Wyznania (Augustyn z Hippony, 1847)/Księga Druga/Rozdział II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wyznania |
Część | Księga Druga |
Rozdział | Rozdział II. |
Wydawca | Piotr Franciszek Pękalski |
Data wyd. | 1847 |
Druk | Drukarnia Uniwersytecka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Piotr Franciszek Pękalski |
Tytuł orygin. | Confessiones |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała Księga Druga Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
Cóż innego było większą moją roskoszą, jako kochać i być kochanym? Ale nie trzymałem się związków zachodzących pomiędzy duszą a duszą w świetnym zakresie czystéj przyjaźni. Zaczém wznosiły się mgliste wyziewy nieczystości, wychodzące z błotnistego trzęsawiska żądzy mojego ciała i z kipiącéj młodości, zasępiały i chmurą osłaniały nieobaczne moje serce, by nie rozpoznało dzielnicy pomiędzy jasną miłości pogodą, a pomroką lubieżności; obie te żądze zawrzały razem w mojém sercu, porwały słabą młodość moję, wlekły ją przepaścistą drogą lubości i pogrążały w odmęcie nierządów. Twój gniew wzmógł się nade mną, nie wiedziałem o tém niestety! Zagłuszony chrzęstem łańcucha méj śmiertelności, jako karą za pychę méj duszy, odchodziłem od ciebie daleko, tyś dozwalał; miotałem sobą, i rozléwałem się, i rozpływałem się, wrzałem cały wszeteczeństwem, tyś milczał: O późna roskoszy moja! milczałeś wtedy, ja zaś nadęty mojém poniżeniem, znużony niepokojem, szedłem od ciebie coraz daléj, i zanurzałem się w mnogich i niepłodnych roskoszach samę tylko boleść rodzących.
I któż wtedy miał sterować mojém utrapieniem, i znikomą piękność nietrwałych stworzeń i wdzięki ich przyzwoitém zakreślić użyciem, by wrzącej mej młodości, unoszonéj burzliwą lubości nawałą wskazany był port małżeństwa, jeżeli inaczéj uspokoić i ukołysać się nie dała, jedynie celem wydawania potomstwa, jak to prawem twojém zakreśliłeś Panie, który urządzasz i kształcisz plemie naszéj śmiertelności, i możesz litościwie przygładzić łagodną ręką swoją, ciernie pożądliwości naszych z ogrodu Rajskiego wymiecione; bo wszechmocność twoja jest nam zawsze obecna, chociaż od ciebie daleko jesteśmy.
Albo raczéj gdybym był pilniéj słuchał głosu z twych obłoków wychodzącego: „Wszakże trapienie ciała mieć będą takowi. A ja wam folguję [1]. „Dobrze jest człowiekowi nie tykać się niewiasty [2]. Kto bez żony jest, stara się o to, co Pańskiego jest, jakoby się podobał Bogu, a który z żoną jest, stara się o to, co światu należy, jakoby się podobał żonie: i rozdzielon jest [3].” Obym raczéj był mego ucha na ten głos pilniéj nastawił, a dobrowolnie ograniczył się życiem niewinném dla osiągnienia Królestwa niebieskiego, i daleko szczęśliwszy oczekiwał twojego objęcia!
Lecz zawrzałem nieszczęsny w zatopie lubieżności, porwany jéj odmętem opuściłem cię niestety! a uchylając się od wszystkich przykazań twoich, nie uniknąłem jednak twej chłosty. I któryż człowiek jéj uniknąć zdoła? Tyś zawsze był obecny z miłosierną surowością, niesmakiem goryczy zaprawiając wszelką nieprawą roskosz moję, abyś mnie tém pociągnął do szukania nieskazitelnéj roskoszy. Ale gdzież ją naleść miałem jeżeli nic w tobie Panie: „który tworzysz pracą w przykazaniu [4]” ranisz i zIeczysz, zabijasz i ożywiasz nas [5], byśmy sobie umarli a dla ciebie żyli.
Gdzież wtedy byłem, jakże daleko tułałem się od roskoszy domu twojego, w owym szesnastym roku mojego ciała, gdy wszeteczeństwo berło nade mną podniosło; a stawszy się dobrowolnym jego służalcem, zostałem pochłoniony szałem téj namiętności, któréj bezwstydna wolność ludzka wodze rozpuszcza, ale prawem twojém ściśle zabronionéj. Moi rodzice nie dołożyli starunku, aby mnie od tego upadku matżeństwem uratować, lecz o to jedynie starano się, abym się dobrze uczył sztuki wymowy, i gruntownego nią przekonywania.