Wieczór tańcujący

>>> Dane tekstu >>>
Autor Klemens Junosza
Tytuł Wieczór tańcujący
Pochodzenie „Kolce“, 1876, nr 2
Redaktor J. M. Kamiński
Wydawca A. Pajewski i F. Szulc
Data wyd. 1876
Druk Aleksander Pajewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


WIECZÓR TAŃCUJĄCY.




Dwie nielogiczności; najprzód żaden wieczór jeszcze nie tańczył, a powtóre, to co świat nazywa wieczorem, jest najprawdziwszą nocą, ponieważ zaczyna się o godzinie 11, a kończy prawie o wschodzie słońca. Ale mniejsza o nielogiczność, wieczory są, młodzież ufrakowana czeka hasła muzyki, ażeby zbliżyć się do dziewic pięknych, matron poważnych i puścić się z niemi w szalony wir walca lub mazura, nie zaniedbując także i strapionych wdów szukających pociechy.
Taka to już jest właściwość karnawału, sezonu tańców, maskarad, pączków i małżeństw. Zdaje się, iż nie potrzebuję mówić, co to jest Karnawał. Wiecie zapewne dobrze, szczególniej wy ojcowie rodzin, których niebo obdarzyło kilkoma dorodnemi córami, wiecie z doświadczenia, że Karnawał, jest to Kar nawał; albo jeżeli wolicie nawał Kar, i to Kar przeważnie pieniężnych, które pod rygorem srogiej egzekucji domowej, musicie opłacać modniarkom, cukiernikom, winiarzom i innym prześladowcom ludzkości. Wiesz zapewne, kochany panie Dominiku, że Opatrzność obdarzając cię trzema córkami, nie miała na myśli tego, abyś stał się podobnym do błogosławionej Zofji, i wraz z trzema córkami przeprowadził się do raju; — ale na to obdarzyła cię niemi, iżbyś uczył je grać na fortepjanie, śpiewać fałszywym sopranem lub altem, mówić łamaną francuzczyzną, a następnie uszczęśliwić temi trzema skarbami, trzech podobnych tobie panów Damazych.
Wiesz o tem również, że Karnawał jest najodpowiedniejszym czasem, do wystawienia twych cór na pokaz zdumionemu światu, w loży opery włoskiej, i że teraz, a nie kiedyindziej możesz otworzyć salony na przyjęcie tych, którzy pod czarnemi klapami fraków mają serca gorące, uczucia poważne i pugilaresa niesłychanie lekkie.
Pojmujesz to wybornie, i wnet zaczynasz gromadzić odpowiedni kapitał zakładowy; jeszcze nie załatwiłeś tej operacji, kiedy drzwi twego gabinetu otwierają się zwolna, i cicho, cichutko zbliża się ku tobie istota o pełnej tuszy i melancholicznem wejrzeniu, mająca uśmiech na twarzy i pantofle na nóżkach, zbliża się cicho, ostrożnie... i kiedy ty liczysz ile procentu opłacisz od potrzebnej ci pożyczki, dwie pulchne dłonie zakrywają ci oczy.
— A jesteś aniołku, odzywa się głos twej towarzyszki życia, z którą oboje razem przeżyliście pół wieku, oglądasz się, towarzyszka życia stoi przed tobą, spogląda wzrokiem łez i miłości pełnym, i w wymownem milczeniu wskazuje palcem na drzwi panieńskiego pokoiku... Rozumiesz ten znak, wiesz że po za temi drzwiami pogrążone w śnie niewinnym spoczywają trzy aniołki, trzy różyczki, które niebawem więdnąć poczną... rozumiesz ten znak, i powiadasz...
— Dobrze.
Gorący pocałunek towarzyszki życia, jest odpowiedzią i zarazem nagrodą za twoje dobre serce, rozpoczyna się rozmowa, i dowiadujesz się że pan Rekursowicz, adwokat rozpoczynający praktykę, i chodzący zawsze z teką pod pachą, rozamorował się „bez apelacji“ jak powiada we Frani, że będąc z wizytą na Nowy rok, ścisnął ją za rączkę dość wyraźnie, gdyż złamał jej nowiutki pierścionek i że obiecał, wyraźnie obiecał, przysłać jej na pamiątkę... zgadnij co. — Może myślisz że fotografję? o nie, kochanie, to zbyt pospolite, obiecał jej wyobraź sobie, przysłać swą podobiznę naturalnej wielkości z teką, odlaną z bronzu i ważącą trzydzieści ośm pudów, i cztery funty. Czyż to nie jasne?!
Mania podobała się jakiemuś mechanikowi czy maszyniście z kolei, chciałabym żeby zaczął bywać, właśnie dla naszej Manieczki byłby najodpowiedniejszym maszynista, a dla Józi może się jeszcze co trafić. W obec tak wielkich pokus, nie możesz postąpić inaczej, tylko biegniesz do miasta, pożyczasz pieniędzy, robisz sprawunki, wołasz trzydziestu pięciu posłańców, rozsyłasz bilety, i na drugą sobotę po Trzech królach otwierasz szeroko drzwi rzęsiście oświetlonego salonu.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Zapoznany genjusz, za umiarkowane wynagrodzenie, podjął się rozbijać przez noc całą twój fortepian w połowie zapłacony dopiero.
Kanapa ugina się pod ciężarem czterech matek, które niebo obdarzyło córami brzydkiemi jak... jak wszystkie grzechy śmiertelne — spoglądasz na nie i uśmiechasz się z zadowoleniem; widzisz w tem bowiem, dyplomację małżonki twej, która wie kogo ma zaprosić, aby córki wasze były królowemi zebrania. Jaśnieją też one wdziękiem niezaprzeczonym, a spojrzawszy na wydekoltowaną Manię, nabierzesz dobrego wyobrażenia o maszyniście i jesteś prawie pewny, że ten młody człowiek mający do czynienia z parą i węglami, dalekim jest od wszelkich idealnych pojęć, i że szuka ideału piękności fundamentalnej.
Rekursowicz ma niekłamaną ochotę zasiąść do wista, przeszkadzasz temu jak możesz, i nareszcie widzisz z pociechą, że obrońca uciśnionych wdów i sierot zbliża się do Frani.
Genjusz bębni walca, nad pięknym Dunajem, siedmiu młodzików których zaliczasz do rodzaju nijakiego, ponieważ mają po 310 rubli rocznie, tańczą na zabój, a Rekursowicz wyprostowany jak świeca, ciągle rozmawia z Franią.
Radość napełniła twe rodzicielskie serce, jesteś pewny że oświadcza się kochanej Franulce, nie wątpisz że teka z którą młody sługa Temidy nie rozłącza się nigdy, zostanie szacownym nabytkiem twej rodziny, że te wąsy z pod których zdają się wychodzić słowa miłości gwałtownej, dotkną z uszanowaniem twego teściowskiego ramienia....
Jednak ciekawy jesteś, co on jej prawi tak długo — zbliżasz się grzecznie i pytasz.
— O czemże szanowny mecenas rozmawia z Franulką.
— Właśnie panie dobrodzieju, tłumaczyłem pannie Franciszce, co to są sprawy possesoryjne..
Jesteś zły i przypuszczasz, że on cały wieczór poświęci na ten wykład, a o swoich uczuciach nic a nic nie powie, chcesz przeszkodzić temu i wtrącasz się do rozmowy, tymczasem słyszysz straszny łoskot za sobą:
— Mazur! mazur! wołają i widzisz jak maszynista sunie z Manią w pierwszą parę wybijając tak straszliwe hołubce, jakich zapewne nigdy jeszcze nie słyszano na linii Warszawsko-Wiedeńskiej i Warszawsko-Bydgowskiej.
Naturalnie że nie słyszano, gdyż maszynista był z drogi Terespolskiej.
Godzina druga — masz prosić do kolacji, aliści spostrzegasz, że maszynista Mani nie odstępuje.
Udajesz iż zapalasz cygaro i zbliżywszy się ku nim nieznacznie, słyszysz.
— Widzi pani, o 7-ej minut 32 jadę z bomblem do Brześcia, wracam sznelcugiem na Pragę o 1 m: 12 w południe, prześpię się do 2 m: 59, tobym tutaj mógł wpaść o 3 m: 30 po południu i oświadczyć się ojcu.
Ma się rozumieć, że usłyszawszy taką gawędę, okazujesz maszyniście osobliwszy szacunek a po skończonym wieczorze, błogosławiąc tego który wynalazł parę i maszynistów, pocieszasz się myślą, iż praca twoja daremną nie była....
Nie na tem koniec twojej radości, w przedpokoju znajdujesz tekę którą Rekursowicz przez zapomnienie zostawił...
Jesteś pewny że przyjdzie po nią jutro, każesz więc przynosić butelkę dobrego wina gdyż nie wątpisz, że zacny ten młodzieniec wystąpi do ciebie z żądaniem, o przysądzenie mu najstarszej twej córki Franciszki, wraz z kosztami. Bodaj to karnawał.

Klemens Junosza.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Klemens Szaniawski.