<<< Dane tekstu >>>
Autor Teofil Lenartowicz
Tytuł Wiochna
Pochodzenie Lirenka
Wydawca Księgarnia J. K. Żupańskiego
Data wyd. 1855
Druk M. Zoreus
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


A ja sobi durny dumau szczo zorońka zyjszła,
A to moja luba diwka po wodońku wyjszła.
Zbiór pieśni ludu żegoty pauli.
WIOCHNA.

Już słoneczko powstało
I przegląda się w rzece;
Oj na rosę na białą,
Polecęż ja, polecę!
Jak to z brzozy płaczącéj
Co wyrosła nad rzeką,
Krople rosy świecącéj
Zwieszają się i cieką.
Jakie jasne obłoki
Na niebieskim przestworze,
Jakie czyste potoki,
O mój Boże! mój Boże!.....

Jaskółeczka przed bramą
Wciąż uwija się w kółko;
Ja nie jestem jaskółką
A potrafię tak samo.
Teraz matki się boję,
Lecz niech ogień rozniecę,
Niechno krówki wydoję,
Polecęż ja, polecę!....

Jak to dobrze Bóg zrobił,
Że ten śliczny świat stworzył,
Tak cudnie go ozdobił,
Tyle kwiecia rozmnożył. —
I że mnie dał braciszka,
Z którym co dzień się pieszczę; —
Pójdę cicho jak myszka,
Zajrzeć czy téż śpi jeszcze. —
Śpi w kolebce; więc daléj
Prędko ognia trza skrzesać;
Jak się ogień rozpali,
Pójdę włosy uczesać.

A robotaż to nudna
Te warkocze do ziemi,
Plątanina och zmudna,
Tak tam bawić się z niemi.....

Kiedy mówią o oczach
W których ja nic nie widzę,
I o moich warkoczach,
To się tylko nawstydzę.
I skarżą się, mój Boże!
Że mam oczy uroczne.....
Może prawda, a może.....
Ale cóż ja z tém pocznę?.....

Mateńka mi powiada,
Że ja wcale nie rosnę.
Niechno tylko popada
Ciepły deszczyk na wiosnę:
Niech ja na deszcz wyskoczę
A dobrze się przemoczę,

To nim skończy się burza
Już urosnę tak duża.....

Pająk przędzie, oj przędzie
Swoje szare włókienko;
I ja umię tak cienko,
I moje téż tak będzie. —
Bo przecież ja coś umię:
Kądziel przędę i pielę,
I na książce rozumię,
I zaśpiewam w kościele.

Jakem raz na święcone
Ulepiła baranka,
Co miał wełnę kręconę
I klęczące kolanka;
To się bardzo dziwiono,
Bo tak siedział jak żywy,
Jak baranek prawdziwy,
Z chorągiewką czerwoną.


Jak zrobiłam w Trzy Króle
Świętą Pannę i Syna,
I czarnego murzyna
Ze skarbami w szkatule,
I z liliją staruszka,
I z lirenką pastuszka,
To się ludzie zbiegali,
Z całéj wioski lecieli,
I za głowę się brali,
Matce wierzyć nie chcieli.

A gaiki, a wianki
W listki srebrne i złote,
Jakie chcecie równianki
Jak najpiękniéj uplotę.
Kwiatki lubię ogniście,
Boże drzewko, lilije,
I to co tak na liście
I na prątki się wije....... —


Oj nie dobra to córka
Co się próżno zabawia;
Daléjże do podwórka,
Trzeba ciągnąć żórawia,
Oj! ta, da, da..... A cicho! —
Matka będzie się gniewać;
Podkusiło mnie licho,
Chciałam sobie zaśpiewać.....

Idzie w górę wiaderko,
Z boku woda się leje,
Zajrzę w wody lusterko,
W nim ja druga się śmieje.
Jak téż to tam głęboko,
Nim się wiadro zabrodzi,
To aż wzdryga się oko,
Aż mnie zimno przechodzi.
Nie spotka mnie nic złego
Choć nad studnią tak stoję;
Nie boję się niczego.....
Oho prawda! nie boję?.....

Naprzód straszą mnie bąki
Co latają w ogrodzie,
Żółte osy z nad łąki
I jałówka co bodzie,
Potém boję się tęczy
Na wilgotnym obłoku,
Choć się do mnie tak wdzięczy
Pijąc wodę z potoku.
Bo ta tęcza świecąca,
Gdybym poszła Broń Boże!
Z ziemi unieść mnie może
Do białego miesiąca.
Wreszcie trwożą mnie grzmoty
I piorunów trzaskania,
Kiedy niebios blask złoty
Tak się strasznie odsłania.
Lecz w kościele nie czuję
By najmniejszéj bojaźni,
Mnie tam radość przejmuje;
W sercu jeszcze mi raźniéj.

Tak mi rzeźwo, wesoło,
Jak u matki w chałupie; —
Ludzie szepczą w około:
Ot cieszy się bo głupie....
A co mi tam, niech sobie!....
Mnie ogarnia myśl błoga,
Co ja robię?.... co robię?....
Raduję się do Boga.
Kiedyć może skowronek
Wylatując nad kłosy,
Jak świt tylko, jak dzionek,
Trzepotać się w niebiosy,
To i mnie nikt nie wzbroni
Przed ołtarza jasnością
Złożyć oto tak dłoni,
I spoglądać z radością.

U spowiedzi gdym była,
Ksiądz co ludzi spowiada
Mówił: gdybym zgrzeszyła
Że pokutę mi zada.

Więc umyślnie dla tego
Dziś zgrzeszyłam od rana:
Na stół miodu złotego
Usączyłam ze dzbana.
Niechże zada raz przecie,
Bobym sobie myślała:
Otóż żyłam na świecie,
A pokutym nie znała.

Jako ptaszek na roli,
Prześpiewałam dni płoche,
I nie znałam niedoli; —
Oj! znam-ci ją, znam trochę.....
Trzy razym już płakała,
I serdecznie mój Boże!
Raz gdy babka skonała
W téj tam ciemnéj komorze,
A drugi raz gdy w nocy
Ludzie po wsi biegali,

Krzycząc na gwałt pomocy,
Że kościołek się pali!
A trzeci raz gdy w progi
Przyszedł dziadek pochyły,
Taki oto ubogi,
Ale dobry i miły,
I piosenka zabrzmiała
O Polaku w niewoli.
Wtedym bardzo płakała,
Bo mnie zaraz tu boli.
Całowałam go w rękę,
— Nie smućcie się dziadulu. —
A łzy żalu i bólu
Upadły mu w lirenkę.

Z za mgły słońce powstało,
Wronka kracze na roli;
Nie wiem co mi się stało,
Coś mnie smuci, coś boli.

To chce mi się zapłakać,
To mnie pusta myśl łechce,
Weselić się i skakać
I chciałabym i nie chcę.....




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Teofil Lenartowicz.