Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku |
Rozdział | V. |
Wydawca | T. Glücksberg |
Data wyd. | 1845 |
Druk | T. Glücksberg |
Miejsce wyd. | Wilno |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Droga do Lityna, idzie krajem równym, mniéj znowu wzgórkowatym, gruntem piaskowatym; — przerzynają gdzie niegdzie step laski dębowe, brzozowe, olchowe, nawet i grabowe. Lityn miasteczko powiatowe podolskie, o trzy mile od Konstantynowa położone, na gościńcu pocztowym, małe i podnoszące się dopiéro — Ulica wjazdowa ładnemi i porządnemi ostawiona domkami i drzewami. W rynku stoją naprzeciw siebie: wielka rozpoczęta dopiéro murowana Cerkiew i drewniany maleńki stary Kościołek katolicki, kilką topolami otoczony; strukturą przypominając Cerkwie.
Nowa, wielka grecka Cerkiew, pomimo wyszukanego planu, powszechnie dziś przyjętego na budowy Cerkwi nowych, nie jest ładna. Plan ten przyjęty powszechnie Cerkwi z kopułą jedną i cztérema w krzyż grecki wystawami, nie jest charakterystyczny i zbyt pospolity; stare Cerkwie wedle nas, daleko były piękniejsze i wyrazistsze — Budowa drewnianych ukraińskich Cerkwi starych, wysmukłych, strzelistych, ze swemi trzema lub pięcią kopułami i krzyżami wysoko idącemi; mogła była dać wyborny temat, do nowych tego rodzaju konstrukcji. Niektóre stare ukraińskie Cerkwie, zupełnie bywają piękne, i mogłyby Sztuce posłużyć do rozwinięcia się narodowego i pełnego charakteru.
Natomiast plan Cerkwi dzisiaj się pospolicie wznoszących, jest zimny i mało mówiący, obok tych pół wschodnich, pół krajowych, ale pełnych uczucia, pomysłów prostych cieśli; co bez rysunków, z podania tylko i odwiecznych wzorów, wznieśli lekkie, gotyk przypominające Cerkwie Ukrainy i Podola, tak ślicznie malujące się nad brzegami błyszczących stawów i lesistych wzgórków.
Lityn leży o mil sześć od Bracławia, trzy od Janowa (miejsca pobytu naszego znakomitego pisarza i mowcy Hr. Stanisława Chołoniewskiego), trzy także od Winnicy. Chociaż o nim nigdzie wspomnienia nie znaleźliśmy w historji zamieszek i wojen z Kozakami w XVIII wieku, niechybnie tu także był nieraz teatr wojny, sięgały tu łupieże kozackie i tatarskie, odbyć się musiała nie jedna walka krwawa, po któréj pamięci i śladów nie pozostało.
Wioska Mikulińce, na drodze, którą przejeżdżaliśmy daléj, położona wśród wzgórzy, nad stawem (jak większa część sadyb Podola i Wołynia) — w urodzajnym stepie daléj Juzwin miasteczko liche bardzo, podobno do skarbu należące — mignęły się nam tylko. Juzwin jest stacją handlu smołowego i dziegciowego, i tu składają go wiozący od Korca w głąb Podola — Od Mikuliniec do Juzwina piaski, daléj czarnoziem znowu; drzewa wyrastające gdzie niegdzie małe, chérlające, karłowate, grunt dobry jednak, ale zapewne warstwa jego pożywna nie głęboka, lub się na skałach opiéra. Budowy z powodu niedostatku drewnianego materjału nizkie i liche. Uważałem wielką rozmaitość w krzyżach mogilnych, i zanotowałem te kształty w mojéj książeczce. Niektóre z nich podobne były do gwiazdy, wyciętéj na desce, inne po cztéry razy przekréślane, po dwa lub trzy, a raz jeden pod kątem rozwartym. Od Ilkówki poczyna się kraj piękniejszy nierównie, nie znać tu jednak jeszcze téj sławnéj nad miarę żyżności Podola; ale widoki rozmaitsze, większe.
Wyjechawszy z Ilkówki drogą ku Mohylówce skalistą, gdzie już z pod murawy, poczynają przeglądać rozdzierające ją granitu bryły nieforemne, stérczące — jedzie się po nad rzeczką formującą staw w Ilkówce. Nad samym brzegiem jéj, zwłaszcza na wzgórzu, gdzie płynąc zakręca się na zielonéj łące, a skały zwieszają się nad nią, nad niémi zaś gaj brzozowy się zieleni — piękny wcale, lubo małych rozmiarów widok. Na lewo za stawem, ukazuje się jakaś wieś, a w prawo droga wiedzie do Mohylówki, ślicznego sioła w jarze, nad krętym Bohem i Bożkiem, doliną położonego. Tu staw, rzeka, gaje dalekie, piękny składają krajobraz. Na boku nie dojeżdżając do Mohylówki widać w prawo Dymidówkę, gdzie mieszkał podobno uczony Jan Potocki. — Widok Dymidówki i wzmianka o Janie Potockim, przywołały mi na pamięć, opowiadanie o smutnym jego końcu, opowiadanie, które na mnie dawniéj nie zmazane uczyniło wrażenie. Biédny uczony! skończył okropném samobójstwem, którego nic wytłumaczyć nie może.
Zasmucony myślą téj śmierci, któréj krwawy widok stał mi przed oczyma, jechałem daléj, ciągle pod górę, powoli się sunąc wiorst parę, aż nareszcie dostawszy się na wierzchołek wzgórza, ujrzałem widok, co mnie z dumania wyrwał. Obraz to rzadkiéj obszerności z sinemi krańcami, daleko gdzieś ginącemi w mgłach powietrznych. W lewo mianowicie oko ginęło w przestrzeniach. Wzgórza okryte krzakami i laskami porosłemi w różnych kierunkach, porysowane są niémi w dziwne desenie ciemne; daléj łany bieleją, żółcieją, zielenieją, czerwienią się; łąki majową barwą okryte, rzeczułki i stawy błyszczące, naprzemian wiją się w jedną całość popstrzoną harmonijnie, a gdzieś tam jeszcze majaczejące na krańcach widnokręgu lasy, zamykają tę ogromną kartę, w któréj z samych drobnych punktów, składa się niezmiernéj rozmaitości pejzaż, widok to wielki i dziwnie piękny; ale się go wkrótce traci z oczu, spuszczać się zaraz poczynamy nieco ku równinie, w dół, gdzie dziś także pięknie położone jest miasteczko Potockich, Woroszyłówka, małe i ubogie. Czy kiedy dawniéj należało do familji Woroszyłów litewskich, nie wiém, nazwisko zdaje się na ten domysł naprowadzać. Ogromna, piętrowa, ale zaledwie postawiona, już zrujnowana i niechlujnie utrzymana karczma — Ratusz, którą zdaleka widać w rynku, zdobi samo tylko miasteczko, w którém Cerkiew okolona topolowym wiankiem i biédny drewniany Kościołek katolicki, na łysem wzgórzu, wyżéj kletek, stanowiących samo ciało, sięgają. Woroszyłówka była własnością Potockiego, Wojewody bełzkiego.
Wiele jest rzeczy dla Malarza, które całkiem giną dla opisującego zimnemi wyrazy długo, to; co potrzebaby razem pokazać, aby choć trochę zajmującem się stało. Malarstwo jeszcze tak jest w walce z przyrodą i myślą, którą ma wyrażać, że dość mu odrobiny zawojowanéj myśli i trochę natury, aby się uczynić zajmującém. Co innego wcale z Literaturą; w niéj wszystko oklepane, nawet co pospolite. W Malarstwie przeciwnie są effekta małą rzeczą dające się otrzymywać; wykonaniem samém lub nowością swoją zajmujące. Tu (jak w Literaturze także) wyczerpano zapewne więcéj rzeczy wielkich niż małych, ale pozostało dla tego, wiele jeszcze bardzo nowego.
Myśli te przyszły mi, patrząc na nic zajmującego w sobie nie mający — w opisie, widok bydła powracającego z pola, oświéconego silnie światłem zachodzącego słońca; na widok promienia wpadającego w ciemne sieni karczemne i rysującego w nich dziwnych kształtów postaci, wśród silnie kontrastujących cieni. Malarstwo jest jeszcze i wyrażeniem myśli i naśladowaniem effektów natury. Ta dwoistość jego, często wymawia artystę. Literatura już z tego dobrodziejstwa, korzystać nie może.