<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Tuwim
Tytuł Wypisy czarnoksięskie
Rozdział O sposobie, którym w z miejsca na miejsce bywają przenaszane
Pochodzenie Czary i czarty polskie oraz Wypisy czarnoksięskie
Wydawca Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“
Data wyd. 1924
Druk Zakłady Graficzne Instytutu Wydawniczego „Bibljoteka Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


O SPOSOBIE, KTÓRYM Z MIEJSCA NA MIEJSCE BYWAJĄ PRZENASZANE.

Maść z członków dziatek, przed krztem od nich zabitych, robią według nauki szatańskiej, którą namazują stołek jaki abo drewno, co uczyniwszy zaraz bywają na powietrze porywane, tak we dnie jako i w nocy, widomie i jeśli chcą niewidomie, gdyż szatan zasłoną jaką je zakrywa. Wszakże, aczkolwiek szatan przez maść takową nawięcej te rzeczy odprawuje dlatego, żeby łaski bożej, ze krztu płynącej, dziatki niewinne zbawiał, częstokroć jednak i bez niej to czyni przez zwierzęta, które nie są zwierzęta prawdziwe, ale szatani w postaci ich, abo też bez wszelkiej zwierzchniej pomocy, tylko za sprawą szatana widomie sprawującą podczas bywają przenaszane.
Rzecz dziwna o dziennym i widomym przenoszeniu w miasteczku Waldshut nad rzeką Rhenem w biskupstwie Konstantińskim trafiła się. Czarownica niejaka, będąc w nienawiści u mieszczan miasta onego, na wesele jedno zaproszona nie była, na którym niemal wszyscy obywatele miasta onego byli. Ona rozgniewawszy się, myśląc o pomście, szatana przyzwała i swojej żałości przyczynę powiedziała, prosząc, żeby wzbudził grad i wszytkich z tańca, rozegnał. Zezwolił szatan, i wziąwszy ją, przeniósł po powietrzu, na co pewni pastuchowie patrzali, na górę blisko miasta leżącą. I jako się potem przyznała, gdy wody nie miała nalać w dołek, który mały (bo ten sposób, jako się pokaże, gdy grady sprawują, zachować zwykły) uczyniła, miasto wody moczu weń napuściła i palcem obyczajem swym przy szatanie zamieszała. Szatan tedy, zaraz ku górze wyniósłszy onę wilgotność, grad barzo wielki nakształt kamieni nad tańcującemi i miasteczkiem onym tylko spuścił. Zaczym, gdy się on rozbiegli i zobopólnie o przyczynie gradu onego z sobą rozmawiali, czarownica potym w miasto weszła. Czym w podejrzenie więtsze wpadła. Ale gdy pastuchowie, to co widzieli, powiedzieli, podejrzenie ono wielkie w dowód się obróciło. Przeto pojmana, i po przyznaniu, że to dlatego uczyniła, że na wesele zaproszona nie była, także też, że się wielą inszych czarów parała, spalona była.
A iż między pospólstwem głośna rzecz jest o ich przenaszaniu, nie potrzeba nic więcej dla dowodu przywodzić. Niechaj na tym przestaną przeciwnicy, którzy takowego przenaszania abo nie przyznawają, abo że się tylko w mniemaniu i fantazji dzieje, twierdzą. Którzy, choćby też w błędzie swym zostawali, mniejszaby to i nie byłoby o co mówić, gdyby ten błąd ich nie był z szkodą wiary świętej. Ale widząc to, że oni do tego błędu ku rozmnożeniu czarownic i szkodzie wiary świętej inszych do tegoż rozumienia przywodzić śmieją, gdy uczą, że wszelkie czary (które się prawdziwie i słusznie czarownicom, jako naczyniu szatańskiemu, przypisują) nic nie są w rzeczy samej, tylko z fantazji i omamienia na niewinne ludzi się kładą, jako też i to przenaszanie zmamione, zaczym częstokroć bez karania, ku wzgardzie Stwórce naszego i rozmnożeniu ich wielkiemu, zostawały i zostawają, potrzeba tedy jądra w tych tam słowach się domacać.

Między którymi jedna w miasteczku Brysaku od nas pytana, czy według mniemania tylko i fantazji, abo też cieleśnie bywają przenoszone, odpowiedziała, iż obojako. Gdyby abowiem z przypadku jakiego nie chciałyby być przeniesione rzeczą samą i wedle ciała, jednałby pragnęły wiedzieć, coby w zgromadzeniu onym towarzyszki ich czyniły, tedy takowego zażywają sposobu: że taka w imię wszytkich djabłów ma się położyć nią lewy bok, na łokieć, z której ust wychodzi jakoby żółtawa para. Skąd wszytkie rzeczy, któreby się tam działy, dostatecznie wiedzą. A jeśli też według ciała chcą być przeniesione, wyżej opisany sposób zachowują.
(Młot na czarownice, 60—64).









Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Tuwim.