Wino i haszysz/Poemat o haszyszu/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | I. Żądza nieskończoności |
Pochodzenie | Poemat o haszyszu Wino i haszysz |
Wydawca | E. Wende i S-ka |
Data wyd. | 1926 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Bohdan Wydżga |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Ludzie, którzy umieją obserwować samych siebie i zachowują pamięć swych wrażeń — ci którzy umieli, jak Hoffman, zbudować sobie swój barometr duchowy, musieli spostrzegać niekiedy w obserwatorjum swej myśli osobliwie piękne pory — szczęśliwe dni — rozkoszne minuty. Bywają dni, kiedy człowiek budzi się. czując w sobie genjusz młody i silny. Ledwie rozwarł powieki ze snu, który je kleił — i oto świat zewnętrzny staje przed nim wyposażony w potężną plastykę, zadziwiającą czystość konturów i cudowne bogactwo barw. Świat moralny otwiera mu dalekie widnokręgi, pełne nowej jasności. Człowiek udarowany tą błogą szczęśliwością — niestety rzadką i przemijającą — czuje się jednocześnie bardziej artystą i bardziej blizkim prawdy; aby ująć wszystko w jednym wyrazie — czuje się szlachetniejszym. Jednak najbardziej niezwykłem w tym wyjątkowym stanie umysłu i uczuć — w stanie, który bez przesady można nazwać rajskim, jeśli go porównać z ciężką szarością zwykłej, codziennej egzystencji — jest to, że nie powstaje on dzięki jakiejkolwiek widomej, dającej się ustalić przyczynie... To też muszę go uznać za istotną łaskę, za zwierciadło magiczne, przed które człowiek bywa przywoływany dla oglądania siebie piękniejszym — to jest takim, jakimby być mógł i powinien; za rodzaj pobudzenia anielskiego — przywołania do porządku w formie pochlebczej...
Pozatem... ten stan cudowny nie bywa poprzedzany żadnymi symptomatami, zapowiadającymi jego nadejście. Jest tak niespodziany jak widmo. — Jest to jakby nawiedzenie, raczej nawiedzanie powrotne, z czego, gdybyśmy się głębiej zastanawiali, powinnibyśmy wyciągnąć pewność lepszego istnienia i nadzieję osiągnięcia go przez stałe ćwiczenia naszej woli.
Owa przenikliwość myśli, to zachwycenie zmysłów i umysłu musiały we wszystkich czasach wydawać się człowiekowi najwyższem z dóbr; to też, żądny jedynie rozkoszy niezwłocznej i niepomny, że gwałci tem prawa swego ustroju, we wszystkich strefach świata i we wszystkich czasach szukał on w materjalnej wiedzy — w farmaceutyce — w najbrutalniejszych trunkach, w najsubtelniejszych zapachach środka ucieczki, chociażby na kilka godzin, od pospolitego bytowania śród kału codziennego — pragnąc, jak mówi autor Łazarza: „zdobyć Raj na poczekaniu“. Nawet przerażające ułomności natury ludzkiej zawierają (chociażby w nieskończoności ich ekspansji) dowód tkwiącej w człowieku żądzy nieskończoności—tylko że, niestety, ta żądza w swych dążeniach schodzi często na manowce.
Możnaby użyć w znaczeniu przenośnem utartego wyrażenia: wszystkie drogi prowadzą do Rzymu i zastosować je do świata moralnego; wszystko prowadzi do nagrody lub kary — dwóch form wieczności. Dusza ludzka jest tak pełna namiętności, że ma ich aż na zbycie, że użyję innego pospolitego wyrażenia; lecz ta nieszczęsna dusza, której naturalne znieprawienie jest równie wielkie jak i nagła, niemal paradoksalna zdolność do poświęceń i cnót najwznioślejszych, jest też płodna w paradoksy, pozwalające jej używać na złe nadmiaru tej namiętności. Oślepiony zarozumiałością, człowiek zapomina, że rozpoczyna grę z kimś przebieglejszym od siebie, i że Duch Zła, jeśli mu tylko podać włos jeden, napewno wciągnie za nim głowę. I oto ten pan widomy natury widomej (mówię o człowieku) chce stworzyć Raj sztuką aptekarską — napojami wyskokowymi!... Otóż w tem znieprawieniu poczucia nieskończoności tkwi zdaniem mojem istota występności wszelkich owych nadużyć...