[110]Wioska.
Któż ci nie śpiewał, nie wzdychał do Ciebie,
Porcie znękanych, marzących schronienie,
Wiosko, na której wyjaśnionem niebie,
Lśni się nadzieja, promieni wspomnienie?
Jak mi spokojność twoja się uśmiecha,
Jak gwar twój mile ucho budzi moje,
Jak droga dla mnie twoja cicha strzecha!
I drzew twych szumy i ptaków twych roje!
Miasto — to kupa gruzu, skrzydłami szatana
Pokryta i zginilizną złocistą nadziana —
W niej ludzie ciągłym bojem i ciągłem pragnieniem
Walczą w sadzy oddechu, pod dymów sklepieniem,
A na ołtarze... świątyń postawili człeka
I wielmożności jego biją czołem kornie,
Nie widzą, co przeżyli, ani, co ich czeka —
Udręczeni wewnętrznie, weseli pozornie.
Precz z miastem! Komu w piersi serce młode bije,
Wsią tylko wyżyć może, na wsi tylko żyje!
O! i tu szczęścia niema, ale miasto złota
Mieszka nadzieja krośna i słodka tęsknota,
A każden pyłek, krzaczek, stworzenie i kwiatek,
— To rozmyślania wątek, to maleńki światek —
Pocichu, a nieśmiałym językiem do ciebie
Mówi o Bogu, człeku, przyszłości i niebie.