIA, JASIEK.
JASIEK
Kasiu
KASPER
Kasiu
KASIA
Cóz ta, Jasiu
JASIEK
bo to widzis, Kasiu, że to, —
tak mnie ciągnie bez pół
KASPER
pódź Kasicko, ku mnie, cosi
mom ci sepnonć
KASIA
co, że co, — ?
KASPER
radź, co z nami — ?
KASIA
kiej na ogrodzie rosi,
KASPER
kiejbyśmy byli sami!...
JASIEK
Kasper, — idze pod stodołę
KASIA
po co — idze ty
KASPER
wis bracie,
idź ty pirwy, — namość słome
KASIA
przyjdziewa
JASIEK
cóz sie trzymacie,
lgnies do niego, — ?
KASPER
to sie zeń
JASIEK
do zeniacki pirsy leń
a wpół chyci, zwyobraco
KASPER
jest ta Kasie chycić za co
JASIEK
Juzbym do wos nic nie cuł, —
ino ciągnie mnie bez pół
KASIA
przynieś wódki
KASPER
naści grosz
JASIEK
zaroz, juści racje mos,
lece!


SCENA 17. KASPER, KASIA.
KASIA
powiedziałam tak na hece
KASPER
Kasiu, dyć to k'sobie miło,
byśwa poszli spolnie ka
KASIA
na ogrodzie sie zrosiło, —
jak kces gęby, na —
KASPER
ino by najmilej było
k’sobie Kasiu byle ka
KASIA
juści miło, Kaspruś — co?
k’sobie —
KASPER
ano —
KASIA
juści
KASPER
zaś
KASIA
splezła mi się wstązka kaś
KASPER
wstązka od gorseta
KASIA
nie ta,
przewiązka spodnicki
KASPER
kabyśwa pośli Kasicko,
mojeś ty palące policko
(nuci) Ino mi się nie broń dziś,
jutro mozes sobie iść

SCENA 18. KASPER, KASIA, NOS.
NOS (z flaszką i kieliszkiem)
w twoje ręce
KASPER
podziękować
NOS
a dej Kasię pocałować
KASPER
w twoje ręce
KASIA
podziękować
NOS
a teraz pocałuj z woli
KASIA
ej ta, cóz to
NOS
nie zaboli, —
Kasiu dziwcze, co za dąs
i on i ja gołowąs;
chcesz go, to ci go nie bronię;
nie dobrze ci w tej koronie
KASIA
pódzies pon, patrzcie go,
ledwo przysed, juzby kcioł
NOS
adje, druhna, jak nie, to nie
KASPER
Cało flaszke bestya schloł

SCENA 19. PANNA MŁODA, PAN MŁODY.
PANNA MŁODA
och, mójeśty, juz nie mogę tańcować
a tańce, nie chciałabym żałować
jutro, że dzisiaj nie dosyć,
jak dzisiaj, że niedość wczora,
ażem osłabła, aż prawie chora,
ino, że mi nie trza doktora,
ino tańca, —
PAN MŁODY
jak paciorki różańca,
taniec jeden jak drugi
jednaki
a łańcuch taneczny długi,
do rana, a od rana do nocy
PANNA MŁODA
pokiel starcy piecywa i kołocy,
hulać, hulać w kółecko, tańcować
PAN MŁODY
a pocałuj, bo będziesz żałować
PANNA MŁODA
tak ci mnie to granie tkliwi
PAN MŁODY
poczekaj, będziemy szczęśliwi
PANNA MŁODA
mój ty Boże
PAN MŁODY
w jakim dworze;
postawimy se dwór modrzewiowy,
brzózek przed oknami posadzę
PANNA MŁODA
brzoza straśnie sybko pusco,
het ściany we trzy roki ocieni
PAN MŁODY
będziemy se siedzieć w zieleni,
będziemy se siedzieć w maju,
we kwitnącym sadzie
PANNA MŁODA
w paradzie
PAN MŁODY
a jak będzie słońce i pogoda
  słońce i pogoda
PANNA MŁODA
pójdziemy se razem do ogroda, —
bedziemy se fijołecki smykać.......


SCENA 20. DZIENNIKARZ, ZOSIA.
ZOSIA
ach!
DZIENNIKARZ
aa, —
ZOSIA
bardzo ciemno
DZIENNIKARZ
nie widno
ZOSIA
zmęczonam, wciąż w kółko, w kółko
DZIENNIKARZ
i cóż? chłopy pani nie brzydną?
ZOSIA
nie wiem, — nie; — patrzę na ludzi,
jak na przeróżnych ludzi
DZIENNIKARZ
a tak się serduszko budzi
ZOSIA
patrzę i usypiam serce;
to ładne — to bardzo górne
ale z tego co, — ja czuję,
muru głową nie przewiercę
a jak widzę w lichej poniewierce
rzeczy górne i piękne i czułe,
to mnie boli
DZIENNIKARZ
a ten ból przechodzi
ZOSIA
a pan ma swoją bibułę,
żeby ból każdy przeszedł
DZIENNIKARZ
epidemia
ZOSIA
pan nie wierzy, co nie przewidziane
a wie pan, ojczyzna to chemia;
serce jak się czego uczepi,
to dynamit
DZIENNIKARZ
coraz lepiej,
jeszcze jeden taniec w kółko
a edukacya skończona
ZOSIA
nie byłabym ja chłopu żona;
nikt mnie w śluby nie poprosi, —
ale myślę panie redaktorze,
że tam w tej wiejskiej komorze,
w półblasku kuchennej lampy,
że tam mój taniec coś znaczy
DZIENNIKARZ
gdy sama to pani uznać raczy
ZOSIA
pan skąd się tu bierze?
DZIENNIKARZ
ja się patrzę, lubię i nie wierzę,
za to wierzę w panią
ZOSIA
za co
DZIENNIKARZ
za tę minkę, oczy, gest
ZOSIA
podobam się?
DZIENNIKARZ
w tem coś jest.

SCENA 21. POETA, RACHEL.
POETA
to pani, o proszę wejść
RACHEL
idę za panem jak cień;
pan się może śmiać,
ale mnie się wymarzyło,
że się tu zaczyna coś dziać
POETA
może, — a w tej chwili na dworze
pani mi się zdala pokazała,
jak płomieniste widziadło
RACHEL
byłam w ten szal owita cała
i w świetle ode drzwi, ot tak
POETA
Noc nasze przeinacza widzenia
RACHEL
ja prawie że jestem w trwodze, —
a wie pan, że się zwróciłam w drodze,
bo mi w poprzek ścieżki przeszła
jakaś osoba
POETA
to są ludowe baśnie
RACHEL
chodzą chałaśnie
w chuczącym wichrze; pan widzi,
jaki się huragan zrywa,
jak świszczy i drzewa szamoce
POETA
zatrząsł szybami; — patrz pani,
czego nie dostrzegam w ogrodzie
RACHEL
tak bardzo ciemno
POETA
ktoś wyrwał krzew różany
RACHEL
czy ten, co był w słomę odziany
POETA
no ten chohoł
RACHEL
ktoś połamał?, —
a myśmy, cośmy to chcieli
z nim, —
POETA
myśmy lecieli
na lep poezyi, — i teraz
dwór się od poezyi trzęsie,
odbywa się wielkie darcie
piór, wszelijakiego drobiu:
grunwaldzkie duchowe starcie,
lecą pióra orle, pawie, gęsie,
wnet ujrzymy hussaryę i króla
zatrzęsło się tu ze wszech, jak do ula
RACHEL
w powietrzu atmosferyczna zmiana:
chata stała się rozkochana
w polskości, — właściwa skala:
żar, co się duchem udziela,
co się na powietrzu spala,
jak garść lnu
POETA
dawno nie miałem snu,
jak ten wieczór, jak ta noc
RACHEL
przedziwna, przedziwna Moc,
te potęgi walczące, ten wiatr,
jakieś prastare siły
POETA
Hen z Tatr
przylatują ku mnie przypomnienia!
skrzydeł! — nad ten las z kamienia
ulecieć, — w górę —
RACHEL
na szczyty
POETA
Walküra!
RACHEL
dzisiejsze sny,
po tej nocy nieprzespanej,
będą cudne, — bo oczy patrzące
stały się figurami ludne,
które się niełatwo zatrzeć dadzą
POETA
chodźmy patrzeć!

SCENA 22. GOSPODARZ, KUBA.
KUBA
jakiś pon, jakiś pon
zsiadajom z siwka w podwórzu;
koń ogromniec
GOSPODARZ
weźcie konia
razem ze Staszkiem ku szopie;
podrzućcie co żryć
KUBA
a pon musi wielgi być:
ubiory na nim czerwone,
siwa broda, a lira u siodła,
jak te dziady z Kalwaryje,
co nosą lirę u pasa;
niech pon wyjdom w sień.
GOSPODARZ
bania się z gośćmi rozbiła
w ten weselny dzień;
kogóż ta ciekawość przywiodła?
latarkę zaświć! —
KUBA
jak zyje,
jeszczem takiego Polaka
nie ujzoł. —
GOSPODARZ
bo żyjesz mało;
jeszcze duża takich Polaków ostało,
co som piękni
KUBA
a kaz sie to wszyćko kryje? —
O zaroz będzie latarka,
ino się przypiece siarka.


SCENA 23. GOSPODARZ, GOSPODYNI, KUBA.
GOSPODARZ
słyszysz, ponoś ktoś w gościne,
jakiś jakby wielki gość
GOSPODYNI
tu drzwi zawrzes — tam se gwarzcie,
jo już mom tych tańców dość;
a cóz ty mos za tęgom mine,
coś ty jakisik niepewny
GOSPODARZ
ino matuś zaś nie swarzcie, —
ja tak dziś przy Weselu rzewny;
jakiś gość nie ladajaki
GOSPODYNI
tu drzwi zawrzes, tam se gwarzcie
GOSPODARZ
kto to taki, kto to taki — — ?


SCENA 24. GOSPODARZ, WERNYHORA.
WERNYHORA
Oto panie Włodzimierzu
zjechałem tu gość
GOSPODARZ
Spocznij, Wasza Mość;
żona stroi się w alkierzu
WERNYHORA
ostań panie Włodzimierzu
GOSPODARZ
żona stroi się w alkierzu;
niespodziany gość,
właśnie była przy pacierzu,
bo się dziecka kładło spać.
WERNYHORA
niechajże żona w alkierzu...
GOSPODARZ
bo się dziecka kładło spać
a ci nie przestają grać:
jak wesele, to wesele,
to nie będą w miejscu stać;
ot tu żona jest w alkierzu
WERNYHORA
niechajże żony w alkierzu,
niechże tańcuje Wesele.
Siądż-że Panie Włodzimierzu,
mam Asaństwu nowin wiele:
Pomówimy o Przymierzu
GOSPODARZ
ano proszę, bardzo proszę
WERNYHORA
siadaj
GOSPODARZ
siadam — zacny gość
bardzo proszę, bardzo proszę;
ceremonii dość
WERNYHORA
ja zdaleka — hen od kresów,
konia zgnałem
GOSPODARZ
podły czas.
A do wszystkich spadłych biesów,
toście tu są pierwszy raz;
któż was zwabił w taki czas.
A do wszystkich spadłych biesów,
żeście tak niespodziewanie
w noc i na to weselisko
zechcieli tu Ichmość Panie
WERNYHORA
zdaleka a miałem blisko
i wybrałem Weselisko,
boście som tu jakoś wraz
i wybrałem Ichmość Mości
dom, gdzie ludzie sercem prości
GOSPODARZ
Wasza Mość mieliście blisko,
serceście zobligowali, —
myśmy sobie prości, — mali
WERNYHORA
zdaleka a miałem blisko;
ledwom wymienił nazwisko,
a zaraz mi pokazali
tacy chłopcy, rzeźcy, mali
GOSPODARZ
co to u nich serce z miską;
przybieżali, powiadali,
czego nie zjęzykowali:
że pan stary, że Dziad stary,
że Dziad z lirą, brodą siwą
WERNYHORA
Ot dziadzisko z siwą brodą,
dawnoż było w duszy młodo;
żeście sobie prości, mali,
toście wielkich krzywd nie znali;
chudobę macie szczęśliwą
GOSPODARZ
a ot takie złote żniwo,
złote pola, — pokoszone, —
wszystko błoto, — zadyszczone —
sady ciche, — kwitną, rodzą,
jedne z drugich same wschodzą:
złote żniwo, serce z miską;
nie trzeba szukać daleko,
kiedy było jakoś blisko.
Pokażę waćpanu żonę
WERNYHORA
złote żniwo, serce złote:
jeszcze u was w duszy młodo,
żeście sobie prości, mali,
toście wielkich krzywd nie znali;
może żona ma robotę
GOSPODARZ
żona stroi się w alkierzu,
chce się wydać urodziwa,
że to gość niespodziewany,
każe zaraz podać piwa
WERNYHORA
Zostaw panie Włodzimierzu,
że to chwila osobliwa
GOSPODARZ
lepiej gwarzy się przy szklenie,
że to z drogi, tyle błoto;
lepiej gada się przy wenie
WERNYHORA
kiej się nie rozchodzi o to;
że to chwila osobliwa,
możemy na osobności
porozmawiać
GOSPODARZ
Słucham Mości;
a to chwila osobliwa.
Wolnoć spytać o nazwisko...
WERNYHORA
Niepoznałeś
GOSPODARZ
ktoś mi znany,
ktoś serdeczny, ktoś kochany,
ktoś, co groźny — dawny, stary,
jak wiek cały
WERNYHORA
dawnej wiary
GOSPODARZ
ktoś mi znany, niespodziany
WERNYHORA
przypominasz krwawe łuny
i jęk dzwonów i pioruny
i rzeź krwawą, krwawe rzeki — — ?
GOSPODARZ
A sen, sen jakiś daleki,
jeszcze w uszach mam te dzwony, —
mieszają weselne grajki:
jakieś stare dumy, bajki
WERNYHORA
Jeszcze w uszach mam te dzwony
ponad ich weselne grajki:
jęk posępny, jęk męczony,
tyle krwi rzezanych ciał;
ja tam był, przy trupach stał;
jeszcze w uszach mam te dzwony.
Patrzyłem się na lud święty,
jako upadał przeklęty,
przekleństwami potępiony:
kiedy ojce klną na synów,
kiedy syny przeklną ojce,
takie jęczące ogrojce
łez krwawiących, łez serdecznych
słyszałem w tych głosach wiecznych:
w głosach dzwonów, jęk szalony, —
jeszcze w uszach mam te dzwony
GOSPODARZ
dawne czasy — dawne wieki,
a sen, sen, jakiś daleki,
jęki przygłuszają grajki;
jakieś stare dumy, bajki
WERNYHORA
ja stałem w pożarnej łunie
na siwym, na siwym rumaku,
czekając Bożego znaku.
Za mną piorun, po piorunie
bije z chmur, przez niebo łyska
GOSPODARZ
Rzecz daleka — taka bliska,
ktoś mi znany, niespodziany;
ktoś o którym jeszcze wczora
tylko we śnie, tylko w marze:
Pan-Dziad z lirą,
WERNYHORA
Wernyhora
GOSPODARZ
Pan-Dziad z lirą, — Wernyhora!
Wy mnie znany, — spodziewany,
Wy o którym jeszcze wczora
tylko we śnie, tylko w marze:
jak owi dawni mocarze,
Wy na koniu, siwym koniu
po przed dom mój, z wieścią,
WERNYHORA
Słowem!
GOSPODARZ
Wy ze Słowem, — Wy ze Słowem
WERNYHORA
ja z Rozkazem
GOSPODARZ
Rozkaz-Słowo! — —
dawno serce już gotowo,
tem wezwaniem piorunowem
WERNYHORA
Słowo-Rozkaz, Rozkaz-Słowo;
dla serca, serce gotowo.
Słuchaj, panie Włodzimierzu:
oto chwila osobliwa,
pomówimy o Przymierzu
GOSPODARZ
to jak ze snu prawda żywa,
chwila dziwnie osobliwa.
Jakiż rozkaz?
WERNYHORA
trzy zlecenia
GOSPODARZ
chwila dziwnie osobliwa:
żem niejako jest wezwany
WERNYHORA
Roześlesz wici przed świtem,
powołasz gromadzkie stany
GOSPODARZ
to jak ze snu prawda żywa,
prawie ze są wszyscy społem
u mnie przez to weselisko
WERNYHORA
ma być jawne, co jest krytem,
co dalekie było, — blisko.
Dziś u Waści weselisko;
prawie, że są wszyscy społem;
roześlesz wici przed świtem;
niech jadą we cztery strony
GOSPODARZ
porozsełam konno gońce,
roześlę wici przed świtem;
zaraz się poradzę żony, —
ona swoim chłopskim sprytem
WERNYHORA
Niech jadą we cztery strony!
Bądź gotów nim wstanie słońce.
Skoro porozsełasz gońce,
zgromadzisz lud przed kościołem,
jak są zdrowi, prości, mali;
ażeby godność poznali,
Bogiem powitasz ich kołem
a wtedy przykaż im ciszą,
niech żaden brzeszczot nie szczęknie
a skoro rzesza uklęknie,
niech wszyscy natężą słuch:
czy tententu nie posłyszą
od Krakowskiego gościńca
GOSPODARZ
wytężam, wytężam słuch
WERNYHORA
ja wiem, żeś jest Asan zuch, — —
od Krakowskiego gościńca
czy tententu nie posłyszą,
czy już jadę z Archaniołem
GOSPODARZ
wytężam, wytężam słuch, —
choćby i największy zuch,
jak to, co to, rozpoczęcie — — ?
WERNYHORA
słuchać ślepo, wierzyć święcie;
ja wiem, żeś jest Asan zuch
GOSPODARZ
ja mam stanąć przed kościołem;
to jak we śnie prawda żywa;
któż mnie darzy tym zaszczytem;
któż śle ku mnie dawne gońce:
chwila dziwno osobliwa
WERNYHORA
bądź gotów nim wstanie Słońce
GOSPODARZ
wstaną kosy w słońca świcie,
będę gotów
WERNYHORA
przysiąż Słowo
GOSPODARZ
rzekłem
WERNYHORA
przysiąż
GOSPODARZ
rośnie życie;
czyli marą Wy widmową,
czyliś Waść jest upior grobów,
czy ty próchno, czy ty czarem,
żeś ze słowem przyszedł starem,
żeś na mnie użył sposobów
i co we mnie tajemnicą,
ty mówisz jak rzecz prawdziwą;
jako żywo, jako żywo
WERNYHORA
mówię Słowo, — rzecz prawdziwą
chwila, chwila osobliwa:
wybrałem dziś weselisko,
twój dworek, dróżkę, zagrodę, —
Słyszysz, jaki wicher wyje!
Słyszysz, wielki deszcz się pluszcze!
Słyszysz, chrzęszczą wielkie drzewa
i jako trzaskają kuszcze:
to tam moja drużba śpiewa,
tysiąc koni grudy bije
ze złotemi podkowami
GOSPODARZ
Jezus, zmiłuj się nad nami
WERNYHORA
leć kto pierwszy do Warszawy
z chorągwią i hufcem sprawy,
z ryngrafem Bogarodzicy:
kto zwoła sejmowe stany,
kto na sejmie się pojawi
Sam w stolicy — ten nas zbawi!
GOSPODARZ
Jako żywo, jako żywo;
Waść mi takie dziwa prawi
i to jako rzecz prawdziwą
WERNYHORA
wszystko święte, wszystko żywo;
z daleka a miałem blisko;
wybrałem twój dom, zagrodę
i wybrałem Weselisko.
Waszmość rękę miej szczęśliwą:
Daję Waści złoty róg
GOSPODARZ
złoty róg
WERNYHORA
Możesz nim powołać chór
GOSPODARZ
bratni zbór
WERNYHORA
Na jego rycerny głos
spotężni się Duch,
podejmie Los.
Daję w twoje ręce róg
GOSPODARZ
dziękuj Bóg
WERNYHORA
Waść masz porozsełać wici,
lud zgromadzić przed kaplicą
GOSPODARZ
jutro? — skoro się zgromadzą?
mają radzić? — co uradzą?
WERNYHORA
Jutro: wielką tajemnicą,
jutro skoro się zgromadzą,
niech nie radzą, nic nie radzą
jednoś niechaj w ciszy staną.
Jutro wielką tajemnicą.
A ty wstawszy bardzo rano,
skoro zejdzie pierwsze słońce,
ku drogom natężaj słuch
GOSPODARZ
jutro?!
WERNYHORA
jutro!!!
GOSPODARZ
wszelki duch!!!


SCENA 25. GOSPODARZ, GOSPODYNI.
GOSPODARZ
żono, słuchajno żonisia
podźno Hanuś
GOSPODYNI
cóż takiego?!
GOSPODARZ
osobliwy ten dzień dzisia,
tyle naraz wiem nowego
GOSPODYNI
a złego co, cy dobrego?
GOSPODARZ
a wiesz mama tyle tego,
że mi w głowie huczy, szumi;
kto zrozumi, kto zrozumi
GOSPODYNI
cóz takiego, cóz takiego?
możeś chory, któż ten stary?
GOSPODARZ
kto ten stary: — Wernyhora;
jeno nie mów to nikomu,
to ci mówię pokryjomu
i on był tu w tajemnicy
GOSPODYNI
ka już posed — — ?
GOSPODARZ
precz odjechał,
bardzo ważne mówił rzeczy:
trza się zbierać
GOSPODYNI
a co tobie?
GOSPODARZ
trza się zbierać, pasy, torby,
moja flinta, pistolety
i te szable wezmę obie — — !
GOSPODYNI
o Jezusie, jakieś borby
po nocy, gdziez to, cóż znowu — — ?
GOSPODARZ
mam być gotów
GOSPODYNI
gwałtu rety!
ledwo stoisz, jesteś chory
GOSPODARZ
zaraz konno jechać muszę
GOSPODYNI
jeszcze spadniesz ka do rowu
GOSPODARZ
poprzysiągłem się na duszę;
konno muszę — — !
GOSPODYNI
cary, zmory,
jakaś siła?!
GOSPODARZ
od tej pory
żyć zaczniemy, — coś wielkiego!
GOSPODYNI
chowaj Boże, czego złego
GOSPODARZ
zdaleka jechał, miał blisko;
goniec, zwiastun, Wernyhora!
Tam! już jakaś wielka Zgoda.
Zdaleka jechał, miał blisko, —
koniec i początek Sprawy.
Kazał. — Słowo. Słuchać muszę,
zaprzysiągłem się na duszę.
Jego siła mnie urzekła:
Duch narodu!
GOSPODYNI
widmo z Piekła!
gwałtu, rety, jesteś chory,
cosi, gdziesi, kajsi, ktosi, — —
piłeś duza
GOSPODARZ
Duch ponosi!

SCENA 26. GOSPODARZ, JASIEK.
GOSPODARZ
Jasiek!!
JASIEK
Pon co!?
GOSPODARZ
sam tu!
JASIEK
juści!
GOSPODARZ
siodłać konia, dosiądź szkapy,
pojedziesz zwoływać chłopy!
JASIEK
jechać, teraz, trzeba — — ?
GOSPODARZ
musi!
JASIEK
zagubię się w tej celuści,
wszędy straszne błotne chlapy,
GOSPODARZ
aleś Jasiek, co przeleci!
JASIEK
konia se odwiąze z szopy!
GOSPODARZ
Musi! Ważne rzeczy
JASIEK
nasza?
GOSPODARZ
Przeleć, przeleć w cztery strony;
pukaj w okna, zakrzycz »musi«;
niech tu staną przedeświtem,
niech tu staną przed kaplicą
chłopy z ostrzem rozmaitem
JASIEK
chłopy z kosą, — dobra nasza!
GOSPODARZ
dobędzie się i pałasza
JASIEK
że pon wojak, — dobra nasza!
GOSPODARZ
dobra nasza
JASIEK
lece duchem
GOSPODARZ
tajemnica!
JASIEK
chłopy z kosą!
same wichry mnie poniosą!
GOSPODARZ
niech przed świtem staną
JASIEK
musi!!
GOSPODARZ
a nie słuchaj, choć Czart kusi,
jeno prosto
JASIEK
swego nosa
GOSPODARZ
nim na wrzosy padnie rosa,
zanim ptaki zaświergocą
JASIEK
lecę duchem
GOSPODARZ
a leć z mocą!
JASIEK
hej!
GOSPODARZ
(wręcza Jaśkowi złoty róg, który otrzymał był od Wernyhory)
Masz w łapę, to jest dar
JASIEK
szczyre złoto, cóż to?
GOSPODARZ
Czar!
Owiń se o szyję sznur
i dzierż mocno cięgiem róg.
Bacuj u rozstajnych dróg,
by cię jaki czart nie zmóg.
Nie chylaj się nigdzie po nic,
ino leć
JASIEK
do samych granic!
GOSPODARZ
wróć nim trzeci pieje kur;
wrócisz, to se staniesz tu;
wtedy zadmij tęgo w róg,
to się taki wzmoże Duch,
jaki nie był od lat stu, —
bo wszyscy wytężą słuch.
Ino nie zgób, bo róg złoty,
bo go zseła Jasny Bóg
JASIEK
wolę goreć w Piekle poty
GOSPODARZ
bez tego złotego dźwięku
Wniwecz pójdzie cały ruch
JASIEK
opasę sie
GOSPODARZ
nie szarp w ręku!
JASIEK
hoj-że,
GOSPODARZ
leć krakowski zuch!
JASIEK
(który był wybiegł, wraca, chylając się za czapką, porzuconą na podłodze)
moja copka z pawiem piórem
GOSPODARZ
stawaj tu przed trzecim kurem

SCENA 27. GOSPODARZ, STASZEK.
STASZEK
Cy pon słysą, co sie dzioło:
teraz sie tak wicher wzdon,
jak odjechał stary pon
GOSPODARZ
toś ty przywodził starego,
tego pana, w delii, w pąsach
STASZEK
kiela tego, tela tego,
złote iskry miał na wąsach
a ta delijo pąsowa
to jak ogień, jak płomieniec,
a koń, dyabeł, czart, odmieniec
GOSPODARZ
koń siwy, czaprakiem kryty,
czaprak tkany, rozmaity
STASZEK
u siodła pistolców dwoje
GOSPODARZ
i lira przez siodło zwisła
STASZEK
wszystko jakbyście widzieli
GOSPODARZ
gdziesi, kiedyś coś widziałem
STASZEK
przy samuśkim koniu stałem;
szkapa jak ogonem świsła, —
skąd ta u niej tako siła, —
to pysk Kubie osmaliła
GOSPODARZ
Kuba strzymał?
STASZEK
a psia wiara,
nijak strzymać się nie dała,
ino het ogonem prała,
ześmy oba sie chycili
uzdek, — aż i dosiadł Stary
GOSPODARZ
siadł, pojechał, —
STASZEK
a cy cary,
koń, — jak ony nań sie zwalił,
jakby wągle w nim rozpalił:
ogniem piernół, ogniem łysnął,
jak się naroz bez płot cisnął,
mnie i Kubie pysk osmalił
GOSPODARZ
a wszelki duch Pana Boga:
na zegarze, po północku
STASZEK
została zguba u proga
GOSPODARZ
zguba!?
STASZEK
na!
GOSPODARZ
złota podkowa
STASZEK
błyskotała sie na błocku
GOSPODARZ
wymowniejsze niźli słowa:
znak widoczny, oczywisty,
że zawitał gość ognisty
na stepowym siwym koniu,
z lirą dzwoniącą u siodła:
orły, kosy, szable, godła!


SCENA 28.
GOSPODARZ, GOSPODYNI, STASZEK.
GOSPODARZ
Patrzaj Hanuś
GOSPODYNI
Scęście w ręku
GOSPODARZ
Szczęście, szczęście znalezione
GOSPODYNI
ka?
GOSPODARZ
pod progiem na przysieniu;
szczęście w ręku
GOSPODYNI
cała złota,
a mistyrna tyz robota.
Któż to zgubił? — Schować trzeba
GOSPODARZ
zwołać ludzi, — spadło z nieba;
trza pokazać zgromadzeniu


SCENA 29. GOSPODARZ, GOSPODYNI.
GOSPODYNI
nima cego, — Scęście w ręku;
tego z ręki sie nie zbywa,
w tajemnicy sie ukrywa,
światom sie nie przekazuje:
Scęście swoje sie szanuje!
GOSPODARZ
złota!
GOSPODYNI
prawda
GOSPODARZ
rzuć do skrzyni!
prawdziwieś do ręki wzięła;
szczęście swoje się szanuje,
czyli Piekła dar, czy z Nieba, —
aleć jensze szczęście moje
GOSPODYNI
cóz ty godos, ja sie boje
GOSPODARZ
a boś jeszcze nie pojęła:
skończyć nędzę, — zacząć dzieła.
GOSPODYNI
jakie dzieła, co za dzieła?
cózem to ja niepojęła?
GOSPODARZ
orły, kosy, szable, godła,
pany, chłopy, chłopy, pany:
cały świat zaczarowany,
wszystko była maska podła:
chłopy, pany, pany, chłopy,
szable, godła, herby, kosy,
aż na głowie wstają włosy,
wszystko była podła maska
farbiona, — jak do obrazka:
cały świat zaczarowany.
GOSPODYNI
a cóż tobie, cy gorącka?
GOSPODARZ
snuło się to jak gorączka,
jak gorączka na wulkanie,
jak szumienie na organie:
takie figury w koronie,
tacy pyszni szlachta w herbie,
pałace, zamczyska, wille,
tabunami gnane konie,
sześciu paradników w tyle:
hulaj dusza bez kontusza
z animuszem, hulaj dusza!!
ani zbili pan w koronie,
że stoimy gdzieś na szczerbie,
ani zbili szlachta w herbie,
ani zbili chłop przy roli,
czy tam kogo gdzie co boli:
wół przy roli, świnia w ganku, —
hulajże panie kochanku
GOSPODYNI
połóż-że sie, boś pijany
GOSPODARZ
świat pijany, świat pijany,
cały świat zaczarowany, — —
puść mnie, ja mam jechać, muszę,
poprzysiągłem się na duszę
GOSPODYNI
gwałtu rety!!!


SCENA 30.
GOSPODARZ, GOSPODYNI, GOŚCIE
Z MIASTA.
WSZYSCY
Co się dzieje??
Co się stało.
GOSPODYNI
ot szaleje!
GOSPODARZ
wy a wy — co wy jesteście:
wy się wynudzicie w mieście,
to sie wam do wsi zachciało:
tam wam mało, tu wam mało
a ot co z nas pozostało:
lalki, szopka, podłe maski,
farbowany fałsz, obrazki;
niegdyś, gdzieś tam, tęgie pyski,
i do szabli i do miski;
kiedyś, gdzieś tam, tęgie dusze,
pół-waryackie animusze:
kogoś zbawiać, kogoś siekać;
dzisiaj nie ma na co czekać.
Nastrój? macie ot nastroje:
w pysk wam mówię litość moję.
(pluje),


SCENA 1. GOSPODARZ.

(chodzi tam i sam; zatrzaskując zamyka to jedne, to drugie drzwi, które ktoś od zewnątrz otworzy; wreszcie znużony położył się na zestawionych krzesłach, drzemiący. Pokój jest ciemny).

SCENA 2.
GOSPODARZ, POETA, NOS, PAN MŁODY, GOSPODYNI, PANNA MŁODA
POETA
Spił się, no!
GOSPODARZ
zwyczajna rzecz:
powinien mieć polski łeb
i do szabli i do szklanki
— a tymczasem usnął kiep.
NOS
do szklanki i do kochanki, —
— chociaż nie, — chociaż nie; —
rzecz mi się inaczej widzi,
coś mnie tak pod sercem rwie,
może z tego będzie co; —
wino, wódka, — to nie to,
czynnik główny:.... miecz
GOSPODARZ
miecz, — miecz, czynnik główny miecz
POETA
dziwna rzecz, — dziwna rzecz;
połóżcie go spać
PAN MŁODY
szarpie sie
NOS
widzi mi się, jestem w lesie;
uciekają drzewa precz....
PAN MŁODY
czy cię nudzi?
NOS
wszystko nudzi,
wszystko mi się przykrzy już;
koło serca mi się studzi,
odleciał mnie Anioł stróż;
ino mi się widzi las
i te drzewa lecą precz:
wszystko hula: has, has, has
PANNA MŁODA
to sie spił
POETA
ciekawa rzecz
GOSPODARZ
wszystko zawsze jest ciekawe,
wszystko interesujące
PAN MŁODY
własny ton, muzyka duszy;
ton, przez który dusza krzyczy
POETA
ciszej — czegoś sobie życzy
NOS
kapkę wina, w gardle suszy
POETA
masz, —
NOS (do poety)
znam, znam, eviva l’arte,
życie nasze nic nie warte:
kult Bachusa i Astarte.
Ha! trza znosić Fata, Los,
konsekwentnie próżny trzos;
o Wielkościach darmo śnić,
trzeba żyć, trzeba żyć. —
Bonaparte, ten miał nos
GOSPODARZ
(ze swego miejsca)
gdzieżeś ty się tak uwinoł,
ledwo drugi dzień wesela,
jużeś powalony z nóg
NOS
chciałem, żebym w tłumie zginął,
żeby się tak zniwelować,
zanurzyć się po szczyt głowy
w ten świat zdrowy;
indywidualność zdusić,
do prostoty się przymusić;
ale cóż, kiedy natura
rozśpiewała moją duszę;
mimo, żem chciał się pogłębić,
na plan pierwszy wstąpić muszę, —
czuję! psiakrew, serce czuję...
POETA
nie żarty, choroba serca;
po cóż pijesz
PAN MŁODY
niebezpieczno,
ach to już prawie szaleństwo
GOSPODARZ (mrucząc)
a jednak i to... męczeństwo:
żyć z tą pustką w duszy wieczną
NOS
piję, piję, bo ja muszę,
bo jak piję, to mnie kłóje;
wtedy w piersi serce czuję,
strasznie wiele odgaduję:
tak po polsku coś miarkuję, — —
szumi las, huczy las:
has, has, has.
Chopin gdyby jeszcze żył,
toby pił, — —
has, has, has,
szumi las, huczy las
POETA
połóż-że się na kanapie,
jak się wyśpisz, pójdziesz w tan
NOS
tańcowałem z Morawianką,
nikt jej nie chciał w taniec brać,
przecie mnie na litość stać:
ona chłopka, a ja pan,
jak się prześpię, niech poczeka
GOSPODARZ (majacząc)
sen, — sen: — niech poczeka tam;...
długa droga i daleka,
jedzie drogą wielki pan
POETA (do brata)
coś się marzy — —?
GOSPODARZ
i ja śpiący
GOSPODYNI (do męża)
podź na łóżko, zgotowione
GOSPODARZ
nie, — zostanę tu w fotelu.
(ku Nosowi)
He, dobranoc przyjacielu,
tych prawdziwych już niewielu
NOS
(układa się na sofie; do pana młodego:)
całowałem Morawiankę
a trzymałem flaszkę w łapie
flaszka mi się przechyliła
i czuję, że wino kapie;
szkoda wina; — w tem przyczyna,
że trzymałem flaszkę w łapie;
chciałem wyjąć korek, a tu
korek coraz na spód idzie;
myślę sobie, daj go katu,
wyciągnę korek za włos,
na włos długi Morawianki
a ona poszła po szklanki;
no ale się jakoś stało,
że wypiłem flaszkę całą
i... musiałem wypić włos!
i to mnie tak rozmarzyło,
żem się kochać począł naraz, —
chcę całować drugi raz
i tutaj nowy ambaras,
bom runął jak, jak, — jak głaz
PAN MŁODY
pamiętaj na drugi raz:
wprzód całować, potem pić
POETA
wprzódy zmarnieć, potem żyć
GOSPODYNI
a podźcie juz, niechze śpiom
NOS
tom te rom tom, tom, tom, tom
PANNA MŁODA
ostawcie ich, podźcie już
POETA
ciekawy stan takich dusz
PAN MŁODY
my jeno znamy połowę
o sobie, — któż resztę wie — — ?
POETA
gdzieto człowiek chadza w śnie:
straszno tam, tutaj źle;
prawie codzień myślę o tem:
jak to długo może trwać
NOS
na ten temat myślę codzień;
jak się wyśpię, powiem mowę, —
chce mi się okrótnie spać,
najlepiej na ten temat śpie
PAN MŁODY
całe ciało zlane potem
POETA
trza mu suknie insze wdziać
NOS
Wieczność, — czy tak rozumiecie — ?
Nieskończoność — hej, gdzieś, hej, —
ty mi panno wina lej;
spłyniem, inni po nas przyjdą
GOSPODARZ
czy oni już raz ztąd wyjdą!
nie tłuczcie się, — ruszaj tam,
chcę mieć spokój, chcę być sam
NOS
spłyniem, inni po nas przyjdą
uciekajcie, kysz a kysz,
après nous le déluge[1]

(Nos zasypia na sofie, gospodarz na fotelu i krzesłach i tak już śpiący obaj pozostają.)

SCENA 3. CZEPIEC, MUZYKANT.
(we drzwiach weselnych)
CZEPIEC
durny gajdusie,
piniądze, tobyś chcioł brać
MUZYKANT.
nie gawędźcie gospodorzu,
połóżcie się spać;
niech se potańcują inni
CZEPIEC.
psiekwie, — mieście grać powinni;
to mnie kazujecie lezeć,
jagem wom zesypoł piniądze. —
Patrzyć! — jak wam pyski spiere.
Bedziecie, czy nie bedziecie grać — ?
MUZYKANT.
Nie gawędźcie gospodorzu,
połóżcie się spać;
niech se potańcują inni
CZEPIEC.
psiekwie, — mieście grać powinni
MUZYKANT.
szóstke-ście dali,
juześmy wam przegrali;
niech se potańcują inni
CZEPIEC.
psiekwie, — mieście grać powinni
SCENA 4. CZEPIEC, CZEPCOWA.
CZEPCOWA.
dejze pokój, —
cóz ci ta o głupie granie;
zastępujesz ta komu
CZEPIEC
następ, — jo im sprawie lanie
CZEPCOWA
pojdze do dom, boś ochlany
CZEPIEC
caf se babo, — jo pijany?
szuruj do domu!
skrzypkowie, jo mom rękę silno,
moze wicie, — po dobroci
CZEPCOWA
o cóz to ci, — o cóz to ci
CZEPIEC
następ, ja im sprawie lonie
CZEPCOWA
dejze pokój
CZEPIEC
psie gazdonie,
pokil mówię po dobroci


SCENA 5. CZEPCOWA, GOSPODYNI.
CZEPCOWA
Was ta śpi
GOSPODYNI
mój ta śpi
CZEPCOWA
telo z tem Weselem zachodu
GOSPODYNI
niech sie ta pocieszom z młodu
CZEPCOWA
juści, ino tylecka człowieka,
co sie nawesołuje z młodu;
późni ino cięgiem narzeka:
tego szkoda, tego szkoda
GOSPODYNI
tak ta, jak ta, jak sie co da
CZEPCOWA
ale piknie sie odbywo.
Ino to miastowe państwo
patrzy sie, patrzy, a poziwo;
widać to niewyspane, cy jakie;
poziwo, a nieodydzie;
widać im sie szyćko udało; —
a naprzyjechało niemało
GOSPODYNI
tylo ozrywki w cały bidzie


SCENA 6. RACHEL, POETA.
RACHEL
Ach panie, — jak to piękna dla pana
chwila, — ja panu oddana;
a że to tak przemija
i ani pan sie coraz zbliża,
ani ja, bo ja wciąż nieśmiała
POETA
pani by tam stała i stała
na tym wichrze
RACHEL
a ten pęd; a potem te głosy coraz cichsze,
coraz dalsze, — i ta muzyka bliska
i te wszystkie na sadzie zjawiska,
którem ja widziała, —
a że to tak przemija; —
że my się rozejdziemy,
że się wzajem zapomniemy,
to jest pan mnie zapomni
i jak się Rachel oprzytomni,
to będzie marzyć
i może będzie smutna
POETA
to będzie pani kontenta,
że myśl tak upornie zajęta
smutkiem, — a Smutek to Piękno
RACHEL
a jak stróny sie jakie rozpękną
i zacznie grać ten żal
POETA
wtedy pani weźmie szal
i przystanie jak Polymnia w ogrodzie
i pomyśli, — — jaki krój jest w modzie,
jak się ubrać, mając pójść na bal
lub do koncertowych sal
a tam, — to się spotkamy
RACHEL
no a cóż ten serdeczny żal
i ta na mojem czole chmura
POETA
a od czegóż jest literatura? — —
to wejdzie w sztukę;
w jakiejkolwiek formie, ale wejdzie:
czy jako sonet, czy liryka,
czy feleton powieści
RACHEL
a moja muzyka
serca, — prawie miłość do pana
najszczersza — — ?
POETA
ta będzie najszczerzej oddana,
co do wiersza


SCENA 7. HANECZKA, PAN MŁODY.
HANECZKA
dziękuję ci, panie bratku,
tak mi dobrze było tańcować
PAN MŁODY
dobrze kwiatku?
HANECZKA
jakem się zaczęła kręcić
tak w kółeczko, tak w kółeczko,
takem i chciała pocałować
drużbę
PAN MŁODY
dziecko?!
HANECZKA
no a wy, to sie całujecie
nie jak dzieci
PAN MŁODY
my jako poeci,
to nam to niby uchodzi,
to się inaczej rozumie
HANECZKA
a ja to w sobie zatłumię?
niechże przecie się wyszumię
w czułości dla tych Krakusów
PAN MŁODY
wszystko dobrze, prócz całusów
HANECZKA
całus nie jest żadną stratą
PAN MŁODY
drużbowie za głupi na to
HANECZKA
to tak mówisz na ostatku!
PAN MŁODY
nie trza kwiatku!


SCENA 8. POETA, MARYNA.
POETA
Coraz piękniej, — pani sama
MARYNA
pięknieję w tej samotności;
pan już widzę przypiął skrzydła,
pan już upoetyzował chwilę
i dom cały, wesele i gości.
POETA
tak, — już wszelakie straszydła,
cały raj fantastyczności
zimaginowałem żywy
MARYNA
no i stał się pan szczęśliwy,
miarkując talentu tyle;
a my co, — my nie poeci; —
czy nie uważa pan, że nad nas leci
jakaś kaskada czułości,
że się nam na oczach świeci,
jakbyśmy już coś widzieli
POETA
może, to może być,
że staliście się anieli
przez tę noc nieprzespaną,
przetańczoną, przegraną, — —
a dalej co — ?
MARYNA
myślę właśnie,
co dalej z anielstwem począć, —
że do wozu się koniki zaprzągnie,
my siądziemy, — lokaj trzaśnie
z bicza — i wszystko...
POETA
jak z bicza trzask zgaśnie
MARYNA
no ale któż
ten ton tak wysoki uciągnie??
Tam po za mną, jak stałam
przy skrzypaku, — wysłuchałam:
mówili o Polsce chłopi
i mówili wcale rozsądnie i szczerze:
że tego, tamtego trzeba bić,
że się nie trzeba dać, że trzeba jakoś żyć,
że dłużej tak nie może trwać
i wie pan, — jakoś temu wierze,
że to było rozsądnie i szczerze
POETA
że, jakby przyszło do czego...
MARYNA
kiedy!?
POETA
bo po co się to ciągle skarżyć biedy:
po co myśleć
MARYNA
rzeczywiście po co, —
POETA
a za popędem idąc
MARYNA
jak kto! —
POETA
oni i my, — my i oni,
na wyścigi, — kto kogo przegoni
MARYNA
a pan na Pegazie, na chmurze.
Mnie się zdaje, — że coś jest...
POETA
tam?!
MARYNA
tam, — tu! — w całej polskiej naturze
przemiana
POETA
obserwacya?
MARYNA
ja wróżę
POETA
ach, wierz pani i ja też przemieniony
a jeszcze sobie nie wierzę
i choć wszystko pani mówię szczerze,
to przed sobą prawdę własną kryję
i we mgle jakowejś żyję.
Tyle się podłości i głupoty
koło mnie wlokło jak psów,
czepiało się moich rąk,
czepiało sie moich nóg;
z tylum już zawracał dróg
dla mgieł, dla nocy, ciemności!
Oszaleć, — bo wszędy czuję
ten ustrój poetyczności
i wszystko we mnie tańcuje:
mgły i smutek i podłości, —
i na skrzydłach mi cięży
ciężar jakby cudzych łez:
ktoś płacze
i łzy się do mojej duszy
czepiły, — skrzydeł nie ruszy
mój Duch, bo spętany
słyszałem, jakby gdzieś nad nami
w górze, czy u stropów, czy chmur,
któś rzewnemi płakał łzami
MARYNA
co panu jest, co panu jest,
niech pan idzie ochłonąć na dworze,
na wichrze
POETA
tam! tam gorze
jeszcze więcej, — tam mnie porywa
ten sad, gdzie drzewa ogromnieją
i ponurość się rodzi straszliwa
z krzewów i pni i liści, — co rdzewieją
w ciemni, jak majaki
spokojnych Słowiańskich Bogów
MARYNA
— a prawda, się jak oliwa
zbiera; — cóż to pana boli?
myśl — ?
POETA
ta myśl mnie boli: —
jest ktoś, co mnie wiąże do roli
i ktoś, kto mnie od roli odrywa;
jest ktoś, co mi skrzydła rozwija
i ktoś, co mi skrzydła pęta;
jest ktoś, co mi oczy zakrywa
i ktoś, co światło ciska;
jest jakaś ręka święta
i jest dłoń inna przeklęta;
jest Szczęście, co się ze mną mija
i Nieszczęście, które mnie tuli
MARYNA
że to pan wszystko tak pamięta,
że pan tem wszystkiem tak się czuli


SCENA 9. CZEPIEC, KUBA.
CZEPIEC
pódzies smyku! pódzies zdybiu!
KUBA
dejciez pokój panie wójcie
CZEPIEC
nie kręć sie tu pod nogami,
tu starszeństwo ino sami
KUBA
a jo coś wim i pedziołbym,
żebyście sie nie ciskali
CZEPIEC
co...?
KUBA
wy macie pójść kajś z nim
(tu wskazuje Gospodarza)
CZEPIEC (wskazując)
z tym...
KUBA (wskazując)
co śpi
CZEPIEC
ka?
KUBA
na Moskali!
CZEPIEC
co, ja z nim, z tym co śpi — — ?!
KUBA
cyt, jemu sie cosik śni;
był u niego jakiś pon,
bary mioł, jak chlebny piec
CZEPIEC
jakiś bardzo znakomity pon,
jeźli bary mioł jak piec
KUBA
zajechał konno w podwórze
a potem, jak se pogadali
z tym co śpi, — pon Jaśka wzion;
Jasiek zaraz konia spion
i zakrzyknął: bić Moskali!
Myśmy dwa ze Staskiem stali.
Jesce wam i to powtórze,
jak oni tu sie zgodali
CZEPIEC
a ten pon — —?
KUBA
gość z Ukrainy,
jakiś okropnie bogaty,
straśnie polskie robił miny
CZEPIEC
stary — ?
KUBA
pono setne laty. —
Mówili o jakisi rzezi, krwi, —
że trza objezdzywać dwory;
pon był do szyćkiego skory,
tak się prędziuśko zmówili,
że jak stary już skońcyli,
tośmy ledwo odskocyli
ze Staskiem ode drzwi
i nibyto, ze trzymomy siwka
CZEPIEC
koń był siwy — ?
KUBA
jak śnig, mliko
a czaprak pozłocisty
CZEPIEC
czy to nie jakosi podrywka,
czy Czart może ze mnie drwi.
Kto go więcej widzioł?
KUBA
nik
CZEPIEC
Stasek: bajok a ty: śpik
KUBA
nie wierzycie? — jest podkowa
bo koń złotem był podkuty;
oddarła sie i jo naloz
CZEPIEC
gdzie jest?
KUBA
a oddałem zaroz
a matoś schowali do skrzynie
CZEPIEC
schowali podkowe do skrzyni, — ?
nikomu nie pokazali;
jak na dobrom gospodynie,
dobrze. — to sie nawet chwali.
Ale Szczęście! — Jo już wim,
trza żebyśmy poszli z nim;
Słuchaj Kuba, podź ty ze mną
bo jest ciemno,
bedzies świciuł, zbierema się!
(z gestem w stronę Gospodarza)
Czekajcie! rozmówiewa sie!


SCENA 10. CZEPIEC, DZIAD.
CZEPIEC
(nastąpił we drzwiach na wchodzącego)
A cóżeś za
DZIAD
panie wójcie!
CZEPIEC
nimocie ka, w drodze stójcie
DZIAD
a strzeżcie sie, — zmiłujcie sie, —
tak sie rozpytujom chłopy,
jakby się coś miało dziać:
chcom sie do żelastwa brać
CZEPIEC
stanie sie, co ma sie stać
DZIAD
Jasiek cosi po wsi gonił
konno, — w okna wszystkim dzwonił
CZEPIEC
czy ja spał, gdziem ja był! —
DZIAD
Wyście panie wójcie pił.


SCENA 11. CZEPIEC, GOSPODYNI.
GOSPODYNI
mój ta spi
CZEPIEC
wasz ta śpi
GOSPODYNI
tyla sie naciskoł, szumioł,
zwymyśloł het dookoła
CZEPIEC
mówił co i ciekawego
GOSPODYNI
a ktoby ta co rozumioł
CZEPIEC
to może co będzie — hę?
GOSPODYNI
tylo z tego, co z niczego;
kajś sie zbiroł, kajś sie broł,
mozeby był kogo proł
CZEPIEC
mozeby nie było źle
GOSPODYNI
mozebyście chcieli ś-nim
konno lecieć?
CZEPIEC
konno gdzie — !?
GOSPODYNI
jo to wim — — ?
CZEPIEC
a mówił tyz więcy co?
GOSPODYNI
jo to wim?
CZEPIEC
kto jak kto, — ale jo!


SCENA 12. RADCZYNI, DZIENNIKARZ.
RADCZYNI
Panowie macie tak wiele
absorbującej pracy, — a Wesele
zwabiło pana
DZIENNIKARZ
rad jestem
od głupstwa oderwać się chwilę
RADCZYNI
pańska praca: rzecz seryo
a pan takim przekreśla ją gestem,
tak ją wspomina nie mile,
tę rzecz seryo
DZIENNIKARZ
rzeczy seryo niema;
wszystko jest prowizoryczne:
przekonania, opinie, twierdzenia
RADCZYNI
Jednak Prawda
DZIENNIKARZ
nawet Prawdy cienia!
RADCZYNI
to tak zależy od człowieka;
ale gdy pan sam ucieka
z posterunku
DZIENNIKARZ
pani, to akcyza:
»Placówka», to imaginacya;
Danaid zbyteczne trudy
RADCZYNI
— — a to pan bywa wiele
DZIENNIKARZ
tak, z nudy
Człowiek się tak w młyn zamiele,
że bywam i bywam wiele;
wist, partyjka, kolacyjka
bliscy, dalsi przyjaciele.
Z biegiem lat, z biegiem dni
ten umarł, tamtego brak;
człowiek sobie marzy, śni
a z nudów przywdziewa frak, —
przyjechałem na wesele
i choć mi niejedno wspak.
jakoś, jakoś dobrze mi.
SCENA 13. RADCZYNI, PANNA MŁODA.
RADCZYNI
No, moja ty urocza panno młoda,
jakże wy sobie będziecie żyli
PANNA MŁODA
a tak-ta, tak-ta, cy jo wim,
jescem sie nie zgodała ś-nim
RADCZYNI
ja wiem, że twoja uroda
niejedną trudność przesili,
żeś sobie młoda; —
no, ale o czem wy będziecie mówili,
jak tak nadejdzie wieczór długi:
mówić się nie chce, trza przesiedzieć,
on wykształcony, ty bez szkół
PANNA MŁODA
pocózby, prose pani, godoł,
jakby mi nie mioł nic powiedzieć,
pocózby sobie gębe psuł.


SCENA 14. PANNA MŁODA, MARYSIA.
MARYSIA
cieszę się, a myślę sobie,
że ci będzie siostro żal
PANNA MŁODA
czego żal?
MARYSIA
jakeś do pola ganiała
krasą i siemieniatke;
jageś jesce była mała
i ty i Hanusia i ja,
byłyśmy razem doma,
że ci sie zacnie bez stajnie,
żeś kole niej wyrosła zwycajnie
i bez cały ty wsioski roboty,
bez tego harowanio;
że, jak ty bedzies panią,
ciesze sie a myślę sobie,
że ci bedzie siostro żal
PANNA MŁODA
czego żal — — ?
MARYSIA
że ci sie bedzie cnieło
bez tatusia, bez nos,
bez tych płotów, bez ogroda;
że choć sie chłopem uciesys,
jesce tu płacząca przylecis,
bo tutok duszę mos,
bu tu sie serce przyjeło
a tam ci bedzie samotno
i bez to ci bedzie markotno
i bez to ci bedzie żal
PANNA MŁODA
mało szkoda, krótki żal
MARYSIA
a teraz ty sobie chwal,
rumień sie teraz i pal;
ale tutok dusza sie ostanie
i tutok twoje kochanie
a tam ci bedzie samotno
i bez to ci bedzie markotno
i bez to ci bedzie żal


SCENA 15. MARYSIA, OJCIEC.
MARYSIA
tatuś sie Weselem cieszą
OJCIEC
niech sie bawią, niech sie weselą;
tela tego, co te pare dni, —
a potem, jak się pobierą,
to już mnie do nich nic,
niech se ta na swoich żarnach mielą,
jako chcą, — nie moje prawo
MARYSIA
ale tatuś nam pomogą z tą sprawą
grontów, — do tej upłaty
OJCIEC
jo patrze swego, — jo nie bogaty;
posłaś, toś posła;
cy tam za tego, cy za insego:
telo, cobyś sie wyniosła
na tamten świat
MARYSIA
możebyście byli więcej rad,
żebym za pana sie wydała,
jak mię to przed laty chcioł
OJCIEC
ten, co umarł; — ostał swat,
boś sie przez Wojtka swatała
i swat ciebie wzioł
MARYSIA
a ja swata pokochała
a dzisiok, jak sie Jaga wydała
i ja sobie moje przypomniała
o tym zmarłym przyjacielu,
jak-em sie to ś-nim poznała
na Hanusinem weselu, —
zrobiło mi sie markotno,
nie wiem czego, —
przecie wolałam mego, —
chyba, że onemu samotno
OJCIEC
ka twój mąż?
MARYSIA
już legnoł, śpi,
zmęcony, — a kazał mi tu być,
tom przyszła, — a nie wiem poco;
nic tu dla mnie, — a tu ide,
że tu tańczą, — jak przed laty:
kiedy do mnie przyszły swaty
i od chłopa i od pana
a ja byłam zakochana
OJCIEC
idze ku nim
MARYSIA
ino patrze:
jak te druchny coraz bladsze
z umęcenia a kręcom sie,
nie ustanom, radujom sie
OJCIEC
potańcuj se
MARYSIA
ino patrze
OJCIEC
płaczesz — — ?
MARYSIA
tak sie w oczach mgli
wszystko widze coraz bladsze.


SCENA 16. POETA, PANNA MŁODA.
POETA
panna młoda, — ze snu, z nocy
PANNA MŁODA
A sen to miałam,
choć nie spałam,
ino w taki ległam niemocy...
POETA
od miłości panna młoda osłabła
PANNA MŁODA
— — — — — — —
we złotej ogromnej karocy
napotkałam na śnie dyabła;
takie mi sie głupstwo śniło,
tak sie ta pletło, baiło
POETA
i odrazu dyabeł jak z procy
i odrazu kareta złota
PANNA MŁODA
A tak-ta na śnie, nie dziwota,
że sie jakie byle co zwidzi;
niech ino pon nie szydzi,
bo pon, to po dniu zdziwuje,
jesce wsędy rozgaduje,
jakby cej-co, — choć nima co
POETA
są tacy, co za to płacą;
że z jednego takiego bajania,
można sobie powóz sprawić
i zestrojonego dyabła
i ogromnie wielu gapiów zabawić
PANNA MŁODA
od tańcenia takem osłabła...
Śniło mi się, że siadom do karety
a oczy mi sie kleją, — o rety —
Śniło mi sie, że siedze w karecie
i pytam sie, bo mie wiezą przez lasy,
przez jakiesi murowane miasta, — —
»a gdziez mnie biesy wieziecie?«
a oni mówią: »do Polski« —
A kaz tyz ta Polska, a kaz ta?
pon wiedzą?
POETA
po całym świecie
możesz szukać Polski panno młoda
i nigdzie jej nie najdziecie
PANNA MŁODA
to może i szukać szkoda
POETA
a jest jedna mała klatka, —
o niech tak Jagusia przymknie
rękę pod pierś
PANNA MŁODA
to zakładka
gorseta, zeszyta troche przyciaśnie
POETA
— — — a tam puka?
PANNA MŁODA
i cóz to tako nauka?
Serce — ! — ?
POETA
A to Polska właśnie.


SCENA 17. POETA, PAN MŁODY.
PAN MŁODY
takie zimno bardzo rano;
noc tę dzisiaj nieprzespaną
zapamiętam długie czasy
POETA
zapewne, noc to poślubna,
ta jest zawsze siłopróbna
PAN MŁODY
trochę to, co inne jeszcze.
Ujęły mnie jakieś kleszcze
przestrachu, ogromne grozy.
Uląkłem się nagle prozy,
jaka jest we fantastycznym świecie:
że to, co jest tu przed nami żywe,
tak się nagle wiatrem zmiecie;
że my próżno wyciągamy ręce
do widziadeł, — bo to są widziadła
i tak mi fantazya zbladła,
bo już się była układła
do snu, we widziadeł lesie
POETA
A mnie to znowu teraz niesie
ten wicher z nocy.
Określiłbym to tak, że dusza pnie się
po skale stromej w górę
i wie, — wie, że stanie tam!
taka pewność sił, tę teraz mam!
PAN MŁODY
I to wszystko na żart
POETA
A ot tak, jak leci czart
po nocy, — nie zeszła jeszcze noc
PAN MŁODY
A trafiaj ty orły z proc,
ja wolę gaik spokojny,
sad cichy, woniami upojny
żeby mi się kwieciły jabłonie
i mlecze w puchów koronie
i trawa schodziła sielona,
kręciła się przy mnie żona,
żebym miał kąt z bożej łaski
maleńki, jak te obrazki,
co maluje Stanisłaski
z jabłoniami i z bodjakiem
we złotawem słońcu takiem....
żeby mi tam było cicho, spokojnie
a jeśli gwarno i rojnie
to od brzęczących pszczół, błyszczących much
............


SCENA 18. POPRZEDNI, CZEPIEC.
CZEPIEC
(w kożuchu, z wielką kosą w ręku,)
A moi panowie tu
PAN MŁODY
kosa!
jaka piękna
CZEPIEC
a bo nastawiona
PAN MŁODY
prawda, ostro najeżona,
jak do bicia, — cóż to będzie z tego?
CZEPIEC
Ano nastawiona do użycia,
ale to wy panowie nie wicie,
jak widze, — co sie gotuje
POETA
Cóż to Czepiec mówią, — czy do brata
jaka sprawa
CZEPIEC
Ano właśnie Sprawa
PAN MŁODY
rzecz ciekawa —
POETA
rzecz ciekawa
PAN MŁODY
cóżeście to niby mieli,
żeście tak nagle wlecieli — ?
CZEPIEC
Ej, pon jakby, ślepy, ślepiec;
nie do panam szedł
POETA
No Czepiec,
brat drzymie, budzić nie trzeba;
czy co ważne — — ?
CZEPIEC
ważno kosa
POETA
jeśli potrzebował do obrazu
kosy, — postawcie ją w kącie, —
jak się zbudzi
CZEPIEC
aha, bratku, mom cie.
Juz sie obrazy skońcyły;
panom ino obrazy, płótna
PAN MŁODY
Coś dziś u Czepca mina butna
CZEPIEC
pańska ta, za rezolutna;
pon sie na mnie skrzywiom, jak rzeke,
że my sie nie rozumiewa
i na nic rozmowa nasa
POETA
no pewnie, my do Sasa, wy do lasa


SCENA 19. POPRZEDNI, GOSPODARZ.
CZEPIEC
(podszedł ku śpiącemu i szarpie go za ramię)
hej, hej, panie — — — !
cózto pon śpią, trzeba wstać,
trzeba się do czego brać
GOSPODARZ (rozbudzony)
(z fotelu i krzeseł, na których leży)
cóż — wyście tu, — któż hałasi!?
gdzież Hanusia, Hanuś!
CZEPIEC
(przywierając drzwi od izby)
cicho,
nie potrza jej tu do rzeczy,
co chcę panu powiadać
GOSPODARZ
cóż mi kum do ucha skrzeczy,
o czem? — cóż z tą kosą, po co?
CZEPIEC
A tam ludzie sie szamocą
we wsi, — tam sie garną, kupią;
może idą już, — pon śpią!!
zaspane ślipia
GOSPODARZ
co ty mnie tu, — co wy, co to?
CZEPIEC
A spieszy mi sie z robotą,
juzem sie wycniół ze spania
i jestem gotów i czekam
dalszego rozkazowania
a pon sie nie wycniół i śpi
GOSPODARZ
A wam co się z kosą śni
CZEPIEC
Mnie sie nie śni, wstawaj pon;
boć kum pono rozkaz wzion
jakiś ważny, najważniejszy
i papiry, czy tam co
GOSPODARZ
Ja, papiery, rozkaz, czyj?
CZEPIEC
Myjze sie pon prędzej, myj —
niech po próżności nie stoję,
bo mi próżno mitręga i wstyd.
Pon mają pójść razem z chłopami
a chłopi tu wsioscy już som
gotowi, — i stoją tam!
Zbierają sie kole studnie z gościeńca
i przywalą się tu do dziedzieńca,
jak sie poszarzeje świt
GOSPODARZ
Zachodzę, zachodzę w głowe
CZEPIEC
tam w Krakowie już wszystko gotowe
GOSPODARZ
Coście kumie, coście chłopie
zbajczyli przez długom noc, —
ja z Wami?
CZEPIEC
Wy z nami!
GOSPODARZ
A wy wszyscy z kosami...?
CZEPIEC
jak sie patrzy, ostrzem tak
GOSPODARZ
jakiś znak?
POETA
— — jakiś znak?
CZEPIEC
Zbierajcie się poki czas,
byśwa byli radzi z was
a nie stójcie, jak te ćmy,
albo kpy;
co kto ma do ręki brać,
na podwórze wyjść i stać;
tam już ludzie som,
co sie sami rwiom:
chłopi tak! A chłopi, tak!
POETA
— jakiś znak
GOSPODARZ
jakiś znak!
CZEPIEC
Panowie, jageście som,
jeźli nie pojdziecie z nami,
to my na was, — i z kosami
GOSPODARZ
wy, a jako —
POETA
wiecież kto my!?
Co wy o nas wiecie, — nic
CZEPIEC
O pon widno niewidomy;
widać, że nie znacie nas
PAN MŁODY
widzę, żeście krwi łakomy;
jeno, że na krew nie czas
CZEPIEC
hej pan młody, hej pan młody;
wyszczézyły mu się gody,
to mu ino w myśli wczas
GOSPODARZ
A! wstydzę się waszych słów,
choć mi radość z waszych lic
CZEPIEC
Wyście bo to żarnych świc
rozpalili z naszych lic.
Panie, a cy pon pamięta,
jak pon szeptoł nieraz w noc,
co mówiła Panna Święta,
jako w nas jest wielga moc,
jako że moc jest zaklęta,
że sie kiedyś opamięta...
Wyście to z pożarnych świc
rozpalili z naszych lic
PAN MŁODY
A wy zaraz w rękę nóż
CZEPIEC
A cóż czekać, czy jo tchórz?
GOSPODARZ
kumie, miarkujcie się w słowie
CZEPIEC
a kiej słucho, niech sie dowie
PAN MŁODY
gębą toście bardzo harny
CZEPIEC
kręć pon ino próżne żarny,
poezyje, wirse, ksiązki,
podobajom ci sie wstązki,
stroisz sie w te karazyje
a jak trza sie mirzać z czego,
to pon w sobie szyćko skryje
POETA
A przecież się nic nie dzieje
CZEPIEC
A toć przecie wciąz mówicie,
jeśli rozumiem co z tego;
ponoć nawet piewsi wicie:
to rzecz wielka!
GOSPODARZ
jaka?!
CZEPIEC
Dnieje!!!
POETA
Dnieje, tak, to tam szaleje
ta majaka z chmur i mgły,
ta majaka, co sie wieje
ponad łan
PAN MŁODY (ku oknu)
na liściach skry.
Opalowa rosa spływa;
przesiewa się w dyjamentach
z drzew, jak wiszar w skalnych pętach, —
Cud!
CZEPIEC
Pon ino widzisz pchły,
pchły, świecidła, rosę, ćmy
a nie chcesz znać, co som my:
że w nas dnieje, dusa świci,
że zarucko kur zapieje,
że na nas czekajom w mieście,
że nas tu jest ze dwiedzieście
z kosom, cepem, żelaziwem
i że to, to nie som sny
POETA
Co on mówi, a to dziwne,
bo mi się to dziś marzyło:
jako dramat, jako sen
PAN MŁODY
co za temat
POETA
chłopska krew
i ten jego pański gniew
GOSPODARZ
Nas czekają? — was czekają?
zaraz, — coś to, — coś tu było,
co już o tem mnie mówiło, —
lecz kto, jaki...?
CZEPIEC
ktoś tu był,
co przejechał duze światy,
ponoć kajsi z Ukrainy;
przywiózł hasło, czy papiry,
rozesłać kazał wiciny, —
a są tu za progiem ludzie,
mogą świadczyć, jak z północka
słyszeli brząkanie liry
POETA (do brata)
liry brzęki, po północy,
jak-eś ty leżał w niemocy,
ja słyszałem
PAN MŁODY
ja słyszałem
od podwórza, z tego sadu
POETA
z tego sadu, z pod jabłonki,
ale sobie myślę: mrzonki, —
może kto się ubrał w dzwonki
GOSPODARZ
a był także jakiś taki, —
był też inny, — nie pamiętam, —
ale mi coś świta, —
CZEPIEC
pany, —
wyście ino do majaki;
niechże który wyjrzy w pole,
co sie widzi hań na dole,
kandy jest krakowsko ścizka
POETA (wychodzi)
i ztąd widzieć, bo to zblizka;
trza zobaczyć


SCENA 20.
PAN MŁODY, CZEPIEC, GOSPODARZ.
PAN MŁODY
po cóż gniewy;
takiście są rozpaleni
CZEPIEC
A tam, panie, się rumieni;
na powietrzu słychać śpiewy
PAN MŁODY
wyście Czepiec w gorącości,
toz wam się coś marzy, dzwoni
CZEPIEC
panie młody, tam ktoś goni,
tyle chłopa, tylo koni,
idź pon ujrzyć
PAN MŁODY (wybiega)
co tam znowu
SCENA 21. GOSPODARZ, CZEPIEC.
GOSPODARZ
kum pijany, — ja pijany. — —
Ładnie wam tak z kosą w dłoni
CZEPIEC
Psiakrew, ludzie, jo mom stać
a tu ludzie chcom sie rwać.
Podźcie chłopcy, — Kasper pódź!
Stańcie se tu kole proga,

(Uchylił był drzwi nawołując; wchodzi dwóch parobków z nastawionemi kosami, z tych Kasper w stroju drużby. Stają na warcie: jeden przy drzwiach w głębi, drugi u drzwi weselnych).

SCENA 22.
GOSPODARZ, CZEPIEC, PAROBCY.
GOSPODARZ (do Kaspra)
zamknij, niech nie lazom baby.
A więc co to, — co to, co — ?!
CZEPIEC
Któż to u was był, — no kto?
Jeźli mos pon w sercu Boga,
to sie z nami zgodź
GOSPODARZ
Czekaj, czekaj, coś mi świta;
ktoś był u mnie, mówisz kum, — —
taki w głowie słyszę szum, —
niepamiętam, myśl ukryta
nie może się dobyć z głębi, — —
coraz innych myśli tłum
CZEPIEC
Pon se ino serce ziębi
tem myśleniem, sumowaniem;
boby sie pon usroł na niem


SCENA 23. POPRZEDNI, PAN MŁODY.
PAN MŁODY (we drzwiach)
Stado mi białych gołębi
wyfurknęło przed sam nos,
że aż Jaga krzykła w głos;
powietrze się od nich kłębi.
Jaga podźno
KASPER (u drzwi weselnych)
Nie trza Jagi.
Tu sie ważne grajom sprawy;
podź ta pon, boś tu ciekawy,
ino nie trza żadnych bab


SCENA 24.
POPRZEDNI, PANNA MŁODA.
PANNA MŁODA
(szarpła drzwi silnie i wchodząc odpycha Kaspra)
pódzies selmo, jakiś drab!
bedzies mi tu grodził wniść,
żeś se wraził w rękę żyrdź,
kces kim rządzić, taki cap, —
wraź se jeszcze na łeb ćwirć
PAN MŁODY
Cóż ci o to
KASPER
jasna pani!
poszłabyś sie przespać ś-nim
PANNA MŁODA
wyście wszyscy niewyspani,
w izbach swąd a we łbie dym


SCENA 25. POPRZEDNI, POETA.
POETA (wbiegając)
huragan się czarnych wron
zerwał z pola, gdzieś z tych stron
i z krakaniem wielkiem goni;
taki był głęboki ton
w tem krakaniu czarnych wron,
jakby jakiś niosły plon
we łbach
GOSPODARZ
bracie, — nie to
POETA
na chmurach się dziwy stroją
PAN MŁODY (ku oknu)
zdaleka już widać róż;
przypatrz się, tak oczy zmróż:
co za gra tych pierwszych zórz
POETA
Z chmur się stawia jakby tron
i jakieś zjawiska skrzydeł
koło tronu
CZEPIEC
widzioł pon!
SCENA 26. POPRZEDNI, GOSPODYNI.
GOSPODYNI (wchodząc żywo)
Słyszcie chłopy, podźcie patrzeć,
jakieś wojsko w ogniu stoi.
Całe pole pod Krakowem
od tych kosisków się roi
GOSPODARZ
ha! — już stoją
POETA
tyś widziała, —
muszę widzieć! płoniesz cała!
(odbiegł, wiodąc za sobą Gospodynią)


SCENA 27. POPRZEDNI PRÓCZ GOSPODYNI I POETY

PAN MŁODY
cóż wy tutaj?
PANA MŁODA (ciągnie go ze sobą)
podź sie patrz:
dają znaki, dają znaki
PAN MŁODY
A cóż za świat jakiś taki;
to ciekawe, to ciekawe,
(wybiegają obydwoje)


SCENA 27. POPRZEDNI PRÓCZ PAŃSTWA MŁODYCH, POETA.

POETA (wraca szybko)
słyszałem w powietrzu wrzawę,
coś, jakoby głosy, śpiew,
ale wiatru zimny wiew
w coraz inną dmucha strone
i co było już widome,
juz, zdaje się, pojawione;
staje się nagle znikome;
umilka i cichnie śpiew,
przestaje się chylić krzew...
SCENA 29. POPRZEDNI, PAN MŁODY.
PAN MŁODY (wraca pędem)
ze Zorzy się zrobiła krew:
taki sznur krwi wydłużony
ponad Kraków — krwawy pąs,
jakby wieża Zygmuntowska
miała we dwie strony wąs
SCENA 30. POPRZEDNI, PANNA MŁODA.
PANA MŁODA (wraca pędem)
ogromny przyleciał ptak,
hań se na ganecku siad,
taki ci ogromniec kruk.
Potem sie ze skrzydlich wag
uniósł, wzleciał, znowu spad,
potrzaskał gałązki brzóz,
strącił rosy gęsty deszcz
i posed
SCENA 31. POPRZEDNI, GOSPODYNI.
GOSPODYNI (wpada)
Niech broni Bóg!!
Cóz wy chcecie, co wy chcecie!?
Cózeście sie kosów jeni;
(do Czepca)
idźcież, kumie, haw do sieni,
boście całom noc nie spali
KASPER
coroz wiency nas sie wali

SCENA 32.
POPRZEDNI, WIELU CHŁOPÓW
 z kosami i różną bronią, poubieranych są jak do drogi

GOSPODYNI
Gwałtu rety, Boże chroń!
Kto wam wraził kosy!?
CZEPIEC
Broń!!
Dejcie, matka, spokój dziś,
trza nam iść.
GOSPODARZ
trza nam iść
Coś mi świta; — świta w polu.
Wszyscy widzą jakieś cuda.
Sen, — sny: bajki — Myśl: kąkolu!
Precz kąkolu, chwaście, precz. —
Niechże wymiarkuję rzecz: —
ktoś był, — kazał, — co — ?
POETA (do Gospodarza)
co bracie,
w tobie się szamoce ból
PAN MŁODY (do Panny Młodej)
mgły się już rozwłóczą z pól;
będzie ranek śliczny, — Jaga,
wczoraj były wichry, burza,
dzisiaj wszystko się rozchmurza,
moja duszo, jużeś moja
POETA (do Gospodarza)
Mnie się w nocy zjawił duch:
na nim była czarna zbroja;
napadł na mnie tak obcesem,
krzyczał słowa, takie słowa,
wytężałem cały słuch
GOSPODARZ
(do Poety a słuchany przez wszystkich)
tak mi cięży, cięży głowa.
To powietrza ranny wiew.
Czy to prawda, bracie drogi,
że oni tam jakiś śpiew
napowietrzny słyszą gdziesi
POETA
A może we wichrach biesi
śpiewają i pryszczą krew
na chmury
PAN MŁODY
Na niebie ruch
GOSPODARZ (do Poety)
mówisz, żeś wytężył słuch, —
bracie, — skądś te słowa znam:
»wytężać; — wytężać słuch«
SCENA 33.
POPRZEDNI, HANECZKA, ZOSIA.
HANECZKA (do Pana Młodego)
bratku w niebie jakiś ruch,
jakieś wojny, jakieś dziwy:
gonitwy po chmurach konne;
ZOSIA
A powietrze takie wonne:
HANECZKA
gonitwy po niebie konne:
rycerze jacyś ogromni
stoją równo w dwa szeregi
i dalekim łanem drzewców
godzą na się wielkim pędem
PAN MŁODY
A to graniczy z obłędem,
tyle zwidzeń, dziwów tyle;
jak to człowiek z czego byle
wysnuje znaczące rzeczy
HANECZKA (do Czepca)
Ach, jaka to wielka kosa,
moiściewy, taka szczytna;
można by nią ciąć niebiosa
na płaty, jak sztukę płótna
CZEPIEC
Nie daj Boże ciąć po niebie;
mowa jakaś bałamutna;
zjawi sie w naszy potrzebie
nie bluźniercza, ale bitna;
panienka se rezolutna,
jesce nic o kosach niewi,
HANECZKA
Jacyś-cie wy, moiściewi,
dajcie no mi ją do ręki
CZEPIEC
A to juz nie lo panienki;
Sprawa inso
GOSPODARZ
(do Poety a słuchany przez wszystkich)
Sprawa, Sprawa!
Duch! — prze Boga, — Duch, — miarkuję:
Ta noc była: dziwna jawa, —
miałem gościa, — kto przeczuje,
była na dusze obława
POETA
Widziałem rycerza w zbroi,
bracie mówisz: Duch!
GOSPODARZ
Mój bracie,
przyleciał Duch, — ludzie moi!
jeszcze w oczach jak cień stoi.
Przypominam, przypominam:
człowiek stary, z brodą siwą,
twarz owita w siwy włos,
w kożuchu ogromnym czerwonym
przyszedł tu
STASZEK
(który się przecisnął ku gospodarzowi, przez gromadę chłopów i bab w natłoku zebraną na izbie).
przyjechał, wim,
trzymaliśmy konia razem z nim;
koń był biały
KUBA (tuż za Staszkiem)
W siodle lira
GOSPODARZ
myśli zbieram, słuch naginam
POETA
w siodle lira
STASZEK
dwa pistolce
GOSPODARZ
w mózgu kłóje, — jakby kolce:
myśli zbieram
CZEPIEC
(do otaczającej Gospodarza gromady)
myśli zbira
GOSPODYNI
o mój Boże, jakiś chory,
ratujcie go
GOSPODARZ
precz doktory, —
Słuchajcie, — wytężcie słuch:
był u mnie duch Wernyhory
WSZYSCY
co ty mówisz, wszelki duch?!
GOSPODARZ
oblatywał nocą dwory,
był spokojny, dziwnie silny,
dawał mi rozkazy, hasła,
a był w sprawach takich pilny,
nic w nim Siła, Moc nie gasła.
Spieszył się, wyleciał zara,
miał objechać liczne dwory
i miał wrócić do tej pory
WSZYSCY
tego rana?!
GOSPODARZ
Tego rana.
WSZYSCY
I cóż rozkaz — —?!
GOSPODARZ
Wić posłana
POETA (ku kosynierom)
Boże, toście wy są z Wici?
CZEPIEC
A som ludzie rozmaici;
my ta wiemy od chłopaków,
co sie trzymali czapraków,
jak ta śkapa w dworcu stała
STASZEK
co sie szarpła, to kopała;
trzymaliśmy uzdki w łapach;
mnie i Kubie pyski sprała;
cóz za pon na takich śkapach
GOSPODARZ
Wernyhora! — Wernyhora!
Obudziłem się ze snu —
kazał broń — broń kazał brać!
POETA
lecieć?!
GOSPODARZ
Nie — tu w miejscu stać.
Czekać, jak zapieje kur,
wytężać, wytężać słuch,
aż się pocznie słyszeć ruch
od Krakowa na gościńcu
GOSPODYNI (z drugiej izby)
tyle luda na dziedzińcu
PANA MŁODA (we drzwiach)
sami swoi!
GOSPODYNI (z drugiej izby)
som i z Toń.
Cała pod Krakowem błoń
pełna luda, pełna kos
POETA
jakaś złuda
GOSPODARZ
jakiś los
POETA
jakoweś wołanie duszy;
w tak długiej żyjemy głuszy;
PAN MŁODY
jakiś błysk, jakiś dźwięk
POETA
jakieś serce krzyczy w głos
CZEPIEC
A! pon słucho! A! pon zmięk!
POETA
słuchać, słuchać, co to być ma — —?
GOSPODARZ
ma być słychać tentent, pęd
POETA
tentent konia
HANECZKA
kto przyjedzie?
GOSPODARZ
nie tu, ale na gościniec
wjedzie stary lirnik siwy
HANECZKA
wjedzie stary Wernyhora!?!
GOSPODARZ
i przeżegna lirą niwy, —
wtedy trzeba się pokłonić,
potem siąść na koń
POETA
i gonić!
GOSPODARZ
niewiem — potem co, — tajemno, —
potem świt...
POETA
jeszcze mrok, ciemno
jeszcze świt daleki, zdala
łuna zorna się zapala,
świt...
CZEPIEC
ma zapiać trzeci kur
GOSPODARZ
tak, na znak.
POETA
te widma chmur
znaczą? — ?
GOSPODARZ
Znaczą! Widma!
PAN MŁODY
Wzdęła się na chmurach wydma;
ucichło się, szumy zaszły
POETA
słuchać
CZEPIEC
słuchać
HANECZKA
słuchać
GOSPODARZ
cóż...
PAN MŁODY (u okna zasłuchany)
Jakiś pęd, ile mój słuch —
szedł, lecz wplątał się w sad grusz;
drzewa go więżą
POETA (wśród ogólnej ciszy)
brzęk much
nad malw badyle suche
brzęczy przedranny szum
GOSPODYNI (szepce)
poklękali, luda tłum,
patrzajcie hań ku dworcowi
PANA MŁODA (z wykrzykiem)
coraz nowi, coraz nowi!!
HANECZKA
(między Gospodarzem a Czepcem; przez łzy)
czy on sam, czy jedzíe społem
zkim, — czy jest kto z nim? — ?
GOSPODARZ
Pokłońcie się o ziem czołem:
ma przyjechać z ARCHANIOŁEM,
od gościńca, od Krakowa...
Na Zamku czeka KRÓLOWA
z Częstochowy
POETA
Bracie Duch!
GOSPODARZ
natężać, natężać słuch
HANECZKA
Rany Boskie, słyszę!
GOSPODYNI
Kaj?
PANA MŁODA
hań, daleko, słysze
PAN MŁODY
gdzie?!
POETA (półgłosem)
spadły liście suche z drzew
PAN MŁODY (szeptem)
ustał przecie wiatru wiew
POETA
zerwały się wrony dwie
ze sadu
PAN MŁODY
z ogrodu w sad
PANA MŁODA
zajść do pola!
GOSPODARZ
cicho!
HANECZKA
cyt!
GOSPODYNI (śród milczenia)
może i słychać co —
POETA

(rękę stulił przy uchu, głowę pochylił ku piersiom brata).

Swit!
GOSPODARZ
słychać, słychać
POETA
(pewny, z dłonią przy uchu)
Wielki Duch!
Wytężać, wytężać słuch,
słychać
GOSPODARZ
cicho!
PAN MŁODY
(z uchem przy szybie okienka)
pędzi ktoś
HANECZKA

(zapatrzona przed siebie, osłaniając dłońmi twarz)

Zosiu, Zosiu, Boga proś,
jedzie!
ZOSIA
tętni!
GOSPODARZ
jedzie!
POETA
goni!
CZEPIEC (cały w słuchu)
bedzie ze sta, do sta koni
GOSPODYNI
tętni
KASPER
jedzie
PANA MŁODA
dudni
POETA
pędzi! — — —
GOSPODARZ
cicho, — świta, świta, zorze!
prawie widno — to On — Boże!
On, On, — cicho, — Wernyhora. —
W pokłon głowy, prawda żywa,
Widmo, Duch, Mara prawdziwa
POETA
świtanie na lutniach gędzi
PAN MŁODY
tętni
PANA MŁODA
jedzie
GOSPODYNI
tętni
CZEPIEC
— pędzi

(Wszyscy w nasłuchiwaniu, pochyleni ku drzwiom i oknu,— w ogromnej ciszy, w przejęciu)

GOSPODARZ
— — — — — — — — —
Słuchajcie, kochani dzieci, —
ażeby to była prawda:
że Wernyhora tam leci
z Aniołem, Archaniołem na czele;
że tej nocy, gdy my przy muzyce,
przy weselu, gdy my w tańcowaniu,
tam, kędyś, stało się tak wiele:
że Kraków ogniami płonie
a MATKA BOŻA w koronie,
na Wawelskim zamkowym tronie
siedząca, manifest pisze:
skrypt, co przez cały kraj poleci
i tysiące obudzi i wznieci. —
Słuchajcie, serce mi dysze,
ażeby to prawda była:
że Wernyhora tam leci
a za nim tabunem konie!...
PAN MŁODY
coraz bliżej!
POETA
klęknąć!!
CZEPIEC
— — — stanął, wrył
GOSPODARZ
strzymał widać z całych sił
HANECZKA (w zachwyceniu)
gdyby to Archanioł był
..........
(wszyscy pochyleni, pół klęczący, zasłuchani; silnie dzierżąc w prawicach kosy; to imając szable, ze ściany pochwycone; to znów jakieś flinty i pistolety; w tem zasłuchaniu, jak w zachwycie duszy; dłoń do ucha przychylona. — Słychać było rzeczywiście tętent, który nagle bliski, coraz bliższy, — tuż ustał, słychać po chwili ciężkie kroki szybkie, gwałtowne, w sień, w drugą izbę, aże we drzwiach w głębi staje pierwszy drużba:)
SCENA 34.
JASIEK
Maryś, panie, panie, — Jezu!
koń w podwórcu padł
(rozglądając się)
Cóż wy — Hanka — Jaga — hej,
cóż wy, cóż to, Jaga, — — ej
— — — — — — —
Cóż to, co to, czy zaklęci:
stoją syscy jak pośnięci;
słysta, Hanuś, Błazek, matuś,
panie młody, Czepiec, tatuś,
panie, cóz to — czy zaklęci;
stoją syscy jak pośnięci
— — — — — — — —
Aha; prawda, żywy Bóg,
przecie miałem trąbić w róg;
kaz ta, zaś ta, cyli zginoł,
cyli mi sie ka odwinoł, —
kajsim zabył złoty róg,
ostał mi się ino sznur
— — — — — — —

(z izby głębnej, od chwili, wszedł był, w tropy za Jaśkiem, kołyszący się słomiany Chochoł)

SCENA 35.
CHOCHOŁ
...........
jak ci spadła czapka z piór
JASIEK
tom sie chyloł po te copke,
to mi może sie odwinoł
CHOCHOŁ
Miałeś chłopie złoty róg,
miałeś chłopie czapkę z piór:
czapkę ze łba wicher zmiótł
JASIEK
bez tom wieche z pawich piór
CHOCHOŁ
ostał ci sie ino sznur
JASIEK
najdę ka gdzie przy figurze
CHOCHOŁ
pod figurą ktosik stał
JASIEK
strasy u rozstajnych dróg, —
cy to pioł, cy nie pioł kur

(wybiega przez drzwi weselne, przeciskając się przez gromadę znieruchomioną; — słychać tupot jego kroków w sieni, — to raz się zastanowi, to dalej biegnie;... w trop za nim kołysze się Chochoł, szeleszcząc słomą po potrącanych ludziach).

(od sadu, od pola, we świetle szafiru, co idzie jak łuna błękitna, — głosy się cisną przedrannych ptasich świergotań; niebieskie to Światło wypełnia jakby Czarem izbę i gra kolorami na ludziach, pochylonych w pół-śnie, pół-zachwycie. — Przeze drzwi w głębi wraca Jasiek i patrzy dokoła i oczom nie wierzy i coraz się słania od grozy).
SCENA 36.
JASIEK
Juz świtanie, juz świtanie, —
tu trza bydłu paszę nieść,
trza rżnąć sieczki, warzyć jeść; —
jakże ja se rade dam,
oni w śnie, — ja ino sam
— — — — — — —
Syćko tak porozwierane, —
syćko z ręcami na usach,
dech im zaparło w dusach,
jako drzewa wrośli w ziem,
jak tu, co tu radzić jem
— — — — — — —
kajsim zabył złoty róg,
u rozstajnych może dróg,
copke strasny wicher zwiał
bez tom wieche z pawich piór,
żebym chocia róg ten miał, —
ostał mi sie ino sznur
— — — — — — —
straśnie sie zasumowali,
tak im czoła zmarszczek spion,
jakby cięzko pracowali


SCENA 37.

(przez drzwi głębne, od chwili wsunał się był, za Jaśkiem tropiący Chochoł; a teraz na skrzynię malowaną się wygramolił i ze skrzyni tak do drużby poczyna:)

CHOCHOŁ
to ich Lęk i Strach tak wzion,
posłyszeli Ducha głos:
rozpion sie nad nimi Los
JASIEK
tak sie męcą, pot z nich ścieko,
bladość lica przyobleko; —
jak ich zwolnić od tych mąk
CHOCHOŁ
powyjmuj im kosy z rąk,
poodpasuj szable z pęt,
zaraz ich odejdzie Smęt.
Na czołach im kółka zrób,
skrzypki mi do ręki daj:
ja muzykę zacznę sam,
tęgo gram, tęgo gram
JASIEK (który był uczynił rzecz)
Ka te kosy złożyć — — ?
CHOCHOŁ
w kąt
JASIEK (ciska za piec drzewca)
nik ich ta nie najdzie stąd
CHOCHOŁ
Ze skałek postrzepuj proch.
i ciś je w piwniczny loch.
Lewą nogę wyciąg w zad,
zakreśl butem wielki krąg;
ręce im pozałóż tak:
niech się po dwóch chycą w bok;
odmów pacierz, ale wspak.
Ja muzykę zacznę sam,
tęgo gram, tęgo gram:
będą tańczyć cały rok
JASIEK
(który był uczynił wszystką rzecz)
Już nimajom kos
CHOCHOŁ
rozśmiej im się w nos
JASIEK
Już ich odszedł Smęt
CHOCHOŁ
Już nie mają pęt
JASIEK
Chwytajom sie w tan
CHOCHOŁ
Już nie czują ran
JASIEK
zniknoł czar!
CHOCHOŁ
To drugi CZAR!

(a zaklęte słomiane straszydło, ująwszy w niezgrabne racie, podane przez drużbę patyki, — poczyna sobie jak grajek-skrzypak — i słyszeć się daje gra: jakby z atmosfery błękitnej idąca, muzyka weselna, cicha a skoczna, swoja a pociągająca serce i duszę usypiająca, leniwa, w omdleniu a jak źródło krwi żywa, taktem w pulsach nierówna, krwawiąca jak rana świeża: — melodyjny dźwięk z polskiej gleby bólem i rozkoszą wykołysany).

JASIEK
(jest teraz kontent a dziwuje sie)
tyle par, tyle par
CHOCHOŁ
tańcuj, tańczy cała szopka,
a czyś to ty za parobka
JASIEK

(z ręką do czoła, jakby se chciał na ucho nasunąć czapki)

kajsi mi sie zbyła copka, —
przeciem druzba, przeciem druzba
a druzbie to w copce słuzba
CHOCHOŁ
(w takt się chyla a przygrywa)
miałeś chamie złoty róg,
miałeś chamie czapkę z piór:
czapkę wicher niesie,
róg huka po lesie,
ostał ci sie ino sznur,
ostał ci sie ino sznur
(kogut pieje)
JASIEK
(jakby tknięty przytomniejąc)
Jezu! Jezu! zapioł kur! — —
Hej, hej bracia, chyćcie koni!
chyćcie broni, chyćcie broni!!
Czeka was WAWELSKI DWÓR!!!!!
CHOCHOŁ
(w takt się chyla a przygrywa)
ostał ci sie ino sznur
— — — — — — —
miałeś chamie złoty róg

JASIEK
(aże ochrypły od krzyku)
Chyćcie broni, chyćcie koni!!!!(a za dziwnym dźwiękiem weselnej muzyki wodzą się liczne, przeliczne pary, w tan powolny, poważny, spokojny, pogodny, półcichy — że ledwo szumią spodnice sztywno krochmalne, szeleszczą długie wstęgi i stroiki ze świecidełek podzwaniają, — głucho tupocą buty ciężkie, — taniec ich tłumny, że zwartym kołem stół okrążają, ocierając o się w ścisku, natłoczeni).
JASIEK
nic nie słysom, nic nie słysom,
ino granie ino granie,
jakieś ich chyciło spanie

(dech mu zapiera Rozpacz, a przestrach i groza obejmują go martwotą; słania się, chyla ku ziemi, potrącany przez zbity krąg taneczników, który daremno chciał rozerwać; — a za głuchym dźwiękiem wodzą się sztywno pary taneczne we wieniec uroczysty, powolny, pogodny, — zwartem kołem, weselnem —)

— — — — — — —
(kogut pieje.)
JASIEK
(nieprzytomny)
pieje kur; ha, pieje kur...
CHOCHOŁ
(nieustawną muzyką przemożny)
miałeś chamie złoty róg...
— — — — — — —




  1. Przypis własny Wikiźródeł (z franc.) „po nas (choćby) potop” — słowa przypisywane królowi Francji Ludwikowi XV lub jego faworycie, markizie de Pompadour.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Wyspiański.