Wstęp do poematu „Lica mej ziemi“
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wstęp do poematu „Lica mej ziemi“ |
Pochodzenie | Krople czary. Część III Silva Rerum ze zbioru Szkice helweckie i Talia |
Wydawca | Księgarnia Pawła Rhode |
Data wyd. | 1868 |
Druk | A. Th. Engelhardt |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
- „Wszystko dla ludzi – ale nic dla ludzi. – ["]
- Poezye Studenta. Tom IV.
- Poezye Studenta. Tom IV.
- „Wszystko dla ludzi – ale nic dla ludzi. – ["]
Kocham te dzikie, wspaniałe wybrzeża,
Kędy się Wisła tak raptem rozszerza [1]
Jak pierś człowieka, po latach dziesięciu
Cierpień, gdy westchnie w radości objęciu!
Hej! tam nasz Wawel, gniazdo orłów stare,
Wieżyce jego wzdychają dzwonami.
A barki jego pisane wiekami,
A groby jego, chwałą wieków jare! . . .
Po jednej stronie Skałka, jego córa
Pręży ku niebu błagalne wieżyce,
Z bolów wiekowych na jej czole chmura
Osiadła... u stóp – staw – Polski łzawice...
Od wtórej strony, syn jego kochany
Siadł na swych skałach, ponury Zwierzyniec,
Ku niemi z borów wyjrzały Bielany
I z dali czoło z chmur wychyla – Tyniec!...
I kiedy warknie dzwon jego peknięty,
To reszta dzwonów groźny hymn poczyna,
Pełen harmonii, jak w sferach poczęty,
Bogu się boskich rzeczy upomina! . . .
Jak wielka arfa w powietrzu, dziejowa,
Co nad dwa morza zawiesił Jehowah,
Akordem hymnu zlane przed ołtarzem
Słońca, co spada za Tatrów błękity,
Grają co wieczór rapsod dziejów – razem,
We łzach wieczornych zórz chrzczony i myty!
I stare lipy – i te nadwiślańskie
Topole z błoni kępy zwierzynieckiej,
W jednej harmonii hymn szumią, jak pańskie
Służebne – matki tej pszczoły szlacheckiej,
Która w bój poszła – bo tak dzwon Zwierzyńca
Krzyknął, – aż odwrzasnęli mu orłowie,
Na marmurowych tarczach, co Piastowie
Dzierżą tam przeciw obłudzie zdradzieckiej,
Jak gdyby w tarczę swą zagrzmiał od Tyńca
Bolesław Chrobry szczerbcem – na „jej” zdrowie! . . .
Wsłysz się w te dźwięki z kościuszki mogiły
Każdy – ktoś człowiek – a będziesz Polakiem,
Weń niech się wsłucha, kto wygania ptakiem,
Weń niech się polskie wsłuchają dziewice,
A w sercu każda stanie się aniołem –
Młodzian niech słucha, zanim apostołem
Ofiary życia zapali gromnicę! . . .
Arfo! niech dzwony świadczą ci tonami,
Niech cię przypadłą do Polski kurhanów
Uniesą w górę, jak orłów skrzydłami,
Ku słońcu jutra, co wstanie z nad łanów –
Niech ci zaświadczą hymnem odrodzenia
Tem – co cię szarpie dziś – wśród zapomnienia!
Gdy w piersi piekło – a w sercu posucha,
Zgrzyt zwątpień gorszy, niż dźwięki łańcucha,
Gdy naród chwilę jedną zwątpi w siebie,
Gorzej mu – niżby zgasło slońce w niebie!
I będzie długo nosił łuski w oku,
Aż w krwi je znowu obmyje potoku.
O Polsko! gniazdo ty cnót i chwały,
Na ziemię twoją rzucam się piersiami,
I jako matkę caluję ustami
Drżącemi czuciem, co twe rany ssały! . . .
Z miłością w duchu, co wziąłem po tobie,
Z boleścią, ktorą czuję na twym grobie,
Z poczuciem twego w dziejach zmartwychwstania,
Co cię na globie stawia jaśniejącą,
Już nie wskrzeszoną – ale wskrzeszającą,
W zorz brylantowwych purpurze świtania
Palmę ludzkości miłośnie dzierżącą,
Z mieczem, co słabych wznosi i obrania . . .
Ty z krzyża unieś dłoń tylko nade mną,
A będę szarpał szponami te struny,
Wśród spieki ducha, gdzie palą pioruny
Ale i świecą palące przedemną! –
W pożarze piekieł pyta cię pieśń moja,
Ziemio nad ziemie –
Gdzie dziś ziemia twoja!? . . .
Pojrzyj w to jasne – czyste – polskie niebo,
Co nam jak chleb powszedni jest potrzebą –
Pełne piorunów śpiących, grzmotów ryku
W wieńcach tęcz – pełne łez – żurawi krzyku,
I niezgłębionych głębi – i tajemnic
Błyskawicami rozdzieranych ciemnic,
Spojrzyj! i zbudź się ludu! z twej niewoli! . . .
Ludu! zaklęty ptaku! uderz w skrzydło,
Bo nie dla ciebie tyranów wędzidło! . . .
Wołam ku tobie wśród piekła swawoli,
Ach! bo niewola boli mnie twej woli! . . .
∗
∗ ∗ |
Ty! co zapalasz słońca, jak gromnice,
Gaśnienie planet wskrzeszasz piorunami,
Patrz! na tę ziemię, ludów błagalnicę,
Jak z krzyża do Cię tęskni ramionami! . . .
Patrz na nią! wszystkich gwiazd twoich oczami!
Z dymów pożogi rozkwefiam jej lice
Arfę zarzucam w niebo –
Jak kotwicę! . . .