Wyznania (Augustyn z Hippony, 1847)/Księga Druga/Rozdział III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Augustyn z Hippony
Tytuł Wyznania
Część Księga Druga
Rozdział Rozdział III.
Wydawca Piotr Franciszek Pękalski
Data wyd. 1847
Druk Drukarnia Uniwersytecka
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Piotr Franciszek Pękalski
Tytuł orygin. Confessiones
Źródło Skany na Commons
Inne Cała Księga Druga
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
ROZDZIAŁ III.
Opisuje skażenie swych obyczajów podczas jednorocznego swego w domu pobytu.

W owym tedy roku po moim powrocie z Madauru sąsiedniego miasta naszego, do którego odprawiłem wedrówkę w zamiarze kształcenia się w literaturze i wymowie, przerwane zostało pasmo moich nauk; ponieważ mój ojciec, jeden z uboższych obywateli Tagasty, więcéj swoją wielkomyślnością jak majątkiem powodowany, gotował dla mnie wyprawę z niemałym nakładem do większéj daleko podróży do Kartaginy. I komuż to opowiadam? Nie tobie mój Boże! ale w twéj obecności mówię to rodzajowi ludzkiemu, braci mojéj, aczkolwiek nader małéj liczbie, do których ręku to moje pismo wejdzie. I w jakim zamiarze? W takim zapewne, aby każdy téj książki czytelnik rozważył i ze mną uznał, z jak głębokiéj przepaści naszych ucisków wołać nam do ciebie przychodzi. Ale cóż twych uszu bliższego jak głos serca szczérze wyznającego błędy swoje, i życie z wiary? Jakiemi pochwałami wtedy uwieńczano ojca mojego, że nad możność swych dochodów, nie szczędził wszelkiego wydatku dla syna swego, jakiego tak daleka podróż w zawodzie naukowym wymagała? Wielu innych obywateli daleko od niego zamożniejszych, nie podejmowali wszelako takich trudów i nakładów dla swych dziatek. A jednak mój ojciec nie troszczył się o to, bym wzrastał w cnoty i mądrość przed twoją oblicznością, ale tylko, abym uprawiał mój talent wymowy, acz rolę serca mojego zostawię opuszczoną bez twéj uprawy Boże, dobry, jedyny i prawdziwy roli serca mojego dziedzicu!
Lecz w owym szesnastym roku, gdy potrzebne domowe dla mnie sprawunki przewlekły czas wolny od nauk, nie uczęszczając do szkoły mieszkałem razem z rodzicami, wzniosły się wtedy nad moję głowę ciernie żądz nieczystych, a nie było prawie żadnéj ręki, któraby je z korzeniem z mego serca wytargała. Lecz przeciwnie: widząc mnie ojciec pewnego dnia w kąpieli dojrzewającego i burzliwém odzianego mlodzieństwem, jakoby już wtedy wnucząt widzeniem ucieszony, powiedział to z radością matce mojéj. Była to radość pochodząca z opojenia! w którém świat zapomina o tobie Stwórcy swoim, aby miasto ciebie miłował stworzenia, opojony winem z kielicha przewrotnéj i podłym skłonnościom poddanéj swéj woli. Ale w sercu matki już wtedy rozpoczynałeś twój przybytek, założyłeś fundament świętego mieszkania twojego. Mój ojciec dopiéro począł być do chrztu sposobiącym się katechumenem, i to niedawno. Matka zaś pobożnym przestrachem zalękniona drżącą nogą poskoczyła, obawiając się o mnie, acz nie byłem jeszcze prawowiernym, abym nie trafił na kręte drogi, któremi chodzą, którzy ku tobie obracają się tyłem a nie twarzą.
Lecz niestety! czyliż poważę się jeszcze mówić, żeś wtedy chował milczenie o mój Boże! gdym od ciebie daléj coraz odchodził? Więcżeś o mnie wtedy zupełnie milczał? Czyjeż to były te słowa zbawienne jeżeli nie twoje, któremiś przez usta méj matki a wiernéj służebnicy twojéj do uszu moich mówił? Żadne jednak nie weszło do mego serca, aby je do posłuszeństwa skłoniło? Z jakąż troskliwością i naleganiem upominała mnie pewnego dnia na ustroniu, jak sobie to na pamięć przywodzę, abym chronił się wszelkiéj bezwstydnéj miłości, a nade wszystko, abym nie wchodził w złe stosunki z cudzemi żonami. Uważałem te upomnienia jedynie jako gadaninę niewiasty, któréj wstydziłem się być posłusznym. Twojemi one były, o tém nie wiedząc mniemałem żeś milczał, że ona tylko do mnie mówiła, ale przez nię tyś mnie upominał, i tobą w niéj pogardziłem, jéj syn, syn służebnicy twojéj i niegodny twój sługa. Lecz nie wiedziałem o tém, a grubą ślepotą olśniony, leciałem w przepaść nierządów, tak dalece, żem nawet wstydził się pomiędzy mojemi rówiennikami, jeżelim jaką popełnił nieprzystojność mniejszą niźli oni, słysząc opowiadających swoje haniebne występki, a tém bezczelniéj się z nich chlubili, im zdrożniejsze były. Ochoczo więc grzeszyłem, nie tylko podniecany lubością uczynku, lecz nadto, bym się mógł z niego chlubić. Cóż większéj nagany godnego, jeżeli nie występek? Ja zaś, bym uniknął nagany, występniejszym się czyniłem; a jeżeli mi niedostawało jakiego występku, którym mógłbym się był zrównać z występniejszemi odemnie, zmyśliłem to, czegom nie popełnił, abym nie był bardziéj od nich wzgardzony ile byłem niewinniejszy, by nie uważali mnie podlejszym, że byłem czysty.
Otóż z jakiemi towarzyszami chodziłem po ulicach rozwiozłego Babilonu i nurzałem się w jego błocie jakby w wodzie cynamonem i drogiemi woniami pachnącéj, i abym w jego środku tém silniéj uwiązgnął; deptał mnie niewidomy nieprzyjaciel, i snadniéj mnie zwodził, ile do zwiedzenia byłem łatwiejszy. Lecz matka ciała mojego, która już wyszła z pośrodka zgroźnego Babilonu, w niektórych tylko jego rzeczach jeszcze opóźniała się, chociaż upominała mnie, abym ściśle chował niewinność, wiedząc od swego męża, że lubieżność ucedziła już zaraźliwego jadu swego do serca mojego, który następnie zdziałać miał złe skutki swoje, nie wznieciła jednak w sobie téj myśli, aby mi otworzyć szranki małżeńskiéj miłości, jeżeli uważała, że nie zdoła do szczętu wygasić we mnie téj namiętności, któréj rozetlałe zarzewie coraz bardziéj się iskrzyło, i gwałtownym w przyszłości pożarem owionąć mnie miało. Zaniedbała tego środka z obawy: by cała o mnie powzięta nadzieja, pętami małżeństwa nie została związaną; nie owa nadzieja przyszłego żywota, którą w tobie pobożna matka pokładała, ale nadzieja nauk, bym je gruntownie posiadał, tego sobie moi rodzice szczerze życzyli; ojciec prawie nie myślał o tobie, o mnie samą tylko próżność światową; matka zaś mniemała że nabyte nauki, nie będą dla mnie żadną przeszkodą, ale uważała je, jako stopnie, po których aż do osiągnięcia ciebie wznosić się miałem. Tak się tego domyślam, przywodząc sobie, ile mogę, na pamięć rodziców moich obyczaje; oprócz tego, zamiast użycia przezornéj surowości, rozpuszczano mi lejce do zabaw, do mnogich żądz i nieprawych czynów; to wszystko było gęstą mgłą, która zasłaniała moje oczy mój Boże! przed jasnością twéj prawdy; a stąd „wystąpiła jakoby z tłustości nieprawość moja [1].“







  1. Ps. 72, 7.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Augustyn z Hippony i tłumacza: Piotr Franciszek Pękalski.