[106]ZAPROSZENIE DO PODRÓŻY
Istnieje kraj cudny — mówią — kraj mlekiem i miodem płynący — i marzeniem mojem jest zwiedzić go pospołu z zażyłą przyjaciółką. Kraj osobliwy, zatopiony we mgłach naszej Północy; nazwaćby go można Wschodem Zachodu — Chinami Europy — do tego stopnia puściła sobie wodze gorąca fantazja — z taką zabiegliwością i staraniem ustroiła go ona w swą uczoną, misterną roślinność.
Prawdziwy kraj mlekiem i miodem płynący — gdzie wszystko piękne, bogate, spokojne, zacne; gdzie przepych z upodobaniem przegląda się w porządku; gdzie się oddycha życiem pełnem i słodkiem; skąd wygnane nieład, niesforność i swawola; gdzie szczęście ożenione z ciszą; gdzie nawet kuchnia jest zarazem poetyczna, obfita i podniecająca — gdzie wszystko podobne tobie, drogi aniele.
Znasz ową chorobliwą gorączkę, która ogarnia nas śród chłodnej nędzy — tę nostalgję za krajem nieznanym — ową mękę ciekawości?
Istnieje kraj podobny tobie, gdzie wszystko piękne, bogate, spokojne i zacne — gdzie fantazja stworzyła i ustroiła zachodnie Chiny — gdzie [107]oddycha się słodkiem życiem, gdzie szczęście ożenione z cichością. Tam trzeba iść żyć — tam trzeba iść umierać.
Tak, tam trzeba iść oddychać, marzyć — i nieskończonością wrażeń przedłużać godziny. — Pewien muzyk napisał: Zaproszenie do walca; kto skomponuje Zaproszenie do podróży, które-by można złożyć w ofierze kobiecie ukochanej — siostrze wybranej?
Tak, w tej atmosferze byłoby dobrze żyć — tam gdzie godziny wolniejsze obejmują więcej myśli — gdzie zegary wydzwaniają szczęście z głębszą, bardziej znamienną solennością.
W otoczy obramień ścian lśniących, lub na ciemnym przepychu skór kurdybańskich żyją dyskretnie błogosławione malowidła – spokojne i głębokie, jak dusze artystów, którzy je tworzyli. Słońca, barwiące o zachodzie swem złotem jadalnię czy salę, przesączają się przez przednie tkaniny, lub przez wyniosłe, zdobne okna, poznaczone ołowiem w liczne podziały. Meble są obszerne, ciekawe, dziwaczne, zbrojne w zamki i skrytki — niby dusze misterne. Zwierciadła, bronzy, tkaniny, wyroby złotnicze i fajanse grają tam oczom niemą, tajemną symfonją; zaś od wszystkich sprzętów, ze wszystkich kątów, ze szpar wszystkich szuflad, z fałdów tkanin idzie aromat szczególny — jakieś [108]wróć do mnie Sumatry — aromat, który jest jakby duszą pomieszkania.
Mówię ci, kraj mlekiem i miodem płynący, gdzie wszystko bogate, czyste i połyskliwe — jak piękne sumienie, jak lśniąca baterja naczyń kuchennych, jak świetna izba złotnicza, jak migotliwa wystawa klejnotów! Skarby świata napływają tam jak do domu pracowitego człowieka, który dobrze się zasłużył światu całemu. Kraj osobliwy, wyższy nad inne — tak jak Sztuka przewyższa Naturę, bo uszlachetniona marzeniem — poprawiona, upiększona, przetopiona.
Niech szukają — niechaj szukają — niech odsuwają bez końca granice swego szczęścia niespokojne duchy — jakowiś alchemicy ogrodnictwa! Niech wyznaczają nagrody po sześćdziesiąt i po sto tysięcy florenów tym, którzy urzeczywistnią ich niepohamowane żądania! — Ja znalazłem mego czarnego tulipana, moją dalię niebieską!
Kwiecie niezrównany, odnaleziony tulipanie, daljo alegoryczna, to tam — nieprawdaż — do tego cudnego kraju — cichego i rozmarzonego — należałoby iść — żyć w nim i kwitnąć? Tam miałabyś obramienie ze swej analogji, tam mogłabyś się przeglądać — że użyję mowy mistycznej — we własnym odpowiedniku.
Marzeń! — i jeszcze marzeń! Im dusza ambitniejsza i wykwintniejsza, tem dalej odsuwają ją [109]marzenia od możliwości. Każdy człowiek nosi w sobie swoją dozę przyrodzonego opjum, bez ustanku wydzielanego i odnawianego; bo w istocie — od narodzin do zgonu — ile liczymy godzin zapełnionych radością pozytywną — wynikającą z działania zdecydowanego — spełnionego? — Czy zamieszkamy kiedy — czy przeniesiemy się do tego zrodzonego przez mą duszę obrazu — obrazu stworzonego na podobieństwo twoje?
Te skarby, te meble, ten przepych, ten ład, te zapachy, te kwiaty cudowne — to ty. Tobą są również — te wielkie rzeki i te ciche kanały. — Niesione przez nie ładowne, od bogactw ciężkie statki, skąd dolatują monotonne śpiewy holowników — to myśli moje, które drzemią lub kołyszą się na twem łonie. Kierujesz je wolno, łagodnie ku morzu, które jest Nieskończonością, odbijając głąb nieba w jasności twej pięknej duszy; — a kiedy, zmęczone falą i obładowane cudami Wschodu, wracają do rodzinnego portu — toć to znów zbogacone myśli moje, powracające od nieskończoności ku tobie.