Wiosno, tyś hymnem, co piersi rozżarza
U młodzieńczego przyrody ołtarza,
A strofy twoje wzlatują nad światem
Pieśni skowronka marzeniem skrzydlatem
I opadają — wśród ciszy i woni —
Kwieciem róż białych i puchem jabłoni.
Błogosławiony, kto czarów twych czeka,
Kto przyjścia twego wygląda z daleka
I czuje w sobie ten dreszcz, co przenika
Kielich powoju i piersi słowika
I w starych dębach przyśpiesza krwi bicie...
Błogosławiony! bo on kocha — życie.
Jego nie trwożą te skrzydła przyszłości,
Których kwiat polny motylom zazdrości;
On się nie lęka tej siły, co żywa
Ku rozkwitowi i słońcu się zrywa;
On wie, że wszechlot ku jutru — to droga,
Jaką istnieniom naznacza myśl Boga.
O, pójdźcie wszyscy, co pleśnią zimową
Zmrozić nam chcecie błękity nad głową,
Wy, co na własnej zasiadłszy ruinie,
Drżycie, gdy powiew przyszłości przepłynie
I tchnieniem życia poruszy proch cichy
I dzikim głogom otworzy kielichy...
O, pójdźcie wszyscy i słuchajcie!... Duch świata
Skrzydłem wieczystej młodości ulata
I ku jutrzenkom jest cały podany —
I gorejący i niepowstrzymany!...
Co? — wy mu pióra wiążecie pętami?
— On wzleci mimo was — a nawet z wami!