Wielki los (de Montépin, 1889)/Część pierwsza/V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Wielki los
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1888–1889
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le gros lot
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.

Wargi niewidomej wykrzywiły się nerwowo.
Twarz jej gwałtownie wstrząśnięta, przybrała wyraz dziki.
— Ah!.. — zawołała głosem świszczącym, dobywającym się po przez zaciśnięte ze złości zęby. — Ah! więc chodzi o nędznika, który mnie na całe życie nieszczęśliwą uczynił?..
Notaryusz odpowiedział:
— Z papierów, które przed chwilą otrzymałem, przekonałem się istotnie, że hrabia de Rhodé, zadał kiedyś sercu pani cios śmiertelny, ale jednocześnie przekonałem się z nich także, że mu chodzi o wynagrodzenie krzywdy...
— On!.. On żałuje złego i chce je naprawić! zawołała ociemniała. — Co też pan mi powiada?.. Dowodzi to tylko, że pan nie znasz go wcale... On nie jest zdolnym do czegoś podobnego, bo to człowiek bez serca, bez duszy, zimny i zakamieniały!..
— Poczucie zbliżającej się śmierci zdolne jest skłonić do upamiętania.
— Każdego tylko nie jego... On... nie, nigdy a nigdy...
— Boję się aby pani nie żałowała tego surowego sądu.
— Czy więc hrabia de Rhodé złożony jest ciężką chorobą, czy inne jakie przytrafiło mu się nieszczęście?.. — zapytała żywo Paulina.
— Nie ma go już na świecie.
Niewidoma zerwała się na równe nogi.
— Nie żyje!.. — zawołała, — nie żyje!..
— Tak.
— Więc to list, który pan otrzymałeś przyniósł panu tę nowinę?.
— Tak jest, — odpowiedział notaryusz pan David.
— I z tego listu dowiedział się pan o jego upamiętaniu!.. Więc naprawdę żałował niegodziwości, jakiej się dopuścił, gdy mi porwał córeczkę moję lat temu szesnaście!.. Nie obchodziła go nic rozpacz moja, nie wzruszały go wcale prośby moje... wydarł mi bez litości kochaną dziecinę moję, której po dziś dzień opłakuję!..
— Chodzi tu istotnie o dziecię.
— I, — przerwała niecierpliwie panna de Rhodé, widocznie coraz bardziej rozgorączkowana, — uznał istotnie zbrodnię swoję?.. I... wskazał istotnie ślad, po którym mogłabym odszukać córkę moję?.. O! mów pan, szanowny panie... mów co prędzej... mów zaklinam cię na imię Boże!.. Od lat szesnastu straciłam wszelką a wszelką nadzieję... A pan rzucasz mi w duszę jakieś słowa ułudne.. Juliusz de Rhodé umarł, a umierając opamiętał się i chce naprawić ciężką krzywdę, jaką mi wyrządził... Powiedz mi pan czy to prawda?.. Powtórz mi co powiedziałeś, bo nie wiem, czym dobrze słyszała... Powiedz mi pan, czy to możliwe... czy ja nie umrę nie przytuliwszy do serca biednej mojej dzieciny...
— Uspokój się pani, błagam cię o to... — rzekł pan David i dał znak zarządzającemu kancelaryą, aby dopomógł niewidomej i doprowadził ją de fotelu, obok biurka notaryusza. — Miałem zamiar odczytać pani pismo, jakie otrzymałem od kolegi mego z Algieru i... pani rozumie przecie...
— O! czytaj pan... czytaj... ja pragnę gorąco wiedzieć...
Panna de Rhodé siadła w fotelu.
Joubert, człowieczek o fizyognomii ptasiej, intrygowany coraz silniej, wsłuchiwał się z najgłębszą uwagą we wszystkie szczegóły sceny, jaką opowiadamy.
Pan David zaczął głosem dobitnym czytać co następuje:
„Kochany kolego, udaję się do ciebie z prośbą, abyś raczył bez najmniejszej straty czasu postarać się o adres panny Izabelli, Pauliny de Rhodé, która przemieszkiwała poprzednio w Paryżu przy ul. Varrene nr. 16, i abyś zechciał zawezwać ją o natychmiastowe zgłoszenie się do kancelaryi twojej, gdzie racz jej odczytać załączający się przy niniejszym odpis testamentu wuja jej, pana hrabiego Juljusza de Rhodé, zmarłego w Algierze w d. 8 grudnia r. z.
„Potrzeba się jest dowiedzieć czy panna de Rhodé ma obecnie przy sobie młodę dziewczę, o której wspomina testament, a wrazie gdy tak nie jest, zakomunikować jej określone w nocie dołączonej do testamentu, sposoby odnalezienia córki. Potrzeba następnie abyś raczył ustanowić radę familijną tej nieletniej, aby rada wybrała opiekuna i aby tenże nadesłał mi jak najprędzej pełnomocnictwo do dopilnowania praw pupilki, mianowicie do sporządzenia inwentarza pozostałości po zmarłym, w terminie, jaki prawo na to oznacza.
„Majątek jest bardzo znaczny. Dosięgnie on prawdopodobnie a może i przewyższy nawet sumę dwa miliony pięćset tysięcy franków.“
Joubert, zwiesiwszy głowę i przymknąwszy powieki, przysłuchiwał się wszystkiemu z nabożeństwem, ale gdy posłyszał cyfrę dwa miliony pięćset tysięcy franków, nie był wstanie opanować wzruszenia,
Panna de Rhodé trzęsła się cała.
Notaryusz David przemówił znów:
— Teraz przystąpię do zapoznania pani z treścią testamentu.
I zaczął czytać:
„Ja niżej podpisany, Juliusz Aleksander hrabia de Rhodé, zamieszkały w Algierze przy ulicy Kasbuk nr. 7, zdrów na umyśle lubo słaby ciałem, przeznaczam i zapisuję siostrzenicy mojej Izabelli Paulinie de Rhodé, dożywotnie użytkowanie ze wszystkich dóbr, ruchomości i nieruchomości, jakie w dniu zgonu mego pozostaną po mnie.
„Właścicielką tego wszystkiego ustanawiam wnuczkę moję cioteczną, urodzoną w dniu 20 września 1868 roku i zapisaną do listy stanu cywilnego okręgu siódmego, jako Joanna Marya de Rhodé, córka Izabelli Pauliny hrabianki de Rhodé i ojca niewiadomego.“
W chwili gdy notaryusz przeczytał wyrazy ostatnie, drżenie, jakie wstrząsało ciałem niewidomej, zmieniło się w gwałtowny atak nerwowy.
— Zimnej krwi, szanowna pani — odezwał się pan David. — Proszę panią o uspokojenie się. Lubo wzruszenie pani jest całkiem naturalne i zupełnie usprawiedliwione, staraj się je pani pokonać.
— Zrobię to... łaskawy panie... — wyszeptała biedna kobieta, prostując się jak mogła najlepiej. — Otóż już mi zupełnie dobrze.. Racz pan czytać dalej..
Notaryusz zaczął:
— „Przez czas dożywocia, Paulina de Rhodé, wypłacać będzie córce swojej Joannie-Maryi, tytułem renty, po dwanaście tysięcy franków rocznie.
„W razie gdyby Joanna-Marya zmarła pierw niż jej matka, własność wszystkich moich majątków ruchomych i nieruchomych. przejdzie na miasto Algier, pod warunkiem, że zarząd tegoż zbuduje i uorganizuje dom przytułku dla dzieci moralnie zaniedbanych.
„Kończę, błagając Boga, aby wielkim nieprawościom moim, przebaczyć raczył, aby zmiłował się nad grzeszną duszą moją, ze względu na mój żal szczery i głęboki.
„Pisałem w Algierze dnia 3 listopada 1883 r. „Juljusz Aleksander hrabia de Rhodé.”
— Widzi pani zatem — odezwał się notaryusz po skończeniu czytania — że miałem powód zapewniać panią przed chwilą, o zupełnem przeobrażeniu się moralnem kuzyna pani...
— Co mi tam z tak późnego przeobrażenia? — zawołała niewidoma. — Ta skrucha, w którą wcale nie wierzę, to obłuda i podłość wywołane obawą śmierci i nic więcej. Co mi z niej przyjdzie... czy powróci mi ona moję córkę?.. Nędznik, który zadał mi cios taki straszny lat temu szesnaście, nędznik, który wydarł mi dziecinę, w której złożyłam wszystkie nadzieje moje, wszystkie pragnienia i marzenia moje, który urągał łzom moim i pozostał obojętnym wobec męczarni moich, czyż jest w stanie zwrócić mi moję córkę?.. Czy istnieje ona jeszcze na świecie, a jeżeli tak, czy ją odnaleźć potrafię?..
— Da Bóg, że się jej nic złego nie stało — wyrzekł pan David — i że przy pomocy wskazówek podanych w nocie dołączonej do testamentu, zdoła ją pani odszukać.
— O! czytaj pan te wskazówki!... czytaj co prędzej...
— W tej chwili...
Notaryusz wziął papier z biurka i zaczął głośno:
— „Z powodów które powinny zostać nieznane, dziecię Izabeli Pauliny de Rhodé zostało przezemnie porwane w kilka dni po urodzeniu i umieszczone u człowieka, do którego miałem zaufanie. Człowiek ten nazwiskiem René Joachim Estival zamieszkiwał w Paryżu przy ulicy św. Pawła, Nr. 27.
— René Joachim Estival! — krzyknęła niewidoma. Czyż autor testamentu, z powodu którego wezwaną zostałam do pańskiego biura, nie tak samo się nazywał?...
— Tak, pani, i o nim właśnie mowa. Ale pozwól mi pani dokończyć, wszystko to zaraz nam się wyjaśni...
I notaryusz zaczął znowu czytać:
„Wręczyłem panu Estival jednocześnie fundusz więcej niż wystarczający na wychowanie dziewczynki i na takie jej wykształcenie, aby pracą własną zarabiać mogła z czasem na swoje utrzymanie.
„Dziś, gdy poprzednie zarządzenia moje stają się zbytecznemi, Izabella Paulina de Rhodé powinna pismo niniejsze przedstawić panu Joachimowi Estival i zażądać objaśnienia, gdzie się córka jej obraca jeżeli znajduje się przy życiu. Jeżeli umarła, powinien udowodnić to odpowiednią urzędową kopią aktu zejścia.
— Boże wielki!.. Boże wielki!.. wołała szlochając ociemniała. Wszystko się przeciw mnie sprzysięga... Człowiek który mógł mnie objaśnić, Joachim Estival umarł!.. Nie dowiem się nic...
— Wierz mi pani, że nie śmiałbym robić jej nadziei niemożliwych do ziszczenia — przerwał notaryusz pan David. W tej chwili poznajomię panią z tym paragrafem testamentu Joachima Estivala, który pani dotyczy. O zapisie jaki dla pani uczynił, powiadomię panią w obecności jego legataryusza głównego, który jest tu obecnym.
Placyd Joubert, którego twarz ptasia pozostała nieprzeniknioną, skłonił się z uszanowaniem.
— Nie wstrzymuj mnie szanowny panie!... zawołała panna Rhodé, wyciągając błagalnie ręce do notaryusza; Obudź w biednem sercu mojem nadzieję, przywróć mi pragnienie życia!...
— Oto, paragraf który pani dotyczy:
— Po szóste: Pannie Izabelli Paulinie de Rhodé, mieszkającej albo poprzednio zamieszkałej w Paryżu, przy ulicy Varenne Nr. 16, przeznaczam mały medalion srebrny, trójkątny, potrójnie przedziurawiony, z wizerunkiem po jednej stronie Matki Bozkiej, a po drugiej z napisem Ave Maria. Medalion ten znajduje się pod kloszem zegara, w małem pudełeczku tekturowem.
„Jakkolwiek zapis ten może się z pozoru wydawać śmiesznym, będzie on dla panny de Rhodé wielce przyjemnym i bardzo cennym, gdy się dowie, że medal zawieszony był na szyi dziewczątka, które jej porwano w dniu dziesiątym października 1868 roku, dzieciątka jakie w zastosowaniu się do wydanych mi instrukcyj, powierzyłem na wychowanie pani Prosperze Richaud, żonie mechanika, zamieszkałej przy ulicy. Roquette nr. 154.
„Suma trzydzieści tysięcy franków złożona jednocześnie u pana Henriot, notaryusza, bulwar Beaumarchais, Nr, 7, przeznaczoną została na rzecz dzieciny w ten sposób, iż małżonkowie Richaud, upoważnieni zostali do podnoszenia co kwartał przypadających od niej procentów, na koszta utrzymania i wychowania dziewczątka.
„W dniu w którym Joanna Marya dojdzie do pełnoletności, otrzyma połowę z owych trzydziestu tysięcy, czyli piętnaście tysięcy franków, druga zaś połowa przejdzie na własność małżonków Richaud.
„Legataryusz mój główny, znajdzie w papierach moich dowód notaryalny potwierdzający prawdę słów moich — a dowód ten, przekona jednocześnie pannę Paulinę de Rhodé, że śmierć dopiero uwolniła mnie od przysięgi, mocą której zobowiązałem się nie objaśniać bezwzględnie nikogo o miejscu pobytu Joanny Maryi.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.