Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom VI/XXVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wojna i pokój Tom VI |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1894 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Война и мир |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom VI |
Indeks stron |
Z rana odbywało się wszystko w domu w zwykłym porządku. Gdy wszyscy powstawali z łóżek, poubierali się, zasiedli najprzód do śniadania. Gawędkę prowadzono najswobodniej, póki jej nie przerwały rozmaite szwaczki krawcowe i modystki. Nataszka blada, z czarnemi obwódkami koło ócz po nocy bezsennej, biegała wzrokiem niespokojnym, z jednych na drugich, czy nie spostrzeże i nie schwyci w lot, jakiego spojrzenia niedyskretnego. Sama siliła się być taką jak zawsze, składając bladość niezwykłą na zmęczenie tańcem.
Po obiedzie Marja Dmytrówna zasiadła w swojem wielkiem karle, przywołując na naradę, ojca razem z córką.
— Otóż wszystko dobrze rozważywszy, moi drodzy — przemówiła tonem poważnym i stanowczym — taką wam daje radę: Wczoraj jak wiecie widziałam starego Bołkońskiego. Zaczęłam mówić, i czy uwierzycie?... śmiał na mnie głos podnieść!... No! ale ze mną nie łatwa sprawa! i jeszcze się ten nie urodził, któryby mnie potrafił przekrzyczeć, i usta zamknąć! Wyrecytowałam mu wszystko pięknie, ładnie, że mu pewnie dotąd w uszach szumi.
— A on co na to? — hrabia podchwycił.
— On? Starzec na pół warjat, na pół idjota. Z nim nie ma co robić. Ale po co o tem wspominać? Biedne dziecko, dość już i tak wycierpiało. Radzę zatem ukończyć tu jak najprędzej wszelkie interesa, wrócić do Otradnoe i tam oczekiwać...
— Nie, nie! — zaprotestowała żywo Nataszka.
— Tak! tak! — powtórzyła Marja Dmytrówna z naciskiem. — Trzeba odjechać i czekać na wsi! Gdyby tu był razem z tobą narzeczony, zerwanie z ojcem byłoby nieuniknionem. Sam na sam ze starym dziwakiem, syn potrafi go może przekonać i zmiękczyć. Wtedy pojedzie po ciebie.
Hrabia uznał całą mądrość tego planu i postanowił pójść za dobrą radą. Jeżeli starzec zdanie odmieni, będą mieli dość czasu powrócić do Moskwy, lub pojechać do Łysych-Gór. W razie przeciwnym, gdyby stanowczo odmawiał pozwolenia na ten związek, ślub nie może odbyć się, jak tylko cichuteńko w Otradnoe.
— Słusznie, słusznie — hrabia głową przytakiwał. — Jednego li żałuję, żem do nich zaprowadził Nataszkę.
— Tego nie ma potrzeby żałować. Trudnoby było, nie złożyć ojcu, bodaj tak drobnego dowodu uszanowania... Nie chce, to już jego rzecz! Wyprawa gotowa, po cóż macie tu siedzieć dłużej? Biorę na siebie wysłanie reszty przedmiotów, dotąd nie wykończonych. Z żalem was żegnam, wierzcie mi, ale tak będzie lepiej. Jedzcież więc, i niech was Bóg prowadzi! — Wyciągnęła z torbeczki aksamitnej list pisany przez księżniczkę Marję i podała go Nataszce.
— To dla ciebie. Biedaczka okropnie zaniepokojona. Lęka się, żebyś nie zwątpiła w jej przywiązanie.
— To prawda, nie kocha mnie wcale — bąknęła Nataszka.
— Co za szaleństwo! Będziesz mi ty cicho dzieciaku! — wybuchnęła z uniesieniem Marja Dmytrówna.
— W takich sprawach nie spuszczam się na niczyje zdanie, słuchając li głosu serca własnego... Wiem na pewno, że mnie nie kocha. — Nataszka odebrała list z minką gniewną, wyrażając się dziwnie stanowczo. Uderzyło to Marję Dmytrównę. Wpatrzyła się w nią badawczo, z czołem nachmurzonem.
— Prosiłabym cię raz na zawsze moja mała, żebyś mi się nie sprzeciwiała, bo tego bardzo nie lubię. Powiedziałam szczerą prawdę... idź i odpisz jej natychmiast. — Nataszka wyszła z salonu w milczeniu, nie odpowiadając na słowa ostatnie.
Księżniczka Marja opisywała jej kilku słowami, swój wielki smutek, z powodu nieporozumienia nieszczęsnego, pomiędzy niemi dwiema. Błagała ją, żeby raczyła wierzyć w przywiązanie najszczersze, ze strony księżniczki, jakiemkolwiekby pozostało usposobienie ojca do tej, którą brat jej ukochał nad wszystko i dla której gotów jest poświęcić wszystko i... wszystkich.
„Nie myśl również, żeby mój biedny ojciec, miał coś przeciw tobie — pisała dalej. — Starzec zgrzybiały, znękany chorobą, trzeba mu zatem wiele wybaczyć. W gruncie jest najlepszym i pokocha w końcu tę, która może jedynie uszczęśliwić jego syna.“ — W przypisku prosiła o wyznaczenie jej godziny, w której mogłyby się widzieć i nagadać do woli.
Nataszka usiadła przed biurkiem i nakreśliła machinalnie, na ćwiartce papieru z brzegami złoconemi, te dwa słowa:
„Kochana Księżniczko!“ — Następnie złożyła pióro. Cóż ma pisać dalej? Co jej może powiedzieć, po wczorajszym wieczorze? — Tak, wszystko zmienione, wszystko skończone, między mną a Andrzejem — pomyślała Nataszka. — Trzeba im posłać słowa stanowczego zerwania. Wolnoż mi jednak to uczynić? To będzie czemś strasznem! — Aby nie oddawać się dłużej tym dręczącym myślom, pobiegła do Soni, która dobierała włóczki do wzorów przyniesionych z magazynu. Wieczorem odczytała list księżniczki po raz drugi. — Czyż wszystko z tamtym skończone? Skończone na wieki?... Czy ta przeszłość wymazana na zawsze z mej pamięci, z mego serca? — pytała się w duchu strwożona. Nie, nie mogła tak łatwo zapomnieć, jak była do niedawna przywiązaną namiętnie do księcia Andrzeja. Dziś jednak kochała stokroć bardziej Kurakina. Wyobraźnia podniecona gorączkowo, to jej przedstawiała szczęście niewysłowione przy boku Andrzeja, gdy raz zostanie jego żoną, o którem tak często i tak słodko marzyła, to znowu snuła czarowne obrazy, najdrobniejszych szczegółów, z wczorajszego wieczoru. Te ostatnie wspomnienia rozpłomieniały ją, doprowadzając prawie do szału. — Dla czegóż nie mogę kochać obu na raz? — powtarzała, tracąc niemal przytomność. — Wtedy dopiero czułabym się zupełnie szczęśliwą. A inaczej nie wiem rzeczywiście, któremu mam dać pierwszeństwo? Jak to powiedzieć, a raczej jakby ukryć przed Andrzejem? Mamże pożegnać się na zawsze z jego miłością, która przez rok blisko, stanowiła całe moje szczęście?
— Pannuńciu! — szepnęła pokojowa, podchodząc cichuteńko do Nataszki z miną wielce tajemniczą. — Jakiś mały cygan oddał mi to dla niej — podała jej liścik w różowej kopercie. — Tylko na miłość Boską! — Przyłożyła palec do ust i umknęła czemprędzej z pokoju. Nataszka list rozpieczętowała machinalnie, odczytała kilkakrotnie, zrozumiawszy to jedno tylko, że list „On“ pisał, ten, którego kocham namiętnie i sercem całem.
— Tak, kocham jedynie Anatola — powiedziała sobie. — Czyżbym trzymała w ręce, gdyby tak nie było, ten list pałający szałem miłosnym?
Drżąca ze wzruszenia, pożerała papier oczami, odnajdując w każdem słowie wierne echo swoich własnych uczuć i wrażeń. List co prawda był ułożony przez Dołogowa i tak się zaczynał:
„Wczoraj rozstrzygnął się mój los ostatecznie: być kochanym przez ciebie, lub umrzeć!... Nie ma dla mnie innego wyjścia!“ — Anatol tłumaczył potem szeroko i długo, że jej rodzice nie przyzwoliliby nigdy na związek z nim, z pewnych powodów tajemnych, które może wyznać przed nią jedną jedyną. Jeżeli go jednak kocha, tak jak on ją, wystarczy słówko „tak“ z jej strony, aby zapewnić im obojgu szczęście na wieki, aby żadna odtąd siła ludzka nie mogła ich rozerwać. — Miłość prawdziwa łamie wszelkie zapory, usuwa i największe przeszkody! Tryumfuje w końcu!... Wykradnie ją, i uwiezie z sobą na koniec świata!
— Tak, kocham jego jedynie! — powtarzała Nataszka, odczytując po raz dwudziesty słowa płomienne, przejęta coraz bardziej tym samym ogniem namiętnym, którym one dyszały.
Marja Dmytrówna zaproszona na wieczór do Arbarowów, chciała zabrać ze sobą obie panienki. Nataszka jednak pod pretekstem silnego bólu głowy, została w domu i zamknęła się na klucz w swoim pokoju.