Wrażenia więzienne/Pawiak/IX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustaw Daniłowski
Tytuł Wrażenia więzienne
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1908
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

"P"
Patrząc na tęgie, dobrze zbudowane postacie robociarzy, świeży przybysz dziwi się, skąd ci ludzie plują krwią, stękają przy chodzeniu, skarżą się na rozmaite dolegliwości i nieraz nikną w oczach, spadając z sił zupełnie.

Zagadkę tę wyjaśnia straszna statystyka, którą przeprowadzono, gdym był na Pawiaku.
Na siedemnaście odpowiedzi zebranych przezemnie tylko trzech na pytanie — czy był bity — odpowiedziało — nie! — reszta — tak! często z dodatkiem: — kilkakrotnie.
Pobicie okazuje się w skutkach nieraz znacznie cięższe niż postrzał lub pchnięcie bagnetem. Razy od oręża, ściśle umiejscowione, goją się dość szybko i radykalnie, częstowanie zaś przykładami i magiel sprowadza przewlekłe chroniczne wewnętrzne cierpienia, ruinę całego organizmu.
Bicie przy aresztowaniu na prowincyi jest zjawiskiem niemal normalnym. Przy transportowaniu do fortów wszystko zależy od konwoju. O ile jest zły, począwszy od Placu Broni aż do miejsca przeznaczenia przykłady pracują tak gorliwie, że rysopis więźniów przestaje zupełnie odpowiadać rzeczywistości.
Najstraszniejszy jednak jest szlachtuz, — wydział śledczy, gdzie gospodarowali Konstantinow i Grün.
Za mojego pobytu siedział jeszcze na dole Kępski i Sieczka, z których zwłaszcza ostatni zasłużył na specyalne względy ajentów.
Bito go kijami, wskakiwano mu na piersi, rozgniatano o ścianę. Więzienny lekarz, Falk, we cztery tygodnie po tej operacyi, na ciele Sieczki znalazł „55 jeszcze nie zagojonych blizn, plecy posiekane w długie pasy, żebra latające na wszystkie strony, na głowie również liczne ślady uderzeń twardym przedmiotem...“
Według opowiadań więźniów Konstantinow bił ordynarnie, bez żadnych urozmaiceń, był to widać człowiek słabej fantazyi i małego dowcipu. — „Porządek stary już się wali...“ — zaczynał zawsze w jeden i ten sam sposób: — no ja jewo poddierżu!... — i tu następował zamaszysty policzek, od którego najsilniejszy człowiek padał zalany krwią. Na leżącego rzucali się pomniejsi oprawcy kończyć rozpoczęte dzieło. Zemdlonemu przywracano przytomność laniem zimnej wody tak zwanem urzędowo „odkaczywanjem wodoj“, potem aplikowano mu nową porcyę, — znów woda, — jednym słowem jednostajność nudząca.
Zupełnie inaczej poczynał sobie Grün, który był pod tym względem pomysłowym artystą.
Sposób jego znęcania się był niejako wesoły, pełen inwencyi, dowcipu, urozmaiceń i niespodzianek i przedstawiał swojego rodzaju zajmujące widowisko, które, jak się przekonałem, wzbudzało zainteresowanie nawet wśród poszkodowanych.
Grün stosunek swój do ofiar zwykł był stawiać na stopie łobuzerskiego koleżeństwa, nazywał je „swoimi chłopcami“ i nieraz karcił podwładnych, gdy bez jego wiedzy lub rozkazu „chłopcom“ stała się krzywda.
Przy najsroższym maglu przemawiał czule: „cóż to ci dziecko“ — „boli“, „jak się czujesz kochanku“, „gołąbku“, „panienko...“ — Głaskał po twarzy, poklepywał, przechodząc nagłe z pieszczoty do furyi niemiłosiernych udręczeń.
Z powyższych zestawień rodzi się przypuszczenie, że w okrucieństwach Grüna grało rolę osobiste seksualne zwyrodnienie, a nie tylko chęć wydobycia zeznań.
Prócz bicia Grün używał i innych sposobów.
Straszył, usiłował przekupić, głodził, po kilka dni trzymał więźniów na odsuniętym od ściany krzesełku, obok którego przystawiona straż nie dawała im usnąć.
Na oczach wygłodzonych urządzał uczty, sprowadzając z pod tak zwanej „dwójki“ (pobliskiej restauracyi) rozmaite smakołyki.
Gdy więźniowie prosili, by dał im choć herbaty, Grün odpowiadał: „wszystko będzie, kochanku, koniak, kawior, o czym dusza zamarzy, powiedz tylko kotku — po bożemu, co i jak było, my przecież wiemy. A tak, to po co masz się objadać? chcesz, by cię na szubienicę ciągnięto wołami, jeszcześ się gotów oberwać i potłuc, a tak naczczo będziesz dyndał, jak ptaszek“.
Po nieudanym zamachu w czasie pogrzebu jego matki, Grün na czas pewien usunął się od spraw politycznych, ale nie wytrzymał i w rezultacie podobnie jak Konstantinow zginął z ręki rewolucyonistów.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gustaw Daniłowski.