Wojna chocimska (Krasicki)/Pieśń IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dzieła Krasickiego |
Podtytuł | Wojna chocimska |
Wydawca | U Barbezata |
Data wyd. | 1830 |
Miejsce wyd. | Paryż |
Źródło | skany na Commons |
Indeks stron |
Gdzie szczęście żadnej nie zna alternaty,
A coraz nową korzyścią bogaci;
Gdzie czas prędkiemi odmierzony laty,
Nietrwałą istność ostatecznie traci;
Gdzie ziemia pełznie, nikczemnieją światy,
I prochem wszystkie stworzone postaci;
Ten, co skinieniem, nieba, światy mnożył,
Tron swój ogromny wieczyście położył.
Źródłu istności na niczem nie zbywa,
Sam sobie dosyć. Lecz dobroć bez miary
Na mdłe stworzenia hojnie się wyléwa,
I mimo podłość i liczne przywary,
Sprawca wszechmocny z swem dziełem przebywa.
Najobfitszemi ubogaca dary,
Domieszcza chwały: widzą Stwórcę swego,
I wiecznem pieniem wielbią Najwyższego.
W tej byli świętej wybrani zabawie,
Nagłem wzruszeniem gdy nieba zagrżmiały:
Padli na twarze, obumarli prawie,
Nie śmią wznieść oczu tam, gdzie wiecznej chwały
Tron się unosił w wspaniałej postawie:
Duchy go skrzydły swemi zasłaniały,
Z stopni obłocznych wypadały gromy,
Wstrzęsły się nieba, świat zadrżał poziomy.
Pozwolił Stwórca, ażeby, co legli
Na straszny odgłos jego majestatu,
W wieczystej prawdzie widocznie postrzegli,
Na co się mdłemu zanosiło światu.
Jak wierni jego zatrwożeni biegli
Przed okropnego błyskaniem bułatu.
Postrzegli, jako potęgą niezmierną
Chciał Osman zniszczyć Polskę prawowierną.
Głos wszechmogący, co nieba zadziwia,
Miejsca przenosi, i bezdenność głuszy:
Głos, który niszczy, i który ożywia,
Głos, co mocarstwa pognębia i kruszy,
Głos pański, co się bezbożnym sprzeciwia,
Głos pożądany uwielbionej duszy,
Dał się usłyszeć: bojaźnią przejęci,
Umilkli, trony, mocarstwa i święci.
Na rzewność płaczu pańskie względy padły,
Dał się przebłagać, już Polska szczęśliwa,
Już próżno grozi nieprzyjaciel zjadły;
Tam, kędy boża opieka przebywa,
Choćby najsroższe przygody zapadły,
Nie dojmie onych zjadłość zapalczywa.
Nie dojmie temu jad w złosci obrzydły,
Kogo Pan trzyma pod swojemi skrzydły.
Jak szumy wodne wznoszą się wielbienia,
Wznoszą się dzięki duchów niezliczonych.
Odgłos powszechny chwały, dziękczynienia,
I Serafinów miłością strawionych,
I tych, co w straży trzymają stworzenia,
Aniołów świętej służbie poświęconych.
Ten, co rząd świata człowiekowi poddał,
W straż świętym swoim Aniołom go oddał.
Mało go mniejszym zdziałał nad Anioły,
Gdy zmyślność z duchem zamknął w człeku razem,
Jemu dań winną oddały żywioły,
Zwierzęta poszły za jego rozkazem.
Dla niego ziemia okryła się zioły,
Znał świat, że bozkim zaszczycon obrazem.
Nie chciał znać człowiek dumny, a ułomny,
Gdy Stwórcy swemu został wiarołomny.
Odtąd żywioły, i świat i zwierzęta,
Przeciw hardemu przestępcy powstały,
Ziemia w usłużnej plenności przeklęta,
Przeklęte ręce, co ją uprawiały.
Uznał błąd człowiek. Dobroć niepojęta
Wsparła, co zepsuł uczynek zuchwały:
I choć niegodnych chcąc wspomódz otwarcie,
Dała Anioły na radę i wsparcie.
Ten, co ma Polskę w nieustannej pieczy,
Stanął przed pańskim strasznym majestatem:
«Stwórco najwyższy! rzekł, co zrządzasz rzeczy,
«I dobrotliwie zawiadujesz światem;
«Któż się bez twego wsparcia ubezpieczy?
«Strwożona Polska, lud, król i z senatem,
«Nie w swojej sile ufność kładą marną,
«Pod twoję świętą opiekę się garną.
«Ty, coś danego zwierzom na pożarcie
«Wyrwał proroka przez twego Anioła,
«Ty, coś Chaldejski lud zgromił otwarcie,
«Gdy cię o pomoc Ezechiasz woła;
«Ty, coś mnie zsyłał na ich ojców wsparcie,
«Abym strzegł granic polskich dookoła,
«Rozkaż i teraz.» — Niebiosa zadrżały,
Prośby pokorne skutek otrzymały.
Jak myśl, duch zniknął, a w nagłym obrocie,
Ponad gwiazdziste okręgi się wzbija:
Nikną natychmiast w nieścignionym locie
Planety słońca, światy, które mija.
Staje nad Polską w uprzejmej ochocie;
Nad Polską swoją, której wiernie sprzyja.
Zakryty oczom stróż święty tam stawa,
Gdzie hetman półki wojska rozeznawa.
Okrył go swoim niebieskim puklerzem,
Czuje wódz w sercu radość niesłychaną,
Wzmaga w nim ufność, a bozkiem przymierzem,
Stwierdza nadzieję skutku pożądaną.
Potem się stawił przed licznym żołnierzem,
Tchnął duchem męztwa; natychmiast wygraną
Rokują wszyscy, a pomiędzy szyki
Słychać radośne przy wodzu okrzyki.
Wsiadł na koń dzielny; ten czuje, co nosi,
Zarżał wesoło, tchem ognistym pryska,
Rwie grunt kopytem, głos raźno podnosi:
A gdy pod obóz przysunął się zbliska,
Przybycie wodza okrzyk wojska głosi,
Brżmią radośnemi hasły stanowiska,
Słyszy Chodkiewicz, jak w męże obfita,
Dzielna go rzesza przyjmuje i wita.
Tak, gdy dojrzałym plonem przyodziane
Obszerne łany przyjemnie żółcieją,
Śklnią się od słońca kłosy poschylane;
A kiedy miłe wietrzyki zawieją,
Chylą się, wznoszą, okiem nieprzejrzane:
Buja blask wdzięczny, a miłą nadzieją
Wzmaga się oracz; w stokrotnej zdobyczy
Już pewną korzyść pracy swojej liczy.
Pierwszy na czele Lubomirski sławny,
Tyś pierwszy poczet wiódł twoich rodaków,
W tobie ród dzielnych Sieniawczyków dawny,
Odkwitł nanowo z zaszczytem Polaków:
Waleczny, czuły, ostróżny i sprawny,
Wiódł czoło wojska wybranych junaków.
Sława dzieł twoich, co się wiecznie zdobi,
Do dalszych zwycięztw wzmaga i sposobi.
Znać i z spójrzenia krew w rycerze płodną,
Na czele swoich Sieniawski przybywa,
Wśród bojów niesie twarz wdzięczną, pogodną,
Rękę, co wielkie dzieła wykonywa:
Niesie i sławę mężnych przodków godną,
I na chwalebne czyny się zdobywa.
A co w przezacnych domach nie nowina,
Gdzie inni kończą, on ztamtąd zaczyna.
Laty podeszły, lecz rzezki odwagą,
Tuż Żórawiński idzie z swym orszakiem,
Szacowną wieku ozdobny powagą,
I otoczony gronem wielorakiem;
Idzie, ojczyzny zagrzany zniewagą,
Pod hasłem wiary, i zbawienia znakiem;
Jemu ojczyzna zwierzyła w zakładzie
Los swój, wodzowi przydając ku radzie.
Wierny towarzysz, i trudów i rady,
Wierny Sobieski z pocztem okazałym,
Rodaków swemi zachęca przykłady,
A postępując umysłem wspaniałym,
Idzie w ubite sławnych przodków ślady:
Tam zmierza, kędy laurem wiecznotrwałym
Cnota uwieńcza pożądane blizny,
Tych, którzy życie kładą dla ojczyzny.
Spójrzał na pola Chocimskie zdaleka.
Natychmiast wieszczym orzeźwiony duchem,
I choć wewnętrznych wzruszeń nie docieka,
Ani wyroków wiecznych zmyślnem uchem
Mógł słyszeć, przecież w uiszczeniu czeka,
Czego nie powziął widzeniem i słuchem;
Choć wzruszeń nagłych miał przyczynę tajną,
Uczuł pociechę w sercu nadzwyczajną.
Głosto był boży, wyrok przewodniczy,
Co w sercu ojca z syna radość wznawiał:
Na tychże polach Jan zyska w zdobyczy
Tych, coś się na nie ty ojcze wyprawiał.
Ojcze szczęśliwy! z ciebie odziedziczy
Cnotę i męztwo, tu się będzie wsławiał.
Tu rycerz mężny obwieści się znacznie,
Tu wódz szczęśliwy dzieła swoje zacznie,
Zienowicz zatem wiedzie półki swoje,
Zienowicz męztwem, radą znamienity,
Wesoł przywdziewa dla ojczyzny zbroję,
Za nim krwi zacnej szacowne zaszczyty;
Sapieha mężnych prowadzi na boje;
Tyszkiewicz w zdatne przemysły obfity:
Umysłem równy, krwi złączeniem bliski,
Wiódł półk ozdobny, dzielny Czartoryski.
Jak pogodnego dnia rumiane zorze,
Gdy słońce pierwsze promienie rozwodzi,
Piękny Zawisza, w wdzięcznej wieku porze,
Na czele raźnej i udatnej młodzi,
Równej i w męztwie, równej i w wyborze,
Z ozdobnym półkiem wspaniale wychodzi;
Za nim nadchodzą porządnemi szyki
Pod dzielnym wodzem śmiałe Lisowczyki.
Gdzie bystre wody Dniepr szumem śpieniały,
Pomiędzy pola nieprzejrzane toczy,
A zacieśniony nadbrzeżnemi skały,
Hucznemi spadki zagłusza i mroczy;
Stepów zdziczałych tłum pędzi zuchwały,
Tłum zdradny w wierze, lecz w boju ochoczy.
Przed niemi starzec odważny i baczny,
Najpierwszy z wodzów jechał Sahajdaczny.
Tak, gdy się wszystkie wojska popisały,
Łączą się z niemi i te, co prowadził
Waleczny hetman: obóz okazały
Nad brzegi Dniestru bystrego osadził.
Dalej, jak przebyć, i rzekę i skały,
Z gronem wybranem wodzów pilnie radził.
Tymczasem gońce wysłane znać dały,
Że się już wojska przeciwne zbliżały.