Wyga/Człowiek z drugiego brzegu/V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jack London
Tytuł Wyga
Podtytuł Kurzawa Bellew
Wydawca E. Wende i Spółka
Data wyd. 1925
Druk Zakł. Graficzne „Drukarnia Bankowa”
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Bandrowski
Tytuł orygin. Smoke Bellew
Alaska Kid
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V

Kurzawa zbudził się. Lodowato zimny strumień powietrza świdrował mu ramię, kiedy leżał obrócony do ściany. Gdy go przywiązywano do ławki, takiego przeciągu jeszcze nie było. Teraz jednakże prąd powietrza z zewnątrz, wciskając się w rozgrzaną atmosferę chaty z ciśnieniem pięćdziesięciu stopni poniżej zera, był wyraźną wskazówką, że ktoś wydłubał mech, służący jako spoidło między belkami. Kurzawa przysunął się tak blisko, jak tylko mu na to więzy pozwalały i, wyciągnąwszy szyję, jak mógł najdalej, przytknął usta do szpary.
— Kto to? — szepnął.
— Breck — brzmiała odpowiedź. — Uważajcie, żebyście nie narobili hałasu. Dam wam nóż.
— Poco? — odpowiedział Kurzawa. — Nie mógłbym go użyć. Mam ręce skrępowane na plecach i przywiązane do ławy. Pozatem nóż przez tę szparę nie przejdzie. Ale coś trzeba zrobić. Widzę, że te draby chcą mnie powiesić, a chyba nie przypuszczacie, żebym ja zabił tego człowieka.
— Szkoda gadania, Kurzawa — i gdybyście nawet zabili, to mielibyście potemu swe racje. Zresztą mniejsza z tem. Chcę was stąd wydobyć. To ludzie zupełnie dzicy. Samiście widzieli. Żyjąc w tej dziurze zabitej deskami, sami ustanawiają i wykonywają swe prawa. — Na zgromadzeniach górników, rozumiecie. Już dwóch ludzi skazali na śmierć — obaj kradli żywność. Jednego wygnali z obozu bez uncji żywności i zapałek. Zrobił jakieś czterdzieści mil i męczył się kilka dni, aż wreszcie zmarzł na śmierć. Przed dwoma tygodniami złapali na kradzieży drugiego człowieka. Dali mu do wyboru: albo ani odrobiny żywności, albo dziesięć kijów za każdą rację dzienną. Otrzymawszy czterdzieści kijów, uciekł. A teraz złapali was i wszyscy są pewni, że to wy zabiliście Kinade’a.
— Zabójca Kinade’a strzelał też i do mnie. Jego kula drasnęła mnie w łopatkę. Namówcie ich, aby odłożyli rozprawę i żeby ktoś poszedł przeszukać drugi brzeg, gdzie morderca się ukrył.
— Niema sensu, im wystarczają zeznania Hardinga i pięciu Francuzów, którzy mu towarzyszyli. Oprócz tego dotychczas nikogo jeszcze nie powiesili i palą się do tego. Widzicie, żyło się tu dotychczas bardzo monotonnie. Nic nadzwyczajnego nie zrobili a wieczne poszukiwania Jeziora Niespodzianek sprzykrzyły się im już. Z początkiem zimy wzięli udział w biegu po działy, ale teraz i tego im się nie chce. W dodatku zaczyna się pojawiać szkorbut, tak że w tej chwili niewiele już im brakuje, aby wybuchli.
— I jak się zdaje, ja mam być iskrą, która ten wybuch wywoła, — odezwał się na to Kurzawa. — Słuchajcie, Breck, jakże mogliście przystać do tej przeklętej bandy?
— Wyeksploatowawszy działy w Squaw Creek i znalazłszy kilku robotników, dostałem się tu, jadąc brzegiem rzeki Stewarta w poszukiwaniu Dwóch Chat. Uprzedzili mnie, wobec czego udałem się w górę Stewarta. Właśnie wczoraj wróciłem, ponieważ żywność mi wyszła.
— Znaleźliście co?
— Nic nadzwyczajnego. Zdaje mi się jednak, że wpadłem na niezły pomysł hydrauliczny[1], który może dać sporo grosza, jak się kraj zacznie eksploatować. To, albo przepłukiwaczka złota.
— Zaraz, — przerwał Kurzawa — zaczekajcie chwilę. Pozwólcie mi pomyśleć!
Przysłuchując się potężnemu chrapaniu śpiących w chacie ludzi, zastanawiał się nad myślą, która mu przemknęła przez głowę.
— Słuchajcie, Breck, czy oni otworzyli wszystkie pakunki z mięsem, jakie niosły moje psy?
— Kilka, byłem przy tem. Schowali je w skrytce Hardinga.
— Co znaleźli?
— Mięso.
— To dobrze. Poszukajcie paczki, zawiniętej w bronzowe płótno żaglowe z łatą z niewyprawionej skóry łosiowej. Znajdziecie tam kilka funtów rodzimego złota. Ani wy, ani wogóle nikt takiego złota w tych stronach nie widział. A teraz będziecie musieli zrobić tak. Słuchajcie. — —
W kwadrans później Breck odszedł zupełnie poinformowany i narzekając na odmrożenie palców u nóg. Kurzawa, który, znajdując się zbyt blisko szpary, odmroził sobie nos i jeden policzek, tarł je pół godziny o koc, dopóki piekący ból powracającej krwi nie przekonał go o zdrowiu i całości jego ciała.





  1. Pomysł hydrauliczny — określenie niezbyt trudnego zadania — wśród poszukiwaczy złota termin oznaczający „przemywanie złota”. Przyp. tłum.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: John Griffith Chaney.