Wizerunki książąt i królów polskich/Mieszko II-gi
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wizerunki książąt i królów polskich |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1888 |
Druk | S. Orgelbranda Synowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | Ksawery Pillati, Czesław Borys Jankowski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Polska, przedtem pani i królowa, której korona blaskiem złota i klejnotów promieniała, po śmierci ojca swojego osiadła w prochu i żałobie, wdowiemi odziana szaty. Muzyka stała się płaczem, zabawy smutkiem, radość zamieniła się w westchnienia. Przez cały ów bowiem rok nikt w Polsce publicznej uczty nie sprawił, żaden mąż ani niewiasta w szaty uroczyste się nie odział, i nigdzie tańca, nigdzie muzyki po gospodach słychać nie było. Piosnki dziewczęce, wesołe głosy po rozdrożach rozlegać się przestały. „Trwało to przez rok cały u wszystkich, ale ziemianie, mężowie i niewiasty do końca życia opłakiwać go nie przestali, bo ze śmiercią Bolesława pokój, bogactwo, wesołość zdawały się w Polsce umierać.“ — Temi słowy Gallus w kronice kończy powieść swą o Chrobrym.
Spadek po Mieszku i Bolesławie na najsilniejszych barkach mógł ciężko zaważyć. Tak wiele oni uczynili z chaosu Słowiańszczyzny wywodząc Polskę, zdobywając jej niepodległość, że na tym samym tylko stopniu chcąc ich dzieło utrzymać, było zadaniem olbrzymiej wymagającem siły. W istocie zaś potrzeba było iść dalej; jedna chwila wahania się, najlżejszy okaz słabości musiał wszystkie żywioły nieprzyjazne, nieukołysane, wylękłe, ale nie poskromione, uciszone, ale nie zniszczone, powołać do nowej walki.
Tak dzielnych potrzeba było ramion jak Mieszka i Bolesława, aby berło i Szczerbiec utrzymać, a rzadko w dziejach następują po sobie mężowie jednej siły. Po Bolesławie Chrobrym, nie licząc córek kilku, pozostało z żon dwóch, trzech synów: Mieszko, Lambert (990 r. urodzony ze Słowianki Emnildy), Otto po nim idący i Bezprym z Węgierki, zatem starszy od Mieszka.
Dla czego młodszemu spuścizna po ojcu była przeznaczona, — zrozumieć trudno; a domyślić się łatwo, że starszy Bezprym musiał stanąć w obronie praw swoich.
Nieprzyjaciel ten domowy, ze stronnictwem, które go popierało, przychodzi w pomoc wrogom zewnętrznym. Ani Mieszko, ani Chrobry nie mieli dosyć czasu, aby od r. 960 do 1025, w przeciągu lat pięćdziesięciu pięciu, dokonać dzieła zupełnego przeistoczenia i organizacyi narodu. Po pilnem działaniu ich dla zjednoczenia, z prawa naturalnego przyjść musiało oddziaływanie. Cokolwiek słabnące rządy natychmiast zachwiały tem co silna dłoń i nieustanna czynność Bolesława trzymała związanem. Bezprym i Otto podburzają sąsiadów, Niemcy radzi idą z nimi na podbój Polski, która im była solą w oku.
Zrywa się burza, której podołać nawet Chrobremu byłoby ciężko. Co on skupił, rozpada się i rozbija... chwilowo. Wszystkie żywioły nieukołysane gotują się do wypowiedzenia posłuszeństwa i walki. Kronikarze dawniejsi, w naiwnym swym sądzie o człowieku, potępili Mieszka II, nie uwzględniając jego położenia, ani mężnej walki z przemagającemi siłami — bacząc tylko na to z żalem, że za jego panowania, zdobyta wielka jedność rozpadła się i chwilowo zagrożoną została.
Uczyniono z tej postaci Mieszka II, która w istocie jest rycerską i piękną, fantastycznego jakiegoś słabego monarchę, ulegającego żonie Niemkini Rykezie, i kończącego bezsilnym szałem.
Z dosyć szczupłych źródeł, lecz i na podstawie faktów sądząc, wnosić należy, iż rzeczy inaczej się miały. Kraj gwałtownie nawrócony, opanowany, podbity niejako przez dwu wielkich Mieszka poprzedników, — opierał się cywilizacyi zachodniej, wiodącej za sobą karność wojskową, podległość bezwzględną, zmianę starego obyczaju, przyjęcie nauki przynoszonej przez wrogów, surowsze prawa.
Pogańskie instytucye pierwotne, związane z niemi swobody pojedyńczych ziem i gromad, były jeszcze nietylko w żywej pamięci, ale w części się zachowały. Cywilizacyjna czynność Mieszka, który miał za sobą rozumną i pobożną Rykezę, nie była tłumom po myśli. Pierwsza lepsza zręczność wybicia się z pod tego jarzma była pochwyconą.
Bezprymowi i Ottonowi pomagały nietylko Niemcy, ale zimnie i grody, które się wyswobodzić chciały. Pomimo potwarzy, jaką historycy okryli Mieszka, zowiąc go Gnuśnym, żonie podległym, widzimy go na placu boju mężem dzielnym, walczącym do końca, nie ulegającym przeważnej sile.
Jego i Rykezę rozważniejszy sąd potępiać nie pozwala.
Niemka, niewiasta pobożna, musiała się otaczać swoimi, czuła się tu wśród nieprzyjaciół, nie lubiła może kraju, który się jej lękał i był niechętnym, ale innych uczuć po niej wśród tego, co ją w Polsce spotykało, wymagać nie można.
Mieszko po ostatecznych wysiłkach, poddawszy się zwierzchniej władzy cesarstwa, zaledwie potrafił utrzymać się na tronie.
Historycy każą mu umierać obłąkanemu, tak, jak za życia czynią go posłusznym zonie i bezsilnym. Z tem smutnem obliczem pozostał on na kartach dziejowych.
Po zgonie jego, Rykeza z małoletnim synem Kazimierzem, którego wolała ofiarować Bogu do klasztoru (oblatus) w zakonie Benedyktynów, niż widzieć na chwiejącym się i zagrożonym tronie, — oblegana i prześladowana przez ludzi niechętnych Niemcom, zmuszoną była kraj opuścić.
Schronienia szukała najprzód u cesarza Konrada, potem w klasztorze brunświlerskim, gdzie zakończyła życie. Mieczysław, zwany Gnuśnym, jest pierwszym z monarchów, którego autentyczny wizerunek doszedł do naszych czasów. Znajdował się w rękopiśmie książki do nabożeństwa, ofiarowanej mu przez Matyldę, księżnę Swewów, córkę Hermana. Miniatura przy liście dedykacyjnym, poprzedzającym modlitwy, wystawia Mieszka w koronie na głowie, z twarzą młodą, rysów regularnych, z wąsami i bródką krótko postrzyżoną. Okrywa go płaszcz niezbyt obszerny, barwy brunatnej, na lewem ramieniu złotą okrągłą spinką ściągnięty. Suknia na nim długa niebieska. Siedzi na tronie pomalowanym zielono, nakształt prostego stołka o dwóch słupach. W prawej ręce trzyma berło, lewą przyjmuje książkę, którą mu podaje kobieta, naprzeciw niego stojąca. Jest to sama dawczyni, ks. Matylda, okryta do kolan niebieskim, szerokim płaszczykiem. Pod nim widać długą suknię zieloną. Księgę, owiniętą w połę płaszcza, podaje oburącz. Nad głowami napis tłómaczy rysunku znaczenie.
Sam ten fakt, że księżna przynosi w darze królowi księgę, zdaje się świadczyć, że mąż pobożnej Rykezy był na swój wiek wykształconym, gdy dar podobny miał przyjąć wdzięcznie. W drzeworytach kronik naszych odbiła się niechęć dziejopisów dla Mieszka. Wystawiają go siedzącym na tronie, bez berła w ręce, oczy zasłaniającego. Za to Rykeza trzyma przywłaszczone sobie berło i zdaje się strofować i gromić nieszczęśliwą ofiarę.