[2]
Nic niema na świecie milszego nad wianek, Nad śliczny wianeczek skromniutki,
Co z polnych i świeżych uwity równianek, Z bławatków, róż, niezabudki,
Na skroni dziewiczej tak pięknie jaśnieje, Na gładkiem bieluchnem lśni czole,
A każdy kwiateczek w tym wianku się śmieje, Jak wiejskie rumiane pacholę...
Promieni się szczęściem jak wiosny poranek,
Nic nie ma świecie milszego nad wianek.
I dawniej chodziły dziewczęta nad wodę, I z mostu patrzyły na fale,
A rzeka dwoiła ich piękną urodę, Pieściła ich obraz w krzystalekrysztale,
[3]
Pytały dziewczęta milczącej głębiny... Jak długo im czekać sokoła,
Czy rychło kto przyjdzie z odległej krainy... I wianek zabierze z ich czoła.
Szły wróżyć los wiankom, dziewczątka szły młode,
I po to w Sobótkę chodziły nad wodę.
Świat dzisiaj zupełnie odmienił swą postać, Na lądzie puszczają się wianki;
Nie trzeba już łódki, by schwycić i dostać Wianeczek ze skroni kochanki;
Bo wianki ze stucznychsztucznych dziś kwiatów są wite, Kwiat każdy rublami się płaci,
Nie wianek dziś gonią, lecz gonią kobiétę, Żeglarze w pomysły bogaci...
I któraż z swym wiankiem potrafi się ostać?
Świat dzisiaj zupełnie odmienił swą postać.
Ojcowie na handel puścili cór wieńce, Merkury miłości jest bogiem,
Nie przyjdą ubodzy, lecz dzielni młodzieńce, — Stanęła kareta przed progiem,
Z karety jak mumja dziad wyszedł spruchniały, O cyfrach pogadał coś z papą,
I zabrał bez trudu wianeczek ten mały, Wychudłą trzęsącą się łapą...
I w krótce zięć z teściem się ujął za ręce,
Ojcowie na handel puścili cór wieńce...
Lecz wianek łagodny w swej zemście jest srogi, Dziad skory nie znalazł spokoju,
Przybytek Nababa rozkoszny i błogi, Dziś placem długiego jest boju.
Błysnęły w jej oczach ogniste rakiety, Źrenica jak wulkan się żarzy,
By pożar zagasić w serduszku kobiety, To dzielnej potrzeba jest straży, —
Z łysiny starego strzeliły dwa rogi,
Bo wianek łagodny w swej zemście jest srogi,
[4]
Schroniło się dziewczę w wysokie poddasze, Igiełką zdobywa kęs chleba,
I krząta się biedna i śpiewa jak ptaszę, Jak kwiatek uśmiecha do nieba, —
Głód z mrozem tam często do okna zagląda, A ciężkie jest jego wejrzenie,
Lecz dziewczę prócz pracy nic więcej nie żąda, — Skromniutkie dziewczęcia marzenie, —
Więc śpiewa piosenki wesołe a nasze,
Schroniwszy swą biedę w wysokie poddasze.
Ktoś sięgnął po wianek, a złote miał dłonie, Jedwabnym łachmanem szeleścił,
I dumka usiadła dziewczęciu na skronie, Tak mile ten szelest ją pieścił,
Wszak głód jest nie słodki, nie słodkie są mrozy, Próżniactwo to silna pokusa,
Mieć jedwab, mieć konie i własne powozy, Do licha, to warto całusa,...
Hej patrzcie na wodzie, wianeczek już tonie,
Ktoś sięgnął i dostał, a złote miał dłonie.
Na świecie słowiki zmieniają się w lwice, Do licha! to gruba zamiana...
Patrz wino szampańskie rozgrzało jej lice, Jak skacze szalenie kankana...
Trzech głupich się składa na czwartą szaloną, A jeszcze tłum gapiów w odwodzie,
Hej toną wianeczki, i często zbyzbyt toną, Lecz w winie co prawda nie w wodzie,
A złoto oślepia tak jak błyskawice,
I słowik na świecie zamienia się w lwice.
Już nie ma was nie ma, skromniutkie wy wianki, Któż wyjdzie za wami na pole,
Kto z polnych bławatków uwije równianki, Kto nosić je będzie na czole?
[5]
Czy może hrabianka, co goni za żydkiem, Czy błyszczeć pragnąca mieszczanka,
Czy dama co miłość chce łączyć z pożytkiem, Wyciągnie swe dłonie do wianka?
Ha, dziś są kobietki, lecz nie ma kochanki,
Oj nie ma was, niema, skromniutkie wy wianki.
Klemens Junosza.
|