Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880/407
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880 |
Pochodzenie | Gazeta Polska 1880, nr 280 Publicystyka Tom V |
Wydawca | Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff |
Data powstania | 16 grudnia 1880 |
Data wyd. | 1937 |
Druk | Zakład Narodowy im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów — Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór artykułów z rocznika 1880 |
Indeks stron |
Dla dobra dzieci, przez autora Kłopotów starego komendanta. Autor Kłopotów starego komendanta wziął poniekąd lutnię po Bekwarku humorystyki polskiej, Wilkońskim. Nie zstępuje on do głębi natury ludzkiej, nie rozwiązuje zagadnień życiowych, ale daje życie tak, jak ono się przedstawia w zwykłych zewnętrznych stosunkach. Postaci jego nie są ani zbyt wykończone, ani dość wycieniowane, ale rzucone na papier od razu i, choć trochę karykaturalnie, ale tak trafnie, charakterystycznie i samorzutnie, że zawsze się je widzi z przyjemnością. Swojska charakterystyka — to sekret powodzenia humorystów takich, jak Wilkoński, Jordan lub Wilczyński. Wszyscy też trzej zajmują się przeważnie wsią, która naturalnym biegiem rzeczy zachowała lepiej charakterystyczne swojskie cechy, niż miasto. Powieść Dla dobra dzieci, jakkolwiek rzecz dzieje się w mieście, opowiada nam o losach wieśniaka. Jest to historia galicyjskiego szlachcica, który dla dobra dzieci wydzierżawił żydom majątek i przeniósł się do miasta. Tam wpadłszy w wielką politykę, ugrzązł niespodziewanie w życiu publicznem, dyrektorował więc bankom, agitował na wyborach itp. zamiast pilnować dzieci. Rezultat łatwy do przewidzenia. Dzieci nie korzystały, a politycy i rozmaici szwindlerzy korzystali z łatwowierności wieśniaka. Stracił on też wkrótce co miał, nie dorobiwszy się niczego na drodze wyborczej ani finansowej. Opowiadanie kończy się smutnym sensem moralnym. Szlachcic jest obrazem safanduły posłusznego żonie i każdemu, kto go spotka. Pierwsze lepsze ręce robią z tego wosku co im się podoba, bo... bo takim przeważnie jest nasz charakter. Obraz to raczej ciemny niż jasny, ale humorysta dochodzi do zakończenia przez szereg komicznych epizodów, w których wesoło szkicowane postacie poruszają się szybko przed naszemi oczyma w akcji żywej i dowcipnej. Satyryczny morał wyprowadza sobie sam czytelnik — autor pokazuje tylko, jak się to dzieje. Książka czyta się łatwo i mile, bo pisana jest łatwo i bezpretensjonalnie, a jednak z talentem humorysty i wprawą wytrawnego pisarza. Jest to, jak wspominałem wczoraj, odbitka z Tygodnika Powszechnego, wyszła zaś nakładem Orgelbranda.