Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom IV/XXIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wojna i pokój Tom IV |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1894 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Война и мир |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom IV |
Indeks stron |
Podczas rozmowy Borysa z „Ciocią“ na stronie, książę Hipcio, ściągnął był na siebie powszechną uwagę.
Rozwalony wygodnie w szerokiem karle, podniósł się żywo, wyrzucając niby racę te słowa:
— Król pruski. — Po czem zacząwszy się śmiać na głos, umilkł.
Wszyscy spojrzeli na niego, a Hipcio, trzymając się za boki od śmiechu, wciśnięty w karło, powtórzył jeszcze dobitniej:
— Król pruski!
Anna Pawłówna, widząc że nie myśli dodać nic więcej, napadła na Napoleona ze zwykłą u niej gwałtownością, opowiadając, na poparcie i wytłumaczenie jej wybuchu, jak ten zbój Bonaparte, ukradł w Potsdamie szpadę Fryderyka Wielkiego.
— To szpada Fryderyka Wielkiego, którą ja... — nie dokończyła, wpadł jej bowiem w słowo Hipcio powtarzając po raz trzeci:
— Król pruski... — i umilkł.
Skrzywiła się panna Scherer na ten koncept niesmaczny, a Mortemart najserdeczniejszy księcia Hipolita, spytał go szorstko:
— Cóż ci znowu stało się mój drogi, z tym wiecznym „królem pruskim?“
— Oh, nic zupełnie — bąknął Hipcio od niechcenia. — Chciałem powiedzieć po prostu, że nie potrzebnie wojujemy w obronie króla pruskiego. — Pieścił się od dawna z tym żarcikiem, który słyszał w Wiedniu, starając się zaraz na początku wieczora, przyczepić go gdziekolwiek.
Borys uśmiechnął się ostrożnie, w taki sposób nieokreślony, żeby można przypuścić, albo że drwi z tego, albo też, że podziela to zdanie.
— Bardzo złośliwy twój koncept książę kochany... dowcipny, ale wielce niesprawiedliwy — Anna Pawłówna pogroziła mu palcem. — Nie wojujemy wcale w sprawie króla pruskiego, bądź o tem raz na zawsze przekonany, idzie nam tu jedynie o uczciwe i dobre zasady. Ah, jaki z ciebie książę człowiek złośliwy.
Rozmowę prowadzono dalej o polityce. Ożywiła się ona wielce, gdy zaczęto rozprawiać w kwestji nagród rozdanych.
— Wszak N. N. dostał roku zeszłego tabakierkę złotą z miniaturą? — Zauważył Schittrow. — Dla czegożby S. S. nie mógł dostać takiej samej?
— Przepraszam — zaprotestował jeden z dyplomatów — tabakierka z miniaturą monarchy, jest wprawdzie nagrodą, ale nie jest odznaczeniem. To raczej dar osobisty z rąk cara.
— Są jednak wypadki... że zacytuję tylko Schwarzenberga.
— Niepodobna — rzekł ktoś trzeci.
— Założę się sto na pięć: wielki krzyż to co innego...
W chwili gdy zaczynano się rozchodzić, Helena, która przez cały wieczór prawie ust nie otworzyła, powtórzyła jednak prośbę Borysowi, a raczej nakaz, pełen znaczenia i życzliwości, żeby nie zapomniał we wtorek o swojej obietnicy.
— Trzeba koniecznie — rzekła z uśmiechem, patrząc na pannę Scherer, która poparła niejako ten jej wniosek skinieniem głowy, uśmiechając się przytem melancholijnie.
Helena odkryła w nagłem zainteresowaniu się losami armji pruskiej, powód najsłuszniejszy, aby przyjąć u siebie Borysa. Dawała do zrozumienia, że wyłuszczy i wytłumaczy mu wszystko za pierwszą wizytą.
Udał się zatem Borys w następny wtorek do świetnego salonu pani Bestużew, gdzie znalazł nader liczne towarzystwo. Miał już odejść, nie odebrawszy z jej ust owego tłumaczenia kategorycznego, gdy hrabina, która dotąd ledwie słów kilka przemówiła do niego, w chwili, kiedy pochylił się, całując jej rękę, szepnęła mu do ucha, tym razem bez uśmiechu:
— Przyjdź jutro książę na objad... wieczorem... Musisz przyjść... koniecznie...
I oto w jaki sposób Borys został zainstalowanym w domu hrabiny Bestużew, jako jej najserdeczniejszy, podczas swojego pierwszego pobytu w Petersburgu.