Wytwornie zaniedbany park...
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wytwornie zaniedbany park... |
Pochodzenie | Zgrzebna kantyczka |
Wydawca | Instytut Wydawniczy „Biblioteka Polska“ |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Zakłady Graficzne „Biblioteka Polska” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Wytwornie zaniedbany park książęco chłodny,
Nad ukrytemi w trawach angielskich źródłami,
Tchem ogarnął wiosennym przed‑zachód pogodny...
Idziemy białym piaskiem wąskiej ścieżki — sami.
Na szpady rękojeści, wysadzanej suto
Drogiemi kamieniami i złotem kowanej
Matowem, co w niem zręczne snadź rzeźbiło dłuto,
Kapelusz zawiesiłem z wdziękiem stosowany.
W atłasowej sukience, w obcisłym gorsecie,
Z twarzą li spotykaną u pulchnych amorków,
Idziesz, podobna raczej dziecku, niż kobiecie,
Wywyższona naiwną przemyślnością korków.
Nad sadzawkę pójdziemy... Tam panienka siędzie,
Wesprze na drobnej dłoni zakochaną głowę,
By patrzeć, jak po stawie pływają łabędzie
I jak koło altany bzy kwitną liljowe.
Za rękę ciebie ujmę, do ust ją podniosę,
A ty głowę uchylisz wstecz, nie broniąc ręki,
Igrającej z peruki pudrowanej włosem — —
I wkońcu ust mi podasz dar wonny i miękki.
Obejmę cię pieszczotnie za kibić wysmukłą,
Odsłonioną wycięciem na piersiach głęboko...
Będę uważał, by mi się cacko nie stłukło,
Gdy grać będziemy scenę tę w stylu rokoko.