Wojna chocimska (Krasicki)/Pieśń III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Dzieła Krasickiego
Podtytuł Wojna chocimska
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło skany na Commons
Indeks stron
PIEŚŃ III.


Chodkiewicz dopiero co wszedł w śluby małżeńskie z Anną Xiężniczką Ostrogską, gdy mu posłowie przynoszą od króla i stanów rozkaz, stawania na czele rycerstwa. Smutek stąd czułej małżonki: wódz śpieszy do Chocima.


Nie zawżdy niebo w chmurach wydaje się,
Czasem go miła chwila wypogodzi;
Nie zawżdy żeglarz w zamierzonym kresie
Walczy z burzami, i na skały godzi;
Nie zawżdy prace i troski wiek niesie:
A wpośród życia ludzkiego powodzi;
Po ciężkiej pracy i gwałtownym biegu,
Miło odetchnąć i spocząć na brzegu.

Zamku Ostrogski! w twoje zacne progi
Wchodzi gość wielki, wchodzi w dobrą chwilę.
Ty, coś w twych cieniach ukrywał skarb drogi,
Dziś go obwieszczasz. Wdzięczne krotofile
Biorą plac bojom, ustępują trwogi:
Miłość, co rządy rozpościera miłe,
Miłość, co mimo zbroje i oręża,
Ima rycerzem i wodze zwycięża.

Szacowny celu słodkiego wybrania!
Ty, któraś mężne serce zwyciężyła,
Anno z Ostroga, wyborze kochania!
Anno przezacna, cnotliwa i miła!
Twój wdzięk ku tobie wszystkie serca skłania;
Lecz cnota bardziej wszystkich zniewoliła.
Co umysł wzrusza, i co oko pieści,
W twojej osobie wszystko się to mieści.

Nie są to podłe pęta i ogniwa,
Które twój zacny oblubieniec nosi:
Prawego serca dzieło wykonywa,
Gdy wdzięczne jarzmo nad wolność przenosi.
W duszy wspaniałej gdy miłość przebywa,
Równie wspaniałe sentymenta głosi,
Miłość, co szczęsne przeznaczenie darzy,
Szacunek wszczyna, a cnota kojarzy.

Na starożytne gmachy i wspaniałe,
Gmachy wybornym gustem ozdobione,
Wchodzi Chodkiewicz: ściany okazałe
Śklnią, i przysionki górnie wyniesione;
Wszędzie kunszt stawia dzieła doskonałe:
A w którąkolwiek spójrzy tylko stronę,
Czy w rzeźbach, czyli w sztucznym pęzla wzorze,
Cieszy się oko w przecudnym wyborze.

Co niegdyś powieść bajeczna głosiła,
Kunszt tam wyrażał, co może kochanie;
Jak bohatyrów miłość zwyciężyła:
Jak kiedy swoje więzy kładła na nie.
Lekkie im były, a niewola miła,
Łzy zasileniem, wdziękiem narzekanie;
Jak choć zdradliwa, trosk pełna i trwogi,
Rządziła światem, sięgała i bogi.

Tu Jowisz górne rzuca majestaty,
I przemienia się w rozliczne postaci;
Równej doznaje Neptun alternaty;
Apollo wieśniak opuszcza współbraci;
Płacze Wenera Adonisa straty;
Łupem się miłym Danae bogaci.
Herkules w bogów umieszczony rzędzie,
U nóg Omfali zniewieściały przędzie.

Ten, co na srogie czuwa tylko boje,
Mars, co orężem strasznym klęski miota,
Bierze kwiecisty wieniec, rzuca zbroje:
Zgasła w nim mężność i dzielna ochota,
W oczach Wenery miękczy dzikość swoję.
Synu jej zdradny! twoja to robota,
W tryumfie matka, brzmi Cytera z Knido,
Zwyciężca bogów śmieje się Kupido.

Już zapalone są ślubne pochodnie,
Już kapłan stanął na stopniach ołtarza;
Rodzice, krewni, znajomi, przychodnie,
Błogosławieństwo dają, lud powtarza:
Żyjcie szczęśliwi długowiecznie, zgodnie,
Niech was Opatrzność sowicie obdarza!
Żyj zacna paro: idź twych przodków śladem;
Jesteś już cnoty, bądź szczęścia przykładem.

Wszystkich są oczy na oblubienicę;
W tej sercu bojaźń z żałością osiadła,
Okrył rumiany wstyd nadobne lice,
Mieni się, staje natychmiast wybladła:
Wtem, gdy postrzegła przy sobie rodzice,
Rodzice miłe, do nóg im upadła,
Ci błogosławią. Kapłan modły kończy,
I wiecznym węzłem prawe serca łączy.

Nie masz zupełnej w życiu szczęśliwości,
Los wdzięczne chwile zaprawia goryczą;
Miłe ogniwa wzajemnej miłości,
I te niefortun bywają zdobyczą.
Wpośród okrzyków powszechnej radości
Przynoszą posły władzę namiestniczą:
Przynoszą rozkaz króla i starszyzny,
Opuścić wszystko, a bronić ojczyzny.

Niespodziewanym wyrokiem strapieni,
Wszyscy natychmiast wodza otaczają,
Wieścią okropną srodze przerażeni,
Na los tak srogi wszyscy narzekają:
Żałość i bojaźń smutne twarze mieni,
Echa żałośne głosy powtarzają.
Zamilkły wdzięcznej odgłosy muzyki,
Ustała radość; ustały okrzyki.

Anno z Ostroga! po twej pięknej twarzy
Nagle wzruszone lecą łzy rzęsiste.
Miłość, co wdzięcznem ogniwem kojarzy,
I wiąże serca przez śluby wieczyste;
Smutne ci chwile w tem rozstaniu darzy,
Niebezpieczeństwa stawia oczywiste.
Dopiero wzięte tak słodkie ogniwa,
Los zbyt okrutny targa i rozrywa.

Równie boleje, lecz boleść zwycięża,
Ten, co twych żalów jedynym jest celem.
Bierze się nagle z pieszczot do oręża,
Z biesiady w bitwę, a z nieprzyjacielem
Jak pójść w zapasy, myśl dzielną natęża,
I zwierzchnem postać okrasza weselem.
Czuje, co traci, lecz go cnota wzmaga,
Z niej umysł mężny, z niej prana odwaga.

Nie los to zdarzył, lecz ten, który losem,
Bóg wszechmogący kieruje i włada.
Śpieszy Chodkiewicz, gdzie wojny odgłosem
Truchleje trwożnych mieszkańców gromada:
Śpieszy, a strasznym gdy pogroził ciosem,
Słodka w umysłach nadzieja osiada:
Wszystkich na niego obrócone oczy,
A żołnierz wodza wygląda ochoczy.

Tak, kiedy zbytnim żarem rozgorzały
Okrąg słoneczny promieniami strzela,
Przejęta ziemia srogiemi upały,
Nadzieje żeńców, kłos zemdlony schyla,
Dżdżu pragną trawy, żeby orzeźwiały,
Dżdżu pragną ziółka, które czczość wysila;
Przychodzi, pora nastaje wesoła,
Krzepią się kłosy, i trawki i zioła.

Dzieło przedziwne kunsztu i natury,
Widać Kamieniec obronny zdaleka,
Wznoszą się twierdze nad skaliste góry;
Huczy w opokach zacieśniona rzeka,
Strzegą przystępu niedobyte mury,
I zamki w mocy stwierdzone od wieka.
Szkopuł fatalny hardego pogaństwa,
Twierdza ojczyzny, zastęp Chrześcijaństwa.

Skoro się zbliżył hetman pożądany,
Natychmiast działa ogromne zagrzmiały;
Drżą okolice, stokroć powtarzany
Odgłos nadbrzeżne podawają skały:
Zwierz się po puszczach trwoży obłąkany,
W ciemne pieczary łanie uciekały.
Pasterze trwożni opuściwszy trzody,
Biegną przelękli po górach w zawody.

Stójcie! waszego obrońcy to hasło.
Waszto w te miejsca wybawiciel spieszy:
Wzmaga ochotę już prawie wygasłą,
I trwożne myśli przelęknionej rzeszy.
Stójcie! bezpiecznie będzie stado pasło,
Wróćcie się, przyszedł ten, co was pocieszy.
Zgnębion niewierny będzie zęby zgrzytał.
Obrońca Polski Chodkiewicz zawitał.

Osierocona boleśnem rozstaniem,
Nie słyszysz, Anno, okrzyków radośnych,
Płacz rzewny częstem przerywasz wzdychaniem,
A zamiast wdzięcznych wyrażeń miłosnych,
Napełniasz smutne miejsca narzekaniem,
Dni pędzisz w płaczu i w myślach żałośnych.
Mieni się twoja uroda przecudna,
Błąkasz się smutna, błąkasz się odludna.

Gdzie nizki padół, lub zarosłe ciemne;
Najskrytsze w puszczach sprawują zacisze:
Gdzie strumyk czyni mruczenia przyjemne,
A wiatr gałęźmi pomału kołysze,
Tam przyrzeczenia wspomina wzajemne,
Na miękkiej korze tam ich pamięć pisze.
Wiatr się ucisza, strumyk słabiej brzęczy,
Podawcze echo gdy smutnie zajęczy.

Jeżeli wzniesie głos, milczą ptaszęta,
I smutnych pieśni, zda się, iż słuchają:
Jeśli w milczeniu płyną jej momenta,
Kwilą żałośnie, i bolu dodają.
Przeszła, ach! przeszła słodyczy ponęta!
Okropnym jękiem echa powtarzają.
Wtem dzika cichość i smutek ponury,
Osiada puszcze, padoły i góry.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.